Wiatrem po oczach

Mocy, by kontynuować polityczną rewolucję, w obozie władzy już nie ma. Zmęczony Jarosław Kaczyński nie jest w stanie zapobiec gniciu partii i wydzieraniu stanowisk publicznych. Wyborcy już to dostrzegli.

10.01.2022

Czyta się kilka minut

Ryszard Terlecki, Jarosław Kaczyński i Mariusz Błaszczak. Sejm, kwiecień 2016 r. / KRYSTIAN MAJ / FORUM
Ryszard Terlecki, Jarosław Kaczyński i Mariusz Błaszczak. Sejm, kwiecień 2016 r. / KRYSTIAN MAJ / FORUM

Stało się to, czego długo udawało się unikać. Sondaże partii władzy pikują. Jeszcze na początku 2020 r. chciało na PiS głosować 44 proc. Polaków i nawet późniejsze, ogromne protesty po wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaostrzającym prawo antyaborcyjne nie strąciły partii Kaczyńskiego z pozycji lidera. Kolejne miesiące 2021 roku miały być dla obozu władzy, pomimo pandemii, mocnym zastrzykiem energii, który zostawi opozycję daleko w tyle.

Tymczasem Polski Ład, uważany przez stronników Mateusza Morawieckiego za sondażową trampolinę, nie zawładnął masową wyobraźnią. A kryzys humanitarny na granicy z Białorusią, który usiłowano wyzyskać do cna zohydzając ludzi marznących w lasach, dał PiS-owi tylko chwilową poprawę notowań – do drugiej połowy października, kiedy to partia zaliczyła kolejne tąpnięcie. Jak donieśli analitycy CBOS-u: „pomiar przyniósł dość wyraźną zmianę w układzie sił na naszej scenie politycznej” – PiS nadal było na czele, ale pierwszy raz spadł poniżej 30 proc. (28 proc. w drugiej połowie października, 29 proc. dwa tygodnie później), tracąc poparcie nawet wśród emerytów, wierzących oraz osób o prawicowych poglądach. W połowie grudnia w sondażu Kantar Public PiS miało już tylko 28 proc. poparcia i zaledwie 2 punkty procentowe przewagi nad PO.


LEX FRANKENSTEIN

MAREK RABIJ: Polskiego Ładu nie da się naprawić, nie pogarszając sytuacji jeszcze bardziej. A dla PiS-u stawką jest wynik najbliższych wyborów.


– Nadal kilka milionów ludzi ślepo popiera partię Kaczyńskiego – podkreśla prof. Mikołaj Cześnik z Uniwersytetu SWPS i Fundacji Batorego. – Ale wiele wskazuje na to, że odtąd droga tego ugrupowania będzie wiodła pod górkę, a w oczy powieje wiatr. Obóz władzy jest zmęczony, narasta w nim napięcie, lider zaś najlepsze lata ma już za sobą. To się musi zacząć sypać.

Propaganda przegra z masłem

Chociaż dziś Kaczyński przyznaje, że nie dziwi się złorzeczeniom Polaków na ceny w sklepach, to jednak władza długo bagatelizowała ich wzrost. Jeszcze latem kolejne dane GUS-u (5 proc. w lipcu, 5,5 proc. w sierpniu, 5,9 proc. we wrześniu) komentował uspokajająco sam szef rządu: „Owszem, rośnie inflacja, ale wynagrodzenia Polaków rosną jeszcze szybciej. A jeśli płace rosną szybciej niż ceny, to znaczy, że możemy kupić więcej”. Za kulisami toczyły się wtedy koalicyjne negocjacje z Jarosławem Gowinem. Wiceprezes Porozumienia Michał Wypij wspomina, że podczas ostatniej, blisko sześciogodzinnej rozmowy „ostatniej szansy” na agendzie pojawiła się także inflacja: – Nasi eksperci tłumaczyli, że Polski Ład może ją podbić, domagaliśmy się zdecydowanych działań, w tym podwyżki stóp procentowych. Ale Morawiecki przekonywał nas, że do października inflacja będzie zduszona, a do końca roku w ogóle o niej zapomnimy.

