Eksplozja pamięci

Festiwal Baz@rt dojrzał. W drugiej edycji zachowano idealne proporcje pomiędzy prezentacją dokonań mistrzów i adeptów, teorią i praktyką, dramatem i teatrem, spektaklami polskimi, niemieckojęzycznymi oraz tymi, które powstały na przecięciu dwóch perspektyw.

20.11.2005

Czyta się kilka minut

W tym roku “spektakle w budowie" zajęły niewielką część festiwalu. Również intermedialność (choć nadal znajdująca odbicie w różnorodności form: spektakli, czytań, filmów, dyskusji, warsztatów) odsunięto na plan drugi. Jednym z założeń Baz@rtu jest promocja nowego dramatu: przy okazji festiwalu zorganizowano promocję tomów zbierających nowe sztuki niemieckie (“Wielość teatrów") i polskie (“Made in Poland"), a także ogłoszono wyniki zamkniętego konkursu dramaturgicznego. Wyróżniona sztuka Szymona Wróblewskiego “Puzzle" zaprezentowana została w formie scenicznego czytania przygotowanego przez Iwo Vedrala, natomiast zwycięski dramat “Ciemno wszędzie" Pawła Sali wyreżyserował jako spektakl warsztatowy Michał Borczuch.

Interpretacje młodych reżyserów okazały się ciekawsze niż same teksty. Vedral przy pomocy aktorów dwóch pokoleń i interesujących projekcji wideo sprawił, że rozrzucone puzzle półprawd i półdialogów nie złożyły się w banalny obrazek przedstawiający wielokąt erotyczny. Borczuch oczyścił inspirowany autentycznymi wydarzeniami tekst Sali z sentymentalizmu oraz mało przekonujących odniesień do “Dziadów", kreując na scenie metaforyczną, a zarazem silnie rodzajową wizję czyśćcowego zawieszenia pomiędzy życiem a śmiercią.

O randze Baz@rtu świadczy fakt, że Staremu Teatrowi udało się sprowadzić spektakle reżyserów najwyższej światowej rangi: Christopha Marthalera i Luka Percevala. “Podróż Liny Bögli" Marthalera z zuryskiego Schauspielhausu to spektakl inspirowany pamiętnikami szwajcarskiej guwernantki, która pod koniec XIX wieku wybrała się w trwającą dekadę samotną podróż dookoła świata. Można go zdefiniować słowami Heinera Müllera - “eksplozja pamięci w obumarłej strukturze dramatycznej". Oto w na poły operetkowo-kabaretowej, na poły epickiej formie opowiada się niezwyczajną historię zwyczajnej bohaterki czasów niedramatycznych. Zapięta pod szyję Lina Bögli ze złością ucisza wzmianki o swej nieszczęśliwej miłości i po belfersku strofuje pozostałych aktorów; ale to, czego nie pozwala o sobie powiedzieć, dopowiadają tęskne szwajcarskie pieśni. Absurd rozładowuje sentymentalizm, komizm podważa doskonałość muzycznej partytury. Prawdę każdy widz musi odnaleźć sam.

Z berlińskiej Schaubühne przyjechała inscenizacja “Andromachy". Tragedia Racine’a skoncentrowana została do niecałej godziny. Perceval umieścił piątkę aktorów (w tym Juttę Lampe, legendę niemieckiego i austriackiego teatru) na wysokim, wąskim podeście-ołtarzu, wokół którego ściele się szkło rozbitych butelek. Stłoczeni na wąskiej kładce wśród pobojowiska, ocaleni z rzezi, lecz nieocaleni przed własnymi namiętnościami, dźwigają ciężar ponad siły złożony z win przodków i obowiązku zemsty. W lodowato-histerycznym, nieludzko wręcz symetrycznym i wysublimowanym estetycznie, utrzymującym aktorów i widzów w bolesnym napięciu spektaklu Percevala miłość pokazana zostaje jako destrukcyjna i autodestrukcyjna siła; ofiary z życia składane w jej imieniu są równie przerażająco absurdalne, co wojenna masakra.

