Czy duszę można sklonować?

12.01.2003

Czyta się kilka minut

Czy duszę można klonować? Pytanie może znaczyć: „Czy duszę da się klonować?”, bądź też: „Czy duszę wolno klonować?”. W obu przypadkach odpowiadam przecząco. Ktoś mógłby zauważyć, że jeśli duszy klonować się nie da, to nie ma sensu pytanie, czy ją klonować wolno. Twierdząc jednak, że duszy klonować nie wolno, mam na myśli dwie rzeczy: po pierwsze, nawet gdyby jakimś cudem duszę dało się klonować, nadal uważałbym, iż tego czynić nie należy. Po drugie zaś - za pytaniem tytułowym kryje się inne: czy wolno klonować człowieka?

Tej sprawie poświęcić trzeba będzie więcej uwagi. Najpierw jednak spróbujmy odpowiedzieć na pytanie:

Dlaczego duszy nie da się klonować?
Najkrócej mówiąc: ponieważ klonowanie to operacja na ciele, nie zaś na duszy. Przypomnijmy, że klon to „dokładna genetyczna kopia cząsteczki, komórki, rośliny, zwierzęcia lub człowieka”- (definicja pochodzi z tekstu „Nauka i zastosowanie klonowania”, National Bioethics Advissory Commission, zamieszczonego w książce „Czy powstanie klon człowieka? Fakty i fantazje”, Wyd. Diogenes, 2000 -red.). W rolnictwie od dawna stosuje się różne techniki klonowania. Poprzez rozmnażanie wegetatywne hodowcy otrzymują pożądane odmiany roślin (a odmiany te to nic innego, jak właśnie klony). Ze zwierzętami jest trudniej, ale niektóre bezkręgowce (np. tasiemce) zdolne są zregenerować cały organizm z niewielkiego fragmentu. Kręgowce tę zdolność w zasadzie utraciły (z wyjątkiem częściowej lub całkowitej regeneracji pewnych kończyn, organów i tkanek), choć tzw. ciąże mnogie, prowadzące do narodzin bliźniąt jednojajowych (monozygotycznych), są przykładem samoczynnego klonowania także w świecie kręgowców. Bliźnięta takie są genetycznie identyczne, powstały bowiem z podziału jednego zarodka we wczesnej fazie rozwoju.

Naukowcy od lat prowadzą klonowanie zwierzęcych i ludzkich komórek i genów. Najprostsze jest tzw. klonowanie molekularne: fragmenty cząsteczek kwasu dezoksyrybonukleinowego (DNA) zawierające geny kopiuje się i powiela w komórkach żywicielskich (zwykle w bakteriach). Dzięki otrzymanym tą drogą rekombinacjom udało się wyprodukować wiele cennych leków, takich jak: insulina, aktywator tkankowy plazminogenu do rozpuszczania zakrzepów krwi czy też erytropoetyna, stosowana do leczenia anemii. Do celów leczniczych wykorzystuje się też inny rodzaj klonowania - klonowanie komórkowe, polegające na hodowli komórek otrzymanych z tkanek ciała (tzw. linii komórkowych), mających oczywiście identyczny j ak komórka wyj ściowa skład genetyczny.

Bardziej zaawansowaną formą klonowania jest klonowanie komórek zarodkowych. W odróżnieniu od komórek somatycznych, których jądra są diploidalne (zawierają dwa zestawy genów pochodzące od obojga rodziców), komórki linii zarodkowej zawierają jądro haploidalne: geny tylko jednego rodzica. Usuwając haploidalne jądro z komórki jajowej i wstawiając w jego miejsce jądro diploidalne wzięte z komórki somatycznej, można doprowadzić do wytworzenia nowego osobnika, genetycznie identycznego z rodzicem (a raczej z rodzicielką, która - poddana takiemu zabiegowi - może zrodzić potomka bez udziału partnera seksualnego).

W ten właśnie sposób udało się zespołowi Iana Wilmuta powołać do życia sławną owcę Dolly. Nie wchodzę w szczegóły związane z tym niewątpliwie wielkim naukowym wydarzeniem. Zakładam, że jeśli nawet dziś klonowanie człowieka natrafia jeszcze na trudności techniczne (choć są tacy, którzy chwalą się, że człowieka już klonowali), to naukowcy sobie z nimi poradzą - i klonowanie człowieka pozostanie wyłącznie problemem etycznym, nie zaś technicznym.

