Adam Glapiński: stale nadaje, ale niczego nie odbiera

Adam Glapiński najlepiej liczył kasę, więc uznano, że da sobie radę w NBP. Ma tam realizować politykę rządu i przechowywać kadry wierne Kaczyńskiemu.

23.05.2022

Czyta się kilka minut

Prezes NBP Adam Glapiński. Warszawa, 25 listopada 2021 r. / FILIP BŁAŻEJOWSKI / GAZETA POLSKA / FORUM
Prezes NBP Adam Glapiński. Warszawa, 25 listopada 2021 r. / FILIP BŁAŻEJOWSKI / GAZETA POLSKA / FORUM

Biuro Prasowe NBP zareagowało niemal natychmiast. „Dziękujemy Parlamentarzystom za głosowanie za Polską!” – napisali podwładni Adama Glapińskiego na Twitterze tuż po jego wyborze na drugą kadencję prezesa banku centralnego – tym samym stawiając pomiędzy swoim szefem a Polską znak równości.

Glapiński o powtórny wybór bił się długo, wszak już pod koniec stycznia prezydent zawnioskował do Sejmu o jego powołanie. Od tego czasu PiS usiłował uciułać większość, jednak opornie to szło, a głosowanie kilkukrotnie odraczano. Ostatecznie doszło do wymiany barterowej między Solidarną Polską a PiS-em: dwadzieścia szabel Zbigniewa Ziobry pozyskano w zamian za wybór zaprzyjaźnionych z nim sędziów do neo-KRS. Zielony guzik nacisnęli także pisowscy satelici – Mejza, Ajchler i Girzyński oraz trzech z czterech posłów koła Kukiz’15. Dzień wcześniej Paweł Kukiz nie wykluczył swojego startu w 2023 r. z list Zjednoczonej Prawicy. „Sam się do Sejmu nie dostanę” – stwierdził.

Dlaczego Jarosławowi Kaczyńskiemu aż tak zależało na Glapińskim? Mój rozmówca z PiS-u nie ma wątpliwości: – Bo jest lojalny. Raz, że zrobi to, co jest korzystne z punktu widzenia rządu, na pewno też pomoże w kampanii. Dwa, że jeśli przegramy wybory, to bank będzie miejscem zatrudnienia dla wielu naszych ludzi, wyrzuconych z państwowych spółek.


GOSPODARKA TRZESZCZY: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Dzień przed głosowaniem Glapiński pojawił się na Nowogrodzkiej i przemówił do parlamentarzystów – zaraz po Kaczyńskim, w stylu dobrze znanym z jego comiesięcznych konferencji po posiedzeniach Rady Polityki Pieniężnej: zachwalał swoją osobę i odpierał medialne ataki. Jednak na Wiejską, kiedy głosowano jego kandydaturę, już się nie pofatygował. Słowa wielu posłów mogłyby zepsuć mu atmosferę wyboru na kolejną, sześcioletnią kadencję.

Jakieś obłąkane teksty

Sześć lat to dużo. Glapińskiemu wystarczyło ostatnio zaledwie sześć miesięcy, by doprowadzić do bezprecedensowej erozji wiarygodności instytucji, którą zarządza od połowy 2016 r. Rynki patrzą dziś na prezesa z niedowierzaniem i nieufnością. Przed nami bardzo trudny czas, a jego poczynania ciężko przewidzieć.

Pierwsza podwyżka stóp procentowych, na początku października 2021 r., była wielkim zaskoczeniem, bo jeszcze 9 września Adam Glapiński zarzekał się, że „warunków do podwyżki stóp nie ma”. Inflacja, jak wynikało z wypowiedzi prezesa NBP, była przejściowym ­problemem. Przy drugiej podwyżce stóp, w listopadzie, Glapiński twierdził, że „inflacja wzięła się z naszego sukcesu”. Jak dowodził, „jest wyższa w tych państwach, które skuteczniej ratowały gospodarkę, najszybciej i przy najmniejszych kosztach wyszły z kryzysu”. Przy czwartej, w styczniu, dał upust swojej frustracji: „Zwracam się do dziennikarzy, proszę nie wyciągać tych prognoz w 2023 roku i komentować, że Adam Glapiński się na niczym nie zna. Bo to w sumie mówienie o prezesie NBP-u, że jest idiotą. A to tylko świadczy o mówiących”. Przy szóstej zaprezentował się jako „jastrząb na czele jastrzębi”, po czym pokusił się o socjologiczną analizę „młodych, wykształconych, z wielkich miast”, którzy na początku wojny rosyjsko-ukraińskiej zaczęli wypłacać gotówkę z bankomatów. „Najbardziej niemądra, panikarska część naszego społeczeństwa – zżymał się prezes. – Siedzą cały dzień w internecie, grzebią coś, szukają, czytają jakieś obłąkane teksty”. Na początku maja, ogłaszając ósmą podwyżkę, mówił przez ponad dwie godziny...

