A jeśli wirus z nami zostanie

Dlaczego to dobrze, że mimo ponownego wzrostu zachorowań na COVID-19 nie mamy dziś już powrotu do twardej kwarantanny znanej z marca czy kwietnia?
w cyklu WOŚ SIĘ JEŻY

13.08.2020

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / FOT. GRAŻYNA MAKARA /
Rafał Woś / FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Od samego początku epidemii w modzie były porównania COVID-19 i grypy hiszpanki. Z pozoru takie zestawiania wydają się być naturalne, a nawet uzasadnione. Podobne są wszak symptomy obu chorób oraz ich globalny zasięg. 

Niektórych pociąga już nawet sam symboliczny wymiar całej sprawy: oto w niemal równym stuletnim odstępie (hiszpanka zaatakowała na początku 1918 roku) pojawiają się epidemie, które zdają się przypominać butnym nowoczesnym cywilizacjom o ich kruchości w tonie ponurego memento mori.

Ostatnio porównania obu pandemii odżyły z nową siłą. Stało się tak dlatego, że w wielu krajach (w Polsce także), które odmroziły życie społeczne, zachorowań na COVID-19 znów jest więcej. Niemal natychmiast pojawiły się porównania do tzw. drugiej fali hiszpanki. Emocje podgrzewają liczne prace historyczne pisane lub przypominane w ostatnich miesiącach. Z ciekawszych propozycji na ten temat polecam choćby książkę Laury Spinney „Pale Rider. The Spanish Flu of 1918 and How it Changed the World” („Blady jeździec. Jak hiszpańska grypa zmieniła świat”) z roku 2017. Albo nowszą (2019 rok) „Viral Modernism. The Influenza Pandemic and interwar literature” („Wirusowy modernizm. Pandemia grypy i literatura międzywojenna”). Prace te przypominają, że to nie pierwsza, ale właśnie ta druga fala pandemii trwająca od jesieni 1918 do wiosny 1919 zebrała największe śmiertelne żniwo. Był to czas, gdy w Nowym Jorku oraz Londynie notowano tygodniowo po 50-60 zgonów na 1000 mieszkańców. A w Paryżu czy Berlinie przypadków śmiertelnych na tysiąc mieszkańców było ok. 40. To wówczas życie stracili np. austriacki malarz Egon Schiele, francuski poeta Guillaume Apollinaire, siostra byłego prezydenta USA Rose Cleveland czy jeden z przywódców rewolucji październikowej i naturalny następca Lenina Jakow Swierdłow


Polecamy: "WOŚ SIĘ JEŻY" - autorska rubryka Rafała Wosia co czwartek w serwisie "Tygodnika Powszechnego"


Pozorne podobieństwa i faktyczne różnice

Historia hiszpanki jest oczywiście niezwykle ciekawa. Trzeba jednak pamiętać, że zbyt mocne przywiązanie do takich porównań poprowadzi nas niechybnie na manowce. Faktycznych różnic jest bowiem dalece więcej niż pozornych podobieństw. I nie chodzi tylko o przywoływaną tak często różnicę skali śmiertelności – hiszpanka zabiła ok. 40-50 mln ludzi atakując (zwłaszcza w czasie drugiej fali) osoby w sile wieku. Gdyby próbować przełożyć tę skalę na dzisiejsze realia, to ilość ofiar musiałaby sięgnąć ok. 150 mln ludzi w skali całego globu. Dodajmy, że na razie globalna liczba ofiar śmiertelnych COVID-19 to 0,7 mln.


CZYTAJ TAKŻE

DRUGA FALA W ZATOCE: Gdy sto lat temu w San Francisco wybuchła epidemia grypy hiszpanki, nie każdemu spodobały się restrykcje. Presja na ich zniesienie była skuteczna – i miała fatalne skutki >>>


