DRUGI DZIENNIK PILCHA albo autobiografia w sensie ścisłym

Ewangelika żaden Papież nie zachwyca. Jeden nie zachwyca mniej, drugi więcej. Mnie Franciszek nie zachwyca bardziej. Bardziej nawet niż Beno XVI, który mojemu Kościołowi odmówił prawa do bycia Kościołem.

14.10.2013

Czyta się kilka minut

 / Rys. Andrzej Dudziński
/ Rys. Andrzej Dudziński

W poprzednim odcinku...
Ciąg dalszy historii mieszkających po sąsiedzku Chmielów: zaprzyjaźnionego z autorem Piotra, jego sióstr i ich ojca – elektryka, despoty i sadysty, który w napadach furii wymierzał sprawiedliwość nie tylko „swoim”. Poznajemy też bliżej Oglądaczów, „świątkorzów”, których – mimo wyznania – akceptowała znana z rezerwy do innowierców babka autora, pozwalając pani Oglądaczowej doić krowy. „Oglądaczka doiła średnio, jednooki chłop ją w świątkarstwo wciągnął, ale od czasu do czasu pokazywała się w kościele – było to jak glejt: mogła doić nasze krowy”.
REDAKCJA



Siły zbłąkanych świateł

Gdy słuchasz takich majstrów jak Leopold Kożeluch, Carl Friedrich Abel czy – zwłaszcza – Franz Anton Hoffmeister, prędzej czy później dasz pochwałę – rzecz jasna nie muzyki, to jest niemożliwe, ale literatury. Nie pierwszy raz? I nie ostatni. Pożyjemy – pochwalimy. Co już wiemy – ustalimy. Muzyka jest literatura i obraz jest literatura. Niedawno oglądałem setki zdjęć pewnej modelki o imieniu wziętym z Dostojewskiego. Ok. Wam mogę – sobie nie będę grał na nerwach. Ujmując rzecz wprost: młoda kobieta o niedościgłej urodzie pokazywała mi swoje niebywałe fotografie. Było to jak symfonia Franza Antona, a prawdę powiedziawszy, było to jak cała muzyka Europy środka pomiędzy Mozartem a Mahlerem. Więcej nie ma. Wyższych harmonik żaden geniusz nie dostąpi. Bardziej przenikających tonów żadne ucho nie usłyszy.

Jak przystało komuś, komu dar doskonałego wyglądu dany jest od dziecka, jak przystało komuś, komu dar olśniewającego spowijania się w byle jaką szmatę dany jest od Boga – miała na sobie granatowe dżinsy i biały T-shirt.

Nie ma co ukrywać: odrywanie wzroku od kobiet nie jest moją najmocniejszą stroną. Przeciwnie. Powiedzieć, że się gapię, to nic nie powiedzieć. Gapiłem się i nie wiedziałem, czy żarłoczniej gapię się na nią, czy na jej zdjęcia. Na większości miała na sobie niezwykłe suknie i wyglądała jak nieznana bohaterka wielkich powieści minionych stuleci. Seksowna stryjenka Niechludowa. Siostra Castorpa. Kochanka Raskolnikowa. Kuzynka kapitana Singeltona. Nie wspomniana przez Sołżenicyna słowem, bezprizorna o anielskiej urodzie. Zepsuta do szpiku kości wspólniczka Cziczikowa. Lady Bezuchoff. – Moje nazwisko ma inną pisownię, rzekoma krewniaczko. – Ależ drogi Pierre, wiesz doskonale, że to nie ma znaczenia! Pochopna gosposia Bouvarda i Pecucheta. Za grosz niepodobna bliźniaczka Lolity.

Jej fotografowane przez czołowych fotografików globu ciało znało swoją siłę – czuła się jak ryba w wodzie w dżinsach, ale w stylizowanych sukniach dopiero było na swoim miejscu. Szła przez wzgórza, wrzosowiska, torfowiska, po kolana w trawie. Dziwne światła ją prowadziły. „Jej sen tuż obok, miał nad tobą władzę”.