Po tych wszystkich występach zaczęto Glapińskiego nazywać stand-uperem. Adrian Zandberg z Partii Razem stwierdził nawet, że prezes pewnie „lepiej by się odnalazł na Mazurskiej Nocy Kabaretowej”. O ten teatr jednego aktora pytam specjalistę od komunikacji, prof. Olgierda Annusewicza z UW.

– Nadawca komunikatu jest skuteczny, jeśli jest zrozumiały, sprawia wrażenie człowieka kompetentnego i potrafi wzbudzić sympatię wśród słuchaczy – tłumaczy mi politolog. – Prezes mówi w sposób przejrzysty i czytelny. To na pewno nie jest twardogłowy ekonomista, operujący hermetycznym językiem. Punkt dla niego. Nie oceniam, czy jest kompetentny, ale przeciętnemu obywatelowi może się takim wydawać. Kolejny plus. Natomiast Glapiński poległ kompletnie na polu zdobywania sympatii odbiorców. Sprawia wrażenie człowieka zadufanego i przekonanego o własnej nieomylności, wychodzi poza skalę samouwielbienia.

Zdaniem eksperta, Glapiński komunikuje się w sposób jednokierunkowy, stale nadaje, ale niczego nie odbiera. To wygodna strategia komunikacyjna, lecz tylko do czasu. W kryzysie ewidentnie zawodzi.

– Najważniejszą kompetencją każdego prezesa banku centralnego jest umiejętność kontaktowania się z rynkiem – mówi mi Jan Krzysztof Bielecki, były premier, w którego rządzie Glapiński był ministrem gospodarki przestrzennej i budownictwa. – Tymczasem prezes tym, co mówił, rozczarował rynek. Bo najpierw twardo deklarował, że stopy nie będą podnoszone, po czym dokonał zwrotu o 180 stopni. Nie bierze odpowiedzialności za swoje słowa, zachowuje się tak, jakby liczyło się tylko dziś.

Nieobecny albo spóźniony

Oprócz kiepskiej komunikacji, prezes ma też inne grzechy na sumieniu. Ekspertów bulwersowały np. interwencje na rynku walutowym, podjęte przez bank pod koniec 2020 r., których celem było osłabienie złotego, ponoć motywowane chęcią wsparcia polskiego eksportu. Podejrzewano jednak, że w ten sposób Glapiński usiłuje przede wszystkim zwiększyć zysk NBP, w lwiej części zasilający przecież budżet państwa. Temu samemu służyło długotrwałe utrzymywanie, przez niepodnoszenie stóp, stosunkowo wysokiej inflacji. To dzięki niej rosły wpływy z podatku PIT – w 2021 r. w budżecie pojawiło się dodatkowe 9 mld zł. Podniosły się też wpływy z VAT, i to aż o 31 mld.

– Przez większą część pierwszej kadencji prezes był raczej nieobecny, bo też nie działo się nic, co wymagałoby prowadzenia umiejętnej polityki monetarnej – uważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Kiedy jednak nadszedł moment na wyjście z cienia i reakcję, okazała się spóźniona, a komunikacja niewłaściwa. Wtedy też wyszło na jaw wiele błędów w prowadzeniu samego banku i polityki monetarnej.

Zanim rzeczywistość zweryfikowała politykę szefostwa NBP, Glapiński zaistniał szerzej w przestrzeni publicznej i medialnej zaledwie dwukrotnie, za to każdorazowo w atmosferze skandalu.

