Dzień zero w Kapsztadzie

Metropolia Południowej Afryki może być pierwszym dużym miastem świata, w którym wkrótce zabraknie wody. Kto jest winny temu kryzysowi: pogoda, politycy czy historia RPA?

19.03.2018

Czyta się kilka minut

Mieszkańcy Kapsztadu w kolejce po wodę, 31 stycznia 2018 r. / DWAYNE SENIOR / EAST NEWS
Mieszkańcy Kapsztadu w kolejce po wodę, 31 stycznia 2018 r. / DWAYNE SENIOR / EAST NEWS

Bburmistrz Kapsztadu, Patricia de Lille, nie mogła dotrzymać obietnicy, jaką złożyła zaledwie kilka miesięcy temu. Wtedy zapowiadała: „Nie pozwolimy, aby w dobrze zarządzanym mieście zabrakło wody”. Tymczasem niedawno w sześciu miejskich zbiornikach poziom wody spadł do 26 proc. I władze Kapsztadu ogłosiły, że mieszkańcy muszą przygotować się na „Dzień Zero”: moment, gdy miejskie rurociągi wyschną, a ludzie będą stać w kolejkach po dzienny przydział (25 litrów na głowę) pod okiem wojska.

Trudno wyobrazić sobie takie sceny w mieście, które cztery lata temu „New York Times” okrzyknął najlepszym miejscem na wakacje...

Zresztą do uroków Kapsztadu nie trzeba było przekonywać półtora miliona turystów, którzy co roku odwiedzają stolicę Republiki Południowej Afryki, by rozkoszować się plażami, widokiem na Górę Stołową, a także miejskim luksusem, pięciogwiazdkowymi hotelami i światowej klasy restauracjami, serwującymi produkty z pobliskich winnic.

Trudno też wyobrazić sobie mieszkańców bogatych przedmieść, właścicieli rezydencji z basenami, jak dźwigają w kanistrach dzienny przydział wody. A jednak. Ostatnie szacunki mówią, że „Dniem Zero” może być 15 czerwca. Wtedy Kap­sztad stałby się pierwszym dużym nowoczesnym miastem na świecie, w którym skończyła się woda.

Trzy suche zimy

Powodów kryzysu jest kilka. Nie we wszystkie mieszkańcy Kapsztadu chcą wierzyć. Są też tacy, którzy w ogóle wątpią w jego istnienie.

– Niektórzy twierdzą, że kryzys wody został zaplanowany przez polityków, aby w ostatniej chwili mogli zatriumfować, ratując miasto z opresji. Inni mówią, że kryzys jest wymyślony, a zbiorniki pełne wody. Ostatnio powtarzana jest plotka, że woda w Kapsztadzie jest zatruta – Claire Pengelly z miejscowego Uniwersytetu wymienia teorie spiskowe, jakie krążą po mediach społecznościowych w Republice Południowej Afryki.

W kryzys można nie wierzyć. Nie sposób za to zaprzeczyć, że takiej suszy jak obecnie w Kapsztadzie nie było od dawna. Jedni mówią, że od 400 lat, inni, że od ponad 600. W każdym razie Kapsztad nie był tak spragniony deszczu od czasów, gdy nie nosił jeszcze swojej nazwy, a do Przylądka Dobrej Nadziei wraz z sześcioma statkami przypłynął Jan van Riebeeck – człowiek, który zbudował pierwsze fortyfikacje u stóp Góry Stołowej i założył tu pierwsze miasto.

Riebeeck zachwycił się obficie spływającymi po zboczach Góry Stołowej strumieniami. Na urodzajnej glebie Kapsztadu powstawały bujne ogrody i słynne winnice. W czasach apartheidu, gdy na pobliskiej, oddalonej od Kapsztadu o kilka kilometrów Robben Island Nelson Mandela odsiadywał 18 z 27 lat, jakie w sumie spędził w więzieniu – produkcja wina została zahamowana.

Rozkwitła na nowo po obaleniu dominacji białych. Pierwszym włodarzem wolnego Kapsztadu był zwycięski Afrykański Kongres Narodowy (ANC). W 2006 r. władzę w mieście przejęła opozycja.

