O życiu skończonym, z naciskiem na życie

AGATA BIELIK-ROBSON, filozofka: Mamy globalny odwrót od demokracji liberalnej. A populizm jest przede wszystkim reakcją przeciw oświeceniu – i z lewa, i z prawa.

24.06.2019

Czyta się kilka minut

 / ADAM GOLEC / FORUM
/ ADAM GOLEC / FORUM

MACIEJ STROIŃSKI: Czy Twoje książki filozoficzne są formą autobiografii? Koncepcję marranos, filozoficznych konwertytów z judaizmu, odnosisz również do siebie?

AGATA BIELIK-ROBSON: Maran to ktoś, kto jest „ani-ani”, a jednocześnie „i-i”. Nie da się prosto sklasyfikować. Bycie maranem to przechodzenie przez kolejne partykularyzmy, które nigdy nie popada w abstrakcyjny uniwersalizm, w bycie po prostu „człowiekiem” albo „dzieckiem Bożym” na sposób św. Pawła, u którego „nie masz Żyda ani Greka”. Maran zbliża się do różnych identyfikacji, ale jednocześnie zachowuje wobec nich dystans.

Sama przeszłam różnego rodzaju utożsamienia, przedrążyłam się więc przez katolicyzm, bo od dzieciństwa miałam silną potrzebę obcowania z wyobraźnią religijną, a ta była obecna w PRL-u tylko w katolickiej postaci. Potem nastąpiło zbliżenie z judaizmem, ale nigdy nie brałam pod uwagę pełnej inicjacji, przystąpienia do życia w synagodze, nawet najbardziej reformowanej.

Jesteś przeciwko polityce tożsamości?

Tak zwana polityka tożsamości, domagająca się jasnych totemicznych identyfikacji – bez względu na to, czy uprawiana z prawa, czy z lewa – to dla mnie istne piekło. Ona jest antyemancypacyjna. Emancypacja to obietnica złożona jednostce, której odtąd nie obowiązuje żadna jednoznaczna przynależność. To wyrwanie jednostki, jak powiedział Marks, z „idiotyzmu życia wiejskiego” (śmiech), w którym panuje ścisły podział społecznych ról. Polityka tożsamości jest więc „powrotem do natury”, powtórną feudalizacją, wstecznym przypisaniem jednostki do sztywnej przynależności, do nacji, rasy, klasy, płci i ciała jako factum brutum, z którym się już nie da negocjować. Język wolnego wyboru dziś nieuchronnie zanika na korzyść tego, czym się rzekomo JEST i kropka.

Wychodzi w Anglii Twoja nowa książka „Another Finitude” („Inna skończoność”). Na okładce motyw z Biblii: walka Jakuba z aniołem.

To jest taki pomysł, żeby wszystkie moje książki miały jakiś wariant tego motywu na okładce. Tym razem chciałam Chagalla. Chagall namalował bardzo ładną wersję tej sceny biblijnej, z której zrobił synekdochę całego judaizmu, przedstawił Jakuba jako Izraela, „walczącego z Bogiem”. Niestety, Chagall okazał się niedostępny ze względu na copyrighty. Zaproponowano mi Gauguina. Stwierdziłam: czemu nie? Ładne, kolorowe (śmiech).

Wracam do tej sceny stale, bo to jest dla mnie, tak jak dla Chagalla, centralny obraz tradycji żydowskiej. Ale nie ma przecież jednego judaizmu, bo jest to religia rozproszona, bez instytucji centralnej. Robię coś zupełnie uprawnionego w historii myśli żydowskiej. Skupiam się na centralnym wątku tej tradycji. W końcu cały naród bierze swoje imię od Jakuba, który stał się Izraelem.

Dla mnie najważniejsi myśliciele żydowscy to wcale nie są rabini, na których prawie nigdy się nie powołuję. Scholem, Benjamin, Bloch, Taubes, Derrida, Bloom raczej się nie mieszczą w religijnej ortodoksji... Tylko kto powiedział, że tradycja religijna ma być zawłaszczana przez linię normatywną, ustalającą orto-doksę? Bloch stwierdził kiedyś, że gdy religia nie generuje herezji, to staje się martwa. Genialne zdanie.

Twój mistrz, Harold Bloom definiuje judaizm przez literaturę: „W osobliwym mesjańskim sensie »Żydami« są wszyscy opętani tekstem, i dowolne jakim”. Forma podania jest dla Ciebie ważna?

Pochwała jednostkowości musi sama być silnym, twórczym gestem. Jestem szalenie stronnicza, a moje teksty mają charakter silnie perswazyjny. Chcę mojego czytelnika do czegoś przekonać – na przykład że ciągle warto pozostać jednostką, pomimo że jednostkowość jest projektem ograniczonym w czasie i niemogącym liczyć na nagrodę w formie wieczności. Trzeba do tego znaleźć odpowiedni język.

