Zaczęło się pod Krutami

Mija wiek od momentu, gdy Ukraińcy podjęli próbę zbudowania własnego państwa. Inaczej niż Polakom, wtedy im się to nie udało.

15.01.2018

Czyta się kilka minut

Ukraińscy studenci i uczniowie powstrzymują marsz bolszewików na Kijów w bitwie pod Krutami, w styczniu 1918 r. Obraz A. Klimko. / DOMENA PUBLICZNA
Ukraińscy studenci i uczniowie powstrzymują marsz bolszewików na Kijów w bitwie pod Krutami, w styczniu 1918 r. Obraz A. Klimko. / DOMENA PUBLICZNA

Wówczas, sto lat temu, zrazu zbyt mała okazała się determinacja i gotowość do ofiar. Potem zabrakło przede wszystkim „świętej zgody” – poczucia, że do czasu ugruntowania niepodległego bytu wszystko inne ma drugorzędne znaczenie. Zbyt wielka okazała się też przewaga bolszewickiej Rosji – tym bardziej że Ukraina nie miała żadnego sojusznika. Gdy w końcu wiosną 1920 r. zawarła sojusz z Polską, było już za późno.

Ta tradycja, tradycja Ukraińskiej Republiki Ludowej – bo tak nazwało się pierwsze ukraińskie państwo – została spotwarzona i zakłamana przez komunistów, a także wyparta z pamięci narodu. Również po odzyskaniu niepodległości w 1991 r. wracano do niej niechętnie, z trudnych do zrozumienia przyczyn. Powraca dopiero dziś, po stu latach – i na fali wojny z Rosją.

Bój pod stacją

To wioska w obwodzie czernihowskim, nieopodal Niżyna (starej stolicy hetmańskiej, w wieku XVIII miasta większego i znaczniejszego od Kijowa). Położona na otwartej równinie Zadnieprza, w pobliżu traktu wiodącego z Kijowa do Moskwy – Kruty to wioska, jakich wiele. Dziś liczy 1300 mieszkańców; bliższy stacji kolejowej przysiółek Pamjatne ma ich 400. Rosyjskim zwyczajem stację zlokalizowano parę kilometrów od wsi.

Dziś to ledwie lokalny przystanek. Ale sto lat temu była to węzłowa stacja kolei żelaznej – kluczowego i strategicznego wówczas środka transportu i zaopatrzenia, zarówno dla wojsk, jak też dla funkcjonowania państw całej Europy.

29 stycznia 1918 r. pod stacją Kruty ok. 600 żołnierzy Ukraińskiej Republiki Ludowej (ukraiński skrót: UNR) zastąpiło drogę kilkutysięcznemu zgrupowaniu bolszewickiej Gwardii Czerwonej. Bolszewicy parli na Kijów, gdzie od kilku dni trwało powstanie zwrócone przeciw Republice.

W pierwszym rzucie czerwoni mieli około tysiąca ludzi, dwa pociągi pancerne i baterię dział polowych. Ukraińcy za całe wsparcie mieli improwizowany pociąg bojowy z jednym lub dwoma działami. Część z tych 600 żołnierzy stanowili niedoświadczeni studenci, gimnazjaliści i junkrzy (podchorążowie). Można spotkać też wyższe szacunki tak ogólnej liczebności, jak i strat obu stron – żadna z nich nie miała wówczas porządnej ewidencji. Ani służb pogrzebowych.

Bój trwał prawie dziesięć godzin. Ukraińcy ponieśli dotkliwą porażkę i musieli się wycofać. Stracili prawdopodobnie ok. stu zabitych i kilkudziesięciu jeńców, rozstrzelanych przez zwycięzców. Te dane są prawdopodobniejsze od podawanych wcześniej ponad trzystu zabitych: niedoświadczone oddziały, które straciły połowę stanu (nie licząc rannych), nie byłyby zdolne do dalszej walki. A Ukraińcy wycofywali się spod Krut w porządku, niszcząc za sobą mosty, przepusty i częściowo nawet tory kolejowe.