Literatura jest sen – sen udoskonalony, poprawiony, utrwalony; w najlepszych ujęciach niepozbawiony półmroku i niepewnej, chorobliwie zwrotnej fabuły. Chwalona przez Gombrowicza „artystyczna doskonałość snu” jest ok. Ale jak doskonałym snem jest „Zbrodnia z premedytacją”? A „Trans-Atlantyk” – jaki to mistrzowski sen? Tak jest – wielcy pisarze to mistrzowie snu. O żadnych mi tu nie idzie – niech Bóg broni – onirystów. Sen jest ponad konwencjami. Mam przeto na myśli zarówno Tołstoja, jak i Kafkę, zarówno Schulza, jak i Flauberta, zarówno Marqueza, jak i Manna. Faulknera i Babla, Bellowa i Płatonowa, Brocha i Nabokova. Rotha (Józefa) i Rotha (Philipa). Tom prozy jest sen. Opowiadanie jest sen. Język jest sen. Tak zwany język przezroczysty – jeśli w ogóle istnieje – w literaturze, w prawdziwej literaturze nie występuje. Jest domeną jawy, i to jawy – postnie pojmowanej. Sen jest pisanie.

Emma jest sen. Elza jest sen. Aria jest sen. Sonia jest sen. Dom jest sen. Strych jest sen. Przedwojenny opasły w bordowej okładce tom Andersena jest sen. Leżał na nachtkastliku, który jest sen, w ostatniej izbie, która była sen. „Towarzysz podróży” jest sen.

Przepał jakiś z tym snem? Nie tylko. W ogóle jest trochę za dobrze, bo wydaje ci się, że pierwsze zapamiętane opowiadanie w życiu – ukształtowało cię na całe życie. Było tam wszystko? Otwarte trumny z nieboszczykami? Zbocza gór, których skały przypominały olbrzymie miasta? Księżniczka w płaszczu z motylich skrzydeł? Nawiasem: przedwczoraj, jak z sytym uśmiechem samca alfa i omega, prowadzałeś się z modelką po Hożej, na wystawie u pana Kubickiego spostrzegłeś trzytomowe wydanie Andersena – zajdź tam jutro i sprawdź, jak intensywnym snem jest po stuleciach ten sen.

Papież Franciszek

Jak zachwyca, jak nie zachwyca? Oczywiście ewangelika żaden Papież nie zachwyca. Jeden nie zachwyca mniej, drugi więcej. Mnie Franciszek nie zachwyca bardziej. Bardziej nawet niż Beno XVI, który mojemu Kościołowi odmówił prawa do bycia Kościołem. Co innego jednak doraźny lapsus, co innego trwała obsesja. Jaka? Franciszkańska rzecz jasna.

Kto tak zajadle apeluje o ubóstwo, sprawia wrażenie, że za bardzo przyglądał się bogactwu, może nawet za bardzo zna się na bogactwie – nie mówię: pławił się w bogactwie, ale ceny studiował. No dobrze, Papież jako głowa państwa powinien trochę znać się na ekonomii, ergo – wiedzieć, co ile kosztuje. Auta drogie? Drogie, ale w tych czasach ksiądz w byle jakim rzęchu wiele nie zwojuje. Pan Jezus w trakcie Drugiego Przyjścia jakąś skorodowaną toyotą nie będzie się przecież poruszał1. Albo osiołek, albo rolls-royce. Albo drastyczny franciszkanizm, albo nic. Połowiczne cięcie po kosztach utrzymania było za Gomułki.

A odmowa mieszkania w apartamentach? Pychy w tej skromności ani centa? Na pewno? Wszyscy (prawie wszyscy, w końcu burzliwie i bez dachu nad głową też bywało) poprzednicy wylegiwali się niemoralnie w piernatach, a ten jedyny sprawiedliwy pod kocykiem w cechującym się kościelną prostotą hoteliku?

Wojtyła był po stronie watykańskiego luksusu? Nie zwalczał go, czyli popierał? Myślę, że go nie zauważał. Jestem pewien, że pomiędzy noclegiem w apartamencie a noclegiem w namiocie nasz Papież nie rejestrował różnicy, bo nie miał do tego głowy. W zasadzie uważał, że w namiocie lepiej, ale jednak pałatki pod Sykstyną nie postawił.

