Czy opozycja jest w stanie pokonać PiS

Partie opozycyjne są silniejsze od PiS-u, ale walczą głównie między sobą, a nawet wewnątrz własnych frakcji. Rządzącym dużo lepiej wychodzi uczenie się na błędach. Własnych i cudzych.

13.06.2022

Czyta się kilka minut

 / GOLFX / ADOBE STOCK
/ GOLFX / ADOBE STOCK

Siedzieli razem, ale osobno: wzrok wbity w dal, marsowe oblicza, oszczędne interakcje. Liderzy PO, Polski 2050, Lewicy i PSL-u oraz prezydenci miast: Jacek Karnowski i Rafał Trzaskowski spotkali się przy okazji podpisywania porozumienia opozycji z ruchem samorządowym „Tak! Dla Polski” – jednak ewidentnie byli skrępowani swoim towarzystwem. By uniknąć dodatkowych zadrażnień, uzgodniono, że nikt nie poruszy jątrzącej sprawy list wyborczych. Kiedy spytałam Władysława Kosiniaka-Kamysza o ten brak chemii, przyznał, że wzajemne zaufanie nie jest stuprocentowe. Złe wrażenia po spotkaniu próbował zatrzeć wiceszef Polski 2050, Michał Kobosko, zamieszczając na Twitterze fotografię śmiejących się Tuska i Hołowni, którą opatrzył podpisem: „Na całe szczęście politycy opozycji, wbrew doniesieniom medialnym, mają ze sobą całkiem normalny, ludzki kontakt”. Zapomniał, jak czytelna była podczas całego spotkania sprzeczność między werbalnymi komunikatami a mową ciała polityków.


Zobacz także: JAROSŁAW FLIS, socjolog: Stworzenie wspólnego bloku opozycyjnego jest obarczone wielkim ryzykiem. Pluralizm daje większe szanse na to, by pokonać PiS >>>>


– Nie trzeba być Sokratesem ani Einsteinem, by wiedzieć, że ryzyko wygranej PiS-u jest tym większe, im bardziej podzielona jest opozycja – klarował w Gorzowie Wielkopolskim Donald Tusk, orędownik jednej listy wyborczej do Sejmu, którą pozostali partnerzy odbierają bardziej jako próbę ich zwasalizowania niż jednoczenia opozycyjnych środowisk.

Dwóch premierów Platformy

3 lipca minie rok, odkąd były premier wrócił do polskiej polityki, ostatnio przestał też pełnić funkcję przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej, co każdego miesiąca wymuszało jego kilkudniowy pobyt w Brukseli. Bilans po tym roku jest właściwie taki, jaki był już po miesiącu: PO odzyskała tytuł lidera opozycji, ale nie ma widoków na samodzielne pokonanie PiS – dystans, który dzieli oba ugrupowania, to wciąż od kilku do nawet dziesięciu punktów procentowych. Niezmiennym celem PO jest magiczne, bo przysuwające PiS na wyciągnięcie ręki, 30 proc. w sondażach. Ostatniej jesieni Tusk zapowiadał taki wynik na koniec roku 2021, ale się nie udało.

– Winien temu był kryzys na granicy z Białorusią, a potem wojna w Ukrainie – tak niepowodzenia Tuska tłumaczy Bartłomiej Sienkiewicz, poseł Koalicji Obywatelskiej. Faktem jest, że po 24 lutego polska polityka na kilka tygodni uległa zamrożeniu. Tusk zorganizował dwa spotkania w konwencji medialnego eventu z byłymi prezydentami, szefami ­MON-u oraz wojskowymi, podczas których mówił o wojnie, ale wiadomo, gdzie był punkt ciężkości – przy tych, którzy mają władzę, czyli przy PiS-ie. Ostatecznie pod koniec marca szef PO postanowił udać się w podróż po kraju.

