Francuski łącznik

Barbara Hendricks, John Neal Axelrod, Jean-Guihen Queyras, Alexandre Tharaud: najmocniejszą stroną kolejnej edycji festiwalu okazała się jego obsada.

25.09.2006

Czyta się kilka minut

Zamiarem organizatora jest prezentacja muzyki z jednego tylko kręgu narodowościowego (po Rosji i Austrii czas na Francję), w możliwie jak najlepszych wykonaniach. Ta edukacyjna formuła, bez wyraźnego dyskursywnego klucza, pozostawia jednak pewien niedosyt. Poszczególnym "rozdziałom" festiwalu: muzyce kameralnej, fortepianowej, symfonicznej i operowej (bo tylko w ten sposób można było usystematyzować jego muzyczną treść) nie przyporządkowano żadnego tematycznego łącznika, niezbędnego w przypadku tego typu przedsięwzięć, a konfrontowanie muzyki sacrum w siedmiu odsłonach z jednym tylko widowiskiem scenicznym przynależnym profanum ("Carmen" Bizeta w hali walcowni huty Mittal Steel Poland) mogło tylko wzbudzić podejrzenia o celowe zaburzenie proporcji dla uzyskania efektu komercyjnego.

Trzeba jednak przyznać, że festiwal cieszył się uznaniem publiczności. Ale czy można w tak ciasnych ramach czasowych (siedem dni, w tym trzy spektakle "Carmen" w reż. Jarosława Stańka!) przedstawić reprezentatywny obraz francuskiego romantyzmu i modernizmu, z całym jego bogactwem i różnorodnością? Wybór siedmiu kompozytorów nastręcza spore trudności i musi, o ile nie będzie temu towarzyszyć bardziej konkretny zamysł, budzić kontrowersje. Można naiwnie spytać, dlaczego np. Bizet, a nie Gounod? Dlaczego nie zestawić z Ravelem Erica Satie (że byłby to świetny pomysł, udowodnił Alexandre Tharaud, wieńcząc swój ravelowski koncert "Lent Et Douloureux" z "Trois Gymnopedies") albo nie przedstawić mniej znanych kompozytorów jak Roussel, d'Indy, bądź nawet całej "rodziny" muzyków wywodzących się od Rameau? Cóż, bez spoiwa łączącego poszczególne koncerty najmocniejszą stroną festiwalu okazała się być jego obsada.

Już na poniedziałkowej inauguracji Barbara Hendricks i John Neal Axelrod zgromadzili w sali Filharmonii Krakowskiej tłumy. Wieczór otworzył cykl pieśni Hektora Berlioza "Les Nuits d'été" (Noce letnie) do słów Théophile'a Gautier. Intrygujący, pełen kontemplacyjnej godności sopran Barbary Hendricks pozwolił dostrzec w tych wczesnych utworach nieeksponowane dotąd zasoby szlachetności, liryzmu na niemal metafizycznym poziomie. W średnich rejestrach odnajdywał dramatyzm, w wyższych, z bogatym użyciem vibrato, pozwalał się delektować przepięknie wykończonymi frazami we wzruszającym pianissimo. Drugą część wieczoru wypełniła "Symfonia fantastyczna" pod batutą Axelroda z towarzyszeniem znakomitej orkiestry Sinfonietta Cracovia. Dyrygent, akompaniujący Hendricks z wyczuciem i umiarem, pokazał tutaj swoje drugie oblicze. Skupił się na elektryzującej grze z publicznością, w której najbardziej fascynował go fizyczny wymiar dźwięku, z niebywałą siłą apelujący do zmysłów słuchaczy. To się krakowskiej publiczności podobało - nagrodziła kapelmistrza (i sekcję dętą) owacją na stojąco.

Niekwestionowaną gwiazdą tegorocznego festiwalu okazał się Jean-Guihen Queyras - wiolonczelista po raz pierwszy goszczący w naszym kraju, na co dzień współpracujący z Pierre'em Boulezem i jego Ensemble Intercontemporain. W dwóch "Koncertach wiolonczelowych" Camille'a Saint-Saënsa (d-moll op. 119 i a-moll op. 33) Queyras postawił na pasję i logiczną strukturę, a w arcytrudnych partiach drugiego koncertu dał popis rzadko spotykanej wirtuozerii. Bez tandetnego sentymentalizmu i rozbuchanych emocji czarował słuchaczy każdym pociągnięciem smyczka, perfekcyjnie balansując pomiędzy bachowskim, chorałowym klimatem części pierwszej, a pełnym radosnej energii finałem. W "V Suicie c-moll" Bacha na wiolonczelę solo (bis) zdumiewał użyciem chropawych, zduszonych brzmień, do złudzenia przypominających dźwięki instrumentów dawnych.

