Nie po Kaczyńskiego przyjechałem

Tusk jest odbierany jako polityczny drapieżnik, gracz bezwzględny, który tak długo będzie tulił partnera, aż go udusi. Jednoczenie opozycji pod jego kierunkiem jest obarczone tą obawą.

14.02.2022

Czyta się kilka minut

Donald Tusk w Mińsku Mazowieckim, styczeń 2022 r. / JACEK DOMIŃSKI / REPORTER // MONTAŻ TP-ONLINE
Donald Tusk w Mińsku Mazowieckim, styczeń 2022 r. / JACEK DOMIŃSKI / REPORTER // MONTAŻ TP-ONLINE

Z Donaldem Tuskiem spotykam się w siedzibie Platformy, na piątym piętrze kamienicy przy Wiejskiej, tuż obok parlamentu. Tego dnia wieczorem kolejne potwierdzenie znajdą informacje o toczącym obóz władzy procesie rozkładu: prezes PiS-u polegnie w głosowaniu nad ustawą „lex Kaczyński”.

Od powrotu byłego premiera do polskiej polityki minęło już siedem miesięcy. Pytam, czy nie żałuje tego ruchu. Wcześniej jeden z prominentnych ludow­ców przekonywał mnie, że gdy Tusk staje rano przed lustrem, to sam siebie pyta: „Po co mi to było?!”.

– Jestem szczęśliwy, że wróciłem – zapewnia Tusk. – Chociaż „szczęśliwy” to nie najlepsze słowo, mamy przecież tragedię pandemii i groźbę wojny na wschodzie. Ale czuję, że dobrze zrobiłem, moje miejsce jest tu, w Polsce. Chcę jeszcze raz podjąć walkę, a jest o co i jest z kim. Przed lustrem mówię sobie: „Teraz trzeba tylko wygrać”.

Przejąć własną partię

Tusk pojawił się w Polsce, kiedy o jego powrocie przestano już dywagować, a najwierniejsi z wiernych przestali nań czekać. Stąd wrażenie było ogromne. – Wracał jak Napoleon z Elby – mówi Paweł Piskorski, jeden z założycieli PO, dziś szef Stronnictwa Demokratycznego. – Cesarz Francuzów błyskawicznie zajął Paryż, podporządkował sobie generałów i wygnał króla. Jednak potem było Waterloo.

Ta historyczna analogia to prognoza klęski. Ale ani dotychczasowy bilans działalności Tuska w krajowej polityce, ani perspektywy na przyszłość nie są jednoznaczne. Pewne jest jedno. Kiedy pytam Waldemara Pawlaka, czy Tusk wciąż ma apetyt na władzę, przewodniczący Rady Naczelnej PSL-u najpierw długo się śmieje, po czym stwierdza: – Proszę pani, on to ma we krwi!

Własna partia, w przededniu przyjazdu Tuska pogrążona w głębokim kryzysie, nie stawiała mu oporu. Borys Budka oddał stery, a Rafał Trzaskowski wycofał się do warszawskiego ratusza. Sondażowe notowania Platformy poszły w górę, ze słabych 12 proc. na sporo ponad 20, dzięki czemu wróciła na pozycję lidera opozycji. Oraz – według szefa PO – głównej alternatywy dla PiS-u. – Jeśli ktoś nie chce ich, to pierwszym skojarzeniem jesteśmy my – stwierdza.

Ale na razie Platforma nie ma szans na samodzielne zwycięstwo. – Tusk z dużą determinacją przystąpił do zdobywania PO – mówi Piskorski. – Ale ewidentnie nie był przygotowany do drugiego etapu.

Okres jesienno-zimowy był czasem wielu działań rozpoczętych, ale niedokończonych. Na początek Tusk spolaryzował scenę polityczną ogłaszając, że mamy w kraju „konfrontację dobra ze złem”, co wzmocniło i PO, i PiS, ale osłabiło notowania opozycji jako całości. Później w Płońsku zapowiedział marsz na prowincję, po głosy Polski powiatowej. Po czym zabrakło ciągu dalszego, a Tusk tłumaczył mi, że to z powodu pandemii. W październiku był wprawdzie udany wiec w obronie członkostwa Polski w UE na placu Zamkowym w Warszawie (i, równolegle, w wielu innych miastach), ale próba odwołania się do tych emocji umarła śmiercią naturalną, bo – jak usłyszałam od jednego z członków kierownictwa PO – Polacy nie uważają wyjścia z Unii za realne. Miesiąc później Tusk stracił prawo jazdy za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym (jechał 107 km/h), a partię przez kilkanaście tygodni mroził kryzys graniczny, na którym, przynajmniej początkowo, wygrywał PiS, bo jego polityka wypychania uchodźców z powrotem na Białoruś zyskała akceptację także w części elektoratu opozycji.

