Dobra zmiana

Wpadł mi w ręce życiorys człowieka, który choć umarł w 1772 r., byłby bardzo potrzebny w roku 2016.

03.04.2016

Czyta się kilka minut

Szymon Hołownia /  / Fot. Marek Szczepański dla „TP”
Szymon Hołownia / / Fot. Marek Szczepański dla „TP”

Nazywał się John Woolman, mieszkał w okolicach Filadelfii. Z zawodu krawiec i kupiec, z zamiłowania pamiętnikarz i kaznodzieja, należał do wspólnoty kwakrów, jednej z chrześcijańskich (wówczas, bo teraz jest z tym różnie) grup, która wyróżniała się umiłowaniem pacyfizmu i promowaniem indywidualnego kontaktu z Bogiem. Miał jedną obsesję: świat urządzony od podstaw na zasadzie miłości bliźniego. U kwakrów największą wagę przywiązywano nie do intelektualnego wykładu prawd wiary, a do świadectw ludzi opowiadających, jak Bóg w ich życiu działa. Woolman swoje kazania zaczął więc ćwiczyć na sobie, próbując żyć tak, jakby każdy człowiek rzeczywiście był jego bratem, siostrą i Jezusem.

Nosił wyłącznie białe ubrania (kapelusz też), bo nie chciał wspierać wyzysku niewolników pracujących na statkach przywożących barwniki z Karaibów. Gdy szedł w gości, odmawiał jadania na srebrze i srebrnymi sztućcami, by zademonstrować w ten sposób solidarność z niewolnikami pracującymi w kopalniach srebra. Gdy wyruszał w kaznodziejską podróż, szedł na piechotę, by nie brać udziału w procederze koszmarnego traktowania chłopców pracujących przy obsłudze koni pocztowych. Miał działalność gospodarczą, ale sprzedał ją, bo uznał (księże Jacku Stryczku, proszę się mocno trzymać), że pieniądze, które zarabiał, mącą mu spojrzenie na innych. W dzienniku (który do dziś jest wznawiany) relacjonuje swoje zmagania o patrzenie na świat czystym („pojedynczym”) okiem, bez filtrów egoizmu, nadmiernych własnych ambicji i potrzeb, źle pojętej (jako chęć posiadania) miłości.

Woolman był mądrym obserwatorem. Sam będąc radykalnym abolicjonistą, widział, że nie ma co potępiać w czambuł posiadaczy niewolników, trzeba raczej przy pomocy Ewangelii pomóc im pozbyć się lęku o przyszłość, skutkującego myleniem zapobiegliwości z chciwością. Bo przecież znaczna część z nich – pisał – trzyma ludzi w niewoli nie dlatego, że to lubi, ale dlatego, że chce zapewnić dostatnią przyszłość swoim dzieciom.

Dobrowolnie się ogołacając, poszedł więc drogą Chrystusa, który nie sprzedawał ludziom książkowej wiedzy, ale mówił: patrz na Mnie, idź za Mną. Wrażliwość Woolmana na cierpienie świata obejmowała całość stworzenia. Gdy wyruszył w podróż do Anglii, nie dość, że kazał się umieścić w ładowni wraz z największą biedotą, współczucie kierował nawet pod adresem ptaków, stanowiących okrętowy zapas pożywienia i podróżujących w tak samo tragicznych warunkach. Opowiadał o przełomowym zdarzeniu z dzieciństwa, gdy podczas durnej chłopięcej zabawy zabił kamieniem samicę drozda, a później zorientował się, że osierociła czekające na pożywienie pisklęta. Zrozumiał, że pozbawiając życia jedno stworzenie, skazał na śmierć de facto pięć kolejnych. Pisklęta wówczas zabił, by nie musiały konać z głodu (sam nie wiedział, jak się nimi zająć), i na zawsze wbił sobie do głowy prawdę o współzależności wszystkich ziemskich bytów.

Ludzi, którzy żyli podobnie niezrozumiale (dla większości) i pięknie (w oczach mniejszości), było pewnie w historii tysiące. Dlaczego Woolman?

Dla mnie najbardziej pociągający w jego postawie nie jest nawet sam radykalizm działań, ale to, co wydarzyło się tuż przed nim. Owa hiperradykalna decyzja o daniu człowiekowi pierwszeństwa przed ideami. Firma przeszkadza mi widzieć ludzi i służyć im? Sprzedaję firmę. Że mam żonę i dzieci? Jasne, ale będę lepszym mężem i ojcem, gdy będę bardziej człowiekiem. Mogę być wybitnym publicystą i zażywać sławy, spalając się w ważnych sporach? Jasne, ale wolę poeksperymentować na sobie wdrażając to, o co werbalnie walczę, w życie.

A co by się stało, gdyby rzeczywiście wszystkie nasze słowa jak za dotknięciem różdżki zamienić w czyn? Gdyby wszyscy gorąco przekonujący teraz na Facebooku, że uchodźcom to trzeba pomagać na miejscu – rzeczywiście natychmiast pojechali pomagać na miejscu? Albo już dziś wsparli choć dziesięciozłotowym datkiem tych, co tam właśnie pomagają? Gdyby politycy, okresowo toczący z siebie wzruszające apele o zgodę narodową, stanęli przed kamerą z tymi, których tępią, wykonali „misia” i poszli z nimi na piwo? Gdyby ci, co z miłości do Ojczyzny robią sobie dziś biceps i przebierają się za żołnierzy, ukochali ją do tego stopnia, by zamiast dręczyć mięsień na siłowni, skrzyknęli się i posprzątali z niemożebnego syfu hektar polskiego, ojczystego lasu? Gdyby studenci biznesu, rozgrzani do czerwoności wiarą w święty wolny rynek, opowiadający o tym, jak to ich firmy za 20 lat zrobią dobrze światu, zrobili mu dobrze zaraz i zastosowali model spółdzielczy, który – jak słyszę – sprawia, że w świetnie radzącej sobie wytwórni wody „Muszynianka” prezeska z wyboru zarabia ledwie trzykrotność pensji szeregowego pracownika, a w spółdzielni fabrykującej majonez „Kielecki” bezpośredni udział w zyskach ma 60 proc. pracowników?

Gdybyśmy wreszcie my, przyznający się jakoś do związków z Kościołem publicyści, założyli sobie, że skoro tak nam zależy na wdrożeniu Ewangelii do życia narodu, to przez miesiąc (no, dwa tygodnie) nie damy nikomu (słownie) w twarz, z nikim się nie posprzeczamy, a jak ktoś nas wpieni i będziemy chcieli go intelektualnie zbrukać, to raczej postaramy się napisać o nim coś miłego?

Dobra, zacznę. Minister Witold Waszczykowski jest z Piotrkowa. To tak jak Anita Lipnicka. A ona ładnie śpiewa. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2016