Druga zima w okopach

Rzucali studia i pracę, by zgłosić się do wojska. Chcieli walczyć za kraj. Teraz tkwią w błocie, rozczarowani. A okupowany Donbas staje się drugim Naddniestrzem: rosyjskim niby-państwem.

06.12.2015

Czyta się kilka minut

Ukraiński żołnierz na froncie pod Donieckiem, 8 listopada 2015 r.  / Fot. Chernyshev Alexey /EAST NEWS
Ukraiński żołnierz na froncie pod Donieckiem, 8 listopada 2015 r. / Fot. Chernyshev Alexey /EAST NEWS

W ostatnich dniach rosyjscy separatyści znów złamali rozejm. Ostrzeliwują ukraińskie pozycje codziennie. Tu, pod donieckim lotniskiem, z moździerzy kalibru 82 mm – zakazanych przez porozumienie mińskie.

Żołnierze stoją po kostki w błocie. Wciąż pada deszcz i deszcz ze śniegiem, trwa ostrzał. Nie ma czasu, by wybierać wodę z okopu.

– Ostrzeliwują nas osiemdziesiątki dwójki, proszę o pozwolenie na odpowiedź – krzyczy przez krótkofalówkę chudy blondyn. To Iwan, dowódca plutonu z 93. Brygady.

– Nie ma pozwolenia – odpowiada sztab batalionu. – Możecie strzelać tylko, jeśli wróg podejdzie na odległość 250 metrów.

Iwan ciska krótkofalówkę. Ograniczenia mińskie są abstrakcyjne. Moździerz ma zasięg do trzech kilometrów, Rosjanie nie muszą podchodzić na 250 metrów. Większość używanej przez nich broni nie wymaga podchodzenia bliżej niż na 800 metrów.

Zawał na przepustce

Żołnierzowi, który strzeli wbrew zakazowi, grozi kilka lat więzienia. Iwan nie chce brać na siebie takiej odpowiedzialności. – Nie można nic zrobić. Niech jeden obserwuje, a reszta się chowa. Pozwolili nam strzelać dopiero, jak separy zapukają w drzwi – rozkazuje podwładnym.

Jest rozżalony. – Władzy w Kijowie bardziej zależy na respektowaniu oczekiwań Unii Europejskiej niż na naszym życiu – powie potem. – Mogą nas tu wystrzelać i nikt się nie zmartwi. Dla nich ważne jest tylko, czy przed śmiercią nie złamaliśmy ich tchórzliwych porozumień. Kiedyś w ukraińskich podręcznikach będą o tym pisać „zdrada mińska”.

Iwan: – To będzie już druga zima. Jesteśmy wykończeni. Ale to człowiekowi nie przeszkadza, dopóki jest w napięciu, dopóki nie zdaje sobie z tego sprawy.

Ile może wytrzymać organizm w takich warunkach, w stresie? Wiadomo, że wielu żołnierzy dopada atak serca. Ale nie na froncie, lecz wtedy, gdy są na przepustce.

Iwan: – W kraju ludzie normalnie żyją, chodzą na dyskoteki, na randki. Czy my i nasza wojna jesteśmy dla nich czymś już tylko niewygodnym? Czy jesteśmy zbędni?

– Co to jest klęska? – zastanawia się. – To będzie wtedy, gdy nasza władza przyzna, że nie chce odzyskać Donbasu. I pojedziemy do domu.

Myszy i ludzie

Żołnierzom dokuczają myszy. Dowództwo rozkazuje sprowadzić koty do ruin domów, w których śpią żołnierze. Ale koty sobie nie radzą.

– To katastrofa. Myszy zjadają wszystko. Wczoraj przegryzły mi pojemnik z szamponem. Zupełnie się nas nie boją. Siadają na nas, gdy śpimy, i obgryzają włosy – mówi Michaił z Charkowa.

– Na trzy chaty, w których mieszkamy, przypada osiem kotów. Ale nie dają rady, myszy jest zbyt wiele – mówił Michaił. – A o zabieraniu kota do okopu nie ma mowy, od razu ucieknie przed ostrzałem. Warunki sanitarne są takie, że cud, że nie było jeszcze epidemii.