Straty bolszewików wyniosły, jak się ocenia, ok. trzystu zabitych (lub łącznie zabitych i rannych). Wygrali oni bitwę, utrzymali pole walki. Ale musieli się zatrzymać, a potem kontynuować natarcie nie pociągami, lecz na podwodach, w błocie nagłych roztopów. Nie dotarli na czas do Kijowa. I w wymiarze strategicznym – przegrali. Przynajmniej chwilowo.

Wojna o niepodległość Ukrainy trwała już wówczas od miesiąca. Pod koniec grudnia 1917 r. bolszewicy zdobyli Charków, a w połowie stycznia ruszyli na Kijów. Mieli wówczas na Ukrainie prawdopodobnie ok. 7 tys. ludzi, gdy Ukraińcy – tylko ok. 4 tys. Czerwoni górowali nie tylko uzbrojeniem, lecz i zdecydowaniem. Przy tak nieznacznych siłach ta faza wojny toczyła się wzdłuż linii kolejowych, zmuszając nacierających do ich nieustannego naprawiania.

Kilka dni przed Krutami, 24-27 stycznia, inne formacje ukraińskie bezskutecznie broniły Bachmacza. Na początku lutego trwały walki o węzeł kolejowy w kijowskiej już Darnicy. Ale to Kruty przeszły do legendy jako chrzest bojowy pierwszej armii nowoczesnej Ukrainy.

Między Arsenałem a Brześciem

Zakłady zbrojeniowe Arsenał – największy ośrodek przemysłowy ówczesnego Kijowa – pozostawał pod wpływem bolszewików (jak wiele, może większość centrów wszechrosyjskiego przemysłu ciężkiego). Ci 25 stycznia wywołali drugie już powstanie w mieście, licząc na szybkie wsparcie ze wschodu i obalenie UNR, która trzy dni wcześniej proklamowała niepodległość.

Siły bolszewickich powstańców szacowano na 7 tys., ukraińskie rządowe na 8 tys. ludzi. Jedni i drudzy byli źle wyszkoleni, słabo zorganizowani i niezdyscyplinowani. Walki trwały do 4 lutego, padło w nich kilka tysięcy zabitych, w tym trzystu rozstrzelanych po kapitulacji Arsenału (potem bolszewicy po zajęciu miasta w ciągu kilku dni rozstrzelają 5 tys. kijowian).

Gdy kilka dni później Czerwona Gwardia dotarła do mostów na Dnieprze, władze Republiki zdecydowały się oddać stolicę bez walki, ratując ośrodek polityczny i pozostałe 3 tys. żołnierzy. Ale Republika nie była już sama.

Pod Bachmaczem, Krutami i Darnicą nie chodziło o pokonanie bolszewików, których przewaga była zbyt wielka. Chodziło o czas dla ukraińskiej delegacji, prowadzącej w Brześciu Litewskim (dziś Brześć nad Bugiem) rokowania pokojowe z Niemcami i Austro-Węgrami.

Ostatecznie traktat pokojowy (nie należy go mylić z późniejszym o miesiąc traktatem pokojowym mocarstw centralnych z Rosją) zawarto 9 lutego 1918 r., na dzień po oddaniu przez UNR Kijowa. Gdyby bolszewicy zajęli miasto wcześniej, około 30 stycznia (a tak byłoby bez bitwy pod Krutami), wtedy rokowania brzeskie najpewniej zostałyby zerwane, na co przez cały czas nalegali negocjatorzy sowieckiej Rosji. A wówczas Ukraińska Republika Ludowa podzieliłaby losy wielu efemerycznych państw, powstających i upadających w toku tamtej wszechrosyjskiej rewolucji i wojny domowej.

