Druga fala w zatoce

Gdy sto lat temu w San Francisco wybuchła epidemia grypy hiszpanki, nie każdemu spodobały się restrykcje. Presja na ich zniesienie była skuteczna – i miała fatalne skutki.

01.06.2020

Czyta się kilka minut

Audytorium ratusza w Oakland nad Zatoką San Francisco, przekształcone w szpital Czerwonego Krzyża w czasie pandemii grypy w 1918 r. / EDWARD A. „DOC” ROGERS / OAKLAND PUBLIC LIBRARY
Audytorium ratusza w Oakland nad Zatoką San Francisco, przekształcone w szpital Czerwonego Krzyża w czasie pandemii grypy w 1918 r. / EDWARD A. „DOC” ROGERS / OAKLAND PUBLIC LIBRARY

Był 27 stycznia 1919 roku, gdy niejaka pani Harrington przedstawiła władzom miejskim San Francisco szczególny dokument. „Prosimy o wycofanie tak zwanego Zarządzenia nr 4758, znanego jako »maskowe«. Żarliwie modlimy się, aby ludziom dana była szybka ulga, gdy idzie o ten jakże problematyczny przepis” – głosił tekst rezolucji. Pani Harrington poinformowała również władze miejskie, że dwa dni wcześniej kierowana przez nią Liga Antymaskowa zebrała się w liczbie 4,5 tys. członków na lodowisku Dreamland.

Odnosząc się do petycji, burmistrz James Rolph mówił: „Zaskakuje mnie, że nikt inny się na to nie skarży. Jak dla mnie, mieszkańcy San Francisco cieszą się, że grypa zanika. Wierzę, że maski miały na to jakiś wpływ. Dziś mamy informację o tylko dwunastu nowych przypadkach. Nikomu z powodu masek nie stała się krzywda. Myślicie, że zignoruję opinie 99,5 proc. lekarzy, przedstawicieli armii i marynarki? Ludzie poczuli wielką ulgę z powodu maseczek. Powinniśmy zająć się ważniejszymi sprawami niż niewielkie nieprzyjemności z powodu masek, np. znalezieniem pracy dla chłopców wracających z wojny”.

Na paradę i do kościoła

Mijał wtedy już trzeci miesiąc, odkąd mieszkańcy San Francisco musieli (z przerwami) nosić maseczki. Zrobione były najczęściej z gazy. Oglądali w nich mecze baseballu, uczestniczyli w nabożeństwach, szli w paradzie z okazji zakończenia I wojny światowej oraz głosowali w wyborach.

Epidemia grypy H1N1, dziś popularnie nazywanej hiszpanką, zaczęła się w USA wiosną 1918 r., a do San Francisco – półmilionowego wtedy kalifornijskiego miasta – dotarła na dobre pod koniec września tegoż roku. Początkowo była ignorowana: dalej odbywały się patriotyczne wiece na rzecz wysiłku wojennego, ludzie tłoczyli się w fabrykach, a dziennik „San Francisco Chronicle” twierdził, że „hiszpańska grypa jest mniej niebezpieczna niż niemiecka propaganda”. Jednak gdy w połowie października w mieście odnotowano ponad 2 tys. zachorowań, postanowiono wydać jedne z najsurowszych restrykcji w całych Stanach.

Najpierw władze miejskie poprosiły mieszkańców o dbanie o higienę i unikanie tramwajów (miały one jeździć z otwartymi oknami, jeśli tylko nie padało). Szpitale miały przyjmować pacjentów z innymi schorzeniami tylko w pilnych przypadkach, a pracownicy służby zdrowia, gdy pracowali z zakażonymi, mieli obowiązkowo nosić maseczki (wtedy nie było to standardem).

Następnie zamknięto szkoły, teatry, kina i tancbudy, zakazano publicznych zgromadzeń. Otwarte pozostały kościoły, choć nabożeństwa miały odbywać się na zewnątrz. Maski najpierw zalecano – jednocześnie apelując do kobiet, aby szyły je w domach. Potem zaczęły pojawiać się nakazy – najpierw dla golibrodów, potem dla pracowników hoteli i lokajów, aptekarzy, sprzedawców i pracowników banków.

22 października 1918 r. w lokalnej prasie pojawiło się całostronicowe ogłoszenie rady lekarskiej San Francisco: „Noś maskę i uratuj swoje życie. 99-procentowa skuteczność przeciwko grypie!”. Trzy dni później już wszyscy mieszkańcy musieli je nosić w miejscach publicznych – oraz wszędzie tam, gdzie przebywały więcej niż dwie osoby. Wyjątkiem był moment posiłku.

W tym czasie miasto zanotowało najwięcej nowych infekcji w historii tej epidemii: prawie 9 tys. w ciągu jednego tygodnia.

