Europa i jej Chopin

Wreszcie nadeszła pora, by zamiast uparcie dowodzić "polskości" kompozytora, uwiarygodnić jego "europejskość".

07.09.2010

Czyta się kilka minut

Pod koniec tegorocznego festiwalu "Chopin i jego Europa" czułam się jak ateński posłaniec. I to nie ten, który rzekomo puścił się z Maratonu do Aten, żeby obwieścić wygraną w bitwie i przestrzec Ateńczyków przed desantem floty perskiej, po czym padł przebiegłszy niespełna czterdzieści kilometrów. O nie - ja się poczułam jak ten prawdziwy goniec z Herodota, któremu na imię było Feidippides, a który nie pobiegł z Maratonu do Aten, tylko z Aten do Sparty, żeby prosić o zbrojną pomoc przed bitwą pod Maratonem. Pokonał więc nie czterdzieści, tylko z górą dwieście czterdzieści kilometrów, zaliczył trasę w imponującym czasie, no i z pewnością nie umarł, skoro przyniósł odpowiedź.

Ślady Chopina

Ale chyba się zmęczył - podobnie jak wszyscy wierni obserwatorzy warszawskiej imprezy, którzy w imponującym czasie 31 sierpniowych dni zaliczyli przeszło pięćdziesiąt koncertów, minęli po drodze z półtora tysiąca wykonawców i pokonali cztery wielkie epoki w dziejach muzyki - począwszy od baroku, na twórczości najświeższej skończywszy. Wzięcie osobistego udziału we wszystkich wydarzeniach tego maratonu graniczyło z cudem. Na szczęście melomani, podobnie jak uczestnicy pierwszego biegu olimpijskiego w 1896 roku, mogli od czasu do czasu skorzystać z "podwózki" - a to posłuchać transmisji radiowej, a to wymienić się wrażeniami z grupką zaprzyjaźnionych entuzjastów, a to porównać opinie na blogach i serwisach społecznościowych.

Stanisław Leszczyński, ojciec założyciel imprezy, której już w latach ubiegłych wypominano "pionowy start" i prorokowano równie spektakularny upadek, zaznaczył od razu, że w tym roku chodzi przede wszystkim o "przedstawienie źródeł stylu Chopina, ukazanie pejzażu muzycznego chopinowskiej epoki oraz jednocześnie spojrzenie na obecną Europę i funkcjonujące w niej ślady kompozytora". Brzmi to bardzo przekonująco, a przy tym daje "programistom" możliwość wpakowania w tę przepastną definicję dosłownie wszystkiego. Muzyki europejskiej, która ma jakiś związek z Chopinem. Muzyki, którą inspirował się Chopin - tej większej, czyli Bacha, Mozarta i Beethovena, ale też i tej mniejszej: Belliniego, Meyerbeera i Rossiniego. Muzyki współczesnej Chopinowi - na czele z wciąż niedocenianym w Polsce Schumannem. Muzyki zainspirowanej Chopinem - od Liszta przez Mahlera aż po Skriabina i Debussy’ego. Muzyki z ducha Chopina - parafrazowanej, improwizowanej i aranżowanej. Muzyki w wykonaniach historyzujących, ale też muzyki przefiltrowanej przez wrażliwość i doskonałość techniczną XXI wieku.

Kolejne naciągane hasło i pretekst do pozyskania olbrzymich funduszy w 200. rocznicę urodzin Chopina? A jeśli nawet, cóż z tego? Powiem więcej: bardzo dobrze, bo festiwali realizowanych bez żadnej myśli przewodniej mamy w kraju mnóstwo, a odbiorcom kultury wysokiej - zwłaszcza melomanom - przyda się małe ćwiczenie z łączenia zdarzeń w spójną całość. Ogrywana do znudzenia, a zarazem paradoksalnie nieznana twórczość Chopina powinna wreszcie ukazać się Polakom na jakimś tle, w jakiejś perspektywie - wykonawczej, historycznej, emocjonalnej, a nawet osobistej.

Jak zawsze, czyli pięknie

No i się ukazała. Bez wątpienia największym atutem szóstego Festiwalu byli wykonawcy. Kontrowersyjni, przebrzmiali, uwielbiani - nigdy jednak wtórni albo bezbarwni. Weterani sal koncertowych rozczulali się na koncertach The King’s Singers, The Tallis Scholars i na występie Ewy Pobłockiej w duecie z Dang Thai Sonem - było jak zawsze, czyli przepięknie. Chłodni intelektualiści piali z zachwytu nad wykalkulowaną "Missą solemnis" Beethovena pod batutą Herreweghe’a i Sonatami Domenica Scarlattiego w interpretacji Christiana Zachariasa.