Dziesięć dni po zawarciu traktatu armia niemiecka, zajmująca pozycje na froncie wschodnim, wkroczyła na Ukrainę – jako zaproszony sojusznik, nie jako okupant. Armia ukraińska musiała wytrwać na wschodnim Wołyniu w walce z na poły imperialnymi jeszcze, na poły już bolszewickimi oddziałami starej armii rosyjskiej. A gdy pod koniec lutego nawiązała kontakt z wkraczającymi na Ukrainę Niemcami, powróciła do Kijowa 1 marca. Później jej oddziały, zreorganizowane i dozbrojone, pójdą na wschód i południe, wkroczą nawet na Krym...

Ale Niemcy i Austriacy dość szybko okazali się okupantami. Interesowały ich tylko dostawy żywności dla głodujących Niemiec i możliwość odpoczynku dla umęczonych wojną okopową żołnierzy. Pokój na wschodzie pozwolił im też znów myśleć o zwycięstwie na zachodzie – gdzie wciąż trwała wojna światowa. A że tym konserwatywnym monarchiom nie w smak był socjalistyczny charakter Ukraińskiej Republiki Ludowej, zatem w kwietniu 1918 r. poparli zamach stanu gen. Skoropadskiego, który jako hetman (dyktator z ambicjami monarchicznymi) rządził już nie republiką, lecz Państwem Ukraińskim.

Rewolucyjna droga do niepodległości

Ukraińska Republika Ludowa powstawała na fali wszechrosyjskiej rewolucji, gdy po obaleniu caratu powszechnie oczekiwano przebudowy młodej republiki w państwo federacyjne. A także na fali wiary w socjalizm, „powszechną federację pracy”, ­która sama z siebie zniesie przeciwieństwa narodowościowe, wprowadzi powszechne braterstwo. Pułki i korpusy starej armii carskiej przebudowywano na zasadach narodowościowych (polonizowano, ukrainizowano, finlandyzowano), jednocześnie znosząc dyscyplinę wojskową (w czasie wojny!).

Rewolucjoniści – nie tylko ukraińscy – byli przekonani, że stała armia nie jest potrzebna, bo wystarczy powszechne uzbrojenie ludu, że nie jest potrzebna policja, biurokracja, państwo w ogóle... Chyba tylko kierownictwo bolszewików rozumiało, że rewolucyjna retoryka to jedno, a realna polityka – to zupełnie co innego. I póki sami nie sięgnęli po władzę, promowali przede wszystkim zamęt, pojęciowy i realny, dążąc do tego, aby żadne inne ugrupowanie (poza ich własnym) nie stało się rzeczywistą siłą polityczno-wojskową.

Na ówczesnej ukraińskiej scenie politycznej dominowała lewica: socjaliści-rewolucjoniści (eserowcy), widzący główną siłę rewolucyjną w biedocie i proletariacie wiejskim, oraz socjaldemokraci (programowo zbliżeni do rosyjskich mieńszewików), odwołujący się do proletariatu przemysłowego. Oprócz tego było jeszcze kilka ugrupowań centrowych, w tym tylko jedno – konsekwentnie niepodległościowe. Prawicy nie było wcale: na Ukrainie była wówczas jedynie prawica rosyjska, negująca jakąkolwiek odrębność „Małorosji” (jak w Rosji zwano ziemie zamieszkane przez Ukraińców).

Nacjonalizm ukraiński – w jego europejskim rozumieniu, bo dla Rosjan nacjonalizmem była już sama myśl o odrębności „Małorusów” od narodu rosyjskiego – właściwie wówczas nie istniał. Mykoła Michnowśkyj, pierwszy konsekwentny niepodległościowiec i nacjonalista, cieszył się niewielkim poparciem (głównie w kręgach wojskowych) i przegrał walkę o wpływ na kształt rodzącego się państwa. Zaś Dmytro Doncow, późniejszy twórca założeń ukraińskiego nacjonalizmu integralnego, przebywał w tym czasie na emigracji. Wróci do Kijowa już po upadku Republiki, a i wtedy nie odegra żadnej roli (jego czas przyjdzie dopiero po klęsce).