Czym Twoja wizja życia skończonego różni się od „praw natury”, od zwyczajnej wegetacji typu „hatch, match & dispatch” – rodzić, płodzić i umierać?

Różnica jest podstawowa i dotyczy stylu. W książce próbuję opowiedzieć tę samą historię, od narodzin do śmierci, lecz w innym języku. Zamiast załatwić ją naturalistycznym i trochę nihilizującym zestawem trzech prostych terminów – buduję opowieść silnie indywidualną. Chcę stworzyć narrację na tyle mocną, by mogła odepchnąć od siebie dwa skrajne bieguny, początek i koniec. Cały mój wysiłek polega na tym, by wypracować filozoficzno-literacki idiom do opowiadania o „samym środku życia”, które jest nieredukowalne do swoich punktów granicznych. Opowiedzieć o życiu skończonym, z naciskiem na „życie”, a nie na „skończoność”, jak to ma miejsce choćby u Martina Heideggera, który od razu definiuje życie skończone jako „bycie-ku-śmierci”.

O życiu jednostki.

Zawsze i tylko jednostki! Mówimy o jednostkowym życiu, wyjętym z procesu naturalnego, procesu powstawania i ginięcia, o życiu, które ma o sobie coś więcej do powiedzenia niż tylko biologia.

Prowadzisz w PAN-ie Zespół do Badań nad Myślą Postsekularną. Postsekularyzm był głośny parę lat temu, ale chyba się nie przyjął?

W Polsce jakoś nie bardzo. Postsekularyzm jest pomysłem zrodzonym w łonie kultury postprotestanckiej, gdzie nie podważa się podstawowych zasad oświecenia, tylko z nimi negocjuje. Postsekularyzm ma sens tam, gdzie istnieje mocna, dojrzała kultura świecka i gdzie religia występuje jako korektorka oświecenia. U nas nie ma jak negocjować. Z czym? Gdzie jest polski sekularyzm? Polski katolicyzm upiera się przy swojej przysiędze antymodernistycznej i cały nowoczesny Zachód postrzega jako cywilizację śmierci.

A „Kler” widziałaś?

Tak. To jest film antyklerykalny, ale jednocześnie proreligijny. Bardzo wiele mówi fakt, że scenarzysta jest protestantem (tak przynajmniej słyszałam). To mi pozwoliło zrozumieć, jak w polskich warunkach można całkowicie skrytykować duchowieństwo i uznać Kościół za instytucję poza zbawieniem, a jednocześnie bronić chrześcijaństwa. Bo istnieje chrześcijaństwo poza katolicyzmem. Ten film namawia Polaków, żeby zrobili sobie reformację. Tylko żeby zrobić reformację, trzeba głęboko wierzyć. A z tym, jak mi się wydaje, Polacy, od wieków przyzwyczajani do katolicyzmu powierzchownego i rytualnego, mają kłopot.

Rzadziej ostatnio publikujesz w Polsce. Głównie felietony.

W 2016 r. wydałam „Cienie pod czerwoną skałą. Eseje o literaturze” i od tego czasu przerwa. Teraz pracuję nad książką o Jacques’u Derridzie – po angielsku i po polsku. Uważam Derridę za wybitnego teologa, i to nie tylko żydowskiego. Miał bardzo ciekawe podejście do religii jako takiej. Pokażę maranizm w całej jego twórczości, już od „Pisma i różnicy”. Przedstawię go również jako odnowiciela myśli liberalnej, czyli jako kogoś, kogo dzisiejszy liberalizm, który znalazł się w teoretycznym kryzysie, bardzo potrzebuje. Klasyczny liberalizm (myśl emancypacji, uniwersalistycznego indywidualizmu i równości wobec prawa) wyczerpał się i wymaga nowego przemyślenia. Nawet nie musimy już nazywać tego „liberalizmem”, może po prostu „emancypacjonizmem”, sama jeszcze nie wiem.

Chodzi Ci o alternatywę dla identity politics?

O myślenie wolnościowe mi chodzi – po prostu. O myślenie, które wolność wiąże raczej z jednostką niż z grupową tożsamością. Uważam, że jednostka jest zawsze czymś więcej niż tylko sumą swoich deskrypcji. Jak u Saula Kripke w „Nazywaniu i konieczności”, jedynym dziele z filozofii analitycznej, które szczerze lubię (śmiech). Jest w jednostkowości jakieś je ne sais quoi, być może właśnie ta marańska nawigacja przez różne utożsamienia – i to jest dla mnie wolność, a nie inwestycja w kolejne przynależności. Próbuję przemyśleć formułę człowieczeństwa w sposób możliwie wolny od wszystkich fantazmatów, które się do tej formuły doczepiły i które próbują to życie skończone uczynić mniej wybrakowanym, niż faktycznie jest. Niepełność, nieprzystawanie, wybrakowanie, bycie Mängelwesen, jak powiada Herder, to nasza stała kondycja. Nie ma w tym jednak nic złego: to dzięki tej nieokreśloności jednostka ludzka jest bytem otwartym.