Namioty na mrozie

Tymczasem na przyfrontowych poligonach siedzą znudzeni żołnierze.

W Mykołajiwce pod Słowiańskiem, kilkadziesiąt kilometrów od wojny, stacjonuje rota (kompania) z 81. Brygady.

Andriej jest na froncie od początku konfliktu w Donbasie. Gdy rozwiązano jego batalion ochotniczy, zgłosił się do regularnej armii. Jest zastępcą dowódcy plutonu, ale dowódca ma 21 lat, jest świeżo po szkole oficerskiej i nigdy nie był na wojnie. Plutonem dowodzi więc Andriej.

Przeraża go ta odpowiedzialność. – Większość moich ludzi nie ma doświadczenia. Zgłosili się do armii, bo męczyło ich poczucie winy, że ktoś za nich walczy. I rozczarowali się, bo dotąd spędziliśmy na froncie dziesięć dni, a przez resztę czasu siedzimy tutaj. Ludzie są sfrustrowani. Poświęcili studia czy biznesy, rzucili pracę, żeby tu wysiadywać i nic nie robić – tłumaczy Andriej. – Armia prawie nic nam nie daje, poza bronią. Nawet większość jedzenia i sprzętu kupujemy z własnego żołdu. A pomoc od ukraińskich wolontariuszy bardzo się zmniejszyła, bo w kraju kryzys, ludzie coraz biedniejsi. Wsparcie z zagranicy też jest mniejsze, bo tam myślą, że wojna się skończyła.

Choć nocami temperatury spadają poniżej zera, żołnierzom Andrieja nie wydano pieców na węgiel do namiotów. Rano muszą rozmrażać wodę, żeby umyć zęby.

Andriej: – Nie rozumiem, czemu nie mogą nas umieścić np. w opuszczonej szkole. Była propozycja, żebyśmy stacjonowali w pustostanach, które wymagają remontu. „Jak chcecie, to sobie naprawcie”, powiedział sztab. Wyżsi dowódcy śpią w rezydencjach, które pozabierali bogaczom z Partii Regionów Janukowycza. Gdybym wiedział, że w armii tak jest, nie zgłaszałbym się. Walczyłbym jako wolny partyzant.

Beznadzieja

Kola, lat 18, student matematyki, przerwał studia i poszedł do wojska.

Teraz znajomi ze studiów zrzucają się na mundur dla niego, bo materiał tego, który wydała mu armia, w dotyku przypomina ceratę. Kontrakt podpisał bez wiedzy rodziców. Wiedział, że to ich załamie: wymarzyli sobie dla syna karierę akademicką.

Żałuje swojej decyzji. Przez miesiąc, który zimą zeszłego roku spędził w oddziale ochotniczym, nawalczył się więcej niż potem przez pół roku w regularnej armii.

Kola: – Przerzucają nas z poligonu na poligon, nie dają żadnych zadań poza staniem na warcie. Siedzimy i nic nie robimy. Ale może to i dobrze? Szkolenie wyglądało podobnie, też nic nie robiliśmy. Czasem sprowadzano instruktorów na parodniowe zajęcia. Żaden nie był na wojnie, ale wszyscy wypowiadali się ze strategicznym znawstwem.

Kola zamyśla się. – To mi przypomina klimaty z I wojny światowej: wtedy też ludzie siedzieli miesiącami w błocie, w patowej sytuacji. Taka bezczynność sprawia, że jest dużo czasu na myślenie. A to rodzi pytania. Np. dlaczego nie ślą nas na front, skoro tam giną koledzy? Dlaczego w kraju są przeszukania mieszkań wolontariuszy i weteranów? Wielu chłopaków w moim wieku jest w aresztach, bo byli na demonstracji przeciw władzy albo należeli do organizacji nacjonalistycznych.