Nie w liczbach jednak rzecz. Podstawowa różnica dotyczy natury obu pandemii. Po pierwsze, hiszpańska grypa miała wyraźny sezonowy charakter. Choroba atakowała w zimnych miesiącach i cofała się, gdy robiło się ciepło. Po czym wracała znowu – stąd właśnie wspomniane fale. COVID-19 jest inny. Jak dotąd wydaje się niewrażliwy na różnice w pogodzie, co sprawia, że z taką łatwością rozprzestrzenia się w różnych szerokościach geograficznych. Druga fundamentalna różnica polega na tym, że hiszpanka się po prostu skończyła, wygasając w roku 1920 w sposób w zasadzie samoczynny, na długo przed pojawieniem się skutecznej szczepionki. I tu znów ważna różnica wobec COVID-19 – wielu naukowców przewiduje, że wygaśnięcia obecnej epidemii raczej nie powinniśmy się spodziewać. Jak dotąd udało się ustalić, że już kilka miesięcy po przechorowaniu COVID-19 drastycznie spada ilość odpowiednich przeciwciał w krwi (o czym poinformowali m.in. Quan-Xin Long i współpracownicy w czerwcu w czasopiśmie „Nature Medicine”). Nie wiemy jeszcze, czy jest to równoznaczne z trwałym brakiem odporności po przechorowaniu, ale obawy są uzasadnione. 

Jak żyć z wirusem

Dla konstruowania efektywnych polityk publicznych walki z wirusem te odkrycia mają znaczenie kluczowe. Można nawet powiedzieć, że wywracają wiele z nich do góry nogami. Bardzo ciekawie piszą na ten temat w swojej nowej publikacji ekonomiści z Uniwersytetu w Cambridge Chryssi Giannitsarou i Flavio Toxvaerd. Przypominają oni, że fundamentalnym założeniem wszystkich dotychczasowych modeli ekonomicznych, na podstawie których politycy podejmowali decyzje o czasowym zamknięciu gospodarek i zamrożeniu życia społecznego, było przekonanie, że odporność na COVID-19 da się zbudować i utrzymać. Co w dłuższej perspektywie przełoży się na tzw. odporność stadną i pozwoli na całkowitą neutralizację zagrożenia. Innymi słowy – twardy, momentami wręcz drakoński lockdown miał służyć przede wszystkim temu, by liczba zachorowań nie wymknęła się spod kontroli i nie doprowadziła do załamania systemów opieki zdrowotnej. Po dwóch-trzech miesiącach miało zaś nastąpić wypłaszczenie krzywej zachorowań. Wróg miał być pokonany, a życie wrócić do normalności.


CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>


Te rachuby zmieniają się jednak zupełnie, jeśli odporność na COVID-19 po pewnym czasie zanika. Wówczas trzeba – przekonują Giannitsarou i Toxvaerd – przygotować się na to, że wirusa nie uda się pokonać. Mówiąc wprost – należy nauczyć się z nim żyć. Przynajmniej do momentu, gdy pojawi się w miarę niezawodne lekarstwo mogące mu sprostać. Tyle że to znów, według różnych szacunków, perspektywa od półtora roku (w scenariuszu bardzo optymistycznym) do 5-6 lat. A w scenariuszu pesymistycznym nawet dekada.

Tak normalnie, jak to tylko możliwe

Wychodzi więc na to, że powtórka twardego lockdownu po prostu... nie ma sensu. I to nie tylko ze względu na koszt gospodarczy. Ani nawet na to, że trudno będzie po raz wtóry przekonać obywateli do konieczności poniesienia tak wielkiego, narzuconego odgórnie wyrzeczenia. Jeśli wspomniani ekonomiści mają rację, to ponowne zamrożenie życia społecznego jest grą nie wartą nawet części poniesionego kosztu. Nie poprowadzi nas bowiem do znacząco odmiennej sytuacji. Zamknięcie się w domach COVID-u bowiem ani nie „zagłodzi”, ani też nie doprowadzi do jego przeczekania.

Co zatem robić? Giannitsarou i Toxvaerd rekomendują drobne działania na najniższym szczeblu: utrzymywanie optymalnego dystansu społecznego, preferowania rozwiązań lokalnych tam, gdzie to tylko możliwe, a także punktowych ograniczeń, o ile to niezbędne. Krótko mówiąc: czeka nas jakiś czas funkcjonowania wedle nowej zasady „tak normalnie, jak to tylko możliwe”. Może to nie jest szalenie pocieszające. Ale z drugiej strony, czy nie lepsza jest świadomość, że z wirusem trzeba będzie się jakoś ułożyć, niż kompletny brak pewności, co przyniesie jutro i miotanie się od ściany do ściany?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej