Ekscelencjo, przemyśl to

„Dobry biskup, naprawdę dobry. Tylko czasem, gdy otwiera usta, to jakby go Duch Święty opuszczał” – mówią o arcybiskupie Michaliku w jego diecezji.

21.10.2013

Czyta się kilka minut

Dlaczego nie chcą o nim rozmawiać? Powodów może być kilka: zaprzyjaźnili się z nim zanadto lub znacznie poróżnili; nie chcą być wplątani w dyskusję, bo przecież każda z ich wypowiedzi może być wodą na dziennikarski młyn; albo po prostu boją się mówić. W końcu chodzi o metropolitę, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, człowieka bliskiego Janowi Pawłowi II.

Na rozmowę o abp. Józefie Michaliku zgadza się zaledwie kilka osób.

Pytamy w miejscu, w którym znają go najlepiej. Tam, gdzie nikomu nie pozwala przycinać hodowanych w ogrodzie róż; dokąd wyjeżdża, by odpocząć; w miejscu, z którym utożsamia się najbardziej – jest przecież arcybiskupem metropolitą przemyskim.

MOCNE WEJŚCIE

Przemyśl musiał na niego trochę poczekać. 2 maja 1993 r. ingres abp. Józefa Michalika rozpoczął się z lekkim poślizgiem. Ale, jak tu mówią, nowy metropolita miał ważne powody, by spóźnić się do kościoła.

Najpierw zatrzymał się przed katedrą greckokatolicką, w progu której stał biskup obrządku wschodniego. Wszedł do niego po schodach, przywitał się. Razem się pomodlili.

– To był szok. Wymowny gest w mieście, w którym dopiero papież sprawił, że grekokatolicy otrzymali swój kościół – wspomina jeden z księży katolickich, który obserwował tę scenę.

Potem arcybiskupowi zeszła jeszcze chwila na rozmowach przed własną katedrą.

– Długo czekaliśmy w środku. Potem się dowiedziałem, że w tym czasie podszedł prawie do każdego pod drzwiami kościoła – i długo wiernych zagadywał – opowiada ksiądz.

Tamten obraz sprzed dwóch dekad – hierarchy, który wyjście do ludzi przedkłada nad splendor, a rozmowę nad konflikt – utrzymał się wśród wielu przemyślan do dziś. Ale na ulicach 64-tysięcznego miasta na pograniczu polsko-ukraińskim coraz częściej słychać też słowa krytyki pod adresem metropolity.

Na przykład: „Dobry biskup, naprawdę dobry. Tylko czasem, gdy otwiera usta, to jakby go Duch Święty opuszczał”.

DWA ŚWIATY

Minęło 20 lat od jego deklaracji, że „katolik ma obowiązek głosować na katolika, żyd na żyda, mason na masona” – i arcybiskup przemyski Józef Michalik, od marca 2004 r. przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, znów musi się tłumaczyć ze swoich słów.

8 października, zapytany o pedofilię wśród duchownych, odpowiedział: „Wielu molestowań udałoby się uniknąć, gdyby relacje między rodzicami były zdrowe. Niewłaściwa postawa często wyzwala się, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, zagubi się i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga”.

Słowa te odebrano jako próbę przerzucenia odpowiedzialności za pedofilię na jej ofiary. Jeszcze tego samego dnia arcybiskup przeprosił na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. „To był lapsus językowy. Zero tolerancji dla pedofilii” – tłumaczył.

Nie zmniejszyło to jednak krytyki pod jego adresem. Gorzkich słów nie szczędzili mu nawet katoliccy publicyści: „Totalna kompromitacja. Ksiądz arcybiskup przeprosił za »lapsus językowy«. Ja przepraszam za księdza arcybiskupa Michalika” (Szymon Hołownia). „Rodzicom ksiądz arcybiskup sugeruje, że to nie zboczeńcy są groźni dla ich dzieci, ale dzieci dla zboczeńców, bo ich uwodzą” (Tomasz Terlikowski). „Słyszałem i czytałem już takie wypowiedzi arcybiskupa Michalika, które są sprzeczne z nauczaniem papieskim” (Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski).

