Dwa światy, wyrosłe w ciągu wieków

Watykan, 5 listopada 2003 r.: Spotkanie Jana Pawła II z Władimirem Putinem /fot. KNA-Bild

04.07.2006

Czyta się kilka minut

MAŁGORZATA NOCUŃ: - Kardynał Walter Kasper, zajmujący się dialogiem ekumenicznym, przekonuje, że wizyta Benedykta XVI w Rosji będzie możliwa w 2007 r. Czy rzeczywiście jest tak blisko do spełnienia jednego z największych marzeń Jana Pawła II?

Ks. WACŁAW HRYNIEWICZ: - O ile wiem, kardynał Kasper usiłuje studzić przedwczesny zapał dziennikarzy dopytujących się o datę spotkania. Przekonuje, że najpierw trzeba rozwiązać pewne sporne problemy, a dopiero potem uzgadniać datę ewentualnej wizyty w Moskwie. Osobiście nie przywiązuję większej wagi do daty tego spotkania. Niech najpierw życzliwa atmosfera we wzajemnych relacjach nabierze cech trwałości. Pewne sprawy są w nich nadal tak delikatne, że łatwo wszystko może ulec zahamowaniu.

Pisze się ostatnio o przygotowywanej wspólnej deklaracji Benedykta XVI i patriarchy Aleksija II w obronie chrześcijańskiego dziedzictwa Europy. To znak widocznej poprawy w stosunkach pomiędzy Watykanem i Patriarchatem Moskiewskim. Można się spodziewać, że podobna deklaracja zostanie wydana również przez Papieża i Patriarchę Ekumenicznego Bartłomieja I podczas ich jesiennego spotkania w Fanarze. Byłoby to świadectwem pewnej równowagi w ekumenicznych relacjach Kościoła katolickiego i prawosławnego, a zarazem potwierdzeniem rangi Patriarchy Konstantynopola jako honorowego przywódcy całego prawosławia. Patriarcha Atenagoras I bardzo wysoko podniósł duchową rangę Patriarchatu Ekumenicznego. Być może dzisiaj - ze względu na problemy naszego czasu, zawikłane sytuacje i trudne decyzje - ta estyma została osłabiona i czasem jej nie widać. Nieliczenie się z pozycją Patriarchy Konstantynopola byłoby jednak rażącą sprzecznością z wielowiekowym doświadczeniem prawosławia.

- Zarysowują się więc we wzajemnych relacjach pewne zagadnienia priorytetowe.

- Obserwatorzy zauważają dobre i ciepłe relacje pomiędzy Bartłomiejem I oraz Benedyktem XVI. Zdaniem niektórych, może to będzie duet podobny do tego, jaki kiedyś stanowili Jan XXIII i patriarcha Atenagoras I, czy Paweł VI i Atenagoras. Benedykt XVI zaraz po wyborze podkreślił, że nie wystarczą już tylko słowa i deklaracje, ale potrzebne są konkretne gesty i czyny. Bardzo zależy mu na dialogu z chrześcijańskim Wschodem. Mówił o tym podczas spotkania z metropolitą Kiryłem, bezpośrednio po inauguracji pontyfikatu. Pragnie powrotu do dobrych relacji z Rosyjskim Kościołem Prawosławnym. To, że obecny Papież pochodzi z Niemiec, z pewnością ułatwi mu kontakty. Polskość Jana Pawła II w pewnym stopniu zaważyła na perypetiach dialogu z Patriarchatem Moskiewskim. Na jego pontyfikacie ciążyły polsko-rosyjskie zaszłości historyczne. Teraz za sprawy ekumenii odpowiedzialny jest w największym stopniu Benedykt XVI i kard. Walter Kasper. Na nich spoczywa szczególna odpowiedzialność. Upłynął od inauguracji nowego pontyfikatu przeszło rok, a już sporo się zmieniło w relacjach z prawosławiem.

Scheda konfrontacji

- Coraz prężniej rozwija się ukraiński Kościół greckokatolicki, który zachowując wschodni obrządek, uznaje zwierzchność Rzymu. Jan Paweł II wspierał odradzanie się tego Kościoła. Tymczasem prawosławni popieranie dążeń tej Cerkwi uznawali za prozelityzm. Kard. Kasper deklaruje, że w tej sprawie "Papież Benedykt XVI zajmie to samo stanowisko, co jego poprzednik".