Doskonałym partnerem Queyrasa okazał się francuski dyrygent Hervé Niquet, który w drugiej części mistrzowsko poprowadził "Symfonię a-moll" op. 55 Saint-Saënsa. Wzorcowe odczytanie partytury dało możliwość przyjrzenia się temu kompozytorowi w zupełnie innym świetle. Okazuje się, że umiejętne zestrojenie wpływów różnych kultur może dać zaskakująco spójny i niemal klasyczny w brzmieniu obraz całości.

I wreszcie dobrze znany krakowskiej publiczności Alexandre Tharaud zagrał w czasie dwóch wieczorów wszystkie fortepianowe dzieła Ravela. Francuski pianista stroni od repertuarowych i interpretacyjnych konwencji. W "Miroirs", cyklu jakby stworzonym dla jego biegłych palców i bogatej osobowości, zachwycał harmoniczną przejrzystością, giętkością frazy pełnej zaskakująco tanecznych efektów. Tharaud ma przedziwny przepis na muzykę: łączy intelekt z pasją, a smutek i melancholię wielobarwnych, delikatnych płaszczyzn brzmieniowych w piano równoważy ostrym, "wyrywanym" z klawiatury fortissimo. To może drażnić, ale, prócz nieprzewidywalności, wnosi do gry francuskiego pianisty element humanizmu. Biegunowo potraktowana dynamika daje wyraz tłumionym namiętnościom wybuchającym niekiedy z nieokiełznaną siłą.

Osobnym rozdziałem festiwalu były trzy koncerty kameralne w auli krakowskiej Akademii Muzycznej, z których każdy prezentował odmienny poziom. Najlepiej wypadło duo Ilyi Gringoltsa - skrzypka bezkompromisowego, z temperamentem - i Justyny Danczowskiej. Popołudnie poświęcone kompozycjom Gabriela Fauré przyniosło sporą dawkę wiedzy o jego twórczości i przyjemność wsłuchania się w doskonałą współpracę między dwójką wrażliwych muzyków. Niewiele gorzej wypadło krakowskie Violarium Trio (Anna Kozera - skrzypce, Mariusz Grochowski - altówka i Łukasz Szymakowski - wiolonczela) w "Sonatach" i "Trio á Cordes" Dariusa Milhauda, kładące nacisk przede wszystkim na czystość i poprawność stylistyczną. Świetne, z polotem wykonane "Trio" i cudowna zwiewność skrzypcowej frazy w drugiej części "Sonatine pour Violon et Alto" op. 226 ukazały nie w pełni odkryty wyrazowy potencjał muzyków. Trochę żal, że wszyscy troje częściej nie pozwalają sobie na odrobinę szaleństwa i fantazji.

Niewypałem był koncert Vanessy Wagner, pianistki amerykańskiej, zdobywczyni licznych fonograficznych wyróżnień (Rachmaninow, Skriabin, Schumann i Mozart), której Debussy po prostu irytował. Masywne dźwięki wydobywające się z fortepianu już od pierwszych taktów "Refleksów na wodzie" nie mogły być nośnikiem impresjonistycznych skojarzeń. Brakowało subtelnego lagato, uplastycznienia harmonii, perspektywy. To artystka dysponująca zdumiewającą techniką, z "charakterem". Czy jednak powinna brać się za repertuar wymagający nieco innych walorów?

***

Na kulturalnej mapie Krakowa festiwal ciągle pozostaje artystycznym wydarzeniem. Siłą rzeczy ma niemałe trudności z przystosowaniem się do wymagań publiczności (standardów, do których przez lata obecności w Krakowie Festiwalu Beethovenowskiego zdążyliśmy przywyknąć) i spełnieniem wszystkich pokładanych weń nadziei. Skromny budżet wciąż jeszcze nie pozwala na organizacyjny rozmach, nie zaspokaja w pełni apetytów słuchaczy. Najdotkliwiej daje się we znaki brak bodźców do refleksji, płaszczyzn do dyskusji, do swobodnie przywoływanych powiązań, konfrontowania różnych stylów, form, treści. Jeżeli więc Sacrum-Profanum ma stać się w przyszłości wydarzeniem naprawdę wielkiej rangi, to dobre chęci i niewątpliwe zaangażowanie organizatorów - wyławiających w morzu tuzinkowych produkcji wybitne muzyczne osobowości - z całą pewnością nie wystarczą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2006