Daj mi tę noc

W ciągu trzech dekad – na naszych oczach, lecz niepostrzeżenie – noc sylwestrowa stała się jeszcze jedną areną walki. Zgromadzone na placach tłumy śnią o oświeceniu, po którym znów zanurzą się w ćmie.

23.12.2022

Czyta się kilka minut

„Sylwester Marzeń” z TVP. Zakopane, 31 grudnia 2021 r. / PAWEŁ MURZYN / EAST NEWS
„Sylwester Marzeń” z TVP. Zakopane, 31 grudnia 2021 r. / PAWEŁ MURZYN / EAST NEWS

Ostatnia noc roku 1990. Kraków. Bawimy się z moją od niedawna żoną na balu w Pałacu pod Baranami. Tuż przed północą ktoś ze znajomych rzuca hasło: „Na Rynek!”. Wychodzimy. Na zewnątrz tłum ludzi. W rękach butelki taniego szampana, hałas, zbiorowe odliczania, które nie chcą się ułożyć w jeden chór. Ale entuzjastyczny krzyk o północy jest już zbiorowy – krzyczymy we wciąż przenikającym wszystkich przekonaniu, że przed nami przyszłość jasna i obiecująca. Po spełnieniu toastu z gwinta obowiązkowe rozbicie butelki o płyty Rynku. Huk tłuczonego szkła staje się sygnałem do rozpoczęcia noworocznego szaleństwa – ludzie tańczą, śpiewają, improwizują jakieś węże, kółeczka. Pod Mickiewiczem ktoś rzuca się na mnie z otwartymi ramionami. Z trudem poznaję dawnego kolegę ze studiów, który przeniósł się do filmówki, ale krzyczy, że na sylwestra musiał przyjechać do Krakowa, bo taka zabawa tylko tu. Stopniowo wycofujemy się pod Barany i tylko potem wracając nad ranem do domu widzimy, jak sprzątający próbują uprzątnąć tłuczone szkło, które mimo ich wysiłków zgrzyta nam pod podeszwami.

Rok później we Wrocławiu odbywa się pierwszy sylwester organizowany na Rynku przez władze miasta. Zachowane zdjęcia wręcz rozczulają widoczną na nich siermiężnością. Na zbitej z desek estradce przyozdobionej niczym na szkolne mikołajki młody Bogdan Zdrojewski, członkowie Kabaretu Elita i doklejona do nich w ramach seksistowskiej atrakcji „misska”. Tak właśnie zaczynało się to, co w ciągu kilku dekad stało się jednym z najbardziej spektakularnych widowisk społeczno-politycznych współczesnej Polski.

Wytwarzanie formatu

Organizowanie zabaw sylwestrowych na centralnych placach największych polskich miast pojawiło się jednocześnie jako odpowiedź na spontaniczne zgromadzenia (Kraków) i jako próba wytworzenia nowego wspólnotowego święta (Wrocław). Wiadomo, że polskie społeczeństwo nie cierpi na nadmiar okazji do zbiorowego celebrowania radości. Nawet przełom lat 1989-90 nie wprowadził tu zmiany, bo transformacja budziła mnóstwo obaw. Oczywiście ludzie bawili się i imprezowali, ale zachowując wypracowane przez lata stanu wojennego style prywatne i stosunkowo kameralne. Świętowanie zbiorowe kojarzyło się zbyt jednoznacznie z 1 Maja.

Sylwester przynosił wyłom. Wyjście na miejski rynek lub inny plac, by cieszyć się wraz z innymi z nadejścia nowego roku, błyskawicznie zyskało popularność i jako rama do działań indywidualnych, i jako szansa na doświadczenie wspólnotowe. Obiecując szaloną, u początków często anarchiczną zabawę, zawierało podstawowy element wydarzenia i doświadczenia karnawałowego – odejście od codzienności i jej radykalne odwrócenie. To właśnie dlatego ludzie, którzy do niedawna nie mogli się pojawić w takiej liczbie w miejscach publicznych, zalewali tłumnie place i ulice, przejmując nad nimi władzę i wywracając na nice reguły ich codziennej dyscypliny. Nie bez znaczenia było i to, że zabawy na placach były darmowe, dzięki czemu stanowiły też radosną inscenizację ideału równości i solidarności, już powoli znikającego z życia społecznego, ale wciąż obecnego w oczekiwaniach i deklaracjach.