Tydzień później abp Michalik wrócił do tematu pedofilii. W homilii podczas Mszy św. we Wrocławiu powiedział: „Wiele dziś się mówi, i słusznie, o karygodnych nadużyciach dorosłych wobec dzieci. Tego rodzaju zła nie wolno tolerować, ale nikt nie pyta o przyczyny”. Przyczyn, zdaniem przewodniczącego polskiego Episkopatu, obok pornografii i deficytu miłości w rodzinie, należy szukać m.in. wśród feministek i promujących „ideologię gender”.

Po tej wypowiedzi najmniej życzliwi abp. Michalikowi komentatorzy zaapelowali o odwołanie go z funkcji przewodniczącego episkopatu.

– Wypowiedzi abp. Michalika mają źródło w poglądach głoszonych przez innych przedstawicieli Episkopatu. Sądy o homoseksualistach i gender czerpią z literatury, która w przedstawicielach tych środowisk widzi otwartych wrogów Kościoła – mówi nam anonimowo jeden z księży archidiecezji przemyskiej.

Z perspektywy Przemyśla i osób, które znają metropolitę, zamieszanie wywołane jego komentarzami nie jest nowe. Bo, tłumaczą tutaj, obraz abp. Michalika stąd oraz jego obraz z telewizji – to dwa różne światy.

– On już jest zmęczony. Powie dziesięć dobrych kazań, raz coś chlapnie i pamięta się mu tylko to chlapnięcie – mówi jeden z lokalnych polityków. I dodaje: – Usta, które wyprzedzają myśli, to jedna z głównych cech naszego metropolity.

Ks. Stanisław Bartmiński, emerytowany proboszcz z Krasiczyna, 10 kilometrów od Przemyśla, przypomina, że abp Michalik nie od dziś miewa kłopot z precyzyjnym formułowaniem zdań. A sporo ludzi czeka na jego kolejne potknięcia.

– Podczas jednego z kazań w Kalwarii Pacławskiej powiedział: „Nie bójcie się grzechu”. Ktoś usłyszał: „Nie bójcie się grzeszyć”. Kilka setek teologów koczujących w namiotach pod klasztorem, poowijanych od góry do dołu kocami, usłyszało dobrze. Wystarczyło, że jedna osoba usłyszała źle – i powstało zamieszanie – mówi proboszcz.

Kłopot w tym, że słowa o pedofilii słyszał już cały kraj – i to całkiem dobrze. Według jednego z przemyskich samorządowców, który abp. Michalika zna od początku jego rządów w diecezji, przewodniczący episkopatu niepotrzebnie zabiera głos w każdej sprawie. – Tyle już lat działam społecznie, że świetnie widzę, co się dzieje z ludźmi, którzy awansują do Warszawy. Już nie mówią, tylko przemawiają. Jednak czy on musi się wypowiadać na każdy temat? – pyta polityk.

NIC ZŁEGO

Dziś krytykowany, abp Józef Michalik nie mógł jednak wcześniej narzekać na media, które wysoko oceniały jego wysiłki na rzecz zbliżenia z Kościołami: prawosławnym w Rosji i greckokatolickim na Ukrainie. Wizyta patriarchy Moskwy i Wszechrusi Cyryla (sierpień 2012), podczas której podpisano „Orędzie do Narodów Polski i Rosji” zawierające wezwanie do pojednania oraz jedności chrześcijan, przejdzie nie tylko do historii Kościoła.

Równie odważne – oraz idące dalej niż deklaracje polityków – było zaproszenie do Polski zwierzchnika ukraińskich grekokatolików abp. Światosława Szewczuka (czerwiec 2013) i wspólna modlitwa za ofiary rzezi wołyńskiej w jej 50. rocznicę.

Życiorys przemyskiego metropolity wskazuje na postać skuteczną i wpływową, lecz nie obnoszącą się z kościelnymi znajomościami. Podczas studiów teologii dogmatycznej w rzymskim Angelicum (1969-72) poznał m.in. Karla Rahnera, Josepha Ratzingera, Yves’a Congara, nawiązał też bliskie kontakty z kard. Karolem Wojtyłą. Ale rzadko się tym chwalił. Znana jest anegdota, jak dzięki dobrym stosunkom z nowo wybranym papieżem Janem Pawłem II udało mu się wtedy wstawić windę do budynku Kolegium Polskiego w Rzymie, którego był rektorem. Ale o tym, że pracując w Papieskiej Radzie ds. Świeckich, ks. Józef Michalik był jednym z pomysłodawców pierwszych Światowych Dni Młodzieży, wiedzą już nieliczni.