Problemem były też relacje wewnątrz partii – przywództwa Tuska nikt nie kwestionował, ale na wielu działało ono mrożąco. Czekano na ruch „kierownika”, wstrzymywano się z własnymi inicjatywami. A sam Tusk pojawiał się na chwilę i znikał na dłuższy czas, godząc szefowanie Platformie ze stanowiskiem przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej.

– Wiele osób było rozczarowanych tą prawie czteromiesięczną stagnacją – mówi mi poseł PO. – Ostatnio jednak w strukturach znów jest entuzjazm.

Bo Tusk wrócił niejako po raz drugi, na początku tego roku, i w końcu ruszył w zapowiadaną trasę po Polsce, odwiedzając głównie drobnych przedsiębiorców, uginających się pod ciężarem Polskiego Ładu i podwyżek cen energii. Pod koniec stycznia odbył się też pierwszy kongres programowy PO pod hasłem „Odporna Polska”, na którym padło kilka wyborczych i podlanych populistycznym sosem obietnic: choćby drugiej waloryzacji emerytur w przypadku dwucyfrowej inflacji czy pomocy kredytobiorcom, których raty poszły w górę na skutek podwyżek stóp procentowych.

Aktywność przewodniczącego i partii jest większa, ale ponoć w wewnętrznych rozmowach Tusk przekonuje, że problemy PiS już tak nabrzmiały, iż, jak w starym chińskim przysłowiu, wystarczy usiąść na brzegu rzeki i czekać na politycznego trupa Jarosława Kaczyńskiego. Kluczem zaś do zwycięstwa ma być wcześniejsze opanowanie sytuacji na opozycji.

Zepchnąć konkurentów w przepaść

Tu jednak sytuacja jest skomplikowana. Szerokim echem odbił się tekst Macieja Gduli, symptomatycznie zatytułowany: „Problem z Tuskiem”. Socjolog i poseł Nowej Lewicy przekonuje w nim, że były premier to dla opozycji obciążenie, bo postawił na politykę w starym stylu, a jej „stawką jest udowodnienie, kto kogo może rozstawiać po kątach”. Tyle że to tekst rozpaczliwy, bo nikt, także Tusk, lewicowych wyborców w jasyr nie bierze. Odpływają od Włodzimierza Czarzastego (i niemal kompletnie nieobecnego w kraju Roberta Biedronia) dobrowolnie. Zresztą kiedy PO traciła poparcie, to rosły notowania Hołowni, a nie Lewicy.

Jednak z drugiej strony narracja Tuska o ryzyku powyborczej koalicji Lewicy z PiS-em nie może być przypadkowa. – I ja jednak tego nie rozumiem – komentuje Andrzej Olechowski, jeden z założycieli PO, obok Tuska i Macieja Płażyńskiego. – Po pierwsze, argument, że Lewica jest niepewna politycznie, uważam za dęty. Po drugie, nie ma przepaści ideowej między Tuskiem a Lewicą. Po trzecie wreszcie, bez Lewicy opozycja nie zdoła uzyskać większości, a zepchnięcie jej pod próg może skończyć się tak, jak w 2015 r. Prędzej czy później trzeba będzie się dogadać.

Według jednego z posłów Nowej Lewicy Tusk gra na jej osłabienie, by pociągnęło ono za sobą zmianę przywództwa. – Chodzi o wyeliminowanie z gry Czarzastego, bo to jemu Tusk nie ufa – słyszę. To nie jest nierealny scenariusz: sondaże dla Lewicy nie są łaskawe, rośnie frustracja działaczy, a połączenie Wiosny z SLD było, co pokazały badania wewnętrzne, „całkowicie obojętne” dla elektoratu. Nie pojawiła się premia za jedność, jest za to koło PPS-u złożone z lewicowych dysydentów, współpracujące z Tuskiem i czekające na następnych uciekinierów z Nowej Lewicy. – Czarzasty liczy na to, że w kolejnej kadencji będzie języczkiem uwagi: wprowadzi ok. 20 posłów i będzie mógł wybierać, komu pomoże stworzyć rząd – mówi mi były już działacz Nowej Lewicy. – Ale nawet jeśli postawi na opozycję, to Tusk nie zechce być w obecnej sytuacji Kaczyńskiego, którego kilkunastoma szablami szantażuje Ziobro.

