Flandryjskie maki na polach Donbasu

II wojna światowa zamiast wojny ojczyźnianej, czerwone maki zamiast rosyjskich wstążek świętego Jerzego: emancypując się od Kremla, Ukraina buduje dziś nową narrację historyczną.

21.06.2015

Czyta się kilka minut

„1939–1945. Pamiętamy – zwyciężamy”, tak brzmiało w tym roku główne hasło ukraińskich obchodów 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Widoczny w tle Pomnik Matki Ojczyzny udekorowano papierowymi makami. Kijów, maj 2015 r. / Fot. Anatolii Stepanov / AFP / EAST NEWS
„1939–1945. Pamiętamy – zwyciężamy”, tak brzmiało w tym roku główne hasło ukraińskich obchodów 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Widoczny w tle Pomnik Matki Ojczyzny udekorowano papierowymi makami. Kijów, maj 2015 r. / Fot. Anatolii Stepanov / AFP / EAST NEWS

Dwa lata temu zastanawiałem się na łamach „Tygodnika” nad głównym wyzwaniem dla ukraińskiej polityki historycznej: koniecznością pogodzenia pozytywnej pamięci o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej z takąż pamięcią o UPA [„TP” nr 27/2013 – red.].


Wydawało się to zadaniem nierozwiązalnym. Zresztą polityka historyczna Kijowa za rządów prezydenta Wiktora Janukowycza starała się w ogóle wyciszać pamięć o ukraińskim ruchu niepodległościowym, a akcentowała to, co mogło łączyć pamięć rosyjską i ukraińską.


Dziś sytuacja jest inna. Kijów wybrnął z powyższego dylematu, odrzucając określenie „Wielka Wojna Ojczyźniana”, ale nie rezygnując z dumy z ukraińskiego wkładu w pokonanie III Rzeszy. Nowa narracja pamięci narodowej – sformowana w ostatnich miesiącach – jest już dojrzała intelektualnie, a w maju tego roku była propagowana jako oficjalna doktryna państwa. Wejdzie do nauczania szkolnego i będzie kształtować świadomość narodu, zbliżając ukraińską percepcję II wojny światowej do europejskiej. Ale też – poprzez uznanie działalności Ukraińskiej Powstańczej Armii za część tego wkładu – oddalając ją od percepcji polskiej.


Już nie będziemy braćmi


Ta zmiana dojrzewała długo. Traktowanie UPA jako samodzielnego uczestnika II wojny światowej i sojusznika aliantów (choć nie Związku Sowieckiego) jest obecne w podręcznikach szkolnych od ponad 20 lat; idea odrębności i samodzielności ukraińskiego udziału w tej wojnie także torowała sobie drogę od pewnego czasu. I być może dojrzewałaby jeszcze jakiś czas.


Przełom przyniosła nie tyle Rewolucja Godności na Majdanie, ile wojna. Szok, że Rosjanie i Ukraińcy mogą strzelać do siebie. A także nieznana chyba od carskich czasów rosyjska agresja ideowa – powrót Moskwy do poglądu, że naród ukraiński nie istnieje, a naturalnym przeznaczeniem Ukraińców jest udział we wszechrosyjskości. 

Reakcją był krzyk „nigdy już nie będziemy braćmi” (utrwalony w wierszu Anastasiji Dmytruk), który szybko przekształcił się w uznanie, że Rosjanie i Ukraińcy nigdy w przeszłości braćmi nie byli. Zatem – cokolwiek w duchu Orwella – nie mogło także być w przeszłości „wspólnego”, sowieckiego zwycięstwa.