Mijały lata, dawni więźniowie stawali się prezydentami, a niegdysiejsi bohaterowie przemieniali się w skorumpowanych złodziei [patrz opowieść Wojciecha Jagielskiego o ostatnim ćwierćwieczu RPA, „TP” 10/2018 – red.]. Ale jedno w Kapsztadzie się nie zmieniało: pogoda. Latem świeciło słońce, zimą padał deszcz.

Niestety – do czasu. Trzy ostatnie zimy były nadzwyczaj suche. Według pomiarów stacji meteorologicznej na międzynarodowym lotnisku w Kapsztadzie od 1977 r. średnia roczna suma opadów deszczu w mieście wynosiła 508 mm. Tymczasem w ciągu ostatnich trzech lat w mieście spadło o połowę mniej deszczu.

Katastrofa zapowiadana

To zmiana katastrofalna – biorąc pod uwagę, że system zarządzania wodą w Kapsztadzie oparty jest na przewidywalności zjawisk meteorologicznych.

Poziom w sześciu zbiornikach, które są jedynym źródłem wody dla miasta, uzależniony jest od pogody: aby się napełniły, musi padać. Dopóki zimy były deszczowe, wszystko działało.

– Z powodu zmian klimatycznych nie sposób już planować przyszłości na podstawie projekcji z przeszłości. System zarządzania wodą, oparty na zasadzie powtarzalności zjawisk pogodowych, przestał działać – mówi profesor Geoff Dabelko, dyrektor wydziału badań nad środowiskiem w amerykańskim Centrum Wilsona.

Czy władze miasta mogły dać się zaskoczyć? Przecież na rok przed rozpoczęciem trzyletniej suszy, w 2014 r., Kapsztad dostał wyróżnienie za sprawne zarządzanie wodą od organizacji C40 (w imieniu największych metropolii świata działającej na rzecz ochrony klimatu). Czy zmiany klimatyczne rzeczywiście przyszły tak nagle, że Patricia de Lille musiała wycofać się z obietnicy, iż nie zabraknie wody? Kto zawinił? Pogoda czy polityka?

Pierwsze ostrzeżenia pojawiły się jeszcze w roku 1990 – tym samym, w którym Mandela opuścił Robben Island i wyszedł na wolność. Pierwsza poważna susza nadeszła 15 lat później: poziom w największym miejskim zbiorniku Theewaterskloof Dam, z którego pochodzi połowa wody w Kapsztadzie, spadł wtedy do 30 proc. (dziś wynosi 12 proc.).

To był ostatni rok, gdy miastem rządził jeszcze Afrykański Kongres Narodowy. Władze zdążyły zrobić plan siedmiu odwiertów, które pozwoliłyby czerpać ze złóż pod Górą Stołową, kryjących 100 tys. km2 wody. Ale plany nie zostały zrealizowane. Rok później władzę w mieście przejęła opozycja: Sojusz Demokratyczny. W 2007 r. ukazał się raport mówiący, że miasto będzie potrzebować innych źródeł wody niż z sześciu zbiorników; zalecano zwiększenie wydobycia wody gruntowej i rozwijanie metod odsalania.

Woda i polityka

– Winni kryzysu wody w mieście są politycy – mówi bez wahania prof. Anthony Turton z Kapsztadu.

Jedni uważają, że to władze centralne (a więc Afrykański Kongres Narodowy) sabotowały prace nad usprawnieniem systemu, aby obnażyć niekompetencję Sojuszu Demokratycznego. Inni twierdzą, że to Sojusz chciał w ten sposób zbuntować ludzi przeciw trzymającemu władzę Kongresowi w czasie, kiedy partia ta zadawała ostateczny cios byłemu już prezydentowi Jacobowi Zumie.

Dla profesora Turtona nie ma znaczenia, która strona ma rację. Jego zdaniem Kongres i Sojusz są siebie warte. Turton obarcza taką samą odpowiedzialnością polityków z obu partii. Bo, jak twierdzi, wszyscy upolitycznili problem wody.