– Do Zduńskiej Woli, pięć tygodni po wybuchu wojny, jechaliśmy bardzo niepewni, czy już można, czy wypada, czy ta wizyta się przebije – mówi mi jeden z organizatorów trasy. Tusk spotkał się wtedy z ukraińskimi uchodźcami, ale mówił głównie o drożyźnie. Uznał, że nic bardziej nie szkodzi PiS-owi, który całe swoje polityczne jestestwo oparł na transferach socjalnych i obietnicy lepszego jutra, aktualnie unieważnianej przez inflację. Aż 30 proc. z nas – to wynik najgorszy od ponad dekady – prognozuje, że za rok będzie im się żyło gorzej. Politycy KO mają podbijać ten bębenek. Na wyjazdowym posiedzeniu klubu w Jachrance zdecydowano rzucić w teren wszystkich parlamentarzystów, w czerwcu ma się odbyć łącznie tysiąc spotkań.


Czytaj także: PiS boi się efektów porażki w wyborach do władz lokalnych, które wedle obecnego kalendarza poprzedzają te parlamentarne >>>>


– Te objazdy dają efekty wewnętrzne i zewnętrzne – przekonuje poseł PO Cezary Tomczyk. – Mają pozytywny wpływ na członków partii oraz gromadzą wokół szyldu KO naszych obecnych i potencjalnych wyborców.

Platforma chce zawalczyć o młodzież, tyle że to uruchamia od razu wewnętrzne napięcie na linii Tusk–Trzaskowski. Ogłoszona przez partię seria spotkań z młodymi w całej Polsce została odebrana przez środowisko prezydenta Warszawy jako konkurencja dla planowanej na koniec sierpnia drugiej edycji Campusu Polska Przyszłości. Co ciekawe, za partyjne zloty, tzw. Meet Upy, odpowiada posłanka Aleksandra Gajewska, która jeszcze kilka miesięcy temu ściśle współpracowała z Trzaskowskim (w kampanii w 2018 r. była wiceszefową jego sztabu i rzeczniczką kampanii, przed wyborami w 2020 r. kierowała pracą wolontariuszy, a w 2021 r. współorganizowała Campus), teraz jednak zbliżyła się do kręgu doradców Tuska.

Oficjalnie obaj politycy zaprzeczają plotkom o konflikcie, jednak nader często prowadzą dialog via media. Ostatnio były premier, pytany o to, w jakiej roli widzi Trzaskowskiego, bez wahania odparł, że ów powinien być prezydentem Polski. Wcześniej Trzaskowski oznajmił jednak, że mógłby wystartować w wyborach parlamentarnych (a nie samorządowych). I to tylko wtedy, gdyby „taki ruch przyczynił się do wypracowania szerszego porozumienia opozycji”. O co chodzi?

– Sprawa jest prosta – mówi mi jego stronnik. – Rafał może startować do Sejmu tylko jako kandydat na premiera.

Polityczna grupa skupiona wokół Trzaskowskiego przekonuje, że to on ma lepsze niż Tusk relacje z liderami opozycji i wyżej zawieszony „szklany sufit”, tzn. może pozyskać więcej wyborców niż borykający się z brakiem zaufania ponad połowy Polaków szef PO. Ale dla Tuska to nie ma znaczenia: dalej chce być premierem, Trzaskowskiemu zaś proponuje ponowną walkę o warszawski Ratusz, a w 2025 r. – zmierzenie się z kandydatem lub kandydatką PiS-u w wyborach prezydenckich. Przy czym jest mało prawdopodobne, by utemperowany w swych ambicjach Trzaskowski rzucił się do współtworzenia partii z Szymonem Hołownią, choć takie plotki krążą już w sejmowych kuluarach. Prezydent Warszawy nie zaryzykuje wizerunku zdrajcy w oczach elektoratu PO, a i sama Polska 2050 nie jest obecnie w szczytowej formie – Hołowni ubywa wyborców i brakuje pieniędzy.