Nowe pokolenie, dla którego państwo ukraińskie jest już rzeczywistością zastaną, a obecna wojna doświadczeniem radykalnie nowym, potrzebuje nowej narracji. Patrzy w przyszłość, więc oczekuje słów o bohaterstwie prowadzącym do zwycięstw, a nie – o klęskach. Nie zadowala ich promowana przez prezydenta Wiktora Juszczenkę w latach 2005-10 wizja dziejów, stawiająca w centrum Hołodomor (katastrofalny głód z lat 1932-33) i Baturyn (ostateczną zagładę państwa kozackiego za cara Piotra I). „Pamiętamy – zwyciężamy” – to główne na Ukrainie hasło majowych obchodów 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej trafia do nich znacznie lepiej. Pamięć służąca zwycięstwu, więc przyszłości.


Ukraina wśród zwycięzców


W nowej narracji pamięci Ukraina jest pełnoprawnym uczestnikiem i jednym ze zwycięzców w II wojnie światowej, obok Rosji, USA, Wielkiej Brytanii i innych. W tej narracji jest miejsce dla UPA, ale nie dla formacji jednoznacznie kolaborujących z III Rzeszą, jak dywizja SS Galizien – żadnej z takich formacji nie ma w oficjalnym spisie struktur, których członków uznano teraz za „bojowników o niezależność Ukrainy w XX wieku”, od 1917 do 1991 r.


II wojna światowa także dla Ukraińców zaczyna się teraz w 1939 r. – od wspólnej wraz z Polakami walki z niemiecką agresją, a kończy nie w maju 1945 r. w Berlinie, ale we wrześniu 1945 r. na Dalekim Wschodzie. Nie tylko dlatego, że gen. Derewjanko, który w imieniu ZSRR przyjmował kapitulację Japonii, był Ukraińcem – lecz bardziej dlatego, że wśród sześciu marines, którzy wznieśli słynny sztandar zwycięstwa nad Iwo Jimą, był Michael Strank, Rusin spod słowackiego Preszowa, który w wieku sześciu lat wyemigrował wraz z rodzicami do USA.


To nie była wojna Ukrainy, ale wojna Ukraińców. Mających różne obywatelstwa, walczących w różnych armiach. W Wojsku Polskim (w tym u Andersa), Armii Czerwonej, siłach zbrojnych USA, Kanady i Wielkiej Brytanii, we francuskim ruchu oporu... I oczywiście w szeregach UPA, „jedynej, która w tej wojnie wystąpiła pod ukraińskim sztandarem” (to cytat z broszury Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej pt. „Ukraina w Drugiej Wojnie Światowej”). W ten sposób naród ukraiński staje wśród Narodów Zjednoczonych – jak cokolwiek ahistorycznie zwie się często na Ukrainie koalicję antyhitlerowską.


Warto odnotować, że w tej narracji jest już miejsce na pamięć o Holokauście (choć wciąż jest to miejsce na marginesie), w tym na przypomnienie o udziale w tej i innych zbrodniach ukraińskich kolaborantów. Jednak zbrodnie UPA wciąż są maskowane sformułowaniami o „konflikcie, którego ofiarami stała się także ludność cywilna z obu stron” (z tejże broszury UIPN). Uznanie przez Ukrainę, że banderowska partyzantka ma na sumieniu zbrodnie ludobójstwa, wydaje się dziś odleglejsze niż przed 10 laty.


Czerwono-czarna kokarda


Symbolem nowej ukraińskiej pamięci stał się dziś czerwony mak. 8 maja tego roku nosili go w Kijowie politycy i ludzie na ulicach. Mak, wzorowany na brytyjskim, wprowadzono przede wszystkim jako kontrsymbol – wobec rosyjskiej kokardy w czarno-pomarańczowych barwach Orderu św. Jerzego.


W Wielkiej Brytanii mak to symbol pamięci żałobnej, zresztą raczej o pierwszej niż o drugiej wojnie światowej (i dlatego u nas praktycznie nieznany). Na Ukrainie miał stać się symbolem także pamięci triumfującej. Oficjalna wersja tej kokardy przypomina raczej dziurę po kuli niż kwiat – i nie jest to przypadek, lecz świadomy zamiar. Budzi też skojarzenia z barwami banderowskiej OUN – i nie mam wątpliwości, że to też było zamiarem projektanta. W niektórych miastach Ukrainy dostrzeżono to podobieństwo i opracowano własne, lokalne warianty kokardy, jednoznacznie przedstawiające kwiat maku.