Rzeczywiście, polityczne ciosy zadawane były z obu stron. Pani minister ds. wody i systemu sanitarnego Nomvula Mokonyane z ramienia ANC oskarżała polityków Sojuszu, że wymyślili sobie „Dzień Zero”, aby siać wśród ludzi panikę.

Z kolei Ratusz, kierowany dziś przez polityków Sojuszu Demokratycznego, narzeka na brak wsparcia ze strony władz centralnych w realizacji drogich projektów antykryzysowych – jak odsalanie, wydobycie wód gruntowych czy recykling. Władze miasta policzyły, że akcja ratująca Kapsztad przed wysuszeniem spowodowała już teraz dziurę budżetową w wysokości 140 mln dolarów.

Kevin Winter z Uniwersytetu w Kapsztadzie wskazuje jeszcze jednego winnego: niedawną historię RPA. Tłumaczy, że dla południowoafrykańskich polityków woda nie była priorytetem, gdyż po latach apartheidu najważniejszym celem była odbudowa państwa, które musiało zmierzyć się z takimi wyzwaniami jak bieda i nierówności.

Rzecz w tym, iż problem z wodą w Kapsztadzie boleśnie przypomniał, że ani jedna, ani druga patologia nie została złagodzona. – Obecny kryzys jeszcze bardziej uwypuklił nierówności w naszym mieście. Bo to właśnie dostęp do wody dramatycznie dzieli nasze społeczeństwo – mówi prof. Harro von Blottnitz z Wydziału Technologii Chemicznej Uniwersytetu w Kapsztadzie.

Co zawita najpierw

Mieszkają tu prawie 4 mln ludzi, w tym co czwarty w slumsach. Oni nie wiedzą, co to bieżąca woda. Noszą ją w plastikowych baniakach do swych prowizorycznych domków. W tym czasie mieszkańcy zielonych przedmieść budują domy z basenami wypełnionymi wodą, nie zastanawiając się nad jej wartością. W czasie suszy przepaść między nędzą a dobrobytem się pogłębia.

Dr Kristy Carden z Wydziału Zarządzania Wodą Uniwersytetu w Kapsztadzie ubolewa, że jako przykład marnotrawienia wody w RPA media najczęściej pokazują przeciekające rury w slumsach, podczas gdy milion ubogich zużywa ledwie 4,5 proc. wody. Zatem to styl życia bogatych jest jedną z przyczyn kryzysu. A to biedni najbardziej na nim cierpią.

Prof. Geoff Dabelko z Centrum Wilsona: – Bogaci mają pieniądze, by poradzić sobie w sytuacji kryzysowej. Gromadzą zapasy wody, inwestują w prywatne odwierty. Jeśli kryzys się pogłębi, mogą wyjechać. To nic nowego w historii. Ludzie od zawsze migrowali z miejsc, które wysychały. Nazywam to „strategią bogatych na przetrwanie”. A biedni zostają.

Dlatego to na bogatych mieszkańcach spoczywa odpowiedzialność ograniczenia zużycia wody. O to apelują władze miasta, w nadziei, że narzucenie dziennych limitów odroczy „Dzień Zero” i zanim trzeba będzie zakręcić kurki, spadnie deszcz.

Historia uczy jednak, że czasem biedni tracą cierpliwość. – Tak było w Boliwii 20 lat temu, gdy prywatyzacja wody spowodowała tak raptowny wzrost jej ceny, że biedota została od wody odcięta. Ludzie wyszli wtedy na ulice, hasła szybko przybrały charakter antyrządowy – mówi prof. Dabelko i nie ma wątpliwości, że politycy w RPA mają świadomość, iż kryzys może stać się zarzewiem protestów na skalę ogólnokrajową.

Jeszcze do niedawna po południowoafrykańskim internecie krążyły żartobliwe memy, przedstawiające roześmianą twarz prezydenta Zumy z podpisem: „Podam się do dymisji, jeśli w Kapsztadzie spadnie deszcz”. Dziś skorumpowany Jacob Zuma nie jest już prezydentem, został zmuszony do ustąpienia. A pytanie brzmi, co pierwsze zawita w Kapsztadzie: deszcz czy „Dzień Zero”? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2018