Pierwsza sprawa to afera w Komisji Nadzoru Finansowego. Jej głównym bohaterem był szef KNF, Marek Chrzanowski, którego na to stanowisko polecił premier Beacie Szydło właśnie Glapiński – obaj znali się z SGH. W listopadzie 2018 r. „Gazeta Wyborcza” ujawniła rozmowę Chrzanowskiego z Leszkiem Czarneckim, właścicielem Getin Noble i Idea Banku z marca tego samego roku. Chrzanowski miał proponować nagrywającemu go potajemnie biznesmenowi ochronę jego banków w zamian za 40 mln zł. Proces Chrzanowskiego, oskarżanego o korupcję, rozpoczął się dopiero w marcu tego roku. A wątek potencjalnego udziału Glapińskiego w aferze (miał być wedle zeznań Chrzanowskiego inicjatorem spotkania obu panów) nie został podjęty przez śledczych. Sam prezes NBP już po ujawnieniu nagrania nazwał Chrzanowskiego „człowiekiem niezwykle uczciwym, szlachetnym, honorowym i wybitnym”.

Kilka tygodni później na jaw wyszły zarobki współpracowniczek Adama Glapińskiego w NBP: Kamili Sukiennik i Martyny Wojciechowskiej. Okazały się wyższe niż pensja poprzedniego prezesa banku, prof. Marka Belki. Kompetencje i wykształcenie obu pań budziły spore wątpliwości, a PiS miał żądać od Glapińskiego, by obie zwolnił lub chociaż obniżył im uposażenia – bezskutecznie. Ostatecznie, by zażegnać wizerunkowy kryzys, partia znowelizowała ustawę o NBP, wprowadzając jawność i limity wynagrodzeń kierownictwa. Niedawno Onet doniósł, że jedna z podopiecznych prezesa NBP miała jednak pożegnać się ze stanowiskiem, ale przedtem „nagrała trochę taśm, o których plotki są żywe w PiS”. Pozycji Glapińskiego to jednak nie zachwiało. Dlaczego? Bo to wierny żołnierz, jeszcze z „zakonu PC”.

Wolał inne ministerstwo

Jest końcówka lat 80., kiedy Andrzej Halicki, student warszawskiej Szkoły Głównej Planowania i Statystyki (dzisiejsza SGH) i jeden z liderów Niezależnego Zrzeszenia Studentów, organizuje obozy nad Jeziorem Kiełpińskim. Uczestniczy w nich także starszy o ponad dekadę Adam Glapiński, były działacz podziemnej Solidarności na uczelni, wówczas jej pracownik naukowy (na SGH zrobi doktorat i habilitację, a w 2013 r. otrzyma tytuł profesora).

– Adam nie chciał się wówczas bawić w politykę – wspomina Halicki, dziś euro­parlamentarzysta Koalicji Europejskiej. – Dopiero potem złapał bakcyla, chyba nawet przeze mnie. Kiedy startowała wolna Polska, był już częścią naszego środowiska liberałów, członkiem warszawskiego KLD, brał nawet udział w zjeździe założycielskim w 1990 r.

W grudniu tegoż roku Lech Wałęsa powierza misję utworzenia rządu Janowi Krzysztofowi Bieleckiemu. Od nowego roku ruszają rozmowy o personaliach. Wówczas Halicki rekomenduje Glapińskiego do resortu budownictwa. – W trakcie tych negocjacji okazało się, że Adam wolałby odpowiadać za współpracę gospodarczą z zagranicą. Wtedy też nawiązał kontakt z Porozumieniem Centrum – wspomina Halicki.

Choć ostatecznie Glapiński trafia do resortu gospodarki przestrzennej i budownictwa z ramienia KLD, to niemal od razu po nominacji przechodzi do koalicyjnego PC i – o czym wspomina prof. Antoni Dudek w „Historii politycznej Polski”, nazywając to schizofrenicznym zachowaniem – „kilkukrotnie publicznie atakuje różne posunięcia własnego rządu”. Sam Bielecki pamięta to inaczej: – Współpracowało mi się z nim dobrze, był ministrem w miarę zdyscyplinowanym.

Jak mówi mi jeden z ówczesnych współpracowników Glapińskiego, wołano na niego „klamka”, bo do jego gabinetu w resorcie rzeczywiście nie było klamki. – Nikt z zewnątrz nie miał możliwości do niego wejść, on sam otwierał te drzwi kluczem. To wiele o nim mówi.

W 1991 r. Glapiński wystartuje do Sejmu z listy Porozumienia Obywatelskiego Centrum i zdobędzie mandat. – Byłem zaskoczony – przyznaje Halicki. – Nasze drogi się wówczas rozeszły. Adam twardo poszedł w stronę Kaczyńskich. Kiedy w 1993 r. Jarosław palił kukłę Wałęsy przed Belwederem, to on stał z nim w pierwszym szeregu.