Wczesną jesienią zatem, gdy inflacja nieubłaganie się rozpędzała, w mediach brylował wicepremier Henryk Kowalczyk radośnie tłumaczący Polakom, że jeśli dostali 20-procentową podwyżkę pensji, to po odliczeniu 6 proc. inflacji i tak zostaje 14 proc. na plusie! Ekonomiści, słysząc te wzięte z sufitu dane o podwyżkach płac, łapali się za głowy. Polacy także nie kupili tej argumentacji. Wzrost cen został zauważony przez 98 proc. z nas, a inflacji obawiamy się bardziej niż pandemii oraz wojny. Stąd trudno zrozumieć tę początkową dezynwolturę PiS-u, skoro to przecież inflacja najsilniej zakłóca wykreowany przez propagandę partyjną wizerunek władzy jako gwaranta świetnie funkcjonującej gospodarki oraz powszechnego dobrobytu. Czyli dotkliwie godzi w obietnicę lepszego i bogatszego jutra, na której Prawo i Sprawiedliwość najpierw doszło do władzy, a przez kolejne lata utrzymywało na scenie politycznej hegemoniczną wręcz pozycję. To się w 2021 r. załamało, a ludzie coraz częściej odpowiadają negatywnie na pytanie, czy żyje się im lepiej. I coraz mocniej obawiają się przyszłości.

– Nie istnieje taka propaganda, która zdoła przykryć wzrost cen masła, chleba i kilograma kurczaka. Bo to nie jest kwestia ideologiczna, tylko codzienne, wspólne doświadczenie każdego obywatela przy kasie w sklepie – mówi Jakub Bierzyński, socjolog i jeden z założycieli SMG/KRC Poland, największej w Polsce agencji badań rynkowych. – Jeśli ludziom żyje się lepiej, to łatwiej dają wiarę propagandzie, by uzyskać w ten sposób spójny obraz świata: skoro ja mam się dobrze, to i ta władza musi być niezgorsza. Ale gdy biedniejemy, to znikają powody, by wciąż wierzyć narracji sączącej się o 19.30 z TVP.

Potem rodzi się kolejny znany mechanizm społeczny: ludzie zaczynają na nowo układać w głowach obraz otaczającej ich rzeczywistości. Widzą wyraźnie, że im się pogorszyło, a obwiniają o to, jakżeby inaczej, polityków sprawujących władzę. Wtedy też dopiero zaczynają docierać do powszechnej świadomości liczne afery obozu rządzącego, wcześniej ignorowane lub bagatelizowane zgodnie ze starą zasadą: „może i kradną, ale przynajmniej się z nami dzielą”.

– W pewnym momencie następuje przekroczenie masy krytycznej, balonik pęka, a władza lawinowo traci poparcie. To kwestia kilku miesięcy, czasem idzie to jeszcze szybciej – ocenia Bierzyński. Zdaniem socjologa zbliżamy się do tego przełomu, tym bardziej że końca inflacji wciąż nie widać i nawet prezes NBP Adam Glapiński przyznaje, że w 2022 r. sięgnie ona 7,6 proc., co rok temu uznalibyśmy za tragedię.

Prezentacja tarczy antyinflacyjnej, lekko obniżającej ceny paliw i rozdającej po kilkaset złotych najuboższym gospodarstwom domowym, została w odbiorze społecznym przykryta – tak wynika nawet z wewnętrznych badań PiS-u – żenującą aferą Łukasza Mejzy. Poza tym, według dużej części ekonomistów, w dłuższej perspektywie tarcza da proinflacyjny efekt. Jakby tego było mało, walka z drożyzną poprzez podnoszenie stóp procentowych też nie odbywa się bez konsekwencji. Bije po kieszeni zwłaszcza 4 mln Polaków, którzy wzięli kredyty hipoteczne i z przerażeniem obserwują dziś tempo, w jakim rośnie wysokość ich rat. To dla wielu rodzin może być w 2022 r. dramat.

– PiS odejdzie nie dlatego, że niszczy nam demokrację. Ono straci władzę dopiero wtedy, gdy Polakom zacznie się gorzej żyć – podsumowuje prof. Radosław Markowski z Uniwersytetu SWPS. I przypomina, że wszystkie, z wyjątkiem Marca ’68, peerelowskie protesty były motywowane ekonomicznie: poznański Czerwiec ’56 wybuchł, gdy robotnikom uszczuplono pensje; w grudniu 1970 roku strajkowano przeciwko podwyżkom cen żywności, podobnie sześć lat później w Radomiu. A podczas Sierpnia ’80 żądano podwyżki płac i dodatku drożyźnianego. Rewolucje wybuchają wtedy, gdy ludzie stają się biedni. Tak może być i teraz.