UIPN ogłosił też konkurs na tłumaczenie wiersza „In Flanders Fields” („Na polach Flandrii”) autorstwa Johna McCrae’a – kanadyjskiego poety i lekarza wojskowego, który podczas I wojny światowej służył w szpitalach polowych na froncie zachodnim (i zmarł tam w 1918 r. na zapalenie płuc). W wierszu „Na polach Flandrii” (napisanym w 1915 r. po śmierci przyjaciela; wydrukowany w prasie, zyskał on natychmiast ogromną popularność) McCrae podniósł właśnie polne maki do rangi symbolu I wojny światowej. „Na polach Flandrii maki wybuchają / i szeregami przy krzyżach stają...” (tłumaczenie własne). Przesłanie tego wiersza bynajmniej nie jest pacyfistyczne; jest on pochwałą żołnierskiego wysiłku i wezwaniem do jego kontynuacji.


Tak stara narracja ma posłużyć nowej: pamiętając – zwyciężamy. A czerwono-czarna kokarda (raczej kokarda właśnie niż flaga) – ma stać się jednym z ukraińskich symboli narodowych.


Republika Ludowa rediviva


Pierwotny projekt uchwalonej w kwietniu tego roku ustawy o uczczeniu bojowników o niezależność Ukrainy zawierał obszerną preambułę, wywodzącą ciągłość współczesnego państwa Ukrainy od Ukraińskiej Republiki Ludowej (UNR) z lat 1917-20, kontynuowanej na uchodźstwie aż do 1992 r., gdy ostatni prezydent UNR przekazał prezydentowi Ukrainy insygnia państwowe Republiki. Okres władzy sowieckiej określono w niej jako okupację, zrywając z dotychczasowym uznawaniem ciągłości Ukrainy z Ukraińską Socjalistyczną Republiką Sowiecką. Walka o niepodległość była walką o restytucję UNR, była zatem legalna. Wywód spójny i celny.


W ostatniej chwili ten rządowy projekt został wycofany i zastąpiony nowym, firmowanym przez Jurija Szuchewycza (syna dowódcy UPA, dziś parlamentarzysty), ale napisanym przez tych samych autorów, ekspertów UIPN. W tym nowym zabrakło preambuły, pozostało jednak sformułowanie o legalności walki o niepodległość.


Jakie były powody tego kroku wstecz, na razie nie wiemy. Ale prędzej czy później (raczej prędzej) temat powróci – i Ukraina uzna się oficjalnie za kontynuatorkę centrolewicowej UNR, a nie komunistycznej USRS. Dokonujący się zwrot w tym kierunku potwierdza wyświetlenie przez jedną z ukraińskich telewizji 9 maja (w Dniu Zwycięstwa nad Nazizmem w II Wojnie Światowej, wciąż świątecznym) filmu polskiego dokumentalisty Jerzego Lubacha „Trudne braterstwo”, mówiącego o pakcie Piłsudski– –Petlura z 1920 r. To także sposób, by pamięć służyła zwycięstwu.


Za co chce karać Ukraina


Warto tu wyjaśnić nieporozumienie dotyczące przepisów karnych ustaw dekomunizacyjnych, mieszające ustawę o uczczeniu bojowników z ustawą o zakazie ideologii komunistycznej. Ta druga wpisuje do kodeksu karnego sankcję za publiczne posługiwanie się symboliką totalitarną i propagowanie ustrojów komunistycznego i nazistowskiego. Podobne rozwiązanie (choć przewidujące niższą karę) mamy w polskim kodeksie karnym.


