Reklama

Ładowanie...

Czy literatura jest dziś w ogóle do czegoś potrzebna?

Czy literatura jest dziś w ogóle do czegoś potrzebna?

26.08.2019
Czyta się kilka minut
Nie chcę wcale uderzać w tradycyjny lament i po raz kolejny żalić się, że jej subtelniejszy język wypierają młoty i cepy wojny kulturowej, której mowa jest niebezpiecznie prosta, bez żadnych letniości i cieniowań.
OKŁADKA DODATKU NAGRODA LITERACKA GDYNIA
T

To prawda, ale i nieprawda, a więc coś, czego bez literackiego światłocienia wypowiedzieć się nie da: wszystko, co dialektyczne – a więc nieoczywiste, delikatne i skłonne do dialogu – od literatury pochodzi. I może też dlatego literatura ma tak wielką moc formułowania, której nic nigdy nie zastąpi. Żaden Twitter, żaden blog i żadne internetowe forum, które, wbrew swojej nazwie, nie przypomina ateńskiej agory, ale raczej spartański plac walk, gdzie uczestnicy ćwiczą się w sztuce nierozmowy i szybkiego zadawania ciosów.

Od jakiegoś czasu chodzą mi po głowie – obsesyjnie, jak refren piosenki, która nie chce się odczepić – oderwane poetyckie zdania, tak dobitne i gnomiczne, że mogłyby starczyć za cały kanon i materiał do nieskończonej interpretacji. Pierwsze, jak zły omen, jest z Yeatsa, ze słynnego „Drugiego przyjścia”: „najlepsi tracą wszelką wiarę, a w najgorszych kipi żarliwa i porywcza moc” (przeł. S. Barańczak). To sentencja apokaliptyczna, po niej już tylko ogień albo potop: najlepsi z nas milkną, tracą język, który mógłby wyrażać „rozsądne wątpliwości”, podczas gdy najgorsi z nas, wręcz przeciwnie, wznoszą się na fali wielkiego wzmożenia i fanatycznie obwieszczają swoją pewność i prawdę. Innymi słowy, tym razem Stachury: „Ludzi coraz więcej – człowieka coraz mniej”. I – to znów inny katastrofista, Miłosz – „innego końca świata nie będzie”. Nie potrzebujemy już żadnych literackich dystopii, ponieważ żyjemy w dystopii ziszczonej, urzeczywistniającej się na naszych oczach: koniec jest bliski, do Betlejem zaś pełznie niepojęta bestia, by się narodzić.

Ale – i tu znów z pomocą przychodzi poezja – „choć wiele nam zabrano, wiele pozostaje”. To Alfred Lord Tennyson i początek jego wiersza „Ulisses”, opowiadającego o ostatniej wyprawie starego Odyseusza, który raz jeszcze, pomimo choroby i podeszłych lat, chce zaznać wolności morza. Nie ma co udawać, że nasza kultura znajduje się w kwiecie wieku; tak jak stary Ulisses, złotą epokę ma już za sobą. Ale to jeszcze nie powód, by pogrążać się w dekadencji. Choć najgorsi są pełni złej pasji i na wszelkie sposoby starają się przyspieszyć koniec, najlepsi, wbrew Yeatsowi, tak całkiem jeszcze nie zamilkli. Jeszcze składają słowa, jeszcze tworzą literaturę i odwlekają apokalipsę, nawet jeśli coraz bardziej ogarnia ich „pesymizm intelektu”.

Nagroda Literacka Gdynia została stworzona właśnie dla nich: rzecz jasna, dla najlepszych w kategorii literackiego talentu, ale też dla tych „najlepszych” w sensie Yeatsa, którzy oparli się porywczym mocom dziczejącego świata.

Przewodnicząca Kapituły Nagrody Literackiej Gdynia
Agata Bielik-Robson

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]