Nie gospodarzył dobrze? Nie wiedział, co ile kosztuje? Nie ciekawiły go koterie, układy, porządkowanie biurokracji? Wielkich mistyków rzadko zajmują takie rzeczy. Nawet jak każą zbudować basen, to nie dla fanaberii, ale by mdłe ciało za duchem nadążało. Nie nadążało, albowiem za takim duchem nadążyć niepodobna – tu żaden basen nie pomoże. Tyle się mówi o sile ducha, która somatyczne słabości pokonuje. Być może. Ale być też może – zbyt silny duch zaniedbuje ciało. Gubi je i zostawia samo.

Swoją drogą ciekawość: czy Franciszek umie pływać? A jak umie, skusi się? Skusi się na krytą żabkę w upał? Czy raczej w ramach rozkułaczania kułaków watykańskich każe ten burżujski luksus zakopać?

Święty Franciszek był ok., ale nie z mojej parafii. Wolę tych, co mówią: bogaćcie się. Ten zaś, co mówi: bogaćcie się, ucho igielne jak każda metafizyczna dziura ma swoją dynamikę – wręcz mnie zachwyca.

Zaświaty ledwo zarysowane

W porównaniu z innymi domami u nas straszyło słabo. Do innych chałup zmarli pchali się drzwiami i oknami. Śmierć z kosą na ramieniu łaziła po pokojach. Demony były tak intensywne, że widywali je zatwardziali materialiści. U nas zaświaty ledwo zaznaczone – kuchenny piec, przedpokój, ostatnia izba. Jak ktoś miał umrzeć – w kuchennym piecu rozlegał się – faktycznie dziwny quasi-wystrzał. Dobrych rzeczy też nie zapowiadał dobiegający z ostatniej izby płacz niewidzialnego dziecka. Ręka uczyniona ze zgęszczonego powietrza chyba niczego specjalnego nie zwiastowała, ale pilnie pokazywała się w przedpokoju. Zdawkowe i łatwe do racjonalnego obalenia znaki.

Weźmy złowróżbną akustykę kuchennego pieca. Dziwność jej wzmagała, a transcendencję osłabiała okoliczność, że czas, za jaki miał wyzionąć ducha ktoś akurat znajdujący się w naszej kuchni, był nieokreślony. Wystrzał nie ogłaszał wszystkim jednakiego pobytu w celi śmierci. Jakie były kryteria? Badania trwają.

Ciotka z Malinki zmarła pół roku po rumorze. Stary Kubica rok i niecałe dwa miesiące. Adam przeszło tydzień. Stary Chmielowski – równiusieńki kwartał. Jasiu Raszka – tak jest – dziesięć roków. Starzyk ze Stożku – tyle, co doszedł do chałupy. Nawet z tych paru przykładów jasno wynika: tajemniczy łoskot (stygnąca blacha tajemniczo się zachowuje) wielokrotnie, a może nawet zawsze, zapowiadał śmierć naturalną. Czyli pomiędzy nim a śmiercią związku nie było żadnego, chyba że przyjąć wszystko – wszystko zapowiada, wszystko z wszystkim jest w związku.

Płacz dziecka w ostatniej izbie – kocią muzyką w ogrodzie Chmielów da się wytłumaczyć. Aż dziwne, że babka tak nieodpartego argumentu unikała. Wiadomo, że kot poradzi, jak dziecko marczy.

Widmowa dłoń jest nie do zachwiania – tylko ja ją widywałem. Ktoś jest w przedpokoju – świadom własnych urojeń z lodowatą premedytacją straszyłem babkę. Bać się nie bała, ale z powagą sprawdzała – nikogo nie ma. – Jest, zaraz wysunie dłoń. Patrzyła z uwagą matki, która właśnie się dowiedziała, że jej dziecko jest opętane. Byłem opętany – nie bałem się niczego. W żadnym zakamarze, w żadnej ówczesnej samotności czy pustce nie bałem się niczego. Prędzej teraz na Hożej – ktoś stoi za moim fotelem, ktoś stoi niezawodnie. Wiem, kto, ale boję się upewnić. 

1 Demagogia w dobrej sprawie jest dobra.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, dramaturg, scenarzysta, felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie pracował do 1999 r. Laureat Nagrody Literackiej Nike oraz Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Autor przeszło dwudziestu książek, m.in. „Bezpowrotnie utracona leworęczność” (1998), „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2013