Wielbiciele "secesyjnej" symfoniki mieli używanie przy "Czwartej" Mahlera w natchnionej kreacji wrocławskich filharmoników z Jackiem Kaspszykiem. Miłośnicy sztuki pieśniowej mogli sobie porównać występy Aleksandry Kurzak z Danielem Wnukowskim i Christopha Prégardiena z Andreasem Staierem (Niemcy wygrali). Wielbiciele wykonawstwa historycznego w zamaszystym włoskim wydaniu dostali "Normę" Belliniego z Fabio Biondim, a nawet dwa koncerty Il Giardino Armonico z Giovannim Antoninim. Kawał siłowej pianistyki pokazał Michel Dalberto, misternie utkaną pajęczynę subtelnej pianistyki z przedwojennego Szanghaju - stareńki Fou Ts’ong.

Entuzjaści improwizacji jazzowych musieli się zdziwić, bo wrocławski duet Elettrovoce popisał się większą inwencją i wyobraźnią dźwiękową niż słynny Bobby McFerrin. Miłośnicy wielkiej opery francuskiej mieli się trochę z pyszna, bo usłyszeli tylko fragmenty "Roberta Diabła" Meyerbeera, ale za to z Markiem Minkowskim. A to, co działo się w ostatni weekend Festiwalu, przechodziło ludzkie pojęcie. Niewiele jest imprez na świecie, gdzie gwiazdy gorejące Nelsona Freirego, Antonia Menesesa i Menahema Presslera potrafi przyćmić ktokolwiek, zwłaszcza Martha Argerich w połączeniu z Mischą Maiskym i Marią Jo?o Pires. I niewiele jest miejsc na świecie, gdzie Argerich ma tak oddaną publiczność, gdzie może bez ryzyka wypróbowywać nowe interpretacje (przedziwne, melancholijne Allegro maestoso z Koncertu e-moll Chopina), przedłużyć dwukrotnie o bisy występ z Maiskym, albo zupełnie niespodzianie, w związku z chorobą Kristiana Bezuidenhouta, stworzyć pozornie niedobraną parę z Pires i zagrać z nią Koncert D-dur Beethovena w wersji fortepianowej na pozornie obcym jej instrumencie, czyli historycznym erardzie z 1849 roku.

"Arcypolskie"

Nie wszystko szło jak po maśle. Najbardziej zabolały zgrzyty w "polskiej" części festiwalu - z wyjątkowym smakiem i wyczuciem ułożonej przez organizatorów, niestety, bez smaku i wyczucia potraktowanej przez część wykonawców. Amerykański pianista Ian Hobson dosłownie zmasakrował "Fantazję polską" Paderewskiego. Gdyby nie przepiękna, retoryczna interpretacja Koncertu a-moll Nelsona Goernera, polscy melomani wciąż trwaliby w mylnym przeświadczeniu, że Paderewski był lepszym premierem niż kompozytorem. Die Kölner Akademie - pospołu z klarnecistą Erikiem Hoeprichem i mimo wysiłków świetnego pianisty Paola Giacomettiego - utopiła w morzu fałszów i niedogranych fraz jeden z najciekawszych programów imprezy, złożony m.in. z utworów Feliksa Janiewicza, Karola Kurpińskiego i Franciszka Lessla. Na szczęście znalazło się też kilkoro gości, w wykonaniu których muzyka polska rozbłysła niespodziewanym blaskiem - długo nie zapomnę "Trübe Wellen", czyli "Smutnej rzeki" Chopina w wykonaniu Prégardiena, który dostrzegł w tej rzekomej błahostce dramat na miarę późnych arcydzieł Schuberta. Znów zapadły mi w pamięć chopinowskie kreacje Fou Ts’onga - sędziwego Chińczyka, któremu nikt jeszcze nie dorównał w interpretacjach "arcypolskich" Mazurków.

"Arcypolskie" wzięłam w cudzysłów. Pojęcie narodu pojawiło się bowiem dopiero w XVIII wieku i dopiero wówczas wykształciła się idea państwa narodowego. Nowe społeczeństwo rodziło się przy wtórze stukotu maszyn wyznaczających rytm rewolucji przemysłowej, na gruzach dawnej wspólnoty wiejskiej. Wspólnota umarła - po jej śmierci trzeba było utulić żal koncepcją narodu. Podziały stanowe znikły - ich brak trzeba było wynagrodzić zmianą poczucia tożsamości. Dziś wreszcie nadeszła pora odkłamać Chopina i jego Europę - zamiast uparcie dowodzić "polskości" kompozytora i spychać go na margines obowiązujących w naszym społeczeństwie reguł kulturowych, uwiarygodnić wreszcie jego "europejskość", manifestującą się nie tylko przywiązaniem do tradycji, ale też umiejętnością twórczego jej przełamywania.

Wolę powtórzyć za Norwidem "Ciesz się późny wnuku!...", niż przywoływać motto "Fortepianu Szopena", zaczerpnięte z Byrona "La musique est une chose étrange!". Obyśmy dożyli czasów, w których takie festiwale będzie można organizować nie tylko z okazji jubileuszu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Latynistka, tłumaczka, krytyk muzyczny i operowy. Wieloletnia redaktorka „Ruchu Muzycznego”, wykładowczyni historii muzyki na studiach podyplomowych w Instytucie Badań Literackich PAN, prowadzi autorskie zajęcia o muzyce teatralnej w Akademii Teatralnej w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2010