Klątwa drugiej kadencji

Także pandemia może zaszkodzić PiS-owi, choć władzy wciąż wydaje się, że jakoś panuje nad sytuacją. Najpierw ustalono, w toku prowadzonych w kancelarii premiera przy Alejach Ujazdowskich dzień w dzień badań opinii, emocji i nastrojów, że polskie społeczeństwo boi się ponownego zamknięcia kraju bardziej niż kolejnych ofiar. To silna trauma po pierwszym lockdownie. W grę nie wchodzą więc – to rządzący politycy też wiedzą ze swoich analiz – żadne restrykcje dla niezaszczepionych, bo to głównie wyborcy PiS-u i Konfederacji. Gdyby mieli być systemowo karani za unikanie szczepień, władza zaprzeczyłaby swojej egalitarnej narracji. Bo skoro zaszczepili się mieszkańcy dużych miast, wykształceni, zamożni, głównie wyborcy opozycji, to znowu „oni”, czyli przedstawiciele „elit”, mogliby używać życia, a przed głosującym na PiS „zwykłym człowiekiem” zatrzaśnięto by drzwi restauracji.

– Ta strategia będzie działać tylko do czasu – uważa Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL i zarazem lekarz. – Nie ma rodziny niedotkniętej lub niedoświadczonej wirusem lub jego pośrednimi skutkami, np. niemożnością dostania się do onkologa czy kardiologa. Ludzie cierpią przez nieudolność i tchórzostwo tej władzy. To będzie jedna z kropel, które w końcu przeleją czarę goryczy.

A to wszystko, zdaniem prezesa PSL-u, zbiegnie się także z klątwą drugiej kadencji – zmęczeniem władzy i znużeniem nią wyborców: – My też tego doświadczaliśmy z Platformą Obywatelską.

Dla PO szósty rok władzy był pierwszym, w którym PiS ją dogoniło. Najpierw w lutym, a potem w kwietniu partie uzyskały takie samo poparcie, następnie, przez kilka miesięcy, na czele była formacja Jarosława Kaczyńskiego. W grudniu 2013 r. ponowny remis: na oba ugrupowania chciało głosować po 23 proc. wyborców (CBOS). Rok 2014 to już upadek wizerunku: taśmy z restauracji Sowa i Przyjaciele, które słynnymi ośmiorniczkami dewastują wizerunek obozu władzy, oraz odejście Donalda Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej. Z tym akurat wiązano nadzieję na zwyżkę w sondażach, ale pojawiła się niewielka i na krótko. PO, która „wisiała na Tusku”, bez lidera zaczęła zsuwać się po równi pochyłej.

Była też ślepa na zmianę, jakiej uległo polskie społeczeństwo, choć jednoznaczne wyniki badań leżały na stole, a prezentował je na początku 2014 r. stworzony przez PO Instytut Obywatelski. Z raportu „Polacy – jacy byliśmy, jacy będziemy, jacy jesteśmy” wynikało, że społeczeństwo „ma dość wylanego betonu, stali i chce czegoś więcej”. Że pogłębia się tęsknota za państwem opiekuńczym, że słabnie poparcie dla demokracji, a poglądy gospodarcze ostro skręcają w... lewo. Tę diagnozę wykorzystała jednak nie PO, ale prawicowe PiS, słynące z dokładnych badań całego społeczeństwa i przygotowujące iście lewicowe programy socjalne. Dziś jednak rząd Zjednoczonej Prawicy również rozmija się ze społecznymi oczekiwaniami, gdyż ludzie w Polsce, oprócz transferu gotówki, chcą też sprawnego państwa, dostępnych dla wszystkich usług publicznych i ochrony zdrowia, a także stabilnej gospodarki oraz cen. Tymczasem PiS już tych oczekiwań nie jest w stanie przewidzieć, bo straciło zmysł społeczny. Zabrakło mu też zwyczajnie pieniędzy, więc działa wyłącznie responsywnie, konsumując wyniki bieżących analiz. A to raczej za mało, by myśleć o trzeciej kadencji.

Partia władzy w szóstym roku rządów kompletnie utraciła też sterowność wewnętrzną. Po wyrzuceniu z rządu Gowina udało się dosztukować brakujące do sejmowej większości szable, ale teraz trzeba je liczyć przed każdym głosowaniem i słono się wolnym elektronom odpłacać.