Dlaczego jednak nie będzie to oznaczało klonowania duszy? Przecież na całego człowieka „składa się”, mówiąc nieco naiwnie, dusza i ciało. Dla Platona - przypomnijmy - duszą szczycić się mógł nie tylko człowiek, ale wszystko, co żyje. Tym właśnie różnią się istoty żywe od przedmiotów, że posiadają w sobie źródło i zasadę życia. Dusza ożywia ciało: wiąże je w jeden organizm i mobilizuje do działania.

W odniesieniu do duszy ludzkiej istotne jest rozstrzygnięcie, czy upatrywać w niej należy aktywności wykraczającej ponad mechanizmy i bodźce determinujące zachowanie ciała. Zajmujący się tą problematyką myśliciele zwracają uwagę, że dusza jest pojęciem teoretycznym, uwikłanym w określony system filozoficzny, a wobec tego lepiej rozpocząć refleksję nad człowiekiem od szukania mniej uwikłanego systemowo terminu, najlepiej od doświadczenia własnego „ja”, które wyraźnie odróżniamy od tego, co „moje”, i które stanowi źródło naszych duchowych aktów (poznania, chcenia, miłowania). Akty te angażują ciało i jego organy, ale nie sprowadzają się do czysto cielesnych popędów i mechanizmów. Dopiero na podstawie analizy tak pojętej jaź ni można zrozumieć przekonanie św. Tomasza z Akwinu, że dusza to niematerialna, samoistna substancja, która udziela swego istnienia organizowanemu przez nią ciału, choć jej aktywność nie sprowadza się do tej tylko funkcji.

Dlaczego więc duszy klonować się nie da? Ponieważ zachowuje ona względem ciała swoistąswobodę, „autonomię”, której nie da się zredukować do „wypadkowej” ciała i jego dynamizmów. Owszem - można utrzymywać, że da się klonować duszę rośliny lub zwierzęcia (jeśli pozostaniemy przy rozumieniu platońskim), choć także zwierzę kształtuje swą niepowtarzalną historię i na jego duszę wpływają wydarzenia, w których uczestniczy. Wydarzenia te i środowisko zawsze są niepowtarzalne, nie powinno więc nas dziwić, kiedy domowe psy-bliźniaki monozygotyczne zachowują się różnie: na kogo innego warczą i inaczej się bawią. Jeśli chodzi o geny, zwierzęta są identyczne „w punkcie wyjścia” - i tej identyczności żadne dalsze zróżnicowania, wynikłe z wpływu otoczenia, nie zmienią. Jeśli dusza zwierzęcia to nic innego, jak ożywiająca ciało forma, to nie widać powodów, dla których z procesu klonowania miałoby się wykluczyć jego duszę.

Co innego z człowiekiem. Skoro jego dusza nie wyczerpuje się w funkcji ożywiania ciała, jeśli zachowuje względem niego - by tak rzec - wewnętrzną wolność, to klonowanie genetycznej struktury ludzkiego osobnika nie powoduje automatycznie i nieuchronnie wyprodukowania identycznego (w punkcie wyjścia) duchowego centrum osobowej aktywności drugiego, sklonowanego człowieka. Mógłby ktoś zapytać: cóż to znaczy „w punkcie wyjścia”? Jeśli określenie to odnosi się do momentu poczęcia człowieka (wszystko jedno, czy przez klonowanie, czy drogą tradycyjną), to o aktywności ducha poczętej jednostki trudno na tym etapie istnienia mówić. Rzecz nie w tym jednak, kiedy człowiek rozpoczyna specyficznie ludzką aktywność, lecz jaki ta działalność ma charakter: czy cała determinowana jest prawami rządzącymi przyrodą (czyli: czy rządzona jest prawami przychodzącymi z zewnątrz), czy też człowiek potrafi podjąć decyzje własne, nie będące wypadkową oddziałujących na niego zewnętrznych sił.

W gruncie rzeczy pytanie o specyfikę ludzkiej duszy jest swoistą wersją pytania o ludzką wolność. Jeśli przypisujemy ją człowiekowi, a odmawiamy zwierzęciu, to znaczy, że zachowania zwierząt tłumaczymy deterministycznie, w człowieku natomiast upatrujemy podmiotu zdolnego podjąć własną decyzję. Na tej podstawie przypisujemy człowiekowi odpowiedzialność za własne działania, której nie nakładamy na zwierzęta.