- Nie uprzedzajmy wydarzeń. Zobaczymy, jak sprawy się potoczą. W oficjalnym dialogu katolicko-prawosławnym na rozwiązanie czeka przede wszystkim trudne zagadnienie prymatu papieskiego w powiązaniu z zagadnieniem uniatyzmu. Uniatyzm stawiał pod znakiem zapytania soteriologiczny i eklezjalny status prawosławia jako Kościoła macierzystego, z którego odeszły wspólnoty nazwane greckokatolickimi. Było to zakwestionowanie duchowego wyposażenia Kościoła prawosławnego w potrzebne środki prowadzące do zbawienia, a w konsekwencji - zaprzeczenie obecnej w nim łaski i prawdy. Dlatego właśnie strona prawosławna dostrzega w historycznym zjawisku uniatyzmu eklezjologiczną i soteriologiczną degradację własnego Kościoła oraz narzędzie prozelityzmu. Następstwem lokalnych unii ze stolicą rzymską było zerwanie komunii z prawosławnym Kościołem macierzystym.

Powstanie Kościołów unijnych wynikało z określonej koncepcji powszechnej jurysdykcji biskupa Rzymu. Koncepcja ta jest dla świadomości prawosławnej największą trudnością. Prawosławni odrzucają uniatyzm w imię innego rozumienia Kościoła. Nie widzą podstaw dla centralizacji struktur kościelnych wokół osoby i stolicy biskupa Rzymu. Patriarcha Bartłomiej I wielokrotnie poddawał krytyce katolickie rozumienie prymatu, akcentując przede wszystkim rolę samego Chrystusa oraz autentycznej synodalności wszystkich biskupów.

- Czy znaczy to, że bez rozwiązania kwestii prymatu dialog nie może uporać się z problemem uniatyzmu?

- Zagadnienie uniatyzmu jest nierozerwalnie związane z kwestią władzy i prymatu papieża. Eklezjologiczne i kanoniczne konsekwencje tego zagadnienia zostaną w pełni przezwyciężone dopiero wówczas, gdy rozwiązany zostanie w dialogu trudny problem prymatu jurysdykcji i nieomylności papieskiej. Dzieje wielowiekowej konfrontacji dwóch odmiennych eklezjologii są świadectwem ogromnych trudności w ich pogodzeniu ze sobą. Wschodnie Kościoły katolickie są logicznym tworem rzymskiej doktryny o powszechnej i bezpośredniej jurysdykcji biskupa rzymskiego jako widzialnego i koniecznego ośrodka jedności. Tymczasem, w świetle eklezjologii prawosławnej, prymat może urzeczywistniać się jedynie w zgodzie i komunii Kościołów lokalnych, z których każdy posiada pełnię życia eklezjalnego. Dopóki kwestia prymatu biskupa rzymskiego nie zostanie rozwiązana na drodze dialogu Kościołów, wciąż powracać będą również trudności związane ze sprawą unii i uniatyzmu.

Oficjalny dialog staje obecnie przed nową szansą. Sesja plenarna Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego w jej nowym składzie będzie miała miejsce jesienią br. w Belgradzie. Droga do pojednania obydwu Kościołów nie będzie łatwa. Żyjemy jednak nadzieją na nowy model wzajemnych relacji. Potrzeba konsekwentnie odbudowywać wzajemne zaufanie.

"Wróg narodu rosyjskiego"

- Jak Kościół katolicki mógłby dziś niwelować lata lęku, które powstały wśród prawosławnych?

- Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Dajmy czas na powrót do wiary tym ludziom, którzy w ciągu dziesiątków lat reżimu sowieckiego odeszli od chrześcijaństwa. Bóg naprawdę ma czas. Nie zna pośpiechu. Ma różne drogi docierania do człowieka.

- Byli jednak w naszym Kościele ludzie, którzy jeszcze przed Soborem Watykańskim II inaczej widzieli relacje katolicko-prawosławne.

- Często przychodzą mi na myśl słowa, które ks. Philippe Régis (1897-1955), jezuita, napisał przed 50 laty w swoim testamencie duchowym, opublikowanym w 1992 r. Jest to dokument o szczególnej aktualności ekumenicznej, wyraźnie kontrastujący z duchem panującego wówczas prozelityzmu. Francuski jezuita, który przez pewien czas działał na kresach polskich w przedwojennym Albertynie, zdawał sobie sprawę z tego, że kiedy w Rosji wybije godzina wolności, może to być czas wielkiej pokusy dla katolików. Przewidział, że ich działalność wywoła nieprzyjazne reakcje ze strony prawosławnej. Kościół katolicki zostanie uznany za wroga wiary narodu rosyjskiego. Wyrośnie nowa przepaść, trudna do usunięcia. Pisał on: "Niech Bóg zachowa nas od takiej działalności! Byłaby to bezsprzecznie największa pokusa Kościoła (...). Niech Bóg da nam wówczas przewodników w wystarczającej mierze przenikliwych i mądrych, aby położyli kres rzecznikom nawracania i skierowali żywotne siły katolicyzmu ku koncepcji apostolatu mniej hałaśliwego, wymagającego więcej zrozumienia, więcej wyrzeczenia, więcej pokory i więcej prawdziwej miłości". Ks. Régis pragnął, aby lata cierpienia stały się oczyszczeniem wiary, aby uczyły pokory, przebaczenia, tolerancji i braterskiej współpracy. Opowiadał się za bezinteresowną ewangelizacją, nie szukającą własnych interesów konfesyjnych: "powinniśmy być bardziej chrześcijanami niż katolikami".