Częściowo sparaliżowany

Polskę 2050 popiera obecnie około 10 proc. wyborców. To mniej niż jeszcze na początku tego roku (notowano wtedy średnio 12,5 proc.), a w okresie ostatnich dwunastu miesięcy strata sięga połowy elektoratu. Partia, choć dopiero w marcu oficjalnie zarejestrowana, nie ma już efektu świeżości: Szymon Hołownia jest obecny na polskiej scenie politycznej od ponad dwóch lat, a swoją ekipę parlamentarną stworzył bynajmniej nie z sejmowych debiutantów.

Sytuacja skomplikowała się jeszcze po wybuchu wojny w Ukrainie: partii ubyło darczyńców, którzy przerzucili się na finansowanie pomocy dla uchodźców. Trudniej też Polsce 2050 utrzymać dotychczasową agendę, gdyż zagadnienia długofalowej modernizacji kraju, „Polski na pokolenie, nie na kadencję”, zbladły w obliczu spadających za naszą wschodnią granicą rakiet. Do tego dochodzi napięcie między samą partią a think tankiem Strategie 2050.


Czytaj także: Na razie groźby rozpadu koalicji i nowych wyborów są tylko chwytami negocjacyjnymi. Ale ten wrestling udający groźną walkę może się w końcu zamienić w pojedynek z bolesnymi ciosami >>>>


Michał Kobosko zaprzecza, by był to ostry konflikt: – Nie mówię, że te relacje są sielskie. Wręcz przeciwnie, nasze rozmowy o programie bywają niełatwe i nie trwają pięć minut, bo ścierają się dwie, nie zawsze tożsame, perspektywy: polityczna i ekspercka. Ale uznajemy taki spór za wartość, a nie obciążenie. W innych partiach brakuje fermentu intelektualnego.

Podczas prezentacji w połowie maja najnowszego programu „Edukacja dla Przyszłości” Hołownia ogłosił przed pomnikiem Syrenki Warszawskiej start przygotowań swojego ugrupowania do wyborów. Jednocześnie odżegnywał się od jednej listy – ocenił, że jest „mało prawdopodobna” i „niewskazana”. Na razie Polska 2050 planuje samodzielny start, a niechętnym okiem patrzy nie tylko na KO, ale i na propozycje wysuwane przez ludowców.

– PSL widzi nas w swoim obozie, ale my nie mamy zamiaru zapisywać się do Koalicji Polskiej – ucina Kobosko. Polska 2050 ma inną taktykę. Sukcesem partii było na pewno zebranie 11 czerwca wszystkich liderów na rozmowie o programie. Ostatecznie zaproszenie przyjął także długo trzymający partnerów w niepewności Donald Tusk, który sam nie jest zwolennikiem prac nad programem i uważa, że najpierw trzeba odsunąć od władzy PiS. To on, według politologa i historyka prof. Antoniego Dudka, jest głównym problemem Hołowni. Jak stwierdza Dudek w swojej najnowszej książce „O dwóch takich, co podzieliły Polskę”: „Kiedy pojawił się przeciwnik poważniejszy niż Trzaskowski czy Budka, to Hołownia zaczął wyglądać na częściowo sparaliżowanego. Tak naprawdę od powrotu Tuska nie widziałem żadnego istotnego ruchu z jego strony (...) stał się mniej widoczny”.

Hołownia stracił też w rankingu zaufania, w maju spadł z czwartego miejsca na siódme, zmniejszyło się zainteresowanie nim w sieci, a jako kandydata na premiera spośród liderów opozycji wskazuje go, w sondażu dla „Rzeczpospolitej”, tylko 11 proc. badanych (trzecie miejsce po Tusku i Trzaskowskim). Niewykluczone też, że „fajny”, postpolityczny Hołownia nie pasuje do obecnych czasów: kiedy ludzie tracą poczucie bezpieczeństwa, poszukują liderów ciężkiego kalibru, a nie „chłopaka z sąsiedztwa”. Jakby tego było mało, polaryzacja, na którą sukcesywnie grają i Tusk, i Kaczyński, będzie Polsce 2050 odbierać tlen w kampanii wyborczej. A jeśli partia obsunie się poniżej dwucyfrowego wyniku, ruszą procesy dekompozycyjne, które trudno będzie zatrzymać.

