Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z dokumentu dowiemy się jednak rzeczy, o których demografowie mówią od lat: że wyższa dzietność to nie tylko transfery finansowe, ale też np. poprawa sytuacji w mieszkalnictwie, usługach opiekuńczych (żłobki i przedszkola), w systemie ochrony zdrowia, edukacji i na rynku pracy. Mowa jest o lepszej opiece okołoporodowej i ograniczeniu liczby cesarskich cięć, ale nie bardzo wiadomo, jak rząd chce te cele osiągnąć. Strategia wspomina też o leczeniu chorób mogących prowadzić do niepłodności (problem dotyczy co najmniej półtora miliona par), ale konkretnej odpowiedzi na nią samą brak (in vitro to – jak można się było spodziewać – określenie zakazane).
Lektura dokumentu (na stronach Pełnomocnika Rządu ds. Polityki Demograficznej nie ma jeszcze ostatecznej wersji, ale udostępniony projekt – jak zapewniają urzędnicy – jest co do istoty zbieżny z tym przyjętym) może też wprawić w konsternację. Czyta się go jak raport otwarcia przystępującego do wytężonej pracy obozu rządzącego, nie zaś partii trzymającej państwowe stery od siedmiu lat. W dodatku ugrupowania, które podobne do tych wymienionych w „Strategii” cele stawiało sobie już przed 2015 r., ale z ich realizacji niewiele wyszło: współczynnik wynoszący wtedy niecałe 1,3 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym wzrósł nieznacznie w kolejnych latach, by następnie znowu opaść.
Kiedy Jarosław Kaczyński mówił o młodych kobietach, które „dają w szyję”, zamiast rodzić dzieci, jego słowom towarzyszyła głównie ogólnonarodowa ironia. Dziś można spekulować, czy słowa prezesa podpadały pod „popularyzację kultury sprzyjającej rodzinie” – to jeden z dwunastu celów przyjętej przez rząd „Strategii” – czy może pod jakiś inny paragraf. Na pewno były próbą przerzucenia na kobiety winy za klęskę PiS w obszarze, który miał być jego strategicznym sukcesem.
Małgorzata Nocuń o kryzysie polskiego położnictwa. Może się on jeszcze zaostrzyć, bo młodzi lekarze unikają tej specjalizacji. Boją się procesów.