Doświadczenia ostatnich lat potwierdziły aktualność wielu ekumenicznych intuicji francuskiego jezuity. Jego testament jest przejmującym apelem o wzajemne zrozumienie i wyczucie doniosłości czasu, w którym żyjemy. Często Kościoły traktują ludzi jak swoją własność. Kościół nie jest po to, aby rekrutować jak największą liczbę wiernych dla samego siebie, lecz żeby przekazywać ludziom Ewangelię, Dobrą Nowinę. Niech wszyscy poznają Chrystusowe przesłanie w całym jego uniwersalizmie! Sobór Watykański II uczy, że "Światłością narodów" (Lumen gentium) jest Chrystus. To On ma zajaśnieć w Kościele. To On jest najważniejszą Osobą, ku której Kościół ma prowadzić wierzących. Ludzie należą do Boga. Nie są kościelnym folwarkiem.

Zarzuty i obawy

- Patriarchat Moskiewski wciąż zarzuca katolikom uprawianie prozelityzmu, czyli pozyskiwania wyznawców kosztem innego wyznania.

- Od lat znamy ten zarzut. Nie mnie rozsądzać, na ile jest on słuszny. Jak dotąd zawiodły wszystkie próby wspólnego rozwiązania problemu prozelityzmu. To prawda, że kościelne interesy odgrywają nieraz większą rolę niż sama sprawa ewangelizacji. Św. Paweł pisał: "Poczytywałem sobie za punkt honoru głosić Ewangelię jedynie tam, gdzie imię Chrystusa było jeszcze nieznane, by nie budować na fundamencie położonym przez kogoś innego..." (Rz 15,26).

Popatrzmy na wcześniejsze dzieje Kościoła. Był czas, kiedy Grecy w południowej Italii podlegali pod jurysdykcję patriarchy Konstantynopola, a łacinnicy żyjący na terenach dzisiejszej Grecji byli pod jurysdykcją łacińską. Cała struktura dawnego Kościoła była de facto terytorialna, ale były to czasy Kościoła jeszcze definitywnie niepodzielonego. Potrafiono radzić sobie z powstającymi konfliktami. Spory dotyczące jurysdykcji terytorialnej dały o sobie znać ze szczególną wyrazistością już w IX wieku. Wiek XVIII pokazał, jakie szkody może wyrządzić zderzenie dwóch sprzecznych sposobów myślenia o Kościele oraz wzajemne oskarżanie się prawosławnych i katolików o odstępstwo od wiary. Do tego czasu obydwa Kościoły pozostawały jeszcze w sakramentalnej komunii. Rozpoczął się wtedy wyraźny zwrot w kierunku odgraniczenia dwóch odrębnych bloków konfesyjnych. Prawosławni i katolicy żyjący w tym samym kraju musieli budować własne świątynie i wznosić własne ołtarze wyznaniowe. Żaden wierny nie mógł prosić o posługę duszpasterską poza swoją własną wspólnotą. Jesteśmy dziedzicami tych historycznych zaszłości. W przyszłości trzeba będzie znaleźć jakieś rozsądne rozwiązanie.

- Katolicyzm w Rosji budzi duży lęk. Czego prawosławni tak bardzo się obawiają?

- Kwestia prozelityzmu jest sprawą lękową. Lęk odgrywa bardzo dużą rolę w obecnych relacjach pomiędzy katolicyzmem i prawosławiem. A lęk paraliżuje, usztywnia, wywołuje niedobre skojarzenia z przeszłości. Rosjanie boją się zorganizowanej prężności i ekspansji katolicyzmu. Słabszy partner przegrywa w konfrontacji z mocniejszym. Lata przymusowej ateizacji w okresie sowieckim zrobiły swoje. W wielu ludziach zadomowiła się pustka duchowa. Kościół nie przeszedł na Zachodzie przez piekło reżimu stalinowskiego w ciągu 70 lat wojującego ateizmu. Rosyjski Kościół Prawosławny (nie tylko zresztą on) wyszedł z tego okresu ogromnie osłabiony. A my oczekujemy teraz od niego, aby był podobny do wysportowanego i świetnie przygotowanego zawodnika, który nie obawia się konkurencji. Trzeba mieć więcej empatii dla drugiej strony, umieć postawić siebie na miejscu drugiego. Jest to niezbędny warunek dialogu.

