DRUGI DZIENNIK PILCHA

Cenzorzy proponowanych przez „Tygodnik” materiałów nie tyle nie rozumieli, oni nie rozumieli, jak w ogóle można takie materiały do druku proponować.

01.04.2013

Czyta się kilka minut

 / Rys. Andrzej Dudziński
/ Rys. Andrzej Dudziński

Negocjował z nimi Kozłowski uparcie i konsekwentnie, choć doskonale wiedział, że żaden z jego argumentów zrozumiany nie zostanie.

17 marca | Kuzyn Sławek (barwna swoją drogą postać) w archiwach odnalazł, Marysia Bujok przysposobiła i przysłała fotografię babki Czyżowej. Wreszcie ktoś jest się w stanie przeciwstawić spojrzeniu starego Kubicy. Źle, a nawet bardzo źle powiedziane; wynika, jakbym od lat szukał kogoś, kto idącej z paru zdjęć autorytarnej charyzmie da odpór – w dziejach rodziny było jasne, kto tu komu może się postawić.
Matka mojej matki i ojciec mojego ojca byli do siebie wstrząsająco podobni. „Na pozór jakże różni”, „na oko biegunowo odmienni”, „przy wszystkich nie podlegających najmniejszym wątpliwościom różnicach” – byli jednacy. Szereg klasycznych aspektów ich łączył (despotyczność, wszechwiedza, upór), wszystkie brały się z bliźniaczej, a w obu wypadkach chorobliwej, siły charakteru.
Zacznijmy od ducha. Krótkie, sentymentalnie inspirowane wiszącymi na ścianie fotografiami, przeznaczone na dzień dzisiejszy rozważanie zacznijmy od spraw ducha. (Porównania pary tych gigantów nie do wyczerpania, a duch jak duch – nawet jak mały, to nieskończony).
Dziadek Kubica do kościoła chodził nie za rzadko, nie za często, modlił się tak samo, myśli ostateczne, czyli końcowe, odganiał, jak umiał – akurat w jego religijności siła charakteru znaczącej roli nie grała. W każdym razie nie pozostały w tej sprawie żadne świadectwa, a jakbym jakieś dopisywał, byłyby inne – w każdym razie w innym szłyby kierunku.
Czy siła charakteru tworzyła i wspomagała wiarę mojej babki? Czy raczej wiara dawała siłę jej charakterowi? Niby oczywisty wariant drugi – sam zresztą nie wiem, dlaczego „oczywisty drugi”? Bo powszechny? Bo wiadomo: wiara wzmacnia, ocala, pomaga? Bo wiadomo: jak przyciśnie, paluszki splecione, oczęta w górę i Panie, daruj, Panie, spraw.
Stara Czyżka nic z tych rzeczy. Owszem, w chwilach, gdy domowe dramatyzmy stawały się nie do zniesienia, powtarzała w koło: Gdyby nie ta wiara, gdyby nie ta wiara, człowiek by się przebił.
Nawiasem: „przebić się” w znaczeniu wiadomym to jest zasługujący na uwagę osobisty wynalazek językowy mojej babki. O samobóju albo ogólnie (zabiję się, skończę z sobą) albo konkretnie (nic tylko się powiesić, utopić, z mostu skoczyć) – tu mamy formę połowiczną, wystarczająco drastyczną i konkretną, choć drastyczność i konkret finału zasłonięte, a nawet być może nieostateczne, w końcu można przebić się i przeżyć; absolutnie w tym miejscu nie sugeruję jakichś manipulacji, szantaży, skąd! Raczej ta nieostateczność dowodzi, że daleko – tak, ale za daleko, nie. Grzech i jego nieskończoności mam na myśli.
Czasami jak wiara, „ta wiara” powstrzymywała ją przed „przebiciem się” – na parę godzin w jakiś zakamarach przepadała bez wieści i tyle. Ręki, by „się przebić” w sensie ścisłym, nie podniosła nigdy.
Owszem, podnosiła ją na starego Kubicę. W kościele ojciec mojego ojca siadywał dwa rzędy przed nami i prawie zawsze zasypiał. I matka mojej matki budziła go – powiedzmy – bezceremonialnie.

18 marca | Wiecie, jakie jest moje największe marzenie pisarskie? Jaką książkę chciałbym najbardziej napisać? Postyllę. Zbiór kazań na wszystkie niedziele roku. Czynię to wyznanie serio. Oczywiście nie byłaby to rzecz ortodoksyjna pod względem kościelnym, ale też w najmniejszym, ale to najmniejszym, nie byłaby bezbożna. Pewnie już własnej Postylli nie dam rady, ale nawet jakieś rozproszone linijki o kościelności moich przodków to jest coś.

19 marca | Jego pamiętam słabo, ale na ścianie z 5 portretów, umarł jak miałem 7 lat, był domeną opowieści ojca. Zdjęcia i opowieści. Babka zmarła, gdy byłem po czterdziestce – do dziś mam wrażenie (nie wrażenie, a pewność), że jej (zawsze niesłychanie dygresyjnych) opowiadań nie słuchałem – jak trzeba było – uważnie.

23 marca | Piłka nożna to jest gra, w której bierze udział 22 mężczyzn, a i tak zawsze przegrywają Polacy.