Ból głowy Zandberga

Lewica jest w lepszych nastrojach. Wiosną zaczęła rosnąć w sondażach i tym samym opuściła frustrujące sąsiedztwo progu wyborczego. Jej lider Włodzimierz Czarzasty wylicza kilka przyczyn tego odbicia, choć zastrzega, że to jego intuicja, bo dokładnych badań jeszcze nie ma. Decydujące miało być ustabilizowanie się sytuacji wewnętrznej w partii po głośnym konflikcie (zeszłej jesieni pięcioro parlamentarzystów, w tym dwoje senatorów, opuściło klub po konflikcie z Czarzastym, tym samym partia straciła całą swoją reprezentację w izbie wyższej) oraz zawieszenie broni z PO. Wcześniej Tusk oskarżał Lewicę o gotowość do współpracy z PiS-em, ale teraz te głosy umilkły. Czarzasty z Tuskiem zostali sobie nawet przedstawieni (wcześniej się nie znali).

– Zaczęliśmy być widoczni w terenie i sukcesywnie prezentujemy kolejne postulaty programowe – zaznacza Czarzasty. Ostatnio głośnym echem odbiła się konferencja na placu budowy mieszkań na wynajem we Włocławku, pod nośnym hasłem „Mieszkanie prawem, nie towarem”. Lewica miała też, co pokazują jej wewnętrzne analizy socjologiczne, zyskać w oczach opinii publicznej dzięki apelom o obowiązkowe szczepienia przeciwko COVID-19. Część wyborców zaczęła wtedy postrzegać Lewicę jako ugrupowanie poważne i odpowiedzialne. Wcześniej nie pomagał jej, wbrew oczekiwaniom, ostry spór o aborcję i radykalne postulaty, w które zaangażowane były zwłaszcza posłanki tego ugrupowania. Zaszkodził natomiast słaby wynik Roberta Biedronia w wyborach prezydenckich, gorszy niż Magdaleny Ogórek pięć lat wcześniej.

Największe straty partia zaczęła jednak notować od maja zeszłego roku, po spotkaniu jej liderów z premierem Morawieckim w sprawie KPO. Negocjacje prowadzono za plecami reszty opozycji, a głosy Lewicy pomogły PiS-owi uratować koalicję z Solidarną Polską. Liderzy Lewicy długo utrzymywali, że było to działanie, którego oczekiwali wyborcy.

– Myliłem się – mówi teraz Czarzasty. – Sądziłem, że zostanie to uznane za działanie propaństwowe, które w perspektywie sześciu miesięcy przełoży się na pozytywny dla nas efekt sondażowy. Tymczasem przez rok notowaliśmy stratę.

Obecna średnia sondażowa to 9 proc., co zbliża Lewicę do Polski 2050. Oba ugrupowania przez najbliższe miesiące będą toczyć ze sobą walkę o pozycję trzeciej siły po stronie opozycji. Samodzielna szansa na wejście do parlamentu jest dla Lewicy kwestią być lub nie być, bo nikt nie chce się z nią sprzymierzyć.

– Nie wyobrażam sobie startu z Lewicą – mówi osoba z kierownictwa PO. – Wprawdzie oni chętnie dogadaliby się z nami już teraz, ale nasza strategia jest inna: albo pójdziemy wszyscy na jednej liście, albo każdy osobno.

Elektoraty PO i Lewicy są bardzo podobne, ten lewicowy jest tylko silniej antypisowski, co może wykorzystać Donald Tusk, by oskubać Czarzastego i Biedronia z wyborców.