Władze miejskie – na nowo definiujące i siebie, i wspólnoty, na których czele stały – bardzo wcześnie starały się przejąć kontrolę nad imprezami sylwestrowymi i wykorzystać stwarzane przez nie możliwości. Zwłaszcza że było to bardzo proste, bo sylwestrowe zgromadzenia cierpiały z powodu braku punktu orientacyjnego. Miały ramy, ale nie miały centrum, tworząc zbiór mnogości, skupiający w różnych punktach różne grupy i aktywności. Było w tym coś wspaniałego, ale zarazem sprzecznego z dramaturgią zgromadzenia – skoro tylu ludzi przyszło w jedno miejsce (plac), dla czegoś jednego (świętowanie Nowego Roku), to rozpad tej wspólnoty na wielość podważał sens jej powoływania.

Tę sprzeczność właśnie usunęły władze miast, ustawiając na wielkim placu estradę, oświetlając ją i zapraszając na nią wykonawców. Estrada, mikrofony i reflektory wytworzyły punkt skupienia, jednocześnie zamieniając zabawę w widowisko, a sylwestrowiczów – w widzów. By to zasadnicze przesunięcie usprawiedliwić i jednocześnie zamazać, na estrady zapraszano takich wykonawców, których zobaczenie i usłyszenie (na dodatek za darmo!) stanowiło atrakcję samą w sobie dla jak największej grupy ludzi.

Znamienny dowód tej ewolucji zachodzącej w latach 90. ubiegłego stulecia stanowić może zestawienie mojej początkowej opowieści z tym, co działo się na Rynku w Krakowie w Noc Tysiąclecia, 31 grudnia 2000 r. Ze środków kończącego się w tym momencie Festiwalu Kraków 2000 zbudowano specjalną scenografię, zorganizowano obowiązkowe wówczas (i przez nikogo nie krytykowane) pokazy ogni sztucznych, a na scenę zaproszono m.in. bardzo wtedy popularną Reni Jusis i legendę polskiego rocka lat 80. – zespół Perfect. Nowe tysiąclecie ostatecznie kończyło z wszelką anarchią. Zaczynała się epoka formatów.

Wojny gwiezdne

Przejęcie widowisk sylwestrowych przez telewizję było tylko kwestią czasu. Format wytworzony w ostatnich latach XX wieku był zasadniczo gotowym towarem medialnym, którego telewizja wręcz nie mogła nie kupić, zwłaszcza że zasadniczo od początku relacjonowała we fragmentach sylwestrowe zabawy masowe. W końcu zaczęła je sama transmitować i produkować, a wkrótce przejęła nad nimi całkowitą kontrolę. Samorządowcy zostali sprowadzeni do roli dostarczycieli miejsca i zaplecza, ale w zamian dostali szansę wystawienia miast i siebie na oczach milionów widzów.

Pionierską rolę spełniła w tym dziele oczywiście najpotężniejsza wtedy (i dziś) stacja – TVP. W roku 2004 po raz pierwszy w jej drugim programie pokazano transmisję „Sylwestra z Gwiazdami” odbywającego się na krakowskim Rynku. Wśród gwiazd pierwszy raz pojawili się stali później goście sylwestrowych imprez: Bajm, Golec uOrkiestra i Wilki. Na scenie pojawiły się też grupy nieco w kontekście sylwestra egzotyczne: Skaldowie i T.Love. Czy ta hałaśliwa i dość kiczowata impreza nie wzbudziła w Krakowie entuzjazmu, czy też rosnący w siłę, młody i dynamiczny Wrocław wykazał się większą determinacją – nie umiem rozstrzygnąć. Dość, że rok później „Sylwester pod Dobrą Gwiazdą” przeniósł się do stolicy Dolnego Śląska i odtąd, aż do grudnia roku 2015 (z jednym wyjątkiem w roku 2009), to ona staje się sylwestrową stolicą TVP.