Czy przekonanie o tej różnicy między człowiekiem a zwierzęciem jest powszechne? Oczywiście nie. Materialistyczno-deterministycznych koncepcji człowieka znamy wiele, ostatnio szczególnie modne są te, które czerpią inspirację z teorii ewolucji. Teoria ta (zwłaszcza w jej współczesnej, kosmicznej, nie zaś tylko biologicznej postaci) interpretuje świat jako dynamicznie rozwijającą się, jednorodną rzeczywistość, której ludzie są jednym z ogniw, niczym szczególnym od innych się nieróżniącym. Trudno tu z taką antropologią dyskutować, choć warto wspomnieć, że akceptacja teorii ewolucji nie musi prowadzić do takiego „zrównania” człowieka z resztą świata.

Co ważniejsze jednak: kto przeczy wolności człowieka, podważa sens moralnej odpowiedzialności i całej etyki. Może on uznać za wskazane, by odnosić się do człowieka tak, jakby był wolny, i wmawiać mu odpowiedzialność za czyny, których w gruncie rzeczy dokonać musiał. Podobnie wmawiamy psu, że „zawinił”, paskudząc na dywan (choć rozumiemy, że trudno psa na serio obciążyć odpowiedzialnością za to, co uczynił), taka reprymenda bowiem może stanowić silny bodziec skutecznie oduczający go zachowań dla nas niepożądanych. Na tym polega tresura. Kto odmawia człowiekowi wolności, ten sprowadza etykę do perswazji służącej podobnej tresurze. Nie ma wówczas sensu poważnie pytać, czy wolno klonować człowieka. Nie ma w ogóle sensu mówić, co wolno, a czego nie. Ewentualne oceny i normy mają taki sens - i uzasadnienie - jak oburzenie na psa za jego niewłaściwe (czytaj: niepożądane) zachowanie.

Jeśli więc człowiek jest rozumnym i wolnym podmiotem całego swego życia, to klonować jego duszy - na szczęście - się nie da. A skoro dusza nie poddaje się klonowaniu, a zarazem stanowi o duchowej identyczności i wyższości człowieka - to czy nie wynika stąd co najmniej przychylność wobec klonowania? Tak oto przechodzimy do kolejnego pytania:

Dlaczego nie wolno klonować człowieka?
Za akceptacją klonowania zdaje się przecież przemawiać nie tylko to, że dusza się go „nie ima”. Nietrudno wskazać także na poważne teologiczne racje, które - można sądzić - nie tylko pozwalają na różnorakie eksperymenty na człowieku (w tym także na klonowanie), ale wręcz do nich zachęcają. Pismo Święte rozpoczyna się od opisu stworzenia świata i człowieka. Opis ten utrzymany jest w specyficznej, archaicznej formie, a interpretacja wielu fragmentów do dziś nastręcza egzegetom wielu kłopotów. Stosunkowo wyraźnie jednak przebija przez pierwsze wersety Biblii teologiczne przesłanie, że Bóg uczynił człowieka koroną stworzenia i naznaczył go swoim szczególnym podobieństwem. Czyż nie jest to zaproszenie i zobowiązanie, by człowiek kontynuował dzieło stworzenia? „Chrześcijanie nie sądzą - zapewnia Sobór Watykański II w konstytucji Gaudium et spes - jakoby dzieła zrodzone przez pomysłowość i sprawność ludzi przeciwstawiały się potędze Boga, a stworzenie stawało się jak gdyby współzawodnikiem Stwórcy; przeciwnie, są przekonani, że zwycięstwa rodzaju ludzkiego są oznaką wielkości Bogai owocem Jego niewypowiedzianego planu”. Bóg, rzec można, świadomie dzieła stworzenia nie dokończył i wprowadził człowieka, by kontynuował cudowny proces formowania świata. Dlaczego z zakresu tej aktywności miałby być wyłączony sam człowiek? „Aktywność człowieka - uczy dalej Sobór - jak pochodzi od człowieka, tak też ku niemu się skierowuje”. Jak przekształcamy świat, by stał się lepszym mieszkaniem człowieka, tak też wspomagamy się nawzajem w osiąganiu przeznaczonej nam doskonałości. Temu służy organizacja życia społecznego, działalność wychowawcza, nade wszystko zaś sztuka medyczna. Czyż nie wymaga ona niekiedy głębokiej ingerencji, która umożliwia dalsze życie człowieka, ale zarazem ukierunkowuje jego rozwój? Dlaczegóż więc również drogą klonowania nie wpływać na kształt przyszłego społeczeństwa, przymnażać mu obywateli wyposażonych w szczególnie przydatne społecznie cechy i uzdolnienia?