24 marca | No, przegrali. Przegrali z kretesem. Przegrali bezapelacyjnie. Przegrali na własnym boisku. Przegrali po 7 minutach; tak jest, półtoragodzinne zawody skrócili radykalnie – zanim publika na dobre się rozsiadła – zwycięzca był znany. Przegrali sromotnie.
Usiłuję się tą czarną serią podniecić – ani drgnienia, niedołężna starość ma jednak swoje plusy. I to liczne, i jeśli można tak powiedzieć, wielowarstwowe. Po pierwsze, otępienie nie daje pełnego dostępu do pełni grozy klęski narodowej. Na wszystko patrzysz przez grubą szybę, na piłkę też. Po drugie, jakbym był normalnym zdrowym kibicem w średnim wieku, mógłby mnie szlag trafić, a tak, jako niepełnosprawny starzec żyję sobie spokojnie. I wreszcie po trzecie – najstraszniejsze – mnie się podobało jak nasi grali – przegrali, ale to są dobrzy gracze i może być dobra drużyna. No chyba, że zremisują albo z najwyższym trudem pokonają San Marino. Wówczas będę musiał nieco powściągnąć optymizm.

24 marca | W ogłoszonym kilka tygodni temu konkursie polegającym na udzieleniu odpowiedzi na pytanie: Czym się różni Józef Cyrankiewicz od Piotra Glińskiego? – bezapelacyjnie zwyciężyła i główną nagrodę w wysokości 300 zł zainkasowała pani Sylwia Frołow z Krakowa. W jej odpowiedzi: „Cyrankiewicz tym różni się od Glińskiego, że pierwszy miał żonę aktorkę, a drugi brata reżysera” jury doceniło nutę absurdalnego humoru i całkowite – rzecz zdawać by się mogła niemożliwa – ominięcie kontekstu politycznego.

27 marca | Gdyby Krzysztof Kozłowski wiedział, gdyby w pełni zdawał sobie sprawę, jak bardzo jest szanowany, ceniony i podziwiany – dawno umarłby z zażenowania – to był skromny, nieśmiały i wstydliwy człowiek. Dokładniej: w jednym z zasadniczych pasm swej nieprostej osobowości był taki – my „chłopcy »Tygodnika«” kochaliśmy go także za inne rzeczy, np. w miłosne osłupienie wprawiał nas fakt, że „mało kto umie tak się wkurwić jak Kozioł”. Raz byłem świadkiem – nie ma co ukrywać: wysokie, najwyższe obroty. Pytam Beresia, czy to prawda, że Kozłowski mógł, chciał w furii zabić? I kogo? Kogo?
– Mnie. Mnie – mówi Bereś – mnie raz chciał zabić.
Aż żal, że Senator był z tej strony słabo, co mówię: słabo, w ogóle nie był z tej strony znany – jakby było to choć trochę wiadome, może by się nie patyczkował, jednego, drugiego swego antagonistę po chrześcijańsku w ryja strzelił – po chrześcijańsku, bo przecież ta opuchlizna po Kozłowskim to by była najważniejsza rzecz, jaka by się temu i owemu z was w życiu przydarzyła, nie miejcie o to do zmarłego żalu, on was pominął nie z małoduszności, on był z „Tygodnika”.
Z tego „Tygodnika’’, z którego prawie wszyscy pomarli – przyrodzona niedocieczoność tej formacji idzie w grób. Istota „Tygodnika” polegała na niezrozumieniu. „Tygodnika” nie rozumieli komuniści, dawali wprawdzie koncesje na ukazywanie się legalne, ale sami tego rodzaju koncesji i jej wydawania nie rozumieli. „Tygodnika” nie rozumiał rzecz jasna Kościół, kuria, episkopat – całymi latami to „środowisko z ulicy Wiślnej” uchodziło za szkoda gadać. Był czas, że i dla Jana Pawła II „TP” jasny nie był.
Niejeden wierny za Peerelu czytelnik nie mógł zrozumieć, że to niezależne pismo takie niezrozumiale nudne – nie mógł wiedzieć, że połowa numeru przez cenzurę zmasakrowana. Cenzorzy proponowanych przez „Tygodnik” materiałów nie tyle nie rozumieli, oni nie rozumieli, jak w ogóle można takie materiały do druku proponować. Negocjował z nimi Kozłowski uparcie i konsekwentnie, choć doskonale wiedział, że żaden z jego argumentów zrozumiany nie zostanie.
Po Okrągłym Stole i po odzyskaniu niepodległości niezrozumienie „Tygodnika” stało się zasadą; o co chodzi Turowiczowi nie rozumiał ani Lech Wałęsa, ani Prymas Glemp, ani – niekiedy się zdawało – w ogóle nikt; łącznie z nieraz – nic sensacyjnego przecież – pogubioną redakcją.
Odbywszy takie kursy, ukończywszy takie akademie, Krzysztof stał się człowiekiem, którego nic nie zdziwi, a już najmniej to, że ktoś nie rozumie podstawowych rzeczy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, dramaturg, scenarzysta, felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie pracował do 1999 r. Laureat Nagrody Literackiej Nike oraz Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Autor przeszło dwudziestu książek, m.in. „Bezpowrotnie utracona leworęczność” (1998), „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2013