Rok po przeprowadzce do Wrocławia telewizji (wówczas jeszcze) publicznej wyrósł konkurent. Polsat postanowił zorganizować własne widowisko pod hasłem „Sylwestrowa Moc Przebojów” w opuszczonym przez TVP Krakowie. I znowu po dwóch edycjach impreza przeniosła się gdzie indziej – najpierw do Warszawy (2008-2012), potem do Gdyni (2013 i 2014), by od 2015 r. na stałe osiąść na Śląsku, najpierw w Katowicach, potem na Stadionie Śląskim w Chorzowie (z wyjątkiem warszawskiej edycji pandemicznej w 2020 r.).

Gdy do gry wszedł Polsat, to i TVN oczywiście nie mógł pozostać w tyle, więc w roku 2007 zaproponował własną imprezę, którą najpierw organizował w Warszawie, potem w latach 2013-2015 w Krakowie, by w końcu powrócić na stałe do Warszawy i próbować uczynić z niej „stolicę sylwestra”.

Było jasne, że trzy konkurujące z sobą stacje uczynią z widowiska kończącego rok jedną z aren rywalizacji na oglądalność, podkupując sobie gwiazdy polskie i starając się sprowadzić popularnych (może bardziej kiedyś niż obecnie) wykonawców zagranicznych. Od początku najważniejszymi graczami były TVP2 i Polsat. Początkowo TVN próbował ich dogonić, ale jego wyniki nigdy nie były oszałamiające, a stacja adresująca swoje programy raczej do miejskiej publiczności lubiącej uważać się za lepszą niż przeciętna zasadniczo nigdy nie weszła w ostre zwarcie z udziałem osób masowo popularnych, choć dla wielu „obciachowych”.

Jeśli zastanowić się, jakiego rodzaju widowisko wytworzyło się w efekcie opisywanych tu w skrócie przemian, to po pierwsze uderza jego szczególny rozmach – sylwestry na placach są wielkie w sensie czasowo-przestrzennym i pod względem uczestników, ale nie są monumentalne. Ich scenografie – budowane tak, by atrakcyjnie wyglądały po zmroku – tworzone są przede wszystkim jako instalacje i kompozycje świetlne. Mają błyszczeć, lśnić i oślepiać, ale nie przygniatać. W tym sensie są dosłownie efemeryczne – nocą wyglądają zjawiskowo (nawet jeśli kiczowato), w dzień – szokują szarością, ciężarem, czasem wręcz brutalnością swojej konstrukcji. To nie są dekoracje ani plastyczne tła do występów. To rozświetlające noc obietnice, niesformułowane marzenia, które w postaci kolorowych wzorów o miękkich liniach pojawiają się pod zamkniętymi powiekami, zanim jeszcze sen nabierze kształtów.

W tej rozmazanej i rozmarzonej scenografii pojawiają się osoby występujące, które oczywiście śpiewają znane na pamięć piosenki, noszą mniej lub bardziej ekscentryczne stroje i usiłują z lepszym lub gorszym skutkiem bawić widzów. Ale są tu przede wszystkim jako gwiazdy. Ten używany nieustannie wobec nich i wybijany nachalnie w tytułach i zapowiedziach termin nie wyznacza miejsca w hierarchii, ale harmonizuje ze świetlnym środowiskiem całego zdarzenia i jednocześnie oznacza podstawową funkcję, będącą odmianą tego, co w innych przestrzeniach nazywa się celebryctwem. „Gwiazdy” pojawiają się na scenie marzeń jako ucieleśnione spełnienia – nie ideały (choć niekiedy i do tego aspirują), ale właśnie osoby, które znajdując się w świetle spełniły podstawowy sen tkwiących w mroku – bo być w pełni to znaczy być widzianym.

Jeśli pojawienie się w świetle snów sylwestrowej nocy stanowi spektakularną formę zaistnienia, zaznaczenia swojej obecności, to jasne jest, że i tłumy zgromadzone pod sceną, i ludzie oglądający widowiska w telewizji muszą mieć choćby jej namiastkę. Stąd te nieustanne przejazdy kamery po zgromadzonych, ukazujące rozśpiewane i roześmiane twarze (pętla wystawienia zabawy: im bardziej pokazujesz, że dobrze się bawisz, tym większa szansa, że cię dostrzegą i pokażą). Stąd też te paski z kuriozalnymi życzeniami dla „Mojego Misiaczka” (przy okazji nabijające kasę operatora). Na przełomie starego i nowego roku zgromadzone na placach tłumy śnią zbiorowy sen o oświeceniu, po którym znów zanurzą się w ćmie.