Kiedy pytam o Lewicę byłego premiera, Tusk ucina: – Nie jestem w stanie zrozumieć i zaakceptować polityków, którzy chadzają np. do programu pana Rachonia w TVP, by wspólnie z nim, bezceremonialnie i jakby na rządowe zamówienie, atakować PO.

Niewykluczone, że cel byłego premiera to zepchnięcie Lewicy w sondażach poniżej 5 proc. – tak by jej wyborcy, nie chcąc zmarnować głosu, oddali go na tę partię, która daje największe nadzieje na pokonanie PiS-u (przypomnijmy, że to elektorat Lewicy jest najsilniej antypisowski). Wówczas obyłoby się bez konieczności jakichś programowych koncesji na rzecz lewicowego elektoratu, np. obietnic składanych środowiskom LGBT+. Tusk celowo zarzucił po powrocie konserwatywną kotwicę i nie zamierza jej podnosić.

Równie źle wyglądają relacje PO z Polską 2050, której powrót Tuska – podobnie jak wcześniej wejście do prezydenckiej gry Rafała Trzaskowskiego – podciął skrzydła. Obie partie dzielą między siebie ten sam elektorat, tyle że teraz silniej przyciąga go PO. Szymon Hołownia, pomny losu Nowoczesnej (skądinąd ostatnio pojawiły się pogłoski o planach jej ostatecznego wchłonięcia przez PO), obawia się marginalizacji, stąd tak nerwowo reaguje na propozycję stworzenia wspólnej listy wyborczej. Wie, że silniejszy finansowo i strukturalnie partner Polskę 2050 najpierw zdominuje, a potem unicestwi. Tusk jest bowiem odbierany jako polityczny drapieżnik, gracz bezwzględny, który tak długo będzie tulił partnera, aż go udusi. Dlatego w odpowiedzi na publiczny apel reżysera Stanisława Brejdyganta o zjednoczenie opozycji Hołownia przekonywał, że zaproponowana przez byłego premiera strategia jednej listy „zniechęca ludzi, którzy od lat nie odnajdują się już w polsko-polskiej wojnie”. Polska 2050 powołuje się też na swoje wewnętrzne analizy – aż 40 proc. jej elektoratu wyraża niechęć wobec PO, stąd nie ma szansy na proste dodanie procentowych wyników obu formacji.

Podczas kongresu programowego Tusk oznajmił, że nie rozumie niechęci opozycyjnych partnerów do łączenia sił, ale szanuje ich zdanie, dlatego teraz skoncentruje się na przygotowaniach do zwycięstwa PO. – Nie ma już czasu – twierdzi. – Za półtora roku zacznie się kampania. Dziś należałoby ustalić wspólnych kandydatów do Senatu i „budować” tych, którzy mieliby walczyć o mandat w swingujących okręgach. Wydaje mi się dość oczywiste, że wspólny start oznacza zwycięstwo opozycji, a start osobny oznacza tylko możliwe zwycięstwo PO. Nie chcę podejmować ryzyka bez potrzeby, ale skoro nie ma woli pozostałych, to będę robił wszystko, i to bez żadnych pieszczot, by Platforma była jak najsilniejsza. Obawiam się jednak, że wówczas emocji będzie między nami coraz więcej, a gdy przekroczymy ich właściwy ciężar, później trudniej będzie się nam spotkać.

Opór Hołowni to dla szefa PO poważny problem. Chodzi o sondażowy sufit. Jeśli wspólny elektorat PO i Polski 2050 liczy około 40 proc., a Hołownia zagospodarowuje przynajmniej jedną czwartą z nich, to maksimum, jakie w sondażach może osiągnąć Platforma, jest w okolicach 30 proc. To za mało, by być pewnym zwycięstwa nad PiS-em. Ponadto taki rozkład poparcia między dwie opozycyjne formacje oznacza mniej mandatów w przyszłym Sejmie, niż gdyby taki sam procentowy wynik uzyskało jedno wspólne ugrupowanie lub wyborcza koalicja.

Czy zjednoczeniowy scenariusz jest możliwy? Na razie nie wiadomo nawet, czy Tusk pojawi się 21 marca na debacie liderów opozycji, zaproponowanej przez Hołownię. Decyzję podejmie w ostatniej chwili. To wydarzenie medialne skłoniło zresztą Polskę 2050, Nową Lewicę i PSL do współpracy programowej. Widać, że chcą tworzyć wspólny front przeciwko Tuskowi.

Znaleźć złote runo

Czy lider PO poradzi sobie, konkurując z PiS i jednocześnie z opozycją? W jakiej dziś jest formie? To pytanie najpierw zadaję ekspertom.