– Nie po to staliśmy na Majdanie – mówi 18-latek. – To, co robi Poroszenko, nie różni się od metod Janukowycza. Ale ja nie chcę tej władzy obalić, tylko ją reformować. Nie, nie z sympatii do Poroszenki. Po prostu nie wiem, kto mógłby zamiast niego rządzić. Widzę to tak: ta władza zostanie, to źle, bo będziemy tkwić w okopach, a Donbas przekształci się w drugie Naddniestrze – rosyjskie niby-państwo. Wokół jego granic co chwila będzie ktoś ginął, ale nikogo to nie będzie obchodzić. Jednak jeśli obalimy rząd i Poroszenkę, też będzie źle, bo Zachód uzna, że banderowska junta przejęła władzę. To skompromituje Ukrainę w świecie i skończą się nasze sny o integracji z Europą. Beznadzieja.

Mimo wszystko Kola stara się sensownie spożytkować czas. Czyta książki ściągane na telefon, chce się uczyć angielskiego. Ma nadzieję, że kiedyś wróci na studia.

Przeżyć, to wszystko

Walery, 40-latek, wypił za dużo. Tańczy między namiotami, ściska butelkę koniaku. – Zostały mi cztery miesiące do dembelu [demobilizacji – red.]! A potem do domu, do domu! Nic mi się już nie stanie, nic mi się już nie stanie!
Inni patrzą spode łba.

– Wczoraj dzwonił przyjaciel z frontu, z Opytnego – mówi Andriej. – Brakuje im ludzi, mają 12-godzinne warty. Gdyby nas tam wysłali, moglibyśmy ich odciążyć. Poszedłem do dowódcy i powiedziałem, że możemy iść na front, że nie ma sensu tu siedzieć.

Walery protestuje. – Wy, młodzi, sami się zgłosiliście. Ale mnie zmobilizowano, choć nie chciałem! Nie chciałem tu być, jestem biologiem! Za kogo walczymy? Nawet nie dali mi normalnych butów! – podnosi nogę, pokazuje ciężkie wojskowe trepy. Podeszwy się odklejają, stopy Walery ma ciągle wilgotne.

– Myśląc tak, nigdy nie wygramy – rzuca ktoś.

– A po co mamy wygrywać? Co ja mam do tej walki? Ważne, żeby skończyła się wojna. Albo żeby dotrwać do dembelu. Przeżyć, to wszystko.

Rozmowie przysłuchuje się 30-letni Misza. – Też się zgłosiłem do komisji wojskowej. Wcześniej nie miałem nic wspólnego z armią. Muszę odsłużyć rok, rodzina jest przerażona. Kim jestem w cywilu? Dziennikarzem.

Misza mówi, że gdy telefonuje do żony, głupio mu przyznać, że nic nie robią: – Podobno w każdej chwili mogą nas gdzieś wysłać, ale nikt w to nie wierzy. Bo kogo wyślą? Zmarzniętych facetów w brudnych mundurach? Żona pyta: „Po coś tam poszedł? Kończą się pieniądze, nie mam za co kupić zimowych ubrań dla dzieci. Tęsknimy”.

Misza: – Można powiedzieć, że to dobrze, że jesteśmy w bezpiecznym miejscu. Ale nie wiem, co lepsze: walczyć i ryzykować, czy chorować i rozpijać się na zapleczu frontu. ©
 

POMOC DLA UKRAIŃCÓW

Stowarzyszenie Pokolenie – skupiające ludzi z dawnej opozycji w PRL, którzy angażują się w pomoc dla Ukrainy – organizuje nadal wsparcie dla Ukraińców: dla uchodźców, dzieci, szpitala w Swatowie. A także dla żołnierzy ochotników: dla nich zamierza kupić zimową bieliznę i skarpety. Przelewy (z hasłem „termobielizna” w tytule) można przekazać na konta:

Przelew krajowy: ING Bank Śląski 89105012141000002319853707

Przelew zagraniczny: SWIFT/BIC: INGBPLPW IBAN: PL89105012141000002319853707

Adres: Stowarzyszenie Pokolenie, ul. Drzymały 9/4, 40-059 Katowice.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2015