Po nominacji biskupiej i powrocie do Polski w 1986 r. objął rządy w diecezji łomżyńskiej, potem zielonogórsko-gorzowskiej (1992). Rok później przyjechał do Przemyśla.

– Jako duszpasterz miał obowiązek zwrócić uwagę na problem pedofilii – mówi ks. Stanisław Bartmiński. – Jest biskupem przemyskim, a tutaj wśród wielu księży panuje taka właśnie opinia.

Parafianka z Krasiczyna mówi: – Słyszałam tylko fragmenty jego ostatnich wypowiedzi. Nie powiedział nic złego. Tylko to, co Kościół powinien nauczać.

Sprawa stosunku abp. Michalika do pedofilii w Kościele nie jest tematem nowym. W podobnym tonie wypowiadał się 12 lat temu w przypadku Tylawy, kiedy długo bronił oskarżonego księdza. – Dobrze znam tamtą sprawę. To, co mnie wtedy najbardziej zaskoczyło, to powtarzanie przez arcybiskupa, że skandal ujawniła żona księdza greckokatolickiego. Tak jakby to było najważniejsze – mówi jeden z przemyskich polityków.

Ks. Bartmiński dodaje jednak, że 20 lat rządów w diecezji zmieniło trochę arcybiskupa. Kiedyś raczej nieśmiały w stosunku do dziennikarzy, dziś nie obawia się przed nimi występować.

– Zawsze wydawało mi się, że lubi poklask. Ale podczas ostatnich nabożeństw zdecydowanie przerywa brawa. Kiedy wierni zaczynają klaskać, on zaczyna mówić. Nie pozwala im na to. A u nas, na Podkarpaciu, to częste zjawisko. Nawet jego poprzednik w diecezji, abp Ignacy Tokarczuk, dopuszczał w kościele więcej braw niż on – mówi ks. Bartmiński.

Do rozmowy dołącza brat proboszcza z Krasiczyna, Jan Bartmiński – od wielu lat polityk, dziś przewodniczący rady miejskiej w Przemyślu. – Kiedyś, podczas uroczystości poświęcenia kościółka w Tarnawie Niżnej w Bieszczadach, podszedłem do abp. Michalika przed rozpoczęciem Mszy – wspomina. – Przypomniałem mu o rocznicy śmierci greckokatolickiego bp. Teodora Majkowicza, przez wiele lat związanego z Bieszczadami. Arcybiskup odpowiedział: „On przecież nie tu, lecz w Komańczy bywał, tam jest pochowany”. Pomyślałem, że zachowałem się naiwnie. Abp Michalik zanim zaczął nabożeństwo, przywitał się ze wszystkimi. Uśmiechnął się: „Nie martwcie się, kazanie za to będzie krótsze”. A na koniec powiedział, że chciałby jeszcze wspomnieć o pewnej bardzo ważnej osobie – bp. Majkowiczu. Żartował, opowiadał bieszczadzkie anegdoty. W którymś momencie mnie wypatrzył. I puścił do mnie oko. To jest właśnie taki gość – opowiada Jan Bartmiński.

WŁASNYMI SŁOWAMI

Arcybiskup Michalik odmówił rozmowy z „Tygodnikiem”. Za pośrednictwem swojego sekretarza, ks. dr. Adama Sycza, przekazał, że aktualne są jego słowa, które skierował do wiernych w „Raporcie o stanie wiary w Polsce”, wywiadzie rzece, który przed dwoma laty przeprowadzili z nim Grzegorz Górny i Tomasz P. Terlikowski.

Metropolita przemyski mówił w nim m.in.:

– o atakach na Kościół: „Każdy atak jest dla nas okazją do pokory i do rachunku sumienia. Jeżeli natomiast towarzyszą mu kłamstwo i manipulacja, to widzę, jak bardzo mobilizuje to ludzi świeckich do szukania prawdy i jej obrony”;

– o odpowiedzialności biskupów: „Jesteśmy tylko ludźmi. To, że postawiono nas »na świeczniku«, daje innym motywację do prześwietlania nas szczególnie ostro – i słusznie.”;

– o mówieniu wprost: „Nie zależy mi na świętym spokoju. Ja się nie boję konfrontacji. Nie boję się narazić komukolwiek. Mam już ponad siedemdziesiąt lat i nie mam nic do stracenia”;