Na uwieczniających tę demonstrację fotografiach Glapiński, ubrany w turecki kożuszek i w okularach, mocno trzyma pod ramię Jarosława Kaczyńskiego. Obaj stoją pod transparentem „Bolek do domu”. Wcześniej, w rządzie Jana Olszewskiego Glapiński dostanie wreszcie to, o co wcześniej zabiegał, czyli resort współpracy z zagranicą. Na krótko, bo gabinet upadnie po pół roku.

W 1993 r. znów kandyduje, tym razem nie z Warszawy, lecz z Olsztyna, ale PC nie przekracza progu wyborczego. Cztery lata później jest lepiej, Glapiński dostaje się do Senatu z listy ROP, po czym przechodzi do ZChN. Z polityką żegna się w 2001 r., idzie w biznes. Kiedy w Polsce rządzi po raz pierwszy PiS, zostaje szefem rady nadzorczej KGHM Polska Miedź oraz prezesem Polkomtela. Wcześniej robi doktorat, a w 2004 r. habilitację na SGH. Jego prace badawcze dotyczą inspirowanej marksizmem ekonomii schumpeterowskiej, stawiającej na innowacje.

Krótka ławka po Smoleńsku

Po przejęciu władzy przez PO Glapiński traci pracę w spółce i pojawia się w ścisłej orbicie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przez kilka miesięcy jest jego doradcą ekonomicznym (obok Ryszarda ­Bugaja), a w lutym 2010 r. Kaczyński nominuje go do Rady Polityki Pieniężnej. Już jako jej członek odbierze z rąk prezydenta ­Bronisława Komorowskiego tytuł profesorski.

Dlaczego to właśnie Glapiński został później wytypowany na szefa NBP? – Powody są dwa – uważa Stanisław Kostrzewski, były skarbnik PiS. – Po pierwsze, po katastrofie smoleńskiej znacząco skróciła się nasza ławka kadrowa. Zginęła Grażyna Gęsicka i Aleksandra Natalli-Świat. Zubożeliśmy nie tylko liczebnie, ale i intelektualnie. Po drugie kandydat do NBP musiał spełnić określoną rolę: być sprawnym wykonawcą zadań, choć nie tych, do których powołany jest bank, tylko tych wyznaczonych przez partię. Dziś, kiedy patrzę na działania prezesa, to myślę: tragedia!

Opinia publiczna podziela zdanie Kostrzewskiego, bo w ostatnim sondażu CBOS notowania banku są najgorsze w historii tych badań. Za to nieźle oceniają prezesa pracownicy banku. Glapiński nie przeprowadził bowiem czystek kadrowych. Posady zachowali nawet ci, których jednoznacznie kojarzono z opozycją czy ludzie z ekipy Marka Belki. Jedna z tych osób, poproszona o opinię o szefie, wysyła mi mailem swoistą laudację: „Adam Glapiński dba o pracowników. Wśród tych, z którymi pracuje, a nawet awansował, są ludzie z wielobarwnymi życiorysami i poglądami, także z różnymi korzeniami politycznymi. (...) Wydaje się, że większość pracowników NBP byłaby usatysfakcjonowana ponownym wyborem Adama Glapińskiego na Prezesa NBP.” Ktoś inny zwraca mi uwagę na kilka gestów, jakie nowy prezes wykonał wobec podwładnych. Ot, choćby kawiarnia z darmową kawą i herbatą dla ponad 3 tysięcy osób zatrudnionych w centrali banku. To efekt umowy, jaką w 2017 r. Glapiński zawarł na cztery lata z popularną sieciówką. Koszt? 3 mln zł. Do kawiarni – jak słyszę – waliły tłumy, choć NIK uznał tę inwestycję za „bezcelową” i „niegospodarną”.

Z drugiej jednak strony, głośna była wśród pracowników i związkowców sprawa ewentualnego podsłuchiwania podwładnych – w budynku banku jest zamontowanych aż 600 kamer, które ponoć mogły rejestrować nie tylko obraz, ale i dźwięk. Bank, w oficjalnym oświadczeniu, zaprzeczył, by kamery „posiadały moduł mikrofonowy do nagrywania dźwięku”.