Wielu prawosławnych nie dowierza ekumenicznym deklaracjom Kościoła rzymskokatolickiego. Przyczyniły się do tego całe wieki eklezjologii nawracania. Do czasu Soboru Watykańskiego II w Kościele rzymskokatolickim podtrzymywano iluzję nawrócenia wszystkich chrześcijan odłączonych, w tym także prawosławnych. Oficjalna doktryna głosiła, że katolicyzm jest jedyną prawdziwą religią Jezusa Chrystusa, jedynym prawdziwym Kościołem, wyposażonym we wszystkie środki zbawienia. Kiedy w Rosji zaczęły się szerzyć nastroje rewolucyjne, to od razu gorliwi misjonarze katoliccy zaczęli podejmować wyzwanie nawrócenia prawosławnych Rosjan. Rosyjscy myśliciele emigracyjni żyjący na Zachodzie po rewolucji październikowej doświadczali częstokroć więcej życzliwości ze strony protestantów niż katolików, którzy zdradzali tendencję do nawracania.

Trzeba pamiętać o przeszłości. Często słyszę głosy katolików, którzy zapewniają, że z naszej strony są otwarte ramiona i chęć pojednania, lecz prawosławni wciąż trwają w postawie chłodnej rezerwy i niechęci. Bez świadomości historycznej nie zrozumiemy jednak istniejących obaw i zahamowań. Kwestii prozelityzmu i obaw przed katolicyzmem nie można rozpatrywać w oderwaniu od historii wzajemnych relacji.

Reguła "prawdy i pokoju"

- Rosjanie mówiąc o swoich obawach związanych z katolicyzmem, sięgają pamięcią nawet do wydarzeń z XVII wieku.

- W pamięci prawosławnych pewne wydarzenia historyczne są wciąż drażliwe i tak bliskie, jakby wydarzyły się wczoraj. Dla Rosjan taki charakter ma zwłaszcza fakt, że powołany na tron moskiewski Władysław IV Waza dwukrotnie odbywał, bez powodzenia, wyprawy do Moskwy (1612, 1617), widziane tam jako zagrożenie również dla całej kultury prawosławnej. Dzisiaj wielu Rosjan uważa, że polscy księża ruszają na misyjny "podbój" Wschodu. Stąd ten syndrom zwielokrotnionej wrażliwości na to, co polskie i katolickie. To następstwo niedobrej przeszłości.

Podobną postawę w stosunku do katolicyzmu widać również u Greków. Ktoś powie: po co wywoływać pamięć 1204 roku, zdobycia i złupienia Konstantynopola podczas czwartej wyprawy krzyżowej? Przecież to było 800 lat temu, a czasy się zmieniły. W ślad za tymi wydarzeniami podążała jednak ideologia, nazywana przez prawosławnych ekspansją kościelnego kolonializmu i "pre-uniatyzmu". Dobrze, że papież Jan Paweł II w maju 2001 r. przeprosił Greków w czasie wizyty w Atenach za straszliwe złupienie Konstantynopola przez krzyżowców.

Sprawie wzajemnego zrozumienia nie sprzyjają utarte w ciągu wieków stereotypy myślenia o drugiej stronie. W mentalności Greków i Rosjan głęboko zakorzeniona jest ogromna nieufność. Ma ona swoje źródło w nie uleczonej pamięci o bolesnych doświadczeniach minionych wieków. Obawy przed katolicyzmem są nadal jeszcze bardzo wyczuwalne w prawosławiu. Terapia wymaga nie samych słów i deklaracji, lecz przede wszystkim zdecydowanych gestów dobrej woli i życzliwej pomocy. Nie uważajmy, że druga strona czyni wszystko tylko i wyłącznie ze złej woli.

- Budowanie pokoju i przyjaźni między Kościołami jest więc trudnym zadaniem na przyszłość.

