Definitywny koniec lata. Recenzja filmu „Alcarràs”

Dojrzałe figi, brzoskwinie, ciepłe od słońca pomidory. Zrywają je ręce małe i duże, młode i pomarszczone. Lecz już za chwilę ów względnie harmonijny porządek może się wywrócić pod naporem cywilizacyjnych zmian.

10.10.2022

Czyta się kilka minut

 / MATERIAŁY PRASOWE I WONDER PICTURES
/ MATERIAŁY PRASOWE I WONDER PICTURES

Carla Simón w swoim nowym filmie portretuje katalońską prowincję tak, jakby kręciła dokument. A społeczno-ekonomiczny kontekst jest dla niej nie mniej ważny niż to, co wydarza się między najbliższymi. Z udziałem naturszczyków, mówiących w lokalnej odmianie języka katalońskiego, „Alcarràs” buduje na ekranie ludzki matecznik, wrośnięty w miejsce, naturę, klimat i wystawiony na próbę przetrwania nie tylko w swym rdzennym środowisku, ale i w dotychczasowym kształcie.

W jednej z wielu pozornie błahych scenek widzimy miejscowe staruszki, które podczas winobrania spierają się, czy sos sofrito lepiej ucierać w moździerzu, czy mikserem. Pewnie obie strony mają swoją rację – zarówno tradycja, jak i nowoczesność coś wnoszą i czegoś pozbawiają. Jednakże Simón wraz ze swym współscenarzystą Arnau Vilaró nie chcą nużyć widza odwiecznym konfliktem z serii „stare i nowe”.

Kiedy doświadczony rolnik Quimet dowiaduje się, że w miejscu uprawianego przezeń brzoskwiniowego sadu właściciel ziemi przewiduje założenie farmy fotowoltaicznej, rozpoczyna się opowieść, która od fatalizmu lub czczej nostalgii woli obserwację drobiazgową i bezstronną. Na tyle, na ile to możliwe, albowiem serce reżyserki bije zdecydowanie po stronie odchodzącego i doskonale jej znanego świata.

Raz jeszcze najlepszymi przewodnikami po nim okazują się dzieciaki. ­Quimet (Jordi Pujol Dolcet) i Dolors (Anna Otin) mają ich trójkę, ale to mała łobuziara Iris (Ainet Jounou), buszująca nie tylko w zbożu i przewodząca dwójce miastowych kuzynów, pozwala spojrzeć na dorosłe problemy przez śmieszne okulary. Nawet czasochłonne wiejskie obowiązki, angażujące również najmłodszych, są tu okazją do zabawy. Z palet ogrodowych można zbudować dom, w dawnym bunkrze pobawić się w wojnę, a w porzuconym na bagnach wraku samochodu wymyślić sobie pojazd kosmiczny. Gdy w okolicy pojawia się nagle obcy dźwig, zwiastujący rychły koniec tego świata, dzieciaki zyskają kolejne akcesorium do psot.

W tym samym czasie nad ich domem zbierają się czarne chmury. Chociaż nie będą musiały go opuścić, dorodne drzewa owocowe zostaną stratowane przez harwestery, jako że dziadek (Josep Abad) nie dopatrzył ongiś formalności związanych z ziemią, oddaną rodzinie do uprawy przez miejscowych posiadaczy, wdzięcznych za pomoc podczas wojny domowej. Na dodatek rolnictwo w rejonie Alcarràs z powodu zaniżonych cen skupu stało się dziś kompletnie nieopłacalne, toteż wielkie koncerny masowo wykupują grunty, często za bezcen, otwierając tam dochodowe biznesy. I na przykład instalują panele słoneczne, których konserwacją mógłby zająć się Quimet, gdyby tak bardzo nie kochał tego, co robi i gdyby nie był aż tak uparty.