– Jeśli mamy rynek spekulacyjny, to ceny rosną wykładniczo – mówi Szymon Hołownia, lider Polski 2050. – Na Nowogrodzkiej pewnie co dzień meldują się ludzie, którzy mówią Kaczyńskiemu: daj! Wiedzą, że musi płacić, aby trwać.

Prezes musi też tolerować persony, które kiedyś wyrzuciłby na bruk z marszu, choćby Łukasza Mejzę, wiceministra sportu od kontrowersyjnych terapii medycznych za tysiące dolarów. To jego głos pomógł przy uchwalaniu budżetu i odrzuceniu weta Senatu do „lex TVN”, dlatego – zanim w końcu Mejza stracił pracę w rządzie – PiS tygodniami „wyjaśniało” tę sprawę, a ustalenia dziennikarzy sam premier nazywał fake newsami.

Morawiecki albo... Nowak

Jeszcze gorszy dla przyszłości PiS-u jest trwający od lat podskórny konflikt z Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry. Drogi obu ugrupowań mocno się rozeszły i raczej nie będzie startu ze wspólnej listy wyborczej za dwa lata. Szef SP musi więc zbudować samodzielną pozycję, a zrobić to może tylko w pewnej kontrze do PiS-u. Stąd blokuje – w cichym sojuszu z Konfederacją, swoim potencjalnym partnerem koalicyjnym – możliwość uchwalenia ustawy o weryfikacji szczepień pracowników oraz domaga się wypowiedzenia wojny unijnej polityce klimatycznej. Przede wszystkim jednak potęguje spór Warszawy z Brukselą, nie godząc się na zapowiadaną przez Kaczyńskiego i Morawieckiego likwidację Izby Dyscyplinarnej SN, warunek podstawowy uruchomienia dla Polski pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Ziobro żąda w zamian spłaszczenia struktury sądownictwa oraz kadrowego i kompetencyjnego okrojenia Sądu Najwyższego, co z kolei (już to widać) nie uzyska akceptu Andrzeja Dudy.

– Tu byłby potrzebny ze strony Nowogrodzkiej manewr iście napoleoński – komentuje senator Marek Borowski. – Czyli uzgodnienie z opozycją, by wspólnymi głosami przeszła ustawa o likwidacji Izby.

Tyle że zdaniem senatora KO to jeszcze spotęgowałoby konflikt z Ziobrą i zrodziłoby ryzyko przyspieszonych wyborów. Kaczyński na razie ich nie pragnie, co nie oznacza, że ostatecznie nie pójdzie tą drogą. Zwłaszcza jeśli sondaże miałyby się obsunąć poniżej 25 proc. – Wtedy jestem sobie w stanie wyobrazić – przekonuje Szymon Hołownia – że prezes PiS-u występuje z orędziem do narodu, w którym mówi, że czasy są trudne, stąd rządzącym potrzebny jest odnowiony mandat i silna większość w parlamencie. Wówczas na jesieni mamy wybory.

Jeśli ten scenariusz się ziści, pojawia się pytanie, kto miałby – jesienią tego roku lub dopiero za dwa lata – stać się twarzą PiS-u w wyborach parlamentarnych. Morawiecki, choć został wiceprezesem partii, wciąż jest tam uważany za homo novus, no i dawno temu stracił uwielbienie Kaczyńskiego. Działacze PiS-u doskonale to wiedzą, choć oficjalnie prezes wciąż nazywa premiera „najzdolniejszym człowiekiem polskiej polityki”. Kalkulując przy okazji, że w obliczu tak kruchej i chwiejnej większości raczej nie podejmie ryzyka, by go na urzędzie podmienić np. na Mariusza Błaszczaka lub... Piotra Nowaka, obecnego ministra rozwoju, a wcześniej wiceministra finansów. To nazwisko krąży od kilku tygodni na sejmowej giełdzie, ale trudno sobie wyobrazić, by stało się lokomotywą wyborczą. To musi być ktoś zupełnie inny.