- Podczas wizyty w Watykanie w 2002 r. rumuński patriarcha Teoktyst przypomniał o starej terytorialnej zasadzie struktur kościelnych jako wartości eklezjologicznej. Przestrzegał przed tworzeniem paralelnych struktur eklezjalnych i zakłócaniem pokoju w Kościele. Papież Jan Paweł II wyraził wtedy gotowość Kościoła katolickiego do poczynienia pewnych ustępstw na rzecz pokoju pomiędzy Kościołami: "Pokój Kościoła jest tak wielkim dobrem, że każdy powinien być gotowy do złożenia ofiary dla jego urzeczywistnienia". Przypomina mi to złotą regułę wczesnego Kościoła, którą sformułował Firmilian, biskup Cezarei Kapadockiej (III w.) w liście do Cypriana z Kartaginy. Jest to "reguła prawdy i pokoju". Prawda i pokój muszą iść w parze. Stara kościelna zasada oczekuje także dzisiaj na urzeczywistnienie. Przyjaźń pomiędzy Kościołami jest ważniejsza niż struktury. Odtwarzanie pewnych struktur jest dobrem względnym, czymś pomocniczym w stosunku do relacji między wierzącymi.

- Papież Jan Paweł II był bardzo dobrze przygotowany do dialogu ze Wschodem. Znał rosyjską myśl filozoficzną, często przywoływał rosyjskich myślicieli głoszących hasło pojednania chrześcijan. Na przykład Włodzimierza Sołowjowa.

- Samo przywołanie nawet największych myślicieli jeszcze nie rozwiązuje problemu. Ekumenizm potrzebuje rzeczywistych gestów braterstwa i ofiarności. W jednym ze swoich wykładów o "bogoczłowieczeństwie" (1880) Sołowjow pisał z goryczą: "Katolicyzm zawsze okazywał się arcywrogiem naszego [rosyjskiego] narodu i naszej Cerkwi, ale właśnie dlatego powinniśmy być sprawiedliwi w jego ocenie". Wypowiedział te słowa mimo faktu, że nosił w sobie wielkie pragnienie pojednania, i to nie tylko chrześcijan. Pod koniec życia, przechodząc przez głęboki kryzys duchowy, pisał sławną opowieść o Antychryście.

Warto przypomnieć niezwykle śmiałe słowa jednego z największych teologów prawosławnych XX wieku, ks. Sergiusza Bułgakowa (zm. 1944): "Dlaczego nie szukać przezwyciężenia herezji doktrynalnej poprzez przezwyciężenie herezji życia, jaką stanowi podział? Czyż obecnie chrześcijanie nie grzeszą tym, że nie słyszą powszechnego zewu eucharystycznego i nie idą za nim, ogarnięci swoimi pasjami i podziałami? (...) Droga do zjednoczenia Wschodu i Zachodu nie prowadzi przez unię florencką ani przez turnieje między teologami, lecz przez zjednoczenie przed ołtarzem". Przed ołtarzem trzeba pamiętać, że więcej nas łączy, niż dzieli. Trzeba także zrobić rachunek własnego sumienia.

Spór o diecezje

- Jakie Kościół katolicki popełnił błędy względem prawosławnych?

- Wielu katolików nie dostrzega żadnych błędów. Widzi je tylko po stronie prawosławnej. Nie jestem skłonny twierdzić, że druga strona nie popełniała żadnych pomyłek. Nie jest jednak moim zamierzeniem ich wyliczanie i bicie się w cudze piersi. Życzliwa i spokojna refleksja krytyczna potrzebna jest dzisiaj po obydwu stronach.

Kiedy w 1991 r. ustanowione zostały w Rosji katolickie "administratury apostolskie", tłumaczono ten fakt troską o uniknięcie paralelnych struktur kościelnych w stosunku do diecezji prawosławnych, aby nie burzyć relacji z Kościołem siostrzanym. Papieska Komisja "Pro Russia", w rok po ustanowieniu administratur, wydała dokument pt. "Zasady ogólne i wskazania praktyczne dla koordynowania pracy ewangelizacyjnej i zaangażowania ekumenicznego Kościoła katolickiego w Rosji i innych krajach Wspólnoty Niepodległych Państw" (1 czerwca 1992). Są tam znamienne słowa: "Biskupi-administratorzy apostolscy (...) powinni czuwać, aby żadna działalność podjęta w granicach ich okręgów kościelnych nie dawała sposobności do złej interpretacji jako »równoległa struktura ewangelizacji«. (...) Poinformują ordynariuszy Kościoła prawosławnego o wszystkich ważnych inicjatywach pastoralnych...". Dokument ten wzywał do współpracy z hierarchią prawosławną, informowania strony prawosławnej o "wszelkich doniosłych pastoralnych inicjatywach". Prawosławni często powołują się na ten dokument, bo zawarte w nim zapisy były mądre i dalekosiężne.