– Oprócz elektoratu Partii Razem, reszta jest do wyjęcia przez PO – uważa dr Mirosław Oczkoś, specjalista od wizerunku i marketingu politycznego. – Nie bez przyczyny Tusk rzucił właśnie hasło rozdziału Kościoła od państwa i legalnej aborcji do 12. tygodnia.

Ten ukłon w stronę lewicy nie zwabi jednak ani Adriana Zandberga, ani innych działaczy Partii Razem. Dla nich PO i PiS to w zasadzie „jedno zło”.

Rozsądna alternatywa?

Jest jeszcze środowisko skupione wokół PSL. Ono jednak źle wspomina sojusz opozycji na wybory do Parlamentu Europejskiego w 2019 r., kiedy PiS uruchomił spór o LGBT, a przekaz opozycji zdominowały radykalne hasła. Ludowcy są dziś słabi, ale stale powtarzają – za swoim intelektualnym guru, prof. Aleksandrem Hallem – że jest wśród polskich wyborców zapotrzebowanie na opartą na chrześcijańskich korzeniach formację konserwatywną, partię „umiaru” i „rozsądku”, alternatywę dla PiS-u i PO. To tezy z książki Halla „Anatomia władzy i nowa prawica”, która silnie organizuje wyobraźnię kierownictwa PSL.

– Brakuje tego elementu – przekonuje mnie wiceprezes PSL i poseł do PE Krzysztof Hetman. – Nawet jeśli dwie największe partie zbiorą 70 proc. głosów, to i tak zostaje jeszcze do wzięcia 30 proc. tych, którzy nie odnajdują się w tym duo­polu.


Zobacz także: PEŁZAJĄCA KATASTROFA DEMOGRAFICZNA. Politycy dwoją się i troją, by zachęcić Polki i Polaków do posiadania dzieci, ale efekty prorodzinnych programów są mizerne >>>>


Na razie fiaskiem zakończyły się próby realnego poszerzenia Koalicji Polskiej, w skład której wchodzi PSL, Unia Europejskich Demokratów (Michał Kamiński i Jacek Protasiewicz) oraz konserwatyści (Marek Biernacki). Odtrąbiono więc jako sukces poszerzenie pozorne, o kanapowe „Centrum dla Polski”, nową partię złożoną z byłych polityków PO, którzy już od dawna są w KP (Ireneusz Raś, Jacek Tomczak, Kazimierz Michał Ujazdowski). PSL rozmawia też z Jarosławem Gowinem, a Kosiniak-Kamysz gościł nawet na konwencji Porozumienia. Ale decyzji, czy brać Gowina i kilku jego polityków na listy KP, jeszcze nie ma.

– Wielu naszych działaczy nie jest przychylnych takiemu sojuszowi – mówi mi jeden z posłów PSL-u. – Ale nie chcemy pogubić osób, które zostały przy Gowinie.

Największym problemem jest sam były wicepremier. Scenariusz na dziś wygląda tak, że wystartuje do Senatu z Rzeszowa czy Lublina (w rodzinnym Krakowie mocno stracił na popularności), a opozycja nie wystawi mu konkurenta, choć nie będzie go też jakoś mocno wspierać.

– Jeśli zrobi dobrą kampanię, to na ścianie wschodniej ma szansę na mandat – twierdzi mój rozmówca. – Ale wszyscy obawiają się, co zrobi później, czy będzie wobec nas lojalny.

W ramach poszukiwań koalicjantów prezes ludowców spotkał się też z Pawłem Piskorskim, szefem Stronnictwa Demokratycznego, partii z politycznego marginesu. – Jednak propozycja współpracy, złożona przez prezesa PSL-u, zawisła w próżni – mówi Piskorski. Kosiniak utrzymuje, że spotkanie nie było wiążące. Dużo bardziej liczy na wspólną listę z Szymonem Hołownią, do której ten może być zmuszony, jeśli jego ugrupowanie znowu osłabnie. Plan dla ludowców idealny to centroprawicowy sojusz KP–Polska 2050–Porozumienie. I jeszcze PO zblokowana z Lewicą, bo to przesunęłoby centrowych wyborców ku ludowcom właśnie. Zgody PSL-u na jedną listę opozycji nie ma. Bo „odpowiedzią na monowładzę powinien być pluralizm” – tak mówi Waldemar Pawlak. Co ciekawe, z sondażu dla „Rzeczpospolitej” wynika, że startu opozycji z osobnych list najbardziej chcą... wyborcy PiS-u.