Kres najpożądańszy

Nie ma wątpliwości, że ostatecznie w rywalizacji na sylwestrowe widowiska zwyciężyła TVP. Przeniesienie (od roku 2016) imprezy do „Zakopca”, dziwnego i strasznego miejsca, w którym kiedyś było Zakopane – popularne wczasowisko i baza wypadowa w Tatry – oraz apoteozowanie tego, co długo traktowano w mediach głównego nurtu jako wstydliwe, sprawiło, że „Sylwester Marzeń z Dwójką” zepchnął konkurencję do defensywy. TVN już w pandemii zrezygnował z organizowania widowisk na koniec roku, by w tym roku w pełnym porozumieniu z władzami Warszawy uznać, że czas wymaga oszczędzenia sobie tych igrzysk. Polsat od roku 2018 organizuje swoje widowiska w ograniczonej architektonicznie i oddzielonej od życia miejskiego przestrzeni Stadionu Śląskiego, zamienionego na gargantuiczną dyskotekę.

Natomiast TVP dzięki zdecydowanej polityce byłego prezesa Jacka Kurskiego uczyniła ze swojego zakopiańskiego „Sylwestra Marzeń” największą masową imprezę sezonu zimowego, z 30 tysiącami uczestników na ogrodzonym terenie na Równi Krupowej, kolejnymi 30 wokół i 8 milionami telewidzów w szczytowym momencie (według informacji podanych przez wirtualnemedia.pl średnia w 2021 r. wynosiła 4,96 mln). Trzeba przyznać, że wszystko się tu zgadza. Inscenizując masowy sen nocy sylwestrowej, Kurski przeniósł ją w miejsce, które jest dla wielu Polaków mityczną przestrzenią obiecującej zimowej przygody, wcale niekoniecznie górskiej („Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem?”), a w centrum świetlnego pałacu umieścił prawdziwego z chłopa króla Zenona Martyniuka i królową Marylę, wieczną, jak do niedawna Elżbieta.

Dodał im do towarzystwa całe grono gwiazd i gwiazdeczek łącznie z potwierdzającą schemat, choć niby go kwestionującą postacią żenującego do potęgi Sławomira. To on zresztą wydaje się swoistym ucieleśnieniem ducha zakopiańskiego sylwestra – wie, na czym polega ta gra, i ma do niej ironiczny dystans, ale właśnie dlatego może stać się jej mistrzem i pokazywać tłumowi, że nawet taki obciachowy wąsacz jak on może stanąć w świetle obok seksownej partnerki. „Kto on jest, żeby go tak pokazywać?” – pyta z oburzeniem moja Mama przyzwyczajona w młodości do piosenkarzy, którzy mieli głos i prezencję. I nie rozumie, kiedy jej tłumaczę, że Sławomir nie jest popularny, bo umie więcej, ale właśnie dlatego, że świadomie pozwala myśleć, że umie mniej i że każdy może się znaleźć na jego miejscu.

I tak co roku pod oślepionym i zagłuszonym Giewontem, który kiedyś uważano za górę polskiej i Bożej mocy, gromadzi się tłum najprawdziwszych Polaków, by śnić sen o swojej wywyższonej normalności. Przyjeżdżają z całego kraju mimo wielogodzinnych korków, by na chwilę omiotło ich silniejsze światło i by mogli zobaczyć tych, którzy nieustannie na różne melodie nucą im ulubioną kołysankę: nic nie musicie, nic nie zmieniajcie, normalnie się bawcie, pijcie, idźcie śnić!

W ten sposób to, co zaczęło się jako karnawał, skończyło jako jego monstrualne zaprzeczenie.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Profesor w Katedrze Performatyki na UJ w Krakowie. Autor książki „Teatra polskie. Historie”, za którą otrzymał w 2011 r. Nagrodę Znaku i Hestii im. Józefa Tischnera oraz Naukową Nagrodę im. J. Giedroycia.Kontakt z autorem: dariusz.kosinski@uj.edu.pl

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2023