Idę do zadań bardzo trudnych

Gdy ks. prof. Stanisław Wielgus został biskupem płockim, miejscowi księża zaczęli powtarzać: "Zabiorą nam go gdzieś wyżej. I sprawdziło się.

13.12.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Stanisław Wielgus urodził się w Wierzchowiskach koło Janowa Lubelskiego, cztery miesiące przed wybuchem wojny z Niemcami. Uboga rodzina chłopska wychowała dwóch synów i cztery córki. Dzieciństwo miało umocnić przyszłego biskupa w przekonaniu, że "wiara jest najcenniejszym majątkiem". Rodzinne strony wspomina jako "ojczyznę ludzi niezamożnych i bardzo ciężko pracujących, głęboko związanych z wiarą katolicką, patriotycznych i wrażliwych na wartości".

W 1962 r. w Lublinie z rąk bp. Piotra Kałwy przyjął święcenia kapłańskie. Jako wikariusz pracował w Zamościu, Lublinie i Hrubieszowie, ale jego przeznaczeniem nie było duszpasterstwo, lecz praca naukowa. Uzyskał tytuł magistra teologii, a potem magistra i doktora filozofii. Od końca lat 60. jest wykładowcą KUL, od 1992 r. - profesorem zwyczajnym. Przed siedmioma laty został ordynariuszem płockim. Abp Józef Życiński wspomina, że tamta papieska decyzja wiązała się w przypadku ks. Wielgusa "z wyrzeczeniem, z odejściem od tego, co było mu szczególnie bliskie - od prowadzenia prac badawczych w czterech ścianach swojego pokoju, by przygotować kolejne publikacje. Gdy się dyskretnie patrzyło z boku, widać było, że to jest jedna z form jego biskupiego krzyża".

Lublin, Płock, a od kilku dni stolica - wyznaczają węzłowe punkty biografii nowego metropolity warszawskiego.

Sedes z Bakelitu

Dawni studenci chwalą wykłady prof. Wielgusa z filozofii starożytności i średniowiecza: - Zajęcia prowadził tak, żeby wszyscy zdążyli zapisać - opowiada Beata Górka, od trzech lat rzecznik prasowy KUL, w latach 80. studentka psychologii. - Na wykładach często zwracał się do studentów: "dzieci kochane". Lubił żartować, wymieniał filozofów: Tales z Miletu, Sedes z Bakelitu.

Był wymagającym egzaminatorem, nie szafował piątkami, ale też starał się nie oblewać: - Zadawał dodatkowe pytania. Śmialiśmy się, że na egzaminie stosuje metodę ginekologiczną, czyli wyciąga z nas wiedzę - wspomina Górka.

Jego dorobek naukowy: kilkanaście książek i ponad czterysta artykułów. Promotor siedemnastu prac doktorskich i osiemdziesięciu magisterskich. Kieruje Radą Naukową Episkopatu.

W 1989 r. został rektorem KUL. Musiał przeprowadzić uniwersytet przez burzliwy okres: dostosować do nowych warunków, sprostać konkurencji na wolnym rynku. Realne wydawało się widmo krachu finansowego. Szalała inflacja, brakowało dofinansowania ze strony państwa.

Po trzech latach powstał nowy statut zaakceptowany przez Watykan i resort edukacji. Udało się doprowadzić do częściowego finansowania uniwersytetu z państwowego budżetu. Pod rządami ks. prof. Wielgusa powstała znaczna część ogromnego Kolegium Jana Pawła II, górującego nad Alejami Racławickimi. Wielkim wysiłkiem udało się w 1998 r. otworzyć Wydział Matematyczno-Przyrodniczy.

Pod koniec lat 80. KUL pozostawał elitarną, stosunkowo niewielką uczelnią z trzema tysiącami studentów. Niemal wszyscy się znali, chociażby z widzenia. W 1993 r. studentów było już osiem tysięcy. Po następnych pięciu latach administrowania rektora Wielgusa ich liczba prawie się podwoiła. Październikowe inauguracje roku akademickiego stały się imponującym widowiskiem: premierzy, ministrowie, ambasadorowie, rektorzy polskich i zagranicznych uczelni, same powitania trwały pół godziny. A ks. prof. Wielgus witał w różnych językach. Doskonale zna niemiecki i łacinę, bardzo dobrze angielski, nieźle francuski, porozumiewa się po rosyjsku. Nowy metropolita warszawski ma również na koncie siedmiogodzinny rekord w nieustannym pływaniu.