Czy otwartość jednostki jest w Twoim myśleniu również otwarciem na „radykalnie inne”, na transcendencję? Jest w Twojej książce nadzieja i miłość, ale czy jest wiara?

Wydaje mi się, że religia jest czymś w rodzaju pierwotnego języka życia ludzkiego. Życia, które od początku czuje, że coś jest z nim „nie tak”. „Nie tak” w porównaniu z resztą bytów żyjących, które odnajdują się i spełniają w dosyć prostych relacjach między sobą a światem. Życie ludzkie czuje się inne, ale nie potrafi tej inności zrozumieć i ochronnie projektuje siebie na obraz Boga, który jest czystym życiem, Bogiem żywym, Elohim chajim, życiem wyjętym z procesu natury, życiem radykalnie innym. Bóg jest życiem, lecz nie jest naturą. W języku religijnym niepewne siebie, nienaturalne życie ludzkie wypowiada, a jednocześnie chroni swoją różnicę. Dzięki religii wiele się o sobie dowiadujemy. Idę tu za Heglem oraz Feuer- bachem, nie po to jednak, by odmówić wierze religijnej prawa do istnienia. Przeciwnie: bez wiary w siebie i w swoją różnicę życie ludzkie nieuchronnie obsuwa się w nudę naturalizmu, w biologiczny cykl powstawania i ginięcia.

Skoro inspirujesz się Heglem, „świętym Tomaszem świata protestanckiego”, i jego spadkobiercami, choćby Rosenzweigiem, to w myśleniu o religii dajesz miejsce chrześcijaństwu?

No a jak myślisz? Mesjański judaizm i chrześcijaństwo, zwłaszcza w swojej wczesnej postaci, to w pewnym sensie jedna i ta sama religia. Pisze się obecnie już nie tylko o żydowskości Jezusa, ale też o żydowskości samego św. Pawła (np. Daniel Boyarin). W łonie mojego doświadczenia marańskiego jest miejsce na obie religie.

Swój projekt filozoficzny nazywasz „mesjańskim witalizmem” i chodzi w nim o zbawienie życia skończonego. Jak wygląda to zbawienie?

Chrześcijaństwo zbyt silnie, jak sądzę, zainwestowało w ideał nieśmiertelności osobowej: intensywne wyobrażenie czystego życia odwiecznej duszy, która tylko przejściowo łączy się ze skończonym ciałem. Religia żydowska zawsze była skromniejsza w swoich eschatologicznych oczekiwaniach: chciała raczej mocnego życia przed śmiercią niż gwarancji wiecznego życia po śmierci. Mój obraz zbawienia to wizja silnych relacji z bytami poszczególnymi i z innymi jednostkami, poczucia horyzontalnej solidarności ze wszystkim, co istnieje. Medium tej uniwersalnej relacyjności to język. Dlatego strasznie ważne jest, jak języka używamy. Zdaniem Emersona to pisarze i poeci są „reprezentantami ludzkości”. Oni ustalają tę bliską relację ze wszystkim, co żyje albo tylko jest. Niezbawiona dusza to taka, która nigdy nie żyła, nigdy nie związała się relacją z czymś innym od siebie, nie „ubrudziła” ziemskim skończonym żywiołem. Jak pisze Mickiewicz: „Kto nie dotknął ziemi ni razu, / Ten nigdy nie może być w niebie”.

Zejdźmy więc na ziemię. Czemu usunęłaś konto na Facebooku?

Bo nie aprobuję mediów społecznościowych jako nowej sfery publicznej. To jedno z największych nieszczęść w historii ludzkości, nic dobrego z tego nie wynika, tylko powrót trybalizmu w postaci rozczłonkowanych i wrogich sobie nawzajem comfort zones. Widać wyraźnie po młodych ludziach, którzy ciągle siedzą w sieci, że każdy z nich przeszedł epizod linczu w internecie: są znerwicowani i straumatyzowani, przerażeni dzikością międzyludzkich stosunków. Niestety, najlepszym sposobem uniknięcia stygmatyzacji jest stygmatyzowanie innych. Wszyscy przeżyli albo widzieli śmierć cywilną online i bronią się przed tym w najgorszy możliwy sposób: mechanizmem kozła ofiarnego. Tak działa prawica i tak działa lewica, to głęboko pierwotny antropologiczny mechanizm, który świetnie i definitywnie opisał René Girard.

