Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
PiS ma już gotowy projekt ustawy umożliwiającej przesunięcie wyborów samorządowych, tak by odbyły się pół roku po parlamentarnych, czyli dopiero wiosną 2024 r. Powody tej decyzji w syntetyczny sposób ujął wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. Jego zdaniem ciężko byłoby zorganizować w tak krótkim czasie „dwie potężne operacje wyborcze”. To na pewno sensowny argument (samorządowcy w większości ucieszą się z dłuższych rządów), tyle że o kolizji terminów wiadomo było już w 2018 r., kiedy Zjednoczona Prawica wydłużała ustawą kadencje samorządów do 5 lat.
Terlecki w wywiadzie dla polskatimes.pl narzekał też na to, że sąsiadujące kampanie trudno byłoby sprawnie rozliczyć i uniknąć finansowych błędów. „Nie wspomnę już o tym, że mogłoby dojść do rozmaitych szwindli” – stwierdził. Nie wiadomo, co marszałek miał na myśli, bo historia wyborów w III RP nie daje podstaw do takich podejrzeń. Gdy padają z ust ważnego polityka, brzmią jednak złowrogo.
W opinii większości komentatorów, PiS boi się tak naprawdę efektów porażki w wyborach do władz lokalnych, które wedle obecnego kalendarza poprzedzają te parlamentarne. W samorządach opozycja ma wciąż istotną przewagę (choć już nie taką jak kilka lat temu) i spin doktorzy Zjednoczonej Prawicy sądzą, że ewentualna klęska mogłaby wywołać kiepskie nastroje w strukturach partyjnych i elektoracie oraz osłabienie mobilizacji, to zaś pociągnęłoby za sobą kolejną przegraną. ©℗