Na ratunek samorządy

– I to powinno liderom opozycji najbardziej dać do myślenia – komentuje prof. Mikołaj Cześnik z Uniwersytetu SWPS i Fundacji Batorego. Według socjologa jedyną drogą do pokonania PiS-u jest jedna lista wyborcza. – Jeśli dwie listy mają być skuteczniejsze od jednej, to musi oznaczać, że istnieje bardzo duża grupa wyborców, którzy nie zagłosują na jedną listę opozycji. Tyle że ja nie widziałem do tej pory badań, które udowadniałyby taką tezę.

Według Cześnika głównym problemem opozycji jest ignorancja i brak pokory: spin doktorzy PiS-u wciąż uczą się na własnych i cudzych błędach, dzięki czemu udoskonalają stosowane techniki, są pracowici i pokorni. Tymczasem politycy opozycji myślą w krótkoterminowej perspektywie i są pochłonięci walkami międzypartyjnymi lub wewnątrz frakcji i koterii. To sprawia, że pokonanie PiS-u, które nie powinno być tak trudne, wciąż nie może się ziścić.

W zwycięstwo wierzy jednak Jacek Karnowski, prezes skupiającego kilkuset samorządowców ruchu „Tak! Dla Polski” i zdeklarowany zwolennik jednej listy.

– Uważam, że jeśli będzie jedna lista, to wygramy, jeśli będą dwie, to może wygramy, a jeśli będzie więcej, to na pewno przegramy, i można się już nawet nie wysilać, tylko jechać na wakacje. Oczywiście, szanuję też pogląd tych, co uważają, że dwie listy będą lepsze dla zróżnicowanego elektoratu. Opozycja powinna przeprowadzić pogłębione badania we wszystkich okręgach na ten temat – mówi i szacuje, że w przypadku jednej listy startem z niej będzie zainteresowanych około trzydziestu samorządowców „z pierwszego szeregu”. Jeśli jednak będą trzy listy lub więcej, to samorządowcy odpuszczą, bo „nie ma się co ośmieszać”. – Matematyka jest nieubłagana, wiem, co mówię, jestem po Politechnice – dodaje.

Emocje wokół list tonuje dr Oczkoś: – Opozycja nie powinna teraz mówić o jednej liście, bo to wycina tożsamość. Niech każde ugrupowanie buduje narrację atrakcyjną dla ich wyborców, a wrócą do tematu na osiem-sześć miesięcy przed wyborami. Przecież ten polski bigos jest dopiero podgrzewany, wciąż mamy wiele niewiadomych, łącznie z tym, czy PiS zdecyduje się zmienić ordynację wyborczą.

Jeśli PiS stworzy 100 okręgów wyborczych do Sejmu w miejsce dotychczasowych 41, to opozycja nie będzie miała wyjścia: zjednoczy się lub zginie, gdyż taki system premiuje duże partie kosztem małych. Na razie jednak każde ugrupowanie usiłuje wypracować sobie najlepszą pozycję startową. Pozostaje pytanie, czy się przy tej okazji nie zadepczą. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka polityczna Radia Tok FM, prowadzi program „Wywiad polityczny". Wcześniej przez kilkanaście lat związana z TVP. Była reporterką sejmową i publicystką, relacjonowała wszystkie kampanie wyborcze w latach 2005-2015. Politolog, absolwentka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Wszyscy chcą, każdy inaczej