Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W dobie globalizacji i kulturowego europuddingu szwajcarscy artyści różnych pokoleń wracają do muzycznych korzeni, próbując na nowo zdefiniować tożsamość kulturową. Pomaga im w tym zäuerli - lokalna tradycja śpiewu, wyraz przynależności, a zarazem ekspresji indywidualnej. Dla niektórych także rodzaj medytacji, dający poczucie pierwotnego przeżycia religijnego.
Film Stefana Schwieterta rozpoczynają bajeczne panoramy Alp szwajcarskich. Bo też wszystko zaczęło się od pejzażu. Pierwotna więź z krajobrazem wybrzmiewa w wielogłosowym śpiewie, który niesie się wysoko i odbija echem od zamglonych szczytów. W zäuerli pobrzmiewają dźwięki zaczerpnięte wprost z natury. Nic więc dziwnego, że Christian Zehnder, młody artysta eksperymentujący z tradycyjnym jodłowaniem, tak łatwo nawiązuje kontakt z muzykami Huun-Huur-Tu z odległej Tuvy - również wsłuchanymi w odgłosy otoczenia, również mocno wpisanymi w swój pejzaż, dla odmiany płaski i stepowy.
Oglądając szwajcarski dokument, przecieramy ze zdumienia oczy i uszy. W czasach, kiedy muzyka etniczna albo zamknęła się w skansenie, albo wyprzedawana jest z modną etykietą world music, zatracając powoli swój autentyczny charakter, poznajemy ludzi, dla których tradycyjny śpiew jest organiczną częścią życia. Erika Stucky przyjeżdża z USA do kraju przodków, by odnaleźć pamięć dzieciństwa. Z zachowanych dźwięków i obrzędów ludowych tworzy oryginalny język muzyczny, rodzaj kobiecego folku, który pozostaje szorstki i pierwotny, nie stara się uwodzić egzotyką. Christian Zehnder, dla którego niewerbalny śpiew stał się kiedyś, po groźnym wypadku, narzędziem autoterapii i metodą nawiązywania ponownego kontaktu ze światem, poszukuje teraz w muzyce ekstraktu "szwajcarskości". Z dźwięków dzieciństwa (stukot pociągu na górskich przełęczach, trele zegarów z kukułką czy miarowe odgłosy dojarek) próbuje wysublimować pojęcie domu.
Co najważniejsze, jodłowanie nie jest uprawiane wyłącznie przez nawiedzonych artystów. Można je usłyszeć w pubach i wiejskich kuchniach. Młodzi, którzy kiedyś wstydzili się tej formy śpiewu, powoli przekonują się, że mają coś swojego do zaoferowania światu - zachłyśniętego salsą czy tangiem argentyńskim. Film Schwieterta stanowi pod tym względem wspaniałą odtrutkę na nieuzasadnione prowincjonalne kompleksy.
ECHA STRON RODZINNYCH - reż.: Stefan Schwietert, Szwajcaria/Niemcy 2007, Planete, sobota 3 V, 20.45