Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Już raz to przeżywaliśmy. W 2004 r. o podobnym osiągnięciu doniósł koreański naukowiec Hwang Woo-suk. Wtedy reakcje były podobne: entuzjazm wśród naukowców, dezaprobata wśród ludzi Kościoła.
Ale tamto doniesienie okazało się oszustwem. Hwang Woo-suk rzeczywiście klonował ludzkie zarodki metodą podobną do tej, jakiej użyto do sklonowania owcy Dolly, ale uzyskane przez niego klony zamierały po kilku podziałach komórkowych. Pozostałe wyniki Koreańczyk wyssał z palca na podstawie własnych wyobrażeń o tym, co można zrobić ze sklonowanymi zarodkami ludzkimi.
Tym razem doświadczenie wykonane przez Szukrata Mitalipowa i jego zespół z Oregon Health and Science University jest prawdziwe. Sprawdziła to redakcja czasopisma „Cell”, w którym opublikowano przełomowy artykuł. Jednak, choć Mitalipow i jego zespół sklonowali ludzkie zarodki i uzyskali z nich komórki macierzyste, początkowe etapy tej procedury wykonywał także Hwang Woo-suk. Pierwszeństwo w uzyskaniu sklonowanych ludzkich zarodków trzeba więc przyznać naukowemu oszustowi.
NEURONY WYHODOWANE
Mitalipow twierdzi, że jego doświadczenia nie są wynikiem jakiegoś szczególnego odkrycia. Po prostu żmudnie udoskonalał metodę stosowaną od czasu sklonowania owcy Dolly i dostosowywał ją do „wymagań” zarodków ludzkich, tak aby te nie tylko przeżywały samą procedurę, ale również z sukcesem rozwijały się później.
Naukowcy z jego zespołu przenieśli jądro ludzkiej komórki skóry do ludzkiego oocytu, z którego uprzednio usunęli jego własny materiał genetyczny. Tak zrekonstruowany zarodek pobudzali do rozwoju i hodowali in vitro do stadium blastocysty, tzn. składającego się z ok. stu komórek pęcherzyka zawierającego właśnie zarodkowe komórki macierzyste. Następnie izolowali i namnażali w laboratorium owe komórki, uzyskując tzw. linie komórkowe, tzn. populacje komórek, które można pobudzić do różnicowania w różne typy komórek ciała (neurony, komórki mięśniowe itp.). Takie linie komórkowe można zamrażać w ciekłym azocie, przechowywać przez dowolny okres, przewozić – choćby na drugi koniec świata – a następnie rozmrażać bez szkody dla ich przyszłych zdolności rozwojowych.
Jakie są zalety uzyskanych w ten sposób zarodkowych komórek macierzystych? Genetycznie są one zgodne z informacją genetyczną dawcy jądra komórki, której użyto do klonowania. Owa zgodność powoduje, że np. „wyhodowane” w ten sposób neurony są genetycznie identyczne z dawcą. Innymi słowy: po zastąpieniu takimi neuronami np. ubytków w nerwach wywołujących paraliż, znika groźba odrzucenia przeszczepu.
ETYKA I NOWOTWORY
Dziś znamy również inne metody uzyskiwania w pełni zgodnych genetycznie komórek zastępczych, które mogą służyć jako materiał przeszczepu. Są to tzw. indukowane komórki macierzyste. Uzyskuje się je nie ze sklonowanych zarodków, lecz ze zwykłych komórek somatycznych, które różnicuje się w komórki macierzyste nabierające zdolności przekształcania się w nowe typy komórek. W 2012 r. za opracowanie tej metody japoński biolog Shinya Yamanaka dostał Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii.
Takie zabiegi nie wywołują kontrowersji etycznych, gdyż procedura nie wymaga manipulacji na zarodkach. Wiążą się jednak z ryzykiem przekształcenia się modyfikowanych komórek naprawczych w komórki rakowe. Do ich uzyskania zwiększa się bowiem liczbę genów zaangażowanych w kontrolę podziałów komórkowych – te zaś mają wpływ na powstawanie nowotworów.
Dzięki badaniom Mitalipowa mamy więc do wyboru: etycznie naganne – jak mówi Kościół – zarodkowe komórki macierzyste, których zastosowanie nie budzi zastrzeżeń terapeutycznych, i etycznie „czyste” indukowane komórki macierzyste, których zastosowanie może się wiązać z ryzykiem powstania nowotworu.
O tym, dlaczego Kościół potępia klonowanie zarodków, skłaniając się do wyboru badań nad użyciem indukowanych komórek macierzystych niewymagających klonowania, pisze w tym numerze „TP” s. Barbara Chyrowicz. Jeśli nauka nie pokona ograniczeń związanych z potencją rakotwórczą aktywności tych komórek, taki wybór może jednak okazać się pułapką.