– o dialogu z wiernymi: „To dzięki prymasowi Wyszyńskiemu my, księża, nawet dziś potrafimy tak rozmawiać z ludźmi. Często, by się porozumieć, wystarczy pół słowa, niedopowiedzenie, błysk humoru czy ironii zamiast wykładu...”;

– o katolicyzmie otwartym i „Tygodniku Powszechnym”: „Było to środowisko, które naprawdę miało olbrzymi potencjał intelektualny. Jeszcze siła pewnej tradycji podtrzymuje ich nerwy twórcze, ale nie są już one życiodajne. (...) Błędem tego środowiska było pominięcie troski o pełną eklezjalność i zaangażowanie się w fałszywą ocenę polskiej rzeczywistości. Dotyczy to chociażby udziału w kampanii upokarzania Polaków związanej z książkami Jana Tomasza Grossa. (...) Nie można fałszować historii Polski, publikując nieprawdziwe fakty i niesprawiedliwe oceny ”.

CZŁOWIEK ROKU

Niedopowiedzenia słowne to jedno. Na oficjalnej stronie internetowej metropolity (www.jmichalik.episkopat.pl) znajdujemy informację o tytule „Człowiek Roku 1998/99 Uniwersytetu Cambridge”, który przyznało mu Międzynarodowe Centrum Biograficzne (International Biographical Centre, IBC) działające przy drugiej najstarszej angielskiej uczelni. „Ta prestiżowa nagroda nadawana jest znakomitym indywidualnościom, których osiągnięcia liczą się w społeczności międzynarodowej” – wyjaśniała w depeszy z grudnia 1998 r. Katolicka Agencja Informacyjna. Wiadomość o tym, że przemyskiego metropolitę uhonorował Uniwersytet Cambridge, powtarza od tego czasu wiele mediów katolickich.

Kłopot w tym, że Uniwersytet Cambridge nie uhonorował abp. Michalika. IBC to prywatna firma, od lat zajmująca się wydawaniem słowników biograficznych. Po wysłaniu swoich danych i ich weryfikacji przez IBC otrzymuje się oficjalną propozycję wpisu; a bywa, że także otrzymania jednego z kilkudziesięciu tytułów. Za tytuł – a dokładnie: za potwierdzający go certyfikat – trzeba jednak zapłacić. Według różnych informacji za cenę od ok. 200 do 400 dolarów można zostać m.in. „Największą Żyjącą Legendą”, jednym z tysiąca „Wielkich Amerykanów”, jednym z dwóch tysięcy „Wybitnych Intelektualistów XXI Wieku”. Do kupienia jest nawet tytuł „Wybitnego Mówcy”.

Uniwersytet w Cambridge informuje, że nie przyznawał dotąd nikomu tytułu „Międzynarodowy Człowiek Roku”. „Nie mamy informacji o jakimkolwiek związku naszego uniwersytetu z International Biographical Centre” – pisze w mailu do „Tygodnika” Sian Jones z biura prasowego uczelni. Informacjom o powiązaniach z uniwersytetem zaprzecza także biuro IBC, położone w angielskim miasteczku Ely.

Oprócz przewodniczącego polskiego Episkopatu dyplomami IBC chwalili się m.in. prezydenci Gambii, premier Fidżi, szef rumuńskich nacjonalistów oraz dwóch irańskich ministrów – a także setki naukowców i polityków Drugiego i Trzeciego Świata.

W jakich okolicznościach abp Michalik otrzymał tytuł „Człowieka Roku 1998/99”? Do kogo skierował podziękowanie za wyróżnienie, które można znaleźć na jego stronie internetowej? I dlaczego strona ta do dziś powtarza informację o uhonorowaniu abp. Michalika przez Uniwersytet Cambridge?

Ks. dr Adam Sycz, sekretarz arcybiskupa, mówi nam, że abp Michalik nigdy nie wnosił o przyznanie nagrody. Nigdy też nie przejmował się tytułami, nie starał się o nie.

Sekretarz przemyskiego metropolity zapewnia, że wyjaśni sprawę nieprecyzyjnych informacji na oficjalnym profilu internetowym przewodniczącego Episkopatu.