Mieszkasz w Anglii. Brexit?

Zrobiono badania na temat stanu psychicznego Polaków pracujących w Anglii i wyszły dosyć alarmujące wyniki. Polacy czują się tam coraz gorzej: stany lękowe, depresje, poczucie niepewności. My tam przecież mamy domy, dzieci w szkołach, kredyty... Mój uniwersytet zachowuje się bardzo dobrze, opiekuńczo wręcz. Jestem zapewniana, że włos mi z głowy nie spadnie. Z drugiej strony, ja i Czarek przestaliśmy jeździć na wycieczki po prowincji, bo zdarzają się coraz częściej incydenty słownych bądź czynnych napaści na Polaków. Gdy wchodzimy do pubu, mówimy po polsku bardzo cicho. Czasem znajduję na samochodzie: „Fucking vermin, go home!”.

Nie mogłaś głosować w sprawie brexitu?

Niestety nie, bo nie mam obywatelstwa. Moi znajomi głosowali za pozostaniem Wielkiej Brytanii w UE, z małymi wyjątkami, głównie od strony lewicowej. Niestety taka aberracja często się przydarza na brytyjskiej akademii, gdzie UE bywa traktowana jako ekspozytura neoliberalizmu. Corbyn obudził w radykalnej lewicy nadzieję, że „powstanie socjalizm w jednym kraju”. Powoli do Brytyjczyków zaczyna docierać, że mają fatalnego lidera opozycji. Wygląda więc to wszystko niewesoło. Ale czy w Polsce wygląda wesoło? Musimy się oduczyć biadolić.

Przez pierwsze dwa lata miałam tendencję do popadania w permanentny lament. Kiedy zaczynałam pracę w Anglii, wydawało się, że lepiej być nie może: Polska trwale w Unii, Wielka Brytania też, a Nigel Farage to jakiś niegroźny pajac. Kiedy się to wszystko zawaliło, nie mogłam uwierzyć. To ogólne załamanie: nie tylko w Anglii, nie tylko w Polsce. Mamy wielki globalny odwrót od demokracji liberalnej i od oświecenia. Populizm jest przede wszystkim reakcją przeciw oświeceniu – i z lewa, i z prawa.

Skąd się bierze jego siła?

Przed tym ostrzegał już Max Weber, mówiąc o ryzykach skrajnego odczarowania. Żyjemy w świecie zrozumiałym wyłącznie dla, jak to ich Weber nazywał, „specjalistów bez ducha”. Przeciętny zjadacz chleba nic nie rozumie ze światowej gospodarki, przestaje cokolwiek rozumieć z polityki, zwłaszcza tej prowadzonej na szczeblu ponadnarodowym. Za to populizm jest zrozumiały, jest próbą powrotu do tego, co Habermas w podobnym kontekście nazywa Lebenswelt: prostym światem życia, gdzie panują bezpośrednie relacje, gdzie wszystko jest przejrzyste, gdzie żaden ekspert nie ma nic do gadania, za to każdy mędrek wioskowy powie ci „jak jest”. Wraca więc religia w skrajnie uproszczonej postaci fundamentalistycznej, wracają antyszczepionkowe kretynizmy, wszelkie magiczne teorie spiskowe, wiara w płaską ziemię, ale także naiwna wiara w komunizm, znów popularna wśród moich brytyjskich studentów (polskich zresztą też)... Co mi tu ekspert będzie gadał, że Ziemia jest kulą. Czy ja to widzę? Przecież widzę, że jest płaska. Koniec dyskusji. Komunizm? Sto milionów ofiar? Skądże, to tylko prawicowa propaganda pseudo-historyków i sowietologów opłacanych przez CIA: my wiemy swoje.

Powrót do świata fantazjowania, choćby o Imperium Brytyjskim.

Jakiś dowcipas powiedział o brexicie: „Empire strikes back!” (śmiech) Niestety, świat cały powoli zaczyna przechodzić na ciemną stronę mocy... ©

AGATA BIELIK-ROBSON (ur. 1966) jest filozofką i eseistką, pracuje w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN oraz na Wydziale Teologii i Religioznawstwa Uniwersytetu w Nottingham. Przewodnicząca kapituły Nagrody Literackiej Gdynia. Zajmuje się myślą żydowską, filozofią postsekularną i literaturą. Autorka m.in. książek „Romantyzm, niedokończony projekt”, „Erros”, „Philosophical Marranos”, „Cienie pod czerwoną skałą”, „Another Finitude”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2019