Rektorem w gronostajach bywał tylko podczas uroczystości. Poza uniwersytetem był serdecznym człowiekiem, bez profesorskiego zadęcia. Gdy tylko mógł, chadzał na piechotę. Lublinianie zapamiętali, jak wieczorami, szybkim krokiem, zawsze samotnie, w kurtce i czarnym berecie zsuniętym nieco na bakier, z torbą na ramieniu wracał kilka kilometrów z uniwersytetu do swego mieszkania.

- Pamiętam tę jego torbę - potwierdza pracownik administracyjny KUL. - Miała dość krótki pasek, a rektor jest postawnym mężczyzną: zawsze tak śmiesznie podsuwała mu się pod pachę.

Nic nie umknęło

Również pracownicy rektorskiego biura dobrze wspominają byłego szefa. Jeśli coś nie wyszło, nie obarczał winą innych: - Był zorganizowany. Zawsze wiadomo było, o co mu chodzi, czego oczekuje - wspomina Justyna Zaprawa, która za jego rządów zaczynała pracę w biurze.

Przed ósmą przychodził do pracy. Gości przyjmował w dużym gabinecie. Sadzał w wygodnych krzesłach za owalnym stołem. Miał duży zeszyt, w którym notował, co ustalono podczas wizyty. Żeby nic nie umknęło.

Choć stanowczy w homiliach i poglądach, w bezpośrednich kontaktach był otwarty i przyjazny, co potwierdzają lubelscy dziennikarze. Na początku lat 90. wielu duchownych z niechęcią traktowało liberalną prasę. Rektor, chociaż z przekonania był ostrym krytykiem liberalnego światopoglądu, bez problemu zgodził się rozmawiać z "Gazetą Wyborczą". Dał obszerny wywiad, w autoryzacji dokonał kilku kosmetycznych poprawek.

Tłumaczył, że nie ingeruje również w poglądy studentów, a wykładowcy na uniwersytecie reprezentują różne idee. Opinia, że KUL za jego rektorskich rządów był zamknięty na inne postawy, jest niesprawiedliwa. Silną pozycję mieli tacy profesorowie jak Jerzy Kłoczowski, Jerzy Gałkowski, Czesław Deptuła, Jerzy Strojnowski i wielu innych.

Niektórzy podwładni przysparzali mu kłopotów. Największy skandal wybuchł w 1996 r.,­ kiedy dziesięciu profesorów napisało list do biskupa Essen, krytykując przyznanie Władysławowi Bartoszewskiemu nagrody im. Heinricha Braunsa. Powód: laureat nie jest godzien wyróżnienia jako osoba nieznana w dziedzinie katolickiej nauki społecznej, legitymująca się zaledwie maturą i po rozwodzie. Za pomysłodawcę listu uważano Ryszarda Bendera. Gdy list przedrukowała "Wyborcza", miarka się przebrała. Rektor Wielgus jeszcze tego samego dnia napisał do "Gazety", że list przyjął z oburzeniem, a "zawarta w nim pozorna troska o wartości katolickie pozostaje w jawnej sprzeczności z postawą chrześcijanina". Po kilku dniach Senat uczelni potępił zarówno formę, jak i treść listu profesorów.

Był rektorem przez trzy kadencje. Podczas wyborów na trzecią, w tajnym głosowaniu, padł jeden głos przeciwny. Dla wszystkich było jasne, że sam zagłosował przeciwko sobie. Dla zasady. W 1998 r. nie chciał już kandydować.

Katechizm Płocki

Nazajutrz po ogłoszeniu nominacji na metropolitę warszawskiego bp Wielgus przyszedł jak zwykle do biura w płockiej kurii. Do popołudnia załatwiał urzędowe sprawy, udzielał wywiadów i przyjmował gości. Zachowywał się, jakby nic specjalnego się nie wydarzyło.

Na rozmowę zaprosił nas do skromnego, gustownie urządzonego gabinetu. Czy ochłonął już po nominacji?

- Musi upłynąć minimum parę tygodni, żebym ochłonął zupełnie. To dość duże przeżycie i sporo napięcia.