– Wizerunek premiera nie jest idealny, ale też wcale nie jest fatalny – ocenia prof. Olgierd Annusewicz, politolog UW. Na pewno nie pomaga mu historia z podwrocławską działką i jest za bogaty, jak na realia polskiego społeczeństwa. Szkodzi mu także afera mailowa, odsłaniająca nieciekawą polityczną kuchnię. Ale z drugiej strony podwyższenie kwoty wolnej i pakiet podatkowy Polskiego Ładu przyniosą finansowe korzyści wielu wyborcom PiS-u, poza tym ten elektorat jest raczej zadowolony z toczonej przez rząd walki z Brukselą. Formalnie więc pozycja Morawieckiego w obozie władzy przez ostatni rok osłabła, ale premier wciąż może utrzymać się w siodle, bo Kaczyński nie ma żadnego personalnego asa w rękawie. Ponadto prezes wciąż rządzi na prawicy i na dobrą sprawę jest jedynym spoiwem tego środowiska. Może więc decydować jednoosobowo.

– Kaczyński to żaden genialny strateg. Prezentuje lokalny, peryferyjny spryt polityczny, ale bez niego tego obozu nie ma – uważa prof. Markowski, lecz po chwili dodaje: – Tyle że sam obóz nie jest już nim, co było oczywiste przez ostatnie lata, całkowicie oczarowany.

Według Włodzimierza Czarzastego, współprzewodniczącego Nowej Lewicy, Kaczyński stracił swój urok: – Jeszcze dwa, trzy lata temu, kiedy planował kolejne posunięcia, choćby na pierwszy rzut oka nierealne lub nielogiczne, przyjmowano je bez szemrania i zabierano się do pracy. Działacze PiS-u wierzyli, że prezes wie lepiej. Ale ta epoka kultu jednostki właśnie się kończy, a opinie starzejącego się Kaczyńskiego bywają coraz głośniej kwestionowane.

Na prawicy rodzi się lęk

Zmęczony gaszeniem pożarów lider i zużyta sprawowaniem władzy Zjednoczona Prawica pogrążają się od miesięcy w politycznej niemocy. Zamiast odważnych wizji możemy się więc spodziewać pasywnego zarządzania, i to głównie swoim wizerunkiem. Co pewien czas pojawią się udane szarże, jak choćby odrzucenie senackiego weta do „lex TVN”, przeprowadzone przez Sejm jak za starych, dobrych czasów pierwszej kadencji: w ciągu dwóch godzin, tuż przed świętami i z pogwałceniem regulaminu izby. Ale mocy na to, by dokończyć polityczną rewolucję, już nie ma i nie będzie. Tym bardziej że weto Andrzeja Dudy do ustawy medialnej dobitnie pokazało pęknięcie na szczycie obozu władzy i niemoc Kaczyńskiego w sztuce koordynowania działań i doprowadzania spraw do końca. Doły partyjne to widzą i są bardzo zaniepokojone, również wypadającymi co rusz z szaf trupami, jak afera z Pegasusem czy ujawnienie przez byłego funkcjonariusza SOP prawdy o wypadku z udziałem Beaty Szydło.

W takich okolicznościach zamiast dynamicznych rządów czekają nas teraz co najwyżej kolejne spory i rozrost Bizancjum, bo partyjni działacze wszystkich szczebli będą chcieli się zabezpieczyć na wypadek chudych lat. Niewykluczone też, że w trakcie układania na nowo linii wyborczych podziałów kolejny raz pogłębi się radykalizm samego prezesa PiS-u. Będziemy znowu słyszeć opowieści o budowie przez Berlin IV Rzeszy, ujrzymy fraternizowanie się z europejskimi nacjonalistami i populistami oraz rosnący dystans do Ameryki rządzonej przez Joego Bidena. Nie wiadomo, czy przywróci to spójność obozowi w sytuacji np. ciągłych pokus Zbigniewa Ziobry, by kołysać koalicyjną łódką. Wiadomo jednak, że pośród ludzi obecnej władzy rodzą się dziś obawy przed odpowiedzialnością karną za łamanie konstytucji i demontaż wymiaru sprawiedliwości, co może skłonić to środowisko do powtórnego zwarcia szeregów. Przecież żaden prominentny polityk koalicji rządzącej, na czele ze Zbigniewem Ziobrą, nie zechce wpaść do wody, z której wyłowi go potem niezależny prokurator. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka polityczna Radia Tok FM, prowadzi program „Wywiad polityczny". Wcześniej przez kilkanaście lat związana z TVP. Była reporterką sejmową i publicystką, relacjonowała wszystkie kampanie wyborcze w latach 2005-2015. Politolog, absolwentka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2022