ZEFIR

Niefrasobliwość nie przeszkadza abp. Michalikowi zbierać dobrych ocen w Przemyślu. Mówią tu o nim, że jest konsekwentny, potrafi wyznaczać cele, lubi działanie. Kiedy przychodził do archidiecezji, tak zreorganizował parafie, aby wierni nie mieli daleko do kościołów. Nie tworzy dworu – choć ma swoich ulubieńców i tych, za którymi nie przepada. W bezpośrednich kontaktach jest ciepły i życzliwy dla każdego. Uśmiecha się, zaczepia ludzi.

– Pamiętam Dzień Judaizmu przed dwoma laty. Arcybiskup poszedł na cmentarz żydowski, spotkał się z rabinami, pytał o koszerne jedzenie. Nie udawał mądrego, był zaciekawiony, chciał się dowiedzieć – mówi Jan Bartmiński. I dodaje: – W czasie obiadów w seminarium zawsze obejdzie wszystkie stoły, z każdym zamieni słowo, z każdym siądzie przy stoliku. Pod tym względem jest rewelacyjny, ludzki.

Pod jego rządami diecezja rozkwita: odwiedza ją papież, dochodzi do kanonizacji św. Jana z Dukli, przemyski metropolita zostaje wybrany przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski.

W 2007 r. sam ujawnił, że w materiałach IPN znaleziono informację, że w latach 1975-78 był zarejestrowany jako agent SB o pseudonimie „Zefir”. Kościelna Komisja Historyczna uznała, że nie ma podstaw, aby stwierdzić rzeczywistą współpracę abp. Michalika. – Jako jeden z nielicznych hierarchów publicznie prześwietlił swoją przeszłość – komentuje ks. Bartmiński.

NA GÓRCE

Z gabinetu prezydenta Przemyśla, choćby się nawet chciało, na świat nie da się patrzeć z góry. Elegancka kamienica urzędu miasta zamyka od dołu niewielki, odnowiony rynek. Widać stąd wieże dwóch katedr – greckokatolickiej i łacińskiej – oraz fragment budynku kurii abp. Michalika. Wszystkie stoją nieco wyżej, na wzgórzu.

– My tu mówimy: „na górce” – poprawia prezydent Robert Choma , który Przemyślem rządzi od 11 lat.

– Pamiętam jedną z pierwszych swoich rozmów po wyborach, kiedy arcybiskup powiedział: „Nie będę się wtrącał do świeckiego zarządzania miastem. I oczekuję, że pan nie będzie mi ingerował w sprawy parafialne”.

Tego, zapewnia, obaj trzymają się do dziś.

Prezydent cieszy się z darmowej promocji miasta. W końcu nawet historyczne „Orędzie do Narodów Polski i Rosji”, podpisane z patriarchą Cyrylem, abp Józef Michalik sygnował: „metropolita przemyski”. Ale w swoim sąsiedzie „na górce” Robert Choma widzi głównie przywódcę i wizjonera.

– Byłem w procesji Bożego Ciała, kiedy pierwszy raz ustawił jedną ze stacji przy katedrze greckokatolickiej. Jego nawoływanie do pojednania z Ukraińcami w niektórych środowiskach nie przysparza mu wcale przyjaciół – mówi prezydent Przemyśla. Jego zdaniem, także jako przewodniczący episkopatu podchodzi do ważnych spraw, nie boi się problemów. Z drugiej strony, nie działa akcyjnie: przedsięwzięcia, którym patronuje – np. „Tornister pełen uśmiechów” – trwają cały rok.

– Dlaczego nie oceniamy samego człowieka, jego intencji? Dlaczego oceniamy tylko to, co powiedział? – zastanawia się prezydent, który gdy usłyszał krytykę arcybiskupa z ust Szymona Hołowni, chciał przez chwilę odesłać mu wszystkie jego książki.

***

Kto przechodzi obok pałacu biskupiego, może czasem zobaczyć, jak arcybiskup spuszcza do ogrodu swoje dwa psy, a sam przycina ogrodowe róże.

– Na ostatnie imieniny sprezentowałem mu sekator, żeby mógł sięgać wyżej. „Choć tu, zobacz – powiedział mi kiedyś. – Tutaj sobie tych róż pilnowałem, żeby żadna siostra zakonna mi ich nie przycięła, pilnowałem, i co? Zobacz, jak pięknie odrosła” – mówi prezydent.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2013