W następnym zdaniu, jak na filozofa przystało, dodał: - Ale emocje muszą odejść na bok. Nad wszystkim w naszym życiu powinien górować rozum.

Tak było również latem 1999 r., gdy Jan Paweł II mianował sześćdziesięcioletniego Stanisława Wielgusa biskupem płockim. Byłego rektora KUL miejscowi duchowni i świeccy znali przede wszystkim z listów, które kierował do wiernych w Polsce w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Poza tym był wielką niewiadomą. Pojawiły się wątpliwości, jak naukowiec poradzi sobie z jedną z najstarszych diecezji w Polsce.

- Miał wprawdzie doświadczenie w administrowaniu uniwersytetem, ale przecież uczelnia to nie to samo co diecezja - przyznaje ks. Kazimierz Ziółkowski, kanclerz kurii w Płocku. - Ale okazało się, że uczy się szybko. Na początku poznawał kapłanów, parafie, grupy duszpasterskie, stowarzyszenia i różne środowiska. W wątpliwych sprawach chętnie zasięgał rady.

Pierwszego sierpnia 1999 r. bp Wielgus przekroczył progi katedry na Wzgórzu Tumskim, skąd rozciąga się malowniczy widok na płynącą u podnóża skarpy Wisłę. Tu pochowano Władysława Hermana i Bolesława Krzywoustego. Na dodatek rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego wydawała się wymarzonym dniem na ingres biskupa, którego życiowa dewiza brzmi: "Bogu i Ojczyźnie".

I chociaż w kazaniach lubi mówić o patriotyzmie, jako pasterz diecezji zajął się przede wszystkim pracą duszpasterską. Priorytetem stała się katecheza dorosłych: - Nasza wiedza religijna jest bardzo wątła - tłumaczy abp Wielgus. - A nie można Boga kochać, kiedy się Go nie zna.

Dlatego powołał zespół duchownych i świeckich, którzy na podstawie Katechizmu Kościoła Katolickiego przygotowują na każdą niedzielę kilkuminutowe kazania. Przed Mszą teksty odczytują w kościołach księża. Można ich też wysłuchać w radio albo przeczytać w diecezjalnym dodatku do "Niedzieli" lub w internecie. Tak powstał "Katechizm Płocki".

Trzeba przyznać, że pomysł nie przeszedł bez oporów. Niektórzy księża kręcili nosem, że niepotrzebnie przedłuża się Mszę, a ludzie i tak nie słuchają. Ale wielu duchownych i świeckich ceni zaproponowaną przez biskupa formę nauczania. Inicjatywę pochwalił również Watykan.

Ćwierć-prawdy

- Baliśmy się jednego: że długo tu nie pobędzie, bo zabiorą go gdzieś wyżej - mówi ks. Tomasz Opaliński z płockiej edycji "Niedzieli". - Mieliśmy przeczucie, że tak wybitna osobowość musi awansować. Chociaż sam o zaszczyty nie zabiegał. To nie ten typ człowieka.

Po raz pierwszy nazwisko bp. Wielgusa jako wpływowego w Polsce hierarchy pojawiło się dwa lata temu, gdy biskupi wybierali przewodniczącego Episkopatu. Ordynariusz płocki miał być jednym z kandydatów. Ostatecznie wybór padł na abp. Józefa Michalika.

Pod koniec października tego roku dziennik "Il Giornale" podał, że ordynariusz płocki zastąpi kard. Józefa Glempa na urzędzie metropolity warszawskiego. Wiadomość powtórzyły polskie media. Jednak w połowie listopada pojawiły się plotki, że biskup odmówił przyjęcia godności. Miał się dowiedzieć, że w archiwach IPN odnaleziono jego teczkę z obciążającym materiałem.

Biskup nie komentował sprawy. Jeden z księży: - Ale bardzo to przeżywał. Wystarczy popatrzeć na fotografie z tamtego okresu. Wyglądał na przybitego.

Gdy nazajutrz po nominacji spytaliśmy abp. Wielgusa, czy nie obawia się, że znów mogą wrócić plotki, odpowiedział bez namysłu: - W tamtych czasach każdy duchowny od momentu wstąpienia do seminarium miał teczkę. Różne rzeczy tam zapisywano, także półprawdy, ćwierć-prawdy, a czasem i nieprawdy. Trzeba było żyć w tamtych czasach, żeby to zrozumieć.