Jest pewna zasadnicza różnica między tradycyjnym korzystaniem z wiedzy medycznej a klonowaniem. Celem terapii jest przywrócenie pacjentowi zdrowia, usunięcie ułomności i cierpień, które utrudniają jego rozwój. W tym sensie medycyna tradycyjna akceptuje człowieka takiego, jakim jest: nie zamierza go zmieniać, ulepszać, chce mu co najwyżej pomóc w osiągnięciu możliwie największej sprawności. Inny charakter ma klonowanie: jego celem jest wytworzenie określonej „rasy” ludzi, podobnie jak w przypadku klonowania roślin chodzi o produkcję pożądanych odmian. Celem działania przestaje być zastany człowiek, staje się nim „człowiek idealny”, odpowiadający zamysłom producenta klonów. W dalszej perspektywie celem staje się udoskonalenie całego gatunku: wyhodowanie populacji o wysokim ilorazie inteligencji, artystów obdarzonych wielkimi talentami, być może także odpornych na trudy robotników i żołnierzy. Jakich ludzi i ilu się wyprodukuje, zależy od społecznego zapotrzebowania.

Tak oto perspektywy budowania „nowego, lepszego świata” zachęcają, by dokonać zasadniczej zmiany kryterium wartości człowieka, a przez to zmiany kryterium moralnego wartościowania. Naczelną wartością nie jest już człowiek po prostu, ale jakiś człowiek: inteligentniejszy, silniejszy itp. Zycie ludzkie przestaje być cenne samo przez się; może być uznane za wartościowe, o ile spełni określone warunki wartościowości. Etyka świętości życia ustępuje miejsca etyce jakości życia.

Kiedy stoimy wobec człowieka psychicznie chorego, dziecka dotkniętego głębokim autyzmem, zdziecinniałego starca, wczesnego, a już dotkniętego schorzeniem płodu, albo wobec człowieka, który nieodwracalnie utracił przytomność - nie potrafimy często usprawiedliwić ich dalszego życia żadnym społecznym pożytkiem. Nie próbujemy nawet, bowiem każda taka próba chybiałaby celu, sprowadzając człowieka i sens jego życia do jakiegoś żałosnego pożytku. Nie wiemy, czy i jak głęboko cierpią ani czy chcieliby to cierpienie skrócić. Ale odnosimy się do nich z szacunkiem, staramy się im na miarę naszych możliwości pomóc - ponieważ rozumiemy, że stajemy przed tajemnicą drugiego człowieka; tajemnicą życia wewnętrznego, które on w sobie nosi podobnie jak każdy z nas - i która, podobnie jak nasza, jest bezcenna, a zarazem innym niedostępna.

Klonowanie z założenia eliminuje tę tajemnicę, a wraz z nią pełną uszanowania bezradność wobec kogoś, z kim bezpośredniego kontaktu nawiązać nie możemy. Celem klonowania jest wytwarzanie możliwie wyraźnie zdefiniowanych osobników, przeznaczonych do realizacji określonych zadań społecznych.To pierwszy powód, dla którego nie jestem entuzjastą klonowania ludzi.

Inny powód raz jeszcze nawiązuje do problemu klonowania duszy. Wprost jej klonować się nie da, to prawda. Prawdą jest też jednak, że to nie tylko dusza ożywia ciało, ale i na odwrót: ciało - z całą jego złożonością, powiązaniem wrażliwości zmysłowej, popędów, nastroju emocjonalnego, predyspozycji intelektualnych i charakterologicznych - wpływa na duszę. Im głębiej ingeruję więc w czyjąś strukturę cielesną, tym silniej wpływam na jego duszę. Klonowanie nie zapewni namnożenia identycznych osobników; wśród naszych znajomych są bliźnięta jednojajowe, które różnią się między sobą, choć chowały się w zbliżonych warunkach. W końcu zaś człowiek jest wolny: mocą własnych decyzji kształtuje swój charakter, rozwija upodobania, określa życiowy cel. Nadzieję, że drogą klonowania uda się uzyskać zastęp identycznie czujących i myślących ludzkich osobników, trzeba włożyć między bajki. Ale nie mniej bezsporne jest to, że wybierając osobnika, którego zamierzam klonować, bardzo silnie określam typ jego osobowości; o tym także przekonują nas znajome bliźnięta. Pytają niektórzy:

Czy nie stawiamy się w roli Boga?
Coś w tym jest. Zrodzone w naturalny sposób dzieci otrzymują część wyposażenia genetycznego od ojca, a część od matki, ale sposoby łączenia obu zestawów genów są niemal nieskończone, stąd każde dziecko (z wyjątkiem wspomnianych kilkakrotnie bliźniąt monozygotycznych) jest genetycznie różne, każde też stanowi „genetyczną niespodziankę”, zgotowaną rodzicom przez Stwórcę. Chrześcijanie od wieków odnosili się do poczętego dziecka jako do szczególnego, nawet jeśli niekiedy kłopotliwego, daru Boga, który uobecnia się w akcie miłości małżonków, oni zaś przyjmują takie dziecko, jakim Bóg zechce ich obdarzyć. Poprzez klonowanie człowiek świadomie chce usunąć tę niewiadomą.