Konieczność podjęcia ryzyka jest wpisana we wszystkie badania biomedyczne, a rozwój medycyny pociąga za sobą nieudane eksperymenty. Pierwsze próby przeszczepów serca, jeśli w ogóle kończyły się sukcesem, przedłużały pacjentom życie zaledwie o parę dni. Chodzi o to, aby ofiary ograniczyć do bezwzględnego minimum. Także dziś, po doświadczeniach Mitalipowa, biomedycy podejmą ryzyko bez oglądania się na zastrzeżenia etyczne.
KLON TO INNY CZŁOWIEK
Teoretycznie opracowanie metody klonowania ludzkich zarodków otwiera także możliwości klonowania reprodukcyjnego: zamiast uzyskiwać komórki macierzyste ze sklonowanych zarodków można je wprowadzać do dróg rodnych kobiet, gdzie najprawdopodobniej (choć nie będzie to pewne do chwili, kiedy ktoś takiego doświadczenia nie wykona) implantowałyby się, zamieniałyby się w płody, a następnie – w noworodki.
To jednak mało prawdopodobne. Wykonanie zabiegu klonowania reprodukcyjnego byłoby mało wydajne. Wiemy to na podstawie obserwacji klonowania zwierząt laboratoryjnych i hodowlanych, kiedy nie mamy do czynienia z ograniczeniami uzyskiwania wielu komórek jajowych i samic-biorczyń zarodków. W przypadku ewentualnego klonowania reprodukcyjnego człowieka te problemy mnożyłyby się na potęgę.
Już samo uzyskanie wielu komórek jajowych jest ogromnym problemem. Pozyskanie kobiet chętnych do donoszenia ciąży ze świadomością, że uda się to w jednym przypadku na sto, graniczy z niemożliwością. Sam pomysł klonowania reprodukcyjnego jest zresztą czystym szaleństwem: nie ma żadnego medycznego zastosowania (poza jednoznacznie zbrodniczym, tzn. klonowaniem ludzi z myślą o „częściach zamiennych”, co jest sprzeczne z wszelkimi zasadami prawnymi, o etycznych i moralnych nie wspominając).
Podjęcie klonowania reprodukcyjnego człowieka może być jedynie wynikiem kaprysu kogoś, kto wymyśli sobie, że skopiuje samego siebie. Ale taki pomysł jest również absurdalny. Sklonowanie samego siebie nie przedłuży nikomu życia. Klon, choć fizycznie podobny do pierwowzoru, będzie jednak zupełnie innym człowiekiem, w innym wieku, z własną osobowością i psychiką. Będzie to jakby dziecko „oryginału”, podobne do niego właśnie w wieku dziecięcym.
Chęć posiadania dzieci można zaspokoić dzięki o wiele bardziej pewnym metodom.
Życzenie posiadania kopii samego siebie pozostanie więc wyłącznie kaprysem. Wydaje się, że nie ma żadnej medycznej przesłanki, by z myślą o tym prowadzić badania – a bez nich podjecie takich prób będzie z góry skazane na klęskę.
KONIECZNY ZAKAZ
Tego typu zapewnienia nikogo jednak nie uspokoją. Fantasmagorie mają bowiem dłuższy żywot niż wnioski oparte na rzetelnej analizie. Nie można również wykluczyć, że naukowcy podejmą próby klonowania reprodukcyjnego. W końcu szaleńców jest wokół wielu – od osób trzymających w zamrażarkach własne noworodki, po zwyrodnialców seksualnych porywających kobiety i przetrzymujących je przez lata w potwornych warunkach.
Przypomnijmy jednak, że takie indywidualne przejawy szaleństwa wymagają o wiele mniejszych nakładów niż wcielenie w życie zamiaru uzyskania własnego klonu. Zbudowanie dla swoich ofiar bunkra w piwnicy jest niczym w porównaniu z powołaniem specjalistycznego laboratorium z wyszkolonym personelem, gdzie potajemnie klonowano by ludzi, uzyskiwano komórki rozrodcze i werbowano kobiety mające donosić takie ciąże.
Absurdalność takich pomysłów nie zwalnia nas z obowiązku wprowadzenia zakazu klonowania reprodukcyjnego. I to właśnie teraz. Doświadczenia Mitalipowa to zapewne moment zwrotny w tej dziedzinie.
Prof. JACEK KUBIAK jest biologiem, pracownikiem naukowym CNRS i Uniwersytetu Rennes 1 we Francji. Stale współpracuje z „TP”.