Sytuacja zmieniła się radykalnie dziesięć lat później, po oficjalnym erygowaniu w Rosji (2002) czterech katolickich diecezji. Dopóki były tam jedynie administratury apostolskie, dopóki starano się przestrzegać zasad dokumentu watykańskiej Komisji "Pro Russia", dopóty relacje te nie budziły większych obaw. Po ustanowieniu formalnych diecezji bez żadnych konsultacji z Rosyjskim Kościołem Prawosławnym - wbrew podpisywanym wcześniej dokumentom - doszło do otwartego konfliktu. Tymczasem wspólne uzgodnienie katolicko-prawosławne z Balamand (nr 22 i 29) wyraźnie zalecało, aby nie tworzyć paralelnych struktur kościelnych w krajach tradycyjnie prawosławnych. Dokument ten zachęcał do tego, aby unikać wszelkich nieporozumień, rywalizacji i pogłębiać zaufanie między Kościołami; aby katoliccy i prawosławni biskupi na tym samym terytorium konsultowali się przed podejmowaniem decyzji dotyczących tworzenia nowych struktur w rejonach tradycyjnie stanowiących część jurysdykcji Kościoła prawosławnego. Jeszcze dobitniej mówi o tym "Charta Oecumenica", którą Kościół katolicki również uroczyście podpisał w 2001 r. w Strasburgu: "Zobowiązujemy się rozmawiać z innymi Kościołami o naszych inicjatywach dotyczących ewangelizacji, porozumiewać się, aby przez to uniknąć szkodliwej konkurencji, jak również niebezpieczeństwa nowych podziałów".

Pod względem jurydycznym papież nie jest zobowiązany do informowania władz innych Kościołów chrześcijańskich o erygowaniu nowych diecezji. Od strony symbolicznej wymowy faktu była to wszakże decyzja niefortunna. Wydaje się, że podjęte decyzje podyktowane zostały pośpiechem i chęcią wykorzystania sytuacji. Jestem przekonany, że kultura ekumeniczna jest bardziej wymagająca, ale na dłuższą metę mądrzejsza. Wielu ekumenistów zwracało uwagę, że nie postąpiliśmy wobec Kościoła prawosławnego jak Kościół siostrzany. Był to pewien zaskakujący krok, o którym strona prawosławna dowiedziała się niemal w ostatniej chwili. Kwestia struktur okazała się ważniejsza niż pokój i zgoda między Kościołami.

W tym tkwi samo sedno późniejszych napięć. Tworzenie faktów dokonanych ma negatywną wymowę symboliczną. Kto zyska na tego rodzaju konflikcie? Nikt. Szkodę ponoszą obydwie strony. Sprawa Ewangelii i chrześcijańska wiarygodność w świecie wiele tracą wskutek antagonizmów między Kościołami i każdorazowego nawrotu konfesjonalizmu. Uruchomiona zostaje wówczas szkodliwa logika konkurencji. Szkoda, że dokonało się to w ostatnich latach życia Jana Pawła II, co położyło się cieniem na relacjach katolicko-prawosławnych, tak dobrze się zapowiadających i rozwijających na początku jego pontyfikatu.

Spór o prozelityzm

- Wydalenie polskich księży z Rosji było bardzo szeroko komentowane w polskich mediach. Tymczasem strona rosyjska nie podała żadnych argumentów dla usprawiedliwienia takiego kroku.

- Po ustanowieniu katolickich diecezji w Rosji nastąpił okres wymiany opinii hierarchów obydwu Kościołów na wysokim szczeblu. Już w marcu 2002 r., czyli w miesiąc po tym wydarzeniu, kardynał Walter Kasper ogłosił artykuł w czasopiśmie "La Civilt? Cattolica". Usprawiedliwiał erygowanie diecezji. Pisał o teologicznych korzeniach konfliktu pomiędzy Moskwą i Rzymem i o rosyjskim szowinizmie. Jego zdaniem, Rosyjski Kościół Prawosławny wraca do tradycji słowianofilskiej, a w stosunku do katolickiego nie przejawia ducha Kościoła siostrzanego. Według kardynała Kaspera, prozelityzm to pozyskiwanie wyznawców drugiego wyznania metodami niezgodnymi z duchem Ewangelii i zasadą wolności religijnej. Zarzucił on prawosławnym, że za prozelityzm uważają wszelką działalność ewangelizacyjną, skierowaną do niewierzących w Rosji. Zdaniem Kaspera, Rosyjski Kościół Prawosławny posługuje się podwójną miarą: z jednej strony przyjmuje pomoc finansową z Zachodu, ma swoje diecezje prawosławne w Europie zachodniej, a z drugiej strony nie uznaje działalności Kościoła rzymskokatolickiego w Rosji. Wynika to z lęku przed katolikami, którzy są bardziej skuteczni w dziele ewangelizacji.