Sukces usypia czujność

Maski dystrybuował m.in. lokalny oddział Czerwonego Krzyża – w cenie 10 centów za sztukę (była to równowartość bochenka chleba). Uliczni sprzedawcy oferowali je za pół dolara (czyli tyle, co za pół kilo boczku). Produkowała je m.in. lokalna firma Levi Strauss and Company, słynąca z szycia dżinsów.

Początkowo noszenie maseczek traktowano jak patriotyczny czyn społeczny, do których Amerykanie przyzwyczaili się podczas wojny. W pilnym przestrzeganiu nakazu – a według szacunków zastosowało się do niego 80 proc. mieszkańców – pomagała surowość policji: mandaty za brak masek wynosiły nawet sto dolarów, czyli równowartość dwutygodniowej pensji wykwalifikowanego robotnika.

Dzięki restrykcjom liczba nowych zakażeń zaczęła szybko spadać – w przedostatnim tygodniu listopada było ich dokładnie 164, a do San Francisco przyjeżdżali eksperci z Waszyngtonu, aby uczyć się, jak zwalczać epidemię.

Jednocześnie z szeroko komentowanymi sukcesami w walce z wirusem hiszpanki zaczęła jednak spadać motywacja mieszkańców San Francisco, aby stosować się do obostrzeń. Można było usłyszeć znane również dzisiaj argumenty: że maseczki są niewygodne, że parują przez nie okulary, że nakaz ich noszenia łamie wolności obywatelskie.

Policja robiła regularne naloty na hotele, w których odbywały się imprezy bez zachowania obowiązujących zasad. Ich uczestnicy, lądując w aresztach, tłumaczyli się, że maski zdjęli przed chwilą, żeby zapalić.

Podczas gali boksu dziennikarze przyłapali bez masek ludzi z miejscowej elity: kongresmena, sędziego, admirała, a nawet burmistrza i przewodniczącego rady lekarskiej dr. Williama Hasslera, odpowiadającego za walkę z grypą w mieście. Ten ostatni na miejscu zapłacił pięć dolarów kary, tłumacząc się, że maseczka spadła mu w trakcie palenia cygara. Natomiast do burmistrza kilka dni później pofatygował się osobiście szef miejskiej policji – ze zdjęciem zrobionym podczas gali oraz z mandatem. Burmistrz musiał zapłacić 50 dolarów grzywny.

Jaki to ma sens?

W samo południe 21 listopada 1918 r. zawyły syreny, dzwony i gwizdki, a mieszkańcy San Francisco uroczyście zdjęli maski.

Sukcesem w walce z epidemią cieszyli się jednak krótko. Choć pod koniec miesiąca zanotowano tylko 57 nowych przypadków grypy w ciągu siedmiu dni, szybko doszło do drugiej fali zachorowań. Wiązano to głównie z powrotem weteranów wojennych z Europy. Już 7 grudnia włodarze miasta wydali zalecenie (ale nie nakaz) ponownego założenia maseczek. Tym razem obywatele byli znacznie mniej posłuszni, a atmosfera była daleka od tej sprzed kilku tygodni – gdy dominowało poczucie, że spełnia się patriotyczny obowiązek.

Koalicja przeciwko maseczkom była bardzo eklektyczna: dominowali przedstawiciele Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki (wyznania odrzucającego współczesną medycynę na rzecz leczenia modlitwą, wówczas jednego z najmodniejszych w Stanach) i libertarianie (którzy uznawali to za pogwałcenie ich wolności). Reprezentowani byli przedsiębiorcy, obawiający się niższych przychodów przed świętami Bożego Narodzenia. Przychylna była też prasa; dziennik „San Francisco Chronicle” pytał 20 grudnia: „Jaki to ma sens?”. I przytaczał historię rodziny, która zachorowała mimo zaszczepienia się na grypę i noszenia masek.

Na debacie nad wprowadzeniem ponownego obowiązku noszenia masek, 16 grudnia, zjawiły się setki mieszkańców. Dyskusja trwała cztery i pół godziny, a trzy dni później władze miejskie ostatecznie odrzuciły projekt. „Dolar był ważniejszy od zdrowia” – spuentował wynik głosowania doktor Hassler.

Jednak wśród krytyków noszenia masek byli też lekarze – rada lekarska stanu Kalifornia stwierdziła 18 grudnia, że sytuacja nie jest na tyle poważna, żeby je nosić. Tego samego dnia przed jednym z budynków w San Francisco znaleziono paczkę zaadresowaną do Hasslera. W środku był czarny proch, śrut, potłuczone szkło i detonator, który na szczęście nie zadziałał.