Powołana w marcu 1917 r., wkrótce po obaleniu caratu, Ukraińska Centralna Rada – zgromadzenie przedstawicieli partii politycznych i organizacji społecznych, a później też rad delegatów ludowych (robotniczych, chłopskich i żołnierskich), swoisty „przed-parlament” – oraz utworzony przez Radę w czerwcu Sekretariat Generalny, rząd ukraiński (ale nie rząd Ukrainy), zmarnowały wielki potencjał poparcia dla idei niepodległości, jaki istniał wiosną 1917 r.

Poprzestali na wynegocjowaniu z Rządem Tymczasowym Rosji – powstałym po abdykacji cara – dość szerokiej autonomii. Ukraińscy politycy nie dojrzeli do myśli o niepodległości, o odrębnym bycie państwowym. Wielu z nich nie dojrzało do niej do końca. Jeśli budowali ją w kolejnych miesiącach i latach, to pod presją wydarzeń.

Odrębna, ale nie niepodległa

Dopiero po przewrocie bolszewickim, 20 listopada 1917 r., Centralna Rada proklamowała powstanie Ukraińskiej Republiki Ludowej, jednak – to dosłowny cytat! – „nie oddzielając się od Republiki Rosyjskiej”, tj. w federacyjnym związku z Rosją. Jednocześnie Rada ogłosiła wywłaszczenie wielkiej własności ziemskiej bez odszkodowania, zniesienie kary śmierci i inne posunięcia o charakterze rewolucyjnym, socjalistycznym.

Nowa Ukraina miała być więc odrębna, ale nie – niepodległa.

Najważniejsze okazało się określenie przez Radę granic Ukraińskiej Republiki Ludowej, obejmujących gubernie: wołyńską, podolską, kijowską, czernihowską, połtawską, katerynosławską, charkowską oraz chersonską z wyłączeniem Krymu. Była to praktycznie całość ziem byłego Imperium Rosyjskiego o przewadze Ukraińców, łącznie z większą częścią Donbasu (gdzie wówczas wieś była niemal czysto ukraińska). Tymczasem republikańska, a potem bolszewicka Rosja odmawiała Ukrainie praw do przemysłowego wschodu i ziem nadmorskich.

Przypomnienie tego ostatniego jest ważne: to nie bolszewicy „wymyślili” granice Ukrainy, jak dziś można usłyszeć w Moskwie. Oni jedynie poczuli się zmuszeni do realizacji programu ukraińskiej lewicy niepodległościowej, bo bez kontroli nad Ukrainą ich państwo nie mogło przetrwać. Powołując w grudniu 1917 r. Sowiecką Ukraińską Republikę Ludową, zaakceptowali ten program (później kierownictwo sowieckie nie poparło projektu odłączenia od Ukrainy wschodnich okręgów przemysłowych jako Doniecko-Krzyworoskiej Republiki Sowieckiej).

Siła i determinacja oporu Ukraińców w następnych latach doprowadziły też do zorganizowania powstającej „ojczyzny światowego proletariatu” jako państwa federacyjnego. I nieważne, że sowieckie republiki związkowe były państwami czysto formalnie – gdy w 1991 r. wybiła godzina upadku Związku Sowieckiego, ten właśnie formalny status pozwolił im sięgnąć po niepodległość, a wspólnocie między­narodowej – uznać legalność ich emancypacji.

Zaniechania i błędy

Reakcją bolszewików na powołanie Ukraińskiej Republiki Ludowej była inwazja.

