Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czy to nie uderzające? Bóg, aby poznać wartość ludzkiego postępowania, przenika ludzkie serce. Bez zbadania serca ocena ludzkiego działania może się poważnie mijać z prawdą. Owszem, potrafimy opisać, co komuś udało się osiągnąć: czy był skuteczny, czy też nie? Kompetentny czy nie? Zrobił daną rzecz właściwie czy niedbale? Czy jego praca przyniesie pożytek czy też nie?
Nie wiemy jednak nic o jego motywach.
Co nim kieruje? Duch służby czy kariery? Bezinteresowność czy gruba interesowność? Poszukiwanie dobra czy własnej chwały? Dążenie do prawdy czy chęć manipulowania innymi? W jakiej mierze deklarowane przezeń motywy pokrywają się z rzeczywistymi?
Pan ma mu oddać według jego postępowania. Ale, być może, nie ma mu już nic do oddania? Być może „otrzymał już swoją nagrodę” (zob. Mt 6, 2. 5. 16) – tę, na której mu zależało.
Co więcej, Jeremiasz mówi nam także, iż tak naprawdę nie znamy również owoców ludzkich uczynków. To ważne, zwłaszcza gdybyśmy chcieli ze zbytnią pewnością siebie stosować zasadę „poznacie ich po owocach”.
Czy owocem ludzkiego działania jest tylko to, co widać? Efekt zewnętrzny? Dobrze zaorane pole? Poprawnie ułożony chodnik? Mądrze napisana książka? Dobrze skrojona suknia? Przekonująco zagrana teatralna czy filmowa rola? Kolejnej generacji sprzęt elektroniczny? Wszystko – jak mówimy – najlepszej jakości? Płomiennie wygłoszone rekolekcje, wysłuchane przez wielu uczestników?
Pan patrzy w serce: widzi pomnożoną pokorę lub pychę; radość z wykonanego dzieła lub z zaspokojonej pożądliwości zapłaty; widzi uwielbienie Boga lub natarczywe poszukiwanie potwierdzenia siebie – swojej wielkości i niezbędności.
Jednym z refrenów dokumentów społecznej nauki Kościoła w ostatnim stuleciu jest podejrzenie, że ze wszystkich coraz bardziej nowoczesnych warsztatów ludzkiej pracy materia wychodzi coraz bardziej ulepszona; za to człowiek – coraz gorszy. Rozwój świata rzadko uchwytuje równowagę – bardzo rzadko obejmuje nie tylko każdego człowieka, ale również całego człowieka.
Św. Benedykt zarządza w swojej regule, by każdy z mnichów pracował w swoim wyuczonym zawodzie – niech robi to, co umie, i co zapewne sprawia mu także przyjemność.
Wszakże do czasu. Może się bowiem okazać, że mnich, np. świetny sadownik, dojdzie do przekonania, że bez jego pracy klasztor by przepadł; że jest dla klasztoru jedynym źródłem dochodu (i to jakiego); że jego bracia żyją niemal wyłącznie na jego koszt.
Wtedy – mówi Benedykt – należy go natychmiast pozbawić tej pracy, a zlecić taką, na której kompletnie się nie zna. Jest pisarzem? Zróbcie go ogrodnikiem. Klasztor zapewne trochę zbiednieje; ale serce współbrata zostanie ocalone (a z nim także wartość jego czynów). ©