– Jest najjaśniejszą gwiazdą opozycji – uważa Antoni Dudek, historyk i politolog z UKSW. – Nikt nie jest mu w stanie zagrozić: Trzaskowski skapitulował, Hołownia wciąż jest za słaby, a Kosiniak-Kamysz ma kulę u nogi, czyli własną partię. Jednocześnie Tusk jest politykiem zużytym, choć wciąż z potencjałem do mobilizowania ludzi. Mam wrażenie, że umiejętność zagrzewania do walki to jego najmocniejsza strona.

Faktycznie, właściwie nie ma wypowiedzi Tuska bez wątku motywacyjnego, umownego hasła: „Jesteśmy w stanie pokonać PiS”. Kiedy prezydent zawetował „lex TVN”, Tusk napisał – mocno na wyrost – że to dzięki ulicznym protestom, jakby chciał dać swoim wyborcom poczucie sprawstwa. – Protesty same w sobie mają sens – mówi mi sam Tusk. – Po prostu życie jest lepsze, kiedy człowiek jest zdolny do oporu, nawet jeśli nie przekłada się to od razu na efekty. Przecież nie każda akcja kończy się bramką. Dla mnie ważne są wskazówki Timothy’ego Snydera, zawarte w jego niewielkiej książce „O tyranii”. W każdej jest zawarte oczekiwanie jakiejś formy aktywności. I jeszcze jedno: jeśli PiS się przed czymś cofa, to jest to siła. Jeśli bierze coś pod uwagę, to jest to nastrój społeczny. Protesty mogą ich powstrzymać przed najgorszymi działaniami.

Według socjolożki Karoliny Wigury z UW i „Kultury Liberalnej”, Tusk dysponuje dużym kapitałem wyjściowym, ale dopiero zobaczymy, jak się on przełoży na działania w polityce krajowej. – Dostrzegam kilka problemów, pierwszy dotyczy zarządzania partią. Tusk, jak mawiają jego współpracownicy, robi magię, ale od budowy, mobilizacji i dyscyplinowania struktur zawsze był ktoś inny. Pytanie, na ile sprawne jest teraz to techniczne zaplecze. Kolejna rzecz to codzienne zużywanie się Tuska i jego partii w reagowaniu na kryzysy wywołane przez PiS. To generuje wrażenie bycia reaktywnym i redukuje przestrzeń na własną agendę. I wreszcie: Tusk wciąż szuka złotego runa, czyli sposobu na populistów.

Dla liberalnych demokratów, do których należy Tusk, najważniejszym punktem odniesienia są dwie kampanie z 2016 r.: wybory prezydenckie w USA i brexit, w których polegli, nie potrafiąc przekonać do swoich racji. Według Wigury kluczowe jest przemyślenie obu wydarzeń: – Na płynących z nich wnioskach została zbudowana zeszłoroczna kampania niemieckiej SPD. Wypracowano choćby formułę bezpiecznego ustosunkowywania się do kwestii budzących napięcia, np. emancypacji osób LGBT. Olaf Scholz nie zaproponował społeczeństwu polityki miłości, ale politykę szacunku dla każdego i dla wszystkich. To zdało egzamin. Tusk swojej formuły na kampanię wciąż szuka.

Przy tej okazji pojawia się powtarzane jak mantra pytanie o program. Tusk nie ukrywa, że w tym momencie nie ma on dla niego większego znaczenia. – Kiedy bijesz się na polu walki, to raczej nie myślisz o tym, jak urządzisz swój dom na emeryturze. Odebranie PiS-owi władzy to pierwszy i najważniejszy punkt mojego programu.

To podejście zupełnie odmienne od pozostałych liderów opozycji, którzy przekonują, że tylko klarowna wizja tego, jak ma wyglądać Polska po rządach Kaczyńskiego, jest gwarancją pozyskania większości wyborców i podjęcia dzieła naprawy państwa już w powyborczy poniedziałek.

O polityczną formę Tuska pytam też polityków prawicy. – Oczekiwania były duże, bo przecież wrócił król strzelców, ale do bramki wpadają nieliczne strzały – ocenia polityk PiS-u, twierdząc, że paniki w jego partii nie ma i nie było, bo Tusk działa na jej elektorat mobilizująco. Tylko TVP ma więcej „pracy”.