Po chwili dodał: - Jestem mediewistą i wiem, czym była inkwizycja. Średniowiecza już nie ma, ale inkwizytorskie zapędy wciąż w niektórych drzemią. Rzucając pochopne oskarżenia, łatwo zniszczyć komuś życie.

Pięścią w stół

Jakim człowiekiem jest abp Wielgus? Gdy spytać jego współpracowników, powtarzają: ma klasę, konkretny i rzeczowy.

Ks. Adam Łach, naczelny płockiej "Niedzieli": - Gdy trzeba, potrafi uderzyć pięścią w stół.

Kanclerz kurii: - Irytuje go ludzka głupota, ale potrafi szybko zapomnieć o gniewie. Zawsze mówi prawdę w oczy.

Ks. Opaliński: - Niczego nie ukrywa. Jak ksiądz miał problemy z alkoholem, nie przenosił cichaczem z parafii do parafii, ale posłał na leczenie. Nie postępuje według zasady "byleby jakoś było". Nie głosi świętego spokoju za wszelką cenę.

Mocno stąpa po ziemi, lubi praktyczne rozwiązania. Tak było z granicami parafii farnej w Płocku. Szkoła znajdowała się na terenie jednej parafii, osiedle mieszkaniowe po drugiej stronie ulicy - w sąsiedniej. W efekcie dzieci w szkole katechizował jeden ksiądz, w kościele spotykały się z innym. Bez ceregieli biskup skorygował bezsensownie wytyczoną granicę.

Gdy z kilku kościołów diecezji złodzieje ukradli cenne zabytki, zalecił proboszczom, którzy nie są w stanie zabezpieczyć świątyń przed włamaniem, aby zdeponowali wartościowe eksponaty w diecezjalnym muzeum, a oryginały zastąpili kopiami. Niektórzy posłuchali.

Gdy pytaliśmy duchownych, czy biskup był apodyktyczny, padała podobna odpowiedź: - Nie. Ale jak podejmie decyzję, jest stanowczy.

Ks. Opaliński tłumaczy: - To nie jest człowiek, który wierzy, że zna się na wszystkim.

Jeden z mieszkających niedaleko katedry księży widywał, jak wracającego z kurii do domu biskupa zaczepiały Cyganki albo miejscowi żebracy: - Zawsze dawał im jakiś grosz.

- Dobry człowiek - kwituje Dariusz Świtalski, fotoreporter. - Głosił kiedyś rekolekcje w Olsztynie. Jak nas zobaczył, zabrał ze sobą na kolację. Jednego tylko nie lubi: jak się robi zdjęcia podczas kazania, bo to rozprasza.

Ks. kanonik Janusz Filarski, proboszcz katedry w Płocku, podczas Mszy modli się jeszcze "za naszego biskupa Stanisława". Ale moment odejścia do Warszawy zbliża się nieubłaganie, w ostatni dzień roku hierarcha odprawi w katedrze pożegnalną Mszę.

- To będzie dla mnie trudny moment - przyznaje abp Wielgus. - Płock był moją pierwszą diecezją. Tak po ludzku będzie się ciężko z tym miejscem rozstać.

Gdy pytamy, czy długo się wahał nad przyjęciem nominacji, odpowiada krótko: - Ojcu Świętemu nie można było odmówić.

Płoccy księża uważają, że w stolicy pozostanie sobą. Ks. Opaliński: - To nie jest typ biskupa, który da się wpędzić w medialną histerię. Będzie widział realne wyzwania, a nie problemy jednego dnia.

- W Warszawie będzie miał jeszcze trudniejsze zadanie - mówią duchowni. - To miasto w o wiele większym stopniu zeświecczone niż Płock.

Źli chrześcijanie

Jakby na potwierdzenie tych słów w tygodniu nominacji bp. Wielgusa na stołecznego metropolitę, opublikowano wyniki badań religijności w dwunastu diecezjach. W wielu kategoriach archidiecezja warszawska - zamożna, kosmpolityczna i liberalna - okupuje ostatnie miejsca (zob. artykuł Zbigniewa Nosowskiego na str. 2).