Zapewne zdawali sobie sprawę ze słabości nowego tworu – i lepiej niż ich przeciwnicy z Kijowa rozumieli też znaczenie czasu. Władze polityczne Republiki zbyt wiele razy lekceważyły postulaty swoich wojskowych, żądających proklamowania pełnej niepodległości. Nawet proklamujący UNR III Uniwersał [tj. manifest – red.] został uchwalony pod presją obradującego w tym czasie w Kijowie Zjazdu Wojskowego (3 tys. jego uczestników było siłą zdolną obalić Radę).

Wcześniej, w lipcu 1917 r., rządzący socjaliści zdołali udaremnić pucz zorganizowanych w Kijowie ukraińskich jednostek wojskowych i wyprawić je na front (pamiętajmy – po abdykacji cara Republika Rosyjska wciąż toczyła wojnę z Niemcami i Austro-Węgrami). Nie zrobiono nic, by związać z Ukraińską Republiką zukrainizowane jednostki armii rosyjskiej (tj. przeorganizowane na zasadach etnicznych; były wśród nich m.in. trzy Korpusy Polskie) – choć jesienią 1917 r. to właśnie dowodzony przez gen. Skoropadskiego (przyszłego hetmana) zukrainizowany korpus zapewnił spokój na centralnej Ukrainie, zwalczając bandy zbolszewizowanych dezerterów.

W efekcie zamiast 300 tys. żołnierzy, nominalnie podporządkowanych Centralnej Radzie w lipcu-sierpniu 1917 r., na początku 1918 r. w obronie Ukraińskiej Republiki Ludowej przed bolszewikami stanęło zaledwie 7-8 tys. ludzi, i to w znacznej mierze członków improwizowanych ochotniczych formacji, pozbawionych zaplecza kwatermistrzowskiego i nietworzących jednolitej struktury. Byli bitni, w dużej mierze byli weteranami I wojny światowej. Ale stworzenie z nich armii wymagało czasu. A czasu nie było.

Dopiero po miesiącu wojny, 22 stycznia 1918 r., Centralna Rada zdecydowała się wydać IV Uniwersał, proklamujący niepodległość UNR. Zdaniem części historyków uczyniła to pod presją Niemiec, w pokoju z którymi Ukraina szukała ocalenia. Ci zaś – całkiem rozsądnie – nie widzieli możliwości zawarcia pokoju z autonomiczną prowincją państwa, z którym skąd­inąd także chcieli zawrzeć pokój.

Godzina próby

Ale nawet wtedy kijowscy socjaliści nie wyobrażali sobie pełnej niepodległości, samodzielnego bytu państwowego: w ostatnich zdaniach IV Uniwersału czytamy, że przyszła ukraińska Konstytuanta „będzie decydować o federacyjnym związku z republikami ludowymi byłego państwa rosyjskiego”. Widzieli więc przyszłość Ukrainy jako czegoś w rodzaju Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki, tyle że nie bolszewickiej.

Jednocześnie zapowiedziano... rozpuszczenie armii stałej z chwilą zawarcia pokoju i powołania w jej miejsce „milicji ludowej, aby wojsko nasze chroniło lud roboczy, a nie słuchało życzeń warstw panujących”.

Był to krok samobójczy, pieczętujący upadek Republiki. Późniejsze wydarzenia – nie tylko na Ukrainie – pokazały, że ­zanarchizowana i zdemoralizowana „stara” armia miała potencjał odrodzenia. Skorzystała z tego potencjału tak biała, jak też czerwona Rosja. Ukraina nie zdołała. Czy raczej – nie zechciała.

Potem były Kruty, utrata Kijowa, pokój brzeski i obalenie Republiki, rządy hetmana i ich obalenie przez socjalistów po krótkiej wojnie domowej, nowy najazd rosyjski, tym razem podwójny – biały i czerwony, kolejna katastrofa i wymuszony sojusz z Polską w 1920 r., który odwlekł ostateczny upadek niepodległej Ukrainy ledwie o pół roku.

Gdyby nie zlekceważenie w 1917 r. wojskowego aspektu niepodległości, bieg wydarzeń mógł być inny.