– Tusk w tych materiałach urasta do roli demona, jak Sauron, który patrzy na świat swym ognistym okiem i niszczy wszystko, co dobre – ocenia Antoni Dudek i przekonuje, że paradoksalnie ta telewizyjna kampania, skrajnie karykaturalna, może się Tuskowi przysłużyć. Z kolei według Waldemara Pawlaka problemem Tuska jest sam Tusk, będący jedyną twarzą i filarem PO, niedzielący się ani władzą, ani odpowiedzialnością: – My jesteśmy z rocznika, gdzie z przodu jest piątka, a w polityce są już ludzie z siódemką i ósemką. Jak pisał Tadeusz Kotarbiński: „Do tego, by dobrze się działo, potrzebne są młode ręce i stare głowy”. Tymczasem w PO król jest jeden, dla reszty ewidentnie brakuje miejsca.

Odzyskać utracone virtú

Nie brak głosów, że Tusk tak naprawdę wrócił na partyjną pustynię, którą przed laty sam stworzył, sukcesywnie eliminując konkurencję. I że blokuje dopływ świeżej krwi, co cieszy wyłącznie starą gwardię. – Oni się bali, że jak Platformę weźmie Trzaskowski, to nastąpi wymiana partyjnych elit, a wraz z Tuskiem wróciła gerontokracja PO, przekonana o swojej moralnej i dziejowej racji, jak kiedyś działacze Unii Wolności – uważa były polityk Platformy. I dodaje, że Tusk wybiera ludzi, którzy go adorują, a jednocześnie „przez okno nie wyfruną”, co ma negatywne konsekwencje dla jakości uprawianej polityki.

W historii Europy mało jest powrotów z poziomu polityki globalnej do ligi krajowej. Może tylko Romano Prodi, który po zakończeniu misji szefa Komisji Europejskiej wrócił do Włoch, by stoczyć zwycięską walkę z Silviem Berlusconim. Więcej jest przypadków ponownych sukcesów po wcześniejszych klęskach i politycznym niebycie. Pawłowi Piskorskiemu od razu przypomina się Winston Churchill. – Ku zdumieniu wszystkich, a już najbardziej Józefa Stalina, w maju 1945 r. wygrał wojnę, a w lipcu przegrał wybory. Jednak upłynęło trochę czasu i znów był w siodle. Tyle że tym razem premierostwo uznano za nieudane i archaiczne. Mam wrażenie, że Donald też nie wraca jako zaktualizowany Tusk 2.0, lecz stary Donald, trzymający się dawnych zasług i dawnego sposobu uprawiania polityki. A świat się zmienił – przypomina Piskorski.

Niecały jednak świat. Na placu boju pozostał dobrze znany, stary przeciwnik. Kim jest dziś dla Tuska Jarosław Kaczyński? – Prezes PiS-u, będąc politykiem anty­europejskim, antyzachodnim, narodowym i socjalistycznym, jest po prostu moją odwrotnością. Ale ja nie po Kaczyńskiego przyjechałem, choć gdy myślałem nad opowieścią najtrafniej mogącą opisać mój powrót, to wybrałem klasyczny westernowy scenariusz: oto stary szeryf wraca do swojego miasteczka, by wypędzić z niego bandytę. Tyle że widzę polityków będących większym zagrożeniem niż Kaczyński. Piękni trzydziestoletni, najwyżej czterdziestoletni, cyniczni, amoralni, bez poglądów, za to skłonni do każdego świństwa. Wręcz faszyzujący. Ich coraz wyraźniejsza obecność w przestrzeni politycznej zwiastuje kłopoty, a może doprowadzić do katastrofy. Musimy jej zapobiec.

Zdaniem Tuska, Platforma przed jego powrotem była partią po licznych przegranych, bez gotowości do narzucania własnej narracji i tempa. Ta sytuacja wymagała psychologicznego treningu. – Pierwszą potrzebą było odzyskanie virtù. Męstwo jest najważniejszą cnotą w polityce, plus zdrowy rozsądek – twierdzi Tusk.

Pojęcie virtù odsyła nas do Niccolò Machiavellego, dla którego cnoty polityczne były rodzajem specyficznych sprawności władcy, jego energii i zdolności do podejmowania szybkich decyzji oraz skutecznego, czasem brutalnego działania. A historia zawsze ostatecznie rozlicza polityków z osiąganych celów. Tusk podjął duże ryzyko. Pokonanie Kaczyńskiego przyda mu nimbu, jednak przegrana rozwodni jego wcześniejsze zwycięstwa.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka polityczna Radia Tok FM, prowadzi program „Wywiad polityczny". Wcześniej przez kilkanaście lat związana z TVP. Była reporterką sejmową i publicystką, relacjonowała wszystkie kampanie wyborcze w latach 2005-2015. Politolog, absolwentka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2022