Po ogłoszeniu decyzji Benedykta XVI nominat w niemal pierwszych słowach skierowanych do dziennikarzy oświadczył: "Mam świadomość, że idę do zadań bardzo trudnych w stolicy, która jest wielkim miastem, nagromadzeniem wielkiego dobra, ale też i wielkiego zła. Jako potężna aglomeracja przeżywa wielkie problemy moralne i światopoglądowe. Przystępuję do tej funkcji z lękiem i z drżeniem, ale mam nadzieję, że Pan Bóg da mi siły".

Co mogło przesądzić o wyborze bp. Wielgusa na metropolitę warszawskiego? Może fakt, że biskup - chociaż jego opinie zdecydowanie bliższe są postawom konserwatywnym - mieści się w głównym nurcie polskiego życia kościelnego. Nie ulegało wątpliwości, że jego nominacja nie wzbudzi kontrowersji. Za charakterystyczne uznać należy jego wypowiedzi o rozgłośni o. Rydzyka, które media - nie do końca słusznie - uważają za papierek lakmusowy biskupich światopoglądów. Krótko przed nominacją bp Wielgus, członek Zespołu Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja, powiedział w rozmowie z KAI: "Episkopat zrobił, co mógł. Na początku maja br. utworzył Radę Programową Radia Maryja. Stara się ona porządkować dyskusyjne sprawy. Uważam, że powołanie Rady doprowadzi do tego, że program Radia Maryja będzie mógł być w pełni akceptowany". Jednocześnie zastrzegł: "Nie można dopuścić do zniszczenia Radia Maryja. Nie można go potępiać, gdyż jest ważnym i ogromnie zasłużonym ośrodkiem ewangelizacji".

W ostatnich latach poparcie Episkopatu zdobywają biskupi, którzy mocno akcentują jego jedność. W liście pasterskim na tegoroczny Wielki Post bp Wielgus pisał: "By wprowadzić zamęt i boleśnie ukłuć swoich politycznych konkurentów, niektóre media zaczęły rozgłaszać wyssaną z palca teorię o podziale biskupów, przypisując ich do dwóch wymyślonych stronnictw, przy czym oczywiście jedno z tych stronnictw jest światłe i postępowe, drugie zaś ciemne i zacofane".

Jego nominacja potwierdza zresztą jeszcze inny trend: na kluczowe metropolie w Polsce wysuwa się w ostatnim czasie kandydatury biskupów starszych, doświadczonych, z reguły o mocno już okrzepniętych opiniach. Metropolitą wrocławskim został Marian Gołębiewski (67 lat), krakowskim - Stanisław Dziwisz (66 lat), warmińskim - Wojciech Ziemba (65 lat), a białostockim - Edward Ozorowski (65 lat).

Inny atut biskupa Wielgusa: jako współprzewodniczący Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu nabrał doświadczenia w rozmowach z politykami. Takim doświadczeniem powinien dysponować metropolita, na terenie którego archidiecezji urzędują prezydent, rząd, Sejm i Senat. Obecnie na forum Komisji strona kościelna stara się uzgodnić możliwość zdawania religii na maturze, czego bp Wielgus był gorącym zwolennikiem. Żeby zamknąć aktualne kwestie z pogranicza polityki i Kościoła, należy dodać, że nowy metropolita warszawski popiera pomysł wpisania do Konstytucji ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci: "Zasadami moralnymi nie można kupczyć w imię tak czy inaczej pojmowanego kompromisu" - argumentuje.

Słynie z bezkompromisowych wypowiedzi i kazań. Bez pardonu krytykuje wrogie jego zdaniem Kościołowi ruchy i idee współczesnego świata: ateistyczny liberalizm, wojujący ateizm, totalitaryzm bezideowości, relatywizm moralny, postmodernistyczną ideologię, hedonistyczny konsumpcjonizm, rozpasanie seksualne, kosmocentryzm, irracjonalne sekty, Nową Lewicę, polityczną poprawność, kult tzw. postępowego człowieka.

Szkoda, że zapomniano o fragmencie jego kazania sprzed dwóch lat: "W naszych czasach najgorszym zagrożeniem dla chrześcijaństwa nie jest wojujący ateizm, lecz obojętność religijna ludzi, którzy uważają się za chrześcijan, ale żyją jak bezbożni poganie i niczym się od nich nie różnią".

Bo - jak twierdzi nowy metropolita warszawski - nie ma "nic gorszego dla chrześcijaństwa jak źli chrześcijanie".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2006