Druga fala

Temat obowiązkowych masek wrócił w styczniu 1919 r.: nakazano je nosić nauczycielom i uczniom w publicznych szkołach.

10 stycznia ponownie na ten temat debatowały władze miejskie. Spotkanie zaczęło się od wysłuchania mieszkańców i ich pomysłów na walkę z wirusem. Padały argumenty, że od masek skuteczniejsze jest pozytywne myślenie albo rosyjska kuchnia. Hassler informował, że nowych przypadków jest już prawie 3 tys. tygodniowo, a przedstawiciel marynarki wojennej przekonywał o skuteczności masek. Jeden z członków rady twierdził wprawdzie, że zdecydowana większość mieszkańców jest przeciwna ponownemu obowiązkowi ich noszenia, jednak nie przekonało to innych – rada ponownie nakazała zasłanianie twarzy.

To właśnie było bezpośrednią przyczyną powstania pod koniec stycznia Ligi Antymaskowej. Jej aktywiści szybko podzielili się na frakcje – na spotkaniach wybuchały kłótnie między umiarkowanymi, którzy chcieli zbierać podpisy pod petycją o zniesienie nakazu, a radykałami, którzy chcieli odwołania Hasslera. Dziś historycy uważają, że koniec końców skuteczność Ligi okazała się niewielka – powstała za późno (dopiero pod koniec drugiej fali), aby jej aktywność wpłynęła na politykę kryzysową władz wobec epidemii.

Ostatecznie 1 lutego burmistrz zdecydował się na ponowne zniesienie nakazu, uznając, że druga fala jest zakończona.

Jej bilans był fatalny. Znosząc w listopadzie restrykcje, doktor Hassler twierdził, że maski zapobiegły 20 tysiącom zakażeń i 1500 zgonom. Teraz okazało się, że była to prognoza prorocza: druga fala przyniosła niemal tyle ofiar: 16 tys. zakażeń i 1453 zgony (małą pociechą mógł być fakt, że liczba zachorowań była dwukrotnie niższa niż podczas pierwszej fali). Szczyt drugiej fali przypadł na trzeci tydzień stycznia, gdy w mieście zmarło 310 osób i było 3,5 tys. nowych zachorowań.

Choć hiszpankę w San Francisco kojarzy się głównie z konfliktem wokół masek, historycy uważają dziś, że większe znaczenie dla ponownego wybuchu epidemii miało zniesienie innych obostrzeń – pod koniec listopada mieszkańcy wrócili też do szkół i miejsc rozrywki. Pełne były teatry – gdzie występował także kolega burmistrza i jedna z pierwszych gwiazd Hollywood „Fatty” Arbuckle (który pomógł się wybić Charliemu Chaplinowi i Busterowi Keatonowi) – a także trybuny na wyścigach konnych; regularnie odbywały się walki bokserskie. Wraz z nawrotem epidemii władze miejskie ograniczyły się do ponownego nakazu noszenia masek – nie zdecydowały się na ponowne zamknięcie miejsc, gdzie tłoczą się ludzie.

Historyk z Harvardu Alfred W. Knopf w swojej książce „America’s Forgotten Pandemic: The Influenza of 1918” („Zapomniana amerykańska epidemia: grypa roku 1918”) napisał o przebiegu epidemii w San Francisco, że była to „antyteza jedności, makabryczna komedia”.

Więcej niż na wojnie

Departament Zdrowia USA podaje, że w całych Stanach epidemia hiszpanki zabiła 675 tys. osób (0,65 proc. populacji) – czyli prawie sześć razy tyle Amerykanów, ilu zginęło podczas I wojny światowej (armia amerykańska straciła na jej frontach 114 tys. żołnierzy).

W półmilionowym San Francisco odnotowano wtedy oficjalnie 45 tys. chorych i ponad 3 tys. zgonów. Zaraz po wygaśnięciu epidemii miejscowe media twierdziły, że były to najgorsze wskaźniki wśród wszystkich dużych miast w Stanach. Dziś wiemy, że nie było aż tak źle: w San Francisco z powodu grypy odnotowano 673 „nadliczbowe” zgony na 100 tys. mieszkańców, czyli gorzej niż w Los Angeles (494) lub Nowym Jorku (452), ale mniej niż w Pittsburghu (807), Filadelfii (748) i Bostonie (710).

Jednak doktor Hassler z pewnością nie miał być z czego dumny, chociaż początkowo wszystko wskazywało, że jego miasto będzie wzorem dla innych. ©

Korzystałem z książki Alfreda W. Knopfa „America’s Forgotten Pandemic: The Influenza of 1918”, z Archiwum Grypy (opracowanego przez Uniwersytet w Chicago) oraz z ówczesnych artykułów prasowych i dokumentów urzędowych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23-24/2020