Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ciągle w uszach mam słowa Giorginy. Rzuciła mi je na pożegnanie, gdy opuszczałem Ateny:
- Najbardziej przeraża mnie to, że tam są dzieci. Maleństwa są pewnie przerażone wysoką falą, wodą wdzierającą się do pontonu, krzykami dorosłych. Niektóre z nich – Giorgina siąknęła nosem – znajdują potem na plażach, wyrzucone przez morze… Nie mogę sobie tego wyobrazić.
Na morzu, choćby nie wiem jak wielu ludzi było dookoła ciebie, często czujesz samotność. Potęga wody onieśmiela. Choćbyś płynął nowoczesnym jachtem, pełnym przyrządów, locji, kompasów, gps-ów.
Stoję za sterem. Prowadzę ostro na wiatr. Czuję, jak łódka zmaga się z falą i wiatrem. Każde uderzenie odbija się na moich dłoniach ułożonych na kole.
Morze Egejskie potrafi być groźne. Wiatr spycha z kursu, woda uderza po twarzy. A przecież to nie są złe warunki. Godzina, druga, trzecia, czwarta…
A potem oblewa nas atramentowa ciemność. Przyrządy świecą miękką zielenią, ale przecież czujesz zagubienie. Szukasz światełka na horyzoncie. Wybierasz jedno, dla siebie.
Karistos. Może to jakiś dom? Rodzina siada do kolacji. I my jesteśmy coraz bliżej. Zaraz wejdziemy do zatoki, obejmie nas, osłoni od wiatru.
A jak czują się tamci? Ci, którzy płyną pontonami, na zatracenie?
I znów przez wiatr „słyszę” Giorginę: - Maleństwa są pewnie przerażone wysoką falą.
Wszystkie relacje Pawła Reszki z rejsu szlakiem uchodźców z Morza Egejskiego znajdziesz tutaj >>