Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To jeden z 48 krajów, które do 2100 r. znajdą się pod wodą, jeśli uprzemysłowiona część świata nie ograniczy emisji gazów cieplarnianych.
Przebieg tegorocznego Forum Wysp Pacyfiku pokazuje, że widmo zatonięcia całych państw to słaby argument w starciu z kalkulacją gospodarczo-polityczną. Nie udało się przyjąć deklaracji wzywającej do globalnego zakazu budowy nowych elektrowni węglowych i radykalnego ograniczenia węgla w energetyce. Gdy pytano premiera Tuvalu, czy zastrzeżenia do tych postulatów zgłosiło państwo na literę A, Enele Sopoaga odparł: „Tak, absolutnie”. Jedynym krajem Forum, którego nazwa zaczyna się na A, jest Australia. Węgiel to jej drugi najważniejszy towar eksportowy, a premier Scott Morrison wspiera górnictwo.
Wicepremier Australii Michael McCormack oskarżył mieszkańców tonących wysp, że wymuszają na jego kraju zamknięcie opłacalnego przemysłu. A przecież, dowodził, miejsca pracy czekają na nich w Australii. Mylił się premier Tuvalu, sądząc, że jeśli zadba o gości – racząc ich daniami z owoców morza i zabawiając tradycyjnym tańcem fatele – to dostrzegą, iż Tuvalu to polinezyjski mikrokosmos, o który warto walczyć.
Premier Fidżi, Frank Bainimarama, w wywiadzie dla „Guardiana” oskarżył Australię o znieważenie wyspiarskich narodów. Na pytanie, czy Fidżi poszuka wsparcia w Pekinie, odparł: „Chińczycy nas nie obrażają. (...) To dobrzy ludzie, zdecydowanie lepsi od Morrisona”. Pochlebstw wobec Pekinu nie powstrzymał fakt, że Chiny to największy globalny emitent CO2.
Czy wzbierający gniew małych, zagrożonych zatonięciem narodów okaże się – wobec polityki Australii – cennym orężem Pekinu w geopolitycznej batalii o ten region Pacyfiku, historycznie będący dotąd w australijsko-amerykańskiej strefie wpływów? ©