Zatruta studnia. Recenzja filmu „Bestie”

Świetny film „Bestie”, luźno oparty na faktach, to nie tylko konfrontacja „miejskich wieśniaków” z „rdzennymi”. To także opowieść o ksenofobii, arogancji, przemocy i braku komunikacji.

12.08.2023

Czyta się kilka minut

Zatruta studnia
AURORA FILMS

Coraz częściej powraca w kinie ten schemat: a może by tak rzucić wszystko i wieść żywot człowieka poczciwego? Czyli być samowystarczalnym ekorolnikiem, który ponad nowoczesność w domu i zagrodzie przedkłada pracę na świeżym powietrzu, a nad łatwy pieniądz – organiczną sałatę z własnej grządki. Wiadomo, że dla miejscowych, żyjących w wyludniającej się wiosce, w codziennym znoju i apatii, ktoś taki musi być bez mała szaleńcem. Albo nieznającym życia „wykształciuchem”, jak Antoine i jego żona Olga – francuskie małżeństwo w średnim wieku, które swoje miejsce na ziemi odnalazło wśród przymglonych wzgórz hiszpańskiej Galicji.

Właściwie można by zamienić tamtą Galicję na każdą inną, niekoniecznie mówiącą w góralskiej gwarze. Mimo że język ma znaczenie i główny bohater na zawsze pozostanie „Francuzikiem”, obcość ma tu wymiar znacznie bardziej rozległy. Wynika z innego ukorzenienia, z historycznych zaszłości, rozbieżnych potrzeb i aspiracji, czego następstwem jest dramatyczny konflikt interesów. Bo jak tu postawić na zrównoważone uprawy czy remontować kamienne domy, żeby zwabiać turystów spragnionych surowej natury i wiejskości, skoro lokalsi wolą tanio sprzedać swoje działki pod turbiny wiatrowe? I dlaczego ktoś z zewnątrz miałby im mówić, co dla nich dobre? 

Sytuacja przypomina trochę tę z katalońskiego filmu „Alcarràs”, gdzie oglądaliśmy niewesołe, acz nieuchronne skutki modernizacji z punktu widzenia pewnej rodziny zajmującej się od pokoleń rolnictwem. W „Bestiach” owo spojrzenie pochodzi z zewnątrz, co bynajmniej nie ustanawia jedynie słusznej perspektywy. Opowieść o parze zaszczutej przez miejscowych staje się nieomal polityczna i tak zaostrzony agon musi doprowadzić do jakiejś agonii. Lecz wtedy rozpoczyna się zupełnie inne kino, z finałem wbrew wojennym regułom, a zarazem bez łatwych pojednawczych gestów.

Z początku oglądamy historię o narastającym niezrozumieniu i wzajemnej wrogości. Odkąd Antoine (w tej roli drapieżny Denis Ménochet) torpeduje wiatrakową inwestycję, rozpoczyna w gruncie rzeczy własną walkę z wiatrakami i staje się we wsi persona non grata. Kiedy zasiada w karczmie do gry w domino, nie chodzi mu o dominację – raczej o przekonanie miejscowych do swoich racji, a w końcu też o własny byt i bezpieczeństwo. Jednak gdy mówi się językiem tak odmiennym, dialog okazuje się niemożliwy – zwłaszcza gdy jedna ze stron od słów woli argumenty siłowe. Patrząc na wykrzywione twarze, słuchając pijackiego rechotu i poniżających komentarzy, łatwo przyznać rację właśnie jemu. Ale twórcy filmu unikają prostego przeciwstawienia światłego mieszczucha wiejskim „prymitywom”. Wszak również Antoine pokorą nie grzeszy, ma w sobie gwałtowność i chwilami wręcz prowokuje tarcia, usypiając w ten sposób naszą czujność. Pomiędzy kategoriami „wróg ludu” a „jedyny sprawiedliwy” rozciąga się przestrzeń złożona z nieufności i obustronnych uprzedzeń.

