Fragmenty i całość

Zbigniew Herbert: MISTRZ Z DELFT I INNE UTWORY ODNALEZIONE - "Jest to moja pierwsza próba w trudnym rodzaju essayu" - pisał Herbert do Jerzego Turowicza o swoim szkicu "Hamlet na granicy milczenia". Chciał się nim włączyć w dyskusję na temat szekspirowskiego bohatera, toczącą się w "Tygodniku Powszechnym", a wywołaną filmem Laurence’a Oliviera.

02.12.2008

Czyta się kilka minut

Był rok 1952, "Tygodnik" miał zostać wkrótce zamknięty, "essay" nigdy się na jego łamach nie ukazał, sam Herbert uważał go później za zaginiony. Odnalazł się po śmierci autora, opublikowały go "Zeszyty Literackie", a teraz otwiera przygotowaną przez redaktorkę "Zeszytów" książkę. Książkę, która w intencji Barbary Toruńczyk ma być czymś więcej niż zbiorem ineditów.

Dorobek Herberta w chwili jego śmierci wyglądał na stosunkowo szczupły. Stopniowe opracowywanie tekstów rozproszonych i pozostałych w rękopisie - o korespondencji nie wspominając - zmieniło ten obraz. Dzieło poety okazało się znacznie rozleglejsze, a przy tym połączone siecią powracających wątków i zaniechanych ścieżek.

"Herbert był autorem cyklów - pisze Barbara Toruńczyk. - Miał wizję książki, którą tworzył, i nowo powstającym utworom na ogół przyznawał określone miejsce w szerszej konstelacji, nawet jeśli w końcu plan ten był realizowany inaczej lub został zarzucony". "Mistrz z Delft" ma pokazać, że pisarstwo Herberta to swoiste "dzieło w toku", u którego źródeł tkwiła pewna całościowa wizja. Szkic, wiersz, proza poetycka, autokomentarz, wspomnienie - wszystkie te gatunki są w książce obecne - niezależnie od swojej indywidualnej wartości stanowią fragment mozaiki.

Te fragmenty wchodzą często w dialog z książkami, które już znamy. Tak jest z tytułowym, niedokończonym esejem o Vermee­rze i szkicami o "małych mistrzach", które pierwotnie miały się znaleźć w "Martwej naturze z wędzidłem". Tak jest z "Diariuszem greckim" ("próbowałem czegoś w rodzaju diariusza, ale to materiał z natury rzeczy surowy, uniemożliwiający syntezę" - mówił Herbert w 1972 r. Krystynie Nastulance w rozmowie dla "Polityki"), gdzie znajdziemy sformułowania wykorzystane w "Labiryncie nad morzem". A jeden z najpiękniejszych tekstów tomu, dwustronicowa "Kartka z podróży" na wyspę Holy Iona w archipelagu Hebrydów, jest nie tylko - być może - śladem niezrealizowanego większego projektu, ale też wspaniałą glosą do fragmentu równie wspaniałej "Modlitwy Pana Cogito - podróżnika".

Wracam na koniec do "Hamleta...". Ta pierwsza próba Herberta w "trudnym rodzaju essayu", którego jest dziś dla nas mistrzem, czytana po ponad półwieczu okazuje się bardzo dojrzała. Brawurowa obrona księcia duńskiego przed zarzutami ze strony autorytetów nie byle jakich, bo na przykład Goethego, opiera się na przekonaniu, że u Hamleta "myślenie nie przeciwstawia się życiu ani innym władzom wewnętrznym", że "myśli on całym swoim życiem i całą swoją osobą", a "palce dotykające czaszki Jorika są początkiem refleksji". Hamlet to nie krewny Wertera; sentymentalny gest nieszczęsnego wielbiciela Lotty jest czymś zasadniczo odmiennym od głębokiego dramatu księcia.

"Los jest nieubłaganą obcą siłą, z którą ani paktować nie można, ani jej skruszyć - pisze młody Herbert. - Bohaterowie tedy buntują się i walczą. Hamlet należy do tych sprawiedliwych, którzy nie wygrażają pięściami niebu, ale dorastają do losu. Kiedy się go już dotknie rozumem i sercem, kiedy się go wewnętrznie zaakceptuje, przestaje on być gwałtem, a staje się siłą bohatera". W ostatniej scenie dramatu Hamlet jest już "wyższy ponad wszystkie ślepe siły wszechświata". Opracowując tom korespondencji Herberta z Turowiczem, zastanawiałem się, czy dyskusja o Hamlecie była w 1952 roku wobec szalejącej cenzury jednym z tematów zastępczych, i dlaczego właściwie "essay" się wtedy nie ukazał. Dziś wiem, że w przypadku Herberta chodziło o sprawy najważniejsze - i jego głos mógł być w tamtym czasie dla cenzury wyzwaniem. (Zeszyty Literackie, Warszawa 2008, ss. 212. Opracowała, ułożyła w tom i opatrzyła komentarzem Barbara Toruńczyk, współpraca: Henryk Citko.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2008