Już w tych stwierdzeniach widać rozbieżność w samym rozumieniu prozelityzmu. Strona prawosławna nie zwlekała z odpowiedzią na poczynione zarzuty ze strony watykańskiego kardynała.

- A jakimi argumentami przeciwko Kościołowi katolickiemu posługują się prawosławni, kiedy zarzucają mu prozelityzm?

- Widać to w odpowiedziach, jakich wielokrotnie udzielał metropolita Kirył, stojący na czele wydziału odpowiedzialnego za zewnętrzne kontakty kościelne Patriarchatu Moskiewskiego. W jego opinii, wszelkie dobre intencje wyrażane przez Kościół rzymskokatolicki nie idą w parze z rzeczywistym działaniem. Z jednej strony mnoży się wyrazy gotowości do dialogu, a z drugiej strony postępuje się tak, jakby w ogóle dialog nie istniał, co miało miejsce w przypadku skrytego zamiaru utworzenia diecezji. Tworzy się w Rosji kościelne struktury, nieproporcjonalne do ilości katolików różnych narodowości. Owszem, prawosławni na Zachodzie mają swoich biskupów, ale nie ustanawiają paralelnych struktur diecezjalnych i z zasady nie uprawiają prozelityzmu i działalności misyjnej. Pełnią jedynie religijną posługę dla wyznawców prawosławia w różnych krajach.

W ten sposób metropolita przeciwstawił się stanowczo powierzchownym próbom porównywania sytuacji w Rosji z obecnością Kościoła prawosławnego w krajach zachodnich. Przyznał, że chociaż głoszenie Ewangelii jest misyjnym nakazem Chrystusa, to jednak trzeba liczyć się z prawosławnymi korzeniami tego narodu, w którym ewangelizacja jest podejmowana. Potrzebna jest życzliwa i bezinteresowna współpraca. Z wywodów metropolity Kiryła wynika, iż prawosławni nie mają nic przeciwko temu, że niektórzy ludzie po przemyślanej i dojrzałej decyzji zostają katolikami. Są to przypadki indywidualne, z którymi zawsze należy się liczyć. Lęk i obawy budzi w Rosji działalność wielu katolickich zgromadzeń zakonnych o charakterze misyjnym. Strona prawosławna widzi w ich działalności wyraz ekspansji katolicyzmu.

- Wynika to z tego, że przedstawiciele Kościoła katolickiego i Cerkwi prawosławnej odmiennie traktują problem prozelityzmu. To stwarza dodatkowe trudności.

- Oficjalna odpowiedź Patriarchatu Moskiewskiego w tej sprawie przyszła w dokumencie z 2002 r. pt. "Katolicki prozelityzm wśród ludności prawosławnej w Rosji". Stwierdzono w nim, że katolicy uporczywie zaprzeczają istnieniu prozelityzmu w Rosji. Nie są gotowi przyznać, że taki problem rzeczywiście istnieje. Aby go rozwiązać, musi wreszcie powstać bardzo rzetelna komisja, która zajmie się konkretnymi przypadkami dotyczącymi m.in. sierocińców i sposobu wychowania bezdomnych dzieci.

Po stronie prawosławnej wysuwa się czasem ironiczny argument - popatrzcie na Europę zachodnią, ludzie odchodzą tam od wiary. Zapominają, że religia jest istotnym czynnikiem w życiu. Zajmijcie się własną pustynią duchową! Nie wprowadzajcie ducha rywalizacji. Ustanawiacie struktury kościelne, które wykraczają poza rzeczywiste potrzeby mniejszości wyznaniowej.

Stąd często pojawia się pytanie o faktyczną liczbę katolików w Rosji. Źródła katolickie podają rozbieżne dane: milion tysiąc dwieście, milion pięćset tysięcy... Metropolita Kirył mówił w jednym z wywiadów zaledwie o stu tysiącach katolików w całej Rosji. Dla prawosławnych liczba katolików jest wskaźnikiem, że struktury diecezjalne tworzone są z myślą o dalekosiężnej "strategii wzrostu" w przyszłości. To nieustannie budzi obawy. Dlatego w skali lokalnej tak trudno jest porozumieć się biskupowi katolickiemu z lokalnym biskupem prawosławnym, a duchownemu katolickiemu z duchownym prawosławnym. Niższy rangą duchowny opiera się na tym, co myślą u góry, liczy się z oficjalnym stanowiskiem swego Kościoła. W przeciwnym razie grożą mu nieprzyjemne konsekwencje życiowe. Zresztą trochę podobnie jest z ekumenizmem i u nas w Polsce. Jeśli biskup jest ekumeniczny, to i księża stopniowo stają się bardziej otwarci. Jeżeli biskup nie ma serca do tych spraw, to nie oczekujmy na zmianę postaw w stosunku do wyznawców innego Kościoła.