Andreas Kriegenburg, reżyser średniego pokolenia z Frankfurtu, wyreżyserował w Schanspielfrankfurt własną, teatralną wersję filmu “Idioci". Historia o “odnajdywaniu w sobie wewnętrznego idioty" jako jedynego sposobu na uratowanie podmiotowości i wolności w zidiociałym społeczeństwie w inscenizacji Kriegenburga nie ma niestety siły ani konsekwencji filmu von Triera, choć na wyróżnienie zasługują bardzo naturalni, sprawnie improwizujący aktorzy (całość przygotowana została zaledwie w trzy tygodnie, partytura zawiera jedynie część dialogów). Znacznie ostrzej na zbliżony temat wypowiedział się w filmie “Freakstars 3000" skandalista scen niemieckich, Christoph Schlingensief, który stworzył telewizję z ludźmi upośledzonymi, parodiującymi medialny obraz świata.

Interesująco wypadły bezpośrednie konfrontacje teatrów polskiego i niemieckiego. Festiwal otworzyła dwujęzyczna “Noc" Andrzeja Stasiuka, wyjątkowo udany owoc współpracy Mikołaja Grabowskiego z teatrem w Düsseldorfie. Reżyser i dramatopisarz Armin Petras przygotował w Starym Teatrze “Ósmy dzień tygodnia" według Marka Hłaski. W jego adaptacji tekst opowiadania brzmi jak współczesny dramat, czy może nawet - tekst postdramatyczny. Na jego kanwie powstał spektakl estetycznie bardzo odmienny od tego, co na co dzień oglądać można w polskich teatrach: umowny, antyiluzyjny, prawie kabaretowy. Rozpięty pomiędzy błazenadą a tragizmem bezsensownego, zmarnowanego życia. Bardzo teatralny: pełen niespodziewanych skojarzeń, efektownych obrazów, wykorzystujący magię scenicznych efektów, oparty na nadekspresyjnej, wysnutej z improwizacji grze. Aktorzy raz z ironicznym dystansem oddalają się od postaci, harcując wśród kolorowej scenografii, to znów wchodzą w role nieszczęśliwych bohaterów, dla których rozmaicie rozumiana wolność staje się ciężarem ponad siły.

“Sinobrody - nadzieja kobiet" w reżyserii Arkadiusza Tworusa jest spektaklem precyzyjnie, czysto wyreżyserowanym. Siedem kobiet Henryka Sinobrodego to siedem wyrazistych kreacji znakomitych aktorek, z dawno niewidzianymi na scenie Anną Polony, Dorotą Pomykałą i Dorotą Segdą na czele. Świetnie spisali się autorzy scenografii (Thomas Harzem) i muzyki (grupa Elektrolot). Zabójcza logika damsko-męskich relacji kata i ofiary zgrabnie przekłada się na rytm scenicznych zmian. A mimo to - spektakl nie zachwyca. Największa w tym wina tekstu Dei Loher, niebezpiecznie ocierającego się o grafomańską pseudopoezję. W zestawieniu z “Sinobrodym" w całej pełni objawiła się finezja języka Canettiego: “Auto da fé" w reżyserii Pawła Miśkiewicza od czasu nieudanej premiery rozwinęło się w głęboki, poruszający spektakl z wybitnymi rolami Iwony Bielskiej i Jana Peszka.

Właśnie aktorstwo okazało się najmocniejszym atutem festiwalu. Mimo zauważalnych różnic w sposobie pracy czy podejściu do tekstu, dystans pomiędzy aktorami polskimi i niemieckojęzycznymi, studentami i uznanymi gwiazdami okazał się pozorny. Co doceniła zarówno publiczność, jak i praktycy - w tym liczni wysłannicy niemieckich teatrów i festiwali, szukający spektakli do zaproszenia, aktorów i reżyserów do współpracy. W ten sposób spełniła się obietnica zawarta w nazwie “Baz@rt" - festiwal stał się miejscem targu i wymiany. Z zyskiem dla wystawiających i odwiedzających.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2005