Sorogoyen opowiada szorstkim, bliskim dokumentalizmowi językiem, złożonym z przetrzymanych, podbitych suspensem ujęć, bo nieuchronne od początku wisi w powietrzu. Po tym, jak Antoine, znany w okolicy z najlepszych pomidorów, traci swoje plony i odkrywa zatrutą przez sąsiadów studnię, pozostaje kwestią czasu, aż otrują mu ukochanego psa. Ten akurat ujdzie cało, jednakże raz wyciągnięta strzelba musi w końcu wypalić. I tylko zgroza w oczach Olgi, zagranej świetnie przez Marinę Foïs, pozwala przyjrzeć się na trzeźwo tej spirali szaleństwa. To jej spojrzenie – cierpliwe, acz wcale nie bierne – ostatecznie zwycięża w filmie, w którym tak naprawdę nie ma zwycięzców.

Można zapytać, na ile tytuł zezwierzęca postacie Lorena, Xana i innych mieszkańców górskiej wioski, ukazanych dość naturalistycznie i gotowych na wszystko dla garstki „dutków”. Za to przywołana w prologu metafora dzikich koni, które najpierw trzeba siłą zakolczykować, ażeby mogły pozostać dzikie, trochę za bardzo próbuje okiełznać i oznakować sam film. Tymczasem, jakkolwiek to Antoine i jego żona padają ofiarą terroru, chwała twórcom za to, że potrafią przedstawić ów antagonizm w złożonym świetle, biorąc pod uwagę uwarunkowania zarówno charakterologiczne, jak i społeczne. Zwłaszcza klasowy resentyment mocno daje o sobie znać, kiedy podczas ostatniej wspólnej popijawy wrodzy „Francuzikowi” bracia opowiadają o swoim zdeterminowaniu pochodzeniem – owym „zapachem łajna”, który naznacza i którego nie da się ukryć.

Historia napisana przez Sorogoyena wraz z Isabel Peñą mimo wszystko stara się wysłuchać obu stron i jednocześnie wpleść w ten dwugłos zupełnie inny ton, przekraczający język konfliktu. Stąd w pewnym momencie rozpoczyna się opowieść o poszukiwaniu sprawiedliwości, która nie ma nic wspólnego z odwetem, a wreszcie – historia o dojrzałej miłości, silniejszej niż upór, trwalszej niż wszelkie życiowe projekty. I przyznać trzeba, że „Bestie” jak najdalsze są od romantyzowania pomysłu spod znaku „wyprowadzka na wieś”. W końcu najtrwalsze okazuje się nie przywiązanie do ziemi, ale to, co zdążyło się wytworzyć między dwojgiem ludzi. Przyjazd ich dorosłej córki, sceptycznej wobec zamieszkiwania rodziców w tak niegościnnym sąsiedztwie, na chwilę stawia pod znakiem zapytania wybory ongiś przez nich dokonane, lecz nie jest w stanie zakwestionować najważniejszego, czyli bycia w tym razem.

I jeszcze nagrana na wideo zabawna sytuacja: przyjaciel rodziny otrzymuje w urodzinowym prezencie dwie niemal identyczne czerwone kamizelki. Jedną zakupiono w okolicznym sklepie, druga zaś została przez Olgę wydziergana na drutach. Rękodzieło ma dla obdarowanego dużo większą wartość materialną i sentymentalną, zostawia je więc sobie, a drugi prezent odstępuje Antoine’owi. Jego klęska polega na tym, że chciał przekonać pasterzy, iż czysta żywa wełna jest lepsza niż tani poliamid z Chin. To, co nie udało się (na szerszą skalę) francuskiemu nauczycielowi, udaje się hiszpańskiemu reżyserowi, który z bezlitosną precyzją i zarazem bez złudzeń pokazuje cenę, jaką płaci się za autentyczność, uprzywilejowanie i kulturową odmienność. ©

BESTIE (As bestas) – reż. Rodrigo Sorogoyen. Prod. Hiszpania/Francja 2022. Dystryb. Aurora Films. W kinach od 25 sierpnia.

Rodrigo Sorogoyen (ur. 1981), hiszpański reżyser, scenarzysta i producent, szlify zdobywał w telewizji, kinie komercyjnym i w krótkim metrażu. Za 19-minutowy film „Matka” (2017), zrealizowany w jednym ujęciu, był nominowany do Oscara. „Bestie” mają na koncie ponad 50 nagród, w tym Goyę dla najlepszego filmu hiszpańskiego czy Cezara dla najlepszego tytułu zagranicznego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Zatruta studnia