Zdani na siebie

- Czy można dziś z ufnością spoglądać w przyszłość?

- Nie należy lamentować nad aktualną sytuacją ekumeniczną. Samo ubolewanie niczego nie zmieni. Trzeba cierpliwie kontynuować dialog, i to na różnych płaszczyznach, a nie tylko na kościelnych szczytach. Jeżeli nie ma ekumenii codzienności "na dole", nie dziwmy się, że lodowate szczyty same nie topnieją. Hierarchia prawosławna nie jest jednolita. Nawet jeżeli zdarzają się bardziej otwarte ekumenicznie umysły czy serca, to wielu biskupów jest wciąż bardzo podejrzliwie i negatywnie nastawionych do ekumenizmu i do katolicyzmu. Co można zrobić? Nakazać im zmienić sposób myślenia? Przekonania zmieniają się od środka, nie można tego nikomu narzucić. Wymaga to z naszej strony szczerości i bezinteresownego świadectwa, ażeby ich przekonać do zmiany postawy. Nie ma innej drogi. Powrót do ciasnych postaw wyznaniowych prowadziłaby nieuchronnie do konfrontacji, nieustannych konfliktów i antagonizmów. Potrzeba dziś umiejętnego wczuwania się w punkt widzenia partnera. Tego jest za mało - po obydwu stronach. Często nawet nie chcemy słuchać, że druga strona widzi problem inaczej. Wolimy poprzestać na usprawiedliwianiu własnego stanowiska.

Obydwa Kościoły, katolicki i prawosławny, to dwa światy wyrosłe w ciągu wieków, o odmiennym sposobie myślenia, tak długo wyobcowane we wzajemnych relacjach. Dlatego dialog z prawosławiem od początku był trudny, a stał się jeszcze trudniejszy w sytuacji wolności i ujawnienia wszystkich nierozwiązanych problemów.

Nie dojrzeliśmy do szybkiego pojednania. Iluzją było oczekiwanie, że jedność jest już bliska. Wciąż jesteśmy więźniami konfesjonalizmu. Dopóki nie zdamy sobie z tego sprawy, Ewangelia będzie traciła na wiarygodności. Europa próbuje się integrować (oczywiście, nie bez trudności), a my jako chrześcijanie zostajemy w tyle. To jest wyzwanie i nawet zawstydzenie dla Kościoła. Nowa Europa potrzebuje chrześcijaństwa bardziej pojednanego. Trzeba wychowywać chrześcijan, przede wszystkim ludzi młodych, do przeżywania ekumenii i dialogu jako codziennego i zwyczajnego wymiaru życia. Bez tego trudno mówić o wzajemnej otwartości, życzliwości i przyjaźni. Bez tego nie ma szans na kształtowanie pełniejszej i mądrzejszej tożsamości chrześcijańskiej. Życzmy chrześcijaństwu w Europie odważnych, charyzmatycznych przywódców oddanych ekumenii, którzy własnym przykładem potrafiliby przekonywać i pozyskiwać również chrześcijan odnoszących się do sprawy jedności ze sceptycyzmem, niechęcią lub wrogością

Zadaniem ekumenistów jest wołać o to, ażeby było więcej woli słuchania i rozumienia siebie nawzajem. Dopóki nie będzie próby rzetelnego wspólnego myślenia i wspólnej troski - stan kryzysowy będzie się niepotrzebnie przedłużał ze szkodą dla samego chrześcijaństwa i sprawy Ewangelii. Jesteśmy zdani jedni na drugich. Stanowimy uczącą się wspólnotę Kościołów. Jeżeli będziemy mieli pokorę bycia uczniami Chrystusa, to i Kościoły będą bardziej potrafiły uczyć się od siebie nawzajem.

Ks. prof. WACŁAW HRYNIEWICZ OMI jest kierownikiem Katedry Teologii Prawosławnej Instytutu Ekumenicznego w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W latach 1980-2005 był członkiem Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. dialogu między Kościołem katolickim i Kościołem prawosławnym. Stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2006