Simón nie stara się idealizować tamtego porządku. Wszak prawdziwemu wiejskiemu życiu daleko do sielanki: choć dokucza kręgosłup, haruje się od świtu do nocy, bez ceregieli trzeba wykańczać pustoszące sad dzikie króliki, a sztywna postawa Quimeta, osoby skądinąd sympatycznej, wynika w dużej mierze z patriarchalnego zafiksowania w swoich rolach. Tymczasem zewsząd napiera nowe i zdecydowanie lepiej odnajdują się w nim kobiety. Młodzież zaś woli mniej legalne uprawy, muzykę techno i tiktokerskie tańce, jedna z sióstr bohatera, która opuściła przed laty wieś, prawdopodobnie jest lesbijką, a podczas corocznej fiesty w miasteczku mężczyźni, ku uciesze tłumu, występują w kobiecych strojach. Jednak to nie postęp obyczajowy i technologiczny ani ekologiczna skądinąd energetyka zdaje się największym wrogiem Quimeta i jemu podobnych. Przede wszystkim stali się ofiarami brutalnej polityki rolnej i pewnego dnia pozostanie im już tylko wyjść na ulice.


CZYTAJ TAKŻE: CO NOWEGO OBEJRZEĆ NA VOD W WEEKEND >>>


Twórcy filmu stoją murem za swoimi bohaterami – za każdym z osobna, na dobre i na złe. Każdy z nich inaczej reaguje na kryzys i pozostaje w tym osamotniony. Niektórzy godzą się z dramatyczną sytuacją i podążają za nowym, co powoduje pęknięcie w rodzinie. Wiekowy dziadek coraz bardziej zapada się w sobie, a w młodych narasta gniew wobec niesprawiedliwości i wobec ojcowskiego uporu. Obrażony na rzeczywistość Quimet staje się wobec bliskich coraz bardziej szorstki i w swym oporze coraz bardziej radykalny, zapłaci więc w końcu najwyższą cenę. Mimo to próbują dalej trzymać się razem, udało się bowiem tej rodzinie zbudować coś niesłychanie mocnego, widocznego w fizycznym kontakcie. Bo ciało nie kłamie. Czy pracują, czy ucztują, czy regenerują się po codziennym wysiłku, bohaterowie „Alcarràs” nie wstydzą się wzajemnego dotyku, czysto fizycznego bycia razem, niejako sklejeni ze sobą słodkim, lepkim sokiem (dodajmy: bez żadnych podtekstów). To zresztą film niezwykle zmysłowy, pełen późnoletniego światła, ciepłych deszczy i szumiących w konarach wiatrów. Dużo w nim dobrego jedzenia i domowego wina. Nic dziwnego, że tak mało pociągająco jawi się wypolerowana nowoczesność w domu i zagrodzie albo lżejsza, schludniejsza i lepiej opłacana praca przy panelach.

Simón wierzy, iż rodzący brzoskwinie sad był dla tych ludzi czymś więcej niż źródłem utrzymania czy kultywowanym od pokoleń materialnym dziedzictwem – był organiczną częścią tej rodziny. Śpiewana przez dziewczynkę piosenka, zaczynająca się od słów „Gdyby słońce pracowało na roli, nie wstawałoby tak wcześnie”, brzmi niczym chłopska skarga, lecz w finale słychać w niej pochwałę życia skromnego, samowystarczalnego i coraz bardziej anachronicznego w obliczu neoliberalnych przemian w agrobiznesie. Tak też, z maksymalną atencją i tkliwością, pracuje kamera Danieli Cajías, wydobywając z codziennego chaosu pojedyncze nastroje i emocje. Brak w jej spojrzeniu naiwnego sentymentalizmu, jest za to szczypta melancholii.

Gdy lato definitywnie się skończy, przynajmniej maleńką część tamtego świata uda się zachować w ­słoikach. Podobnie działa film „Alcarràs” – jakby chciał utrwalić na gorąco te wszystkie zapachy, smaki, dotyki, które wraz z wycinką starych drzew na zawsze utracą swą intensywność. ©

ALCARRÀS – reż. Carla Simón. Prod. Hiszpania/ /Włochy 2022. Dystryb. Stowarzyszenie Nowe Horyzonty. W kinach od 14 października.

CARLA SIMÓN urodziła się w 1986 r. w Barcelonie i pozostaje wierna katalońskim korzeniom. Jej znakomity debiut „Lato 1993” (2017) wyrósł z osobistych doświadczeń, kiedy jako sześciolatka straciła rodziców (ofiary AIDS) i musiała zamieszkać u wujostwa na wsi. Powracający w podobne rejony „Alcarràs” otrzymał Złotego Niedźwiedzia na Berlinale i jest hiszpańskim kandydatem do Oscara.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Definitywny koniec lata