Owszem, Bóg zaprasza, by kontynuować Jego stwórcze dzieło. Już jednak w odniesieniu do dóbr Matki Ziemi warto pamiętać, że człowiek ma to czynić, uwzględniając wzorzec pozostawiony przez Stwórcę - by również mógł powiedzieć, że wszystko, co czynił, było dobre. Stosunek do otoczenia nie może być wyłącznie konsumpcyjny; dobry gospodarz winien dbać o zlecone mu dobro i jego wzrost. Ogród rajski stanowi tu wart zastanowienia symbol. Ogród to nie dziki busz, ale też nie kamienna miejska pustynia. Dobry ogrodnik ani nie zostawia ziemi odłogiem, ani nie prowadzi gospodarki rabunkowej.

Człowieka tym bardziej nie można traktować tak, jak gdyby był własnością innych. Do człowieka Bóg ma prawo szczególne - i szczególne względem niego zamiary. W zwięzły i piękny sposób wyraził je Sobór w cytowanej już konstytucji „Gaudium et spes”, gdzie mówi się, że człowiek jest jedynym na Ziemi stworzeniem, którego Bóg chce dla niego samego. Jeśli protestujemy przeciw natarczywie podejmowanym przez rodziców wysiłkom zmierzającym do uczynienia z syna np. znakomitego lekarza (podczas gdy on akurat marzy, by być mechanikiem samochodowym), to zdajmy sobie sprawę, że klonowanie znacznie głębiej „ustawia” i podporządkowuje człowieka zamysłom klonującego.

Cytowany fragment „Gaudium et spes” ma piękny ciąg dalszy. Ojcowie soborowi podkreślają, że człowiek, którego Bóg chce dla niego samego, „nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”. By jednak zasmakować w takiej uszczęśliwiającej go miłości, musi najpierw doznać jej sam. Klonowanie stanowi propozycję powoływania do życia ludzkich osobników inną drogą, inne zresztą im cele, jak wspomniałem, wyznaczając. Odebranie poczętemu, a następnie rodzącemu się dziecku świata rodzicielskiej i rodzinnej miłości jest trudną do ogarnięcia krzywdą. Nie przypadkiem rodzina i naród określane są jako wspólnoty naturalne, ponieważ w nich rodzi się człowiek i za ich pośrednictwem buduje - jeszcze nieświadomie - zręby swej psychiki i kultury. Tego pierwotnego doświadczenia miłości nic nie zastąpi. Rozwija się dziś psychologia prenatalna oraz perinatalna (okołoporodowa) - i coraz wyraźniej okazuje się, j ak wielki wpływ na wrażliwość, stan ducha, odniesienie do innych ludzi mają przeżycia dziecka przed narodzeniem. Zwłaszcza zaś sygnały miłości rodziców, które już wtedy do niego docierają; przeżycia i sygnały, których pozbawieni będą ci, którzy przyjdą na świat przez klonowanie.

Ks. prof. dr hab. ANDRZEJ SZOSTEK (ur. 1945 r.) jest rektorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Święcenia kapłańskie przyjął w Zgromadzeniu Księży Marianów. Pracę magisterską pisał pod kierunkiem kard. Karola Wojtyły. W badaniach koncentruje się na zagadnieniach etyki społecznej i życia ludzkiego, sumienia, argumentacji w etyce oraz jej związkach z antropologią. Jest członkiem Wydziału Filozoficznego Towarzystwa Naukowego KUL, Lubelskiego Oddziału Towarzystwa Filozoficznego i Zarządu Instytutu Jana Pawła II. W latach 1992-1997 był członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej.

Powyższy tekst jest skróconą wersją wykładu wygłoszonego 4 czerwca 2002 w ramach Uniwersytetu Latającego Znaku. Pełny tekst, razem z dyskusją, zostanie opublikowany w lutowym numerze miesięcznika „Znak”. Tam też znajdą się pozostałe wykłady ULZ wygłaszane od maja do grudnia ub.r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 2/2003