Natomiast ustawa o statusie bojowników uznaje kwestionowanie legalności (a nie „słuszności” czy „zasadności”, jak często twierdzono w polskich mediach) walki o niepodległość Ukrainy za obrazę pamięci bojowników o nią oraz za akt bezprawia. Nie jest to zagrożone karą. Może być natomiast uznane za przejaw „pogardliwego stosunku” do bojowników, który pociąga za sobą „odpowiedzialność zgodnie z prawodawstwem”. Taki zapis, oczywisty bubel prawny, jest tak naprawdę pusty: nie odwołuje się do żadnej konkretnej normy, nie mówi nawet o odpowiedzialności karnej (a nie np. administracyjnej). Wzbudził on wątpliwości prezydenta Petra Poroszenki, który zapowiedział jego nowelizację.


Tak określona prawna ochrona poglądu o legalności walki Ukraińców o niepodległość i godności bojowników nie oznacza zakazu badań naukowych, krytyki określonych działań tych czy innych formacji (czy to UPA, czy powstańców z lat 1918-19, odpowiedzialnych m.in. za liczne pogromy Żydów) ani nie oznacza zakazu publicznego naświetlania ich zbrodni. Choć pewnie będzie wykorzystywana w tym celu, zwłaszcza w publicystyce.


Ale przyczyną ataków, z jakimi spotkały się ukraińskie „ustawy historyczne”, było nie tyle zagrożenie dla wolności badań naukowych i wolności słowa czy „heroizacja” UPA (ten wątek miał znaczenie tylko w Polsce), ile postawienie komunizmu i nazizmu na jednej płaszczyźnie – co wciąż jest kamieniem obrazy dla europejskich środowisk lewicowych i liberalnych.


Swoje miejsce na ziemi


Tymothy Snyder stwierdził niedawno na łamach „Tygodnika”, że Ukraina musi najpierw napisać swą historię jako historię narodową, zanim będzie mogła podjąć dyskusję nad nią zgodnie ze współczesnymi, „postnarodowymi” konwencjami [„TP” nr 20/2015 – red.]. Dodałbym, że nie tylko napisać, ale także nauczyć się jej, przejąć się nią. Wbrew zewnętrznej i wewnętrznej krytyce.


Polacy i wiele innych narodów Europy mieli czas na wypracowanie silnej tożsamości historycznej, opartej na dumie z dziejów narodu i państwa wówczas, gdy podejście narodowe było dominującym paradygmatem. Opierając się na tym fundamencie, mogli także podjąć refleksję nad błędami i grzechami dziejów narodu, przyjąć nowe paradygmaty i konwencje, wcześniej nieistniejące lub marginalne.


Ukraina nie miała takiej możliwości. Musiała podjąć budowę narodowej tradycji historycznej za późno, w dodatku – w stałej konfrontacji z siłami aktywnie przeciwdziałającymi konsolidacji ukraińskiej pamięci historycznej, zainteresowanymi rozpadem ukraińskiej wspólnoty narodowej.


Ta niewspółmierność rozwoju refleksji historycznej jest źródłem coraz większych napięć, coraz większych trudności – zwłaszcza w stosunkach polsko-ukraińskich. Włączanie UPA do ukraińskiej narracji patriotycznej czyni tę narrację dla nas jeszcze trudniejszą do przyjęcia. Ale Ukraina chyba nie ma innej drogi niż budowa narracji skupionej na czynnej walce z wrogiem. Trwa wojna, a jej czas nie służy liberalizmowi, ważeniu racji, odkrywaniu ciemnych kart przeszłości.


Aby podjąć ten trud, trzeba być pewnym swego miejsca na ziemi. Tego dosłownego i tego symbolicznego. ©

Autor jest politologiem w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia. Autor książek „Historia Ukrainy XX w.” i „Trud niepodległości. Ukraina na przełomie tysiącleci”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2015