Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wyobraźmy sobie takie zdarzenie. Lasy wyschnięte po wielu tygodniach temperatur przewyższających 34oC tylko czekają na przypadkową iskrę spod kół hamującego pociągu czy niedogaszone ognisko.
Zaczyna się niepozornie, w paru miejscach kraju pojawiają się niewielkie skupiska ognia. Wraz z silnie wiejącym wiatrem ogień rozprzestrzenia się tak szybko, że brygady strażaków mogą tylko ewakuować ludność i chronić posesje przed zniszczeniem. Pożary rozprzestrzeniają się szybko, pochłaniając korony drzew i wędrując z prędkością nawet 60 km/h. W ciągu paru miesięcy doszczętnie płoną mazurskie i warmińskie lasy, mazowieckie dęby i tatrzańskie świerki. Z dymem idą Bieszczady, Karkonosze i całe Beskidy. Zanim nadejdą jesienne deszcze, 89 500 km2 polskich lasów przestaje istnieć.
Nierealne i nierzeczywiste?
A jednak. Nie w Polsce wprawdzie, ale w Indonezji na przełomie 1997 i 1998 roku spłonęło 97 550 km2 równikowej puszczy. Oczywiście indonezyjskie lasy tworzą zwarte kompleksy, ale gdyby przenieść tamten dramat w nasze realia w kategoriach liczbowych, do wypalonych lasów Polski należałoby jeszcze dorzucić pogranicze Czech i Słowacji.
Pożary w Indonezji tylko w ciągu tego rekordowego sezonu uwolniły do atmosfery 2,6 gigatony CO2, czyli tyle, ile polskie samochody i elektrociepłownie w ciągu ostatnich ośmiu i pół roku! Torfowiska na Sumatrze i Borneo, które także zostały dotknięte tamtymi pożarami, tlą się do dziś, stając się zalążkami kolejnych pożarów. Płonące lasy w USA "wzbogacają" naszą atmosferę co roku o 290 mln ton CO2, czyli prawie tyle samo, co cała polska gospodarka. Emitują one zresztą nie tylko CO2, ale też bardzo toksyczny tlenek węgla, czyli czad, oraz zwiększają poziom ozonu.
Gaszenie oznacza straty
Odkąd ludzie zajmują się uprawą lasów, pożar lasu uznawany jest za klęskę. Strata drewna jako materiału opałowego czy budowlanego jest nie do pomyślenia. Takie podejście do pożarów leśnych dominowało w świecie przez długi czas.
W Stanach Zjednoczonych postępowanie to zmieniło się w roku 1968, gdy ukazał się raport z badań nad kontrolowanym wypalaniem lasów w Parku Narodowym Everglades na Florydzie. National Park Service uznała konieczność przywrócenia lasom ich pierwotnego stanu. Pożary lasów wzniecane od uderzeń pioruna uznano za zjawisko naturalne i postanowiono nie ingerować w ich przebieg. Tłumienie w zarodku każdego ognia skutkowało dużo poważniejszymi stratami obszarów leśnych wywołanymi kolejnymi pożarami. Dlaczego? Las, w którym nie występują pożary, zarasta powoli młodymi drzewami i krzewami. W okresach suszy jako podatniejsze na wysychanie stają się one łatwopalną "drabiną" dla ognia powstałego w ściółce leśnej. Dzięki temu drobne pożary bardzo łatwo przeradzają się w potężne pożary koron drzew, z którymi walka jest niezwykle trudna, a straty są nieporównanie większe.
Pożar kontrolny
Aby temu przeciwdziałać, wprowadzono metodę kontrolowanego wypalania lasów. W sprzyjających warunkach atmosferycznych (wysoka wilgotność, bezwietrzna pogoda) leśnicy wypalają mniejsze drzewa i krzewy, nie pozwalając, aby ogień przeskoczył na wyższe partie. Las jest wtedy nie tylko mniej podatny na pożary w wielkiej skali, ale też zdrowszy. Giną pasożyty zgromadzone w mniejszych, słabszych drzewach. Nie zaobserwowano też strat w faunie, ponieważ wypalanie przeprowadza się na wydzielonych obszarach tak, aby zwierzęta mogły się przenieść w inne miejsce. Temperatura nie osiąga tak wysokich wartości jak podczas wielkich pożarów, co chroni systemy korzeniowe i mikroflorę w glebie.
Zagrożona Syberia
Pożar kontrolowany może zatem okazać się skutecznym środkiem walki z ogniem prawdziwym. A jest o co walczyć. Zmiany w składzie powietrza nie ograniczają się do bezpośrednich okolic pożarów. Według naukowców z European Space Agency płonące w 2004 roku lasy w Ameryce Płd. zwiększyły poziom czadu w atmosferze nad Australią o 50 proc. Wiatry wiejące w troposferze przeniosły zanieczyszczenia o 12 000 km! W tym samym roku pożary w Kanadzie i na Alasce zwiększyły poziom ozonu w Europie o 10 proc.
Strefa równikowa, gdzie leży Indonezja, nie jest najbardziej narażona na zniszczenia pożarami, ze względu na częste opady. Gorsza sytuacja występuje w strefach klimatycznych, w których po wilgotnej wiośnie nadchodzi gorące i suche lato. Cała południowa Europa, południowe i zachodnie stany USA, Australia czy lasy Syberii zagrożone są każdego roku.
Zmiany klimatyczne wywołane ocieplaniem się atmosfery pogarszają sytuację. W 2003 roku w Portugalii w czasie długiego i suchego lata spłonęło 4249 km2, czyli ponad 4 proc. powierzchni kraju. W zeszłym roku w Grecji w czasie katastrofalnej suszy i upałów sięgających 40oC z dymem poszło 2700 km2 lasów i sadów. W Stanach Zjednoczonych każdego roku płonie średnio 17000 km2 sosen i świerków, a na walkę z pożarami wydaje się rocznie około 1 miliarda dolarów. Może więc warto uwierzyć, że kontolowany pożar nie zawsze jest przekleństwem?