Ale też – dzięki tym wydarzeniom powstało autonomiczne państwo z własnym aparatem biurokratycznym, możliwe było dziesięciolecie sowieckiej ukrainizacji, umacniające język i kulturę narodu przed kolejną falą rusyfikacji oraz katastrofą kolektywizacji i Hołodomoru. Pokraczna poczwarka, w której naród czekał odmiany losu. A zaczęło się pod Krutami.

Powrót do Krut

W Kijowie do dziś nie ma pomnika poległych pod Krutami – oprócz nagrobka na bratniej mogile kilkudziesięciu studentów, ekshumowanych wiosną 1918 r. Tam, przy klasycystycznej cerkwi, w czasach sowieckich przebudowanej na rotundę, odbywają się doroczne oficjalne obchody pamięci poległych.

Pod Krutami, w szczerym polu (bo budynek stacji jest dziś w innym miejscu), najpierw usypano kurhan zwieńczony krzyżem. Potem, jakieś 10 lat temu, dodano drugi, na którym stanęła kolumna z tryzubem, godłem państwowym.

Gdy się od nich odwrócimy, widzimy prawdziwy pomnik: lokomotywę i wagony kolejowe. Ta forma ma przypomnieć, że ówczesną wojnę toczono na torach oraz o tory: pojedyncza lokomotywa, na jednej z lor – armatka, lufą zwrócona na wschód. W wagonach skromna ekspozycja, pokazująca, kto i o co wówczas walczył. A także – jak wyglądało ówczesne żołnierskie życie: w jednym z wagonów zachowano polową odwszalnię, wówczas podstawowy środek walki z dziesiątkującymi armie epidemiami tyfusu.

Niedawno w jednym z wagonów urządzono ekspozycję, poświęconą współczesnej wojnie w Donbasie. Także skromną, głównie fotograficzną. Most przerzucony nad stuleciem.

Bo dziś Kruty nabrały nowej wagi symbolicznej. Powstrzymanie wrogiej inwazji (choćby na chwilę) przez słabo przeszkolonych ochotników kojarzy się z początkowym okresem wojny donieckiej wiosną i latem 2014 r., gdy – wobec rozkładu ukraińskich sił zbrojnych – opór musieli stawić ochotnicy. Stawili i dotrwali aż do odbudowy zdolności bojowych regularnego wojska.

Przeciwnik też jest ten sam. Zimą 2016/2017 r. w strefie walk z Rosjanami pojawiły się ulotki „Pamiętaj o Krutach”. W tym roku też pewnie się pojawią. A w publicystyce ukraińskiej można niekiedy spotkać – nieważne, że mocno przesadzone – oceny, że pod Bachmaczem i Krutami zaczęła się stuletnia, wciąż trwająca wojna o niepodległość Ukrainy.

Major Zakwaliński

W broszurze, którą rozdają w Krutach, w tamtejszym muzeum, można znaleźć m.in. listę poległych i ocalałych junkrów, studentów i gimnazjalistów. Z pewnym zaskoczeniem przeczytałem tu co następuje (w tłumaczeniu): „Zakwałynśkyj, elew Pierwszej Ukraińskiej Wojskowej Szkoły Elewów (Junkrów) im. Bohdana Chmielnickiego w Kijowie. Po pierwszej wojnie światowej – major Wojska Polskiego”.

A zatem: major Zakwaliński. Obrońca Kijowa przed czerwonymi w styczniu 1918 r.

Może w polskich archiwach wojskowych znalazłyby się o nim bliższe informacje? Choćby imię, którego brak w zapisach z epoki? ©

TADEUSZ A. OLSZAŃSKI (ur. 1950) jest emerytowanym analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Autor książek, m.in. „Historia Ukrainy w XX wieku”, „Trud niepodległości. Ukraina na przełomie tysiącleci”, „Ćwierćwiecze niepodległej Ukrainy. Wymiary transformacji”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2018