Wielu bulwersuje też fakt, że bank stał się „przechowalnią” dla sporej liczby mało kompetentnych osób, powiązanych politycznie lub towarzysko z obozem władzy. Bo to, że Glapiński masowo nie zwalniał, nie znaczy, że przy okazji nie zatrudniał „swoich”. Do banku trafił m.in. były wiceprezes PiS i wierny towarzysz Jarosława Kaczyńskiego – Adam Lipiński, były szef ABW Piotr Pogonowski oraz dawna pracownica sekretariatu klubu parlamentarnego PiS Magdalena Beyer. Kilka osób przeszło też z Kancelarii Prezydenta: Paweł Mucha, Marta Gajęcka czy Anna Kasprzyszak, prywatnie była żona Mariusza Kamińskiego. Swoje miejsce w NBP znaleźli również wypróbowani działacze jeszcze z czasów PC, choćby Andrzej Diakonow. I to właśnie za działalność Glapińskiego na rzecz swojej pierwszej partii prezes PiS ma być mu wdzięczny do dziś. Jeden z moich rozmówców, przed laty blisko braci Kaczyńskich, zarzeka się, że sam Jarosław powiedział mu kiedyś, iż Glapiński był wręcz kasjerem PC, który umożliwił zbudowanie finansowego imperium partii.

Apostoł miłosierdzia

Rzecz działa się w 1991 r., kiedy Glapiński jako minister budownictwa przygotowywał ustawę uwłaszczeniową. Wedle proponowanych przepisów, osoby prawne i fizyczne, posiadające w grudniu 1990 r. decyzje lokalizacyjne na danym terenie, miały zostać bez przetargu użytkownikami wieczystymi gruntu. To ważne dla ówczesnego środowiska Kaczyńskiego, które było beneficjentem podziału majątku dawnego koncernu RSW „Prasa-Książka-Ruch” między istniejące wówczas partie polityczne. Kaczyńskiemu, wskutek intensywnych starań, przypadł „Ekspress Wieczorny” z redakcją w Alejach Jerozolimskich oraz zakłady graficzne przy Nowogrodzkiej i Srebrnej. Dzięki przepisom Glapińskiego stworzona przez działaczy PC Fundacja Prasowa Solidarność uwłaszczyła się na tym majątku. W sumie było to 15 tys. m2 powierzchni biurowej w centrum stolicy. Między innymi tę sprawę opisały w książce „Prezes i spółki” Iwona Szpala i Agata Kondzińska. Według Kondzińskiej Glapiński był też łącznikiem Kaczyńskiego ze światem biznesu.

– To były lata 90., wolnoamerykanka jeśli chodzi o finansowanie partii politycznych – mówi mi dziennikarka „GW”. – Kaczyński nie miał znajomości wśród biznesmenów, a były one niezwykle cenne, Glapiński bardzo się tu przydawał.

Początki III RP to również afera defraudacji potężnych pieniędzy z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Tu też pojawia się nazwisko Glapińskiego, choć on sam twierdzi, że nie miał nigdy z ludźmi FOZZ do czynienia. Tyle że w trakcie procesu, który ruszył w 1993 r., pojawiły się zeznania czterech osób, w tym szefa zespołu analityków NIK Anatola Lawiny, który twierdził, że pieniądze z FOZZ trafiały także do PC. Działo się tak poprzez Macieja Zalewskiego i... Glapińskiego. Jednak wątek finansowania PC z FOZZ został ostatecznie umorzony z braku dowodów.

Adam Glapiński nie chciał udzielić wywiadu „Tygodnikowi Powszechnemu”; prośba skierowana w tej sprawie do Biura Prasowego NBP pozostała bez odpowiedzi. Prezes preferuje znane mu, bezpieczne środowisko. Przywileju rozmowy z nim dostąpił w ostatnich miesiącach należący do NBP „Obserwator Finansowy” oraz „Gazeta Bankowa”, wydawana przez spółkę Fratria braci Karnowskich, która zresztą uhonorowała prezesa tytułem Bankowego Menedżera Roku 2020. Glapiński udzielił jeszcze jednego wywiadu: kwartalnikowi „Apostoł Miłosierdzia Bożego”, wydawanemu przez księży pallotynów. W październiku 2021 r. przekonywał, że „najgorsze już za nami”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka polityczna Radia Tok FM, prowadzi program „Wywiad polityczny". Wcześniej przez kilkanaście lat związana z TVP. Była reporterką sejmową i publicystką, relacjonowała wszystkie kampanie wyborcze w latach 2005-2015. Politolog, absolwentka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Stale nadaje. Ale nie odbiera