Reguła przetrwania

Istnieje wiele fraz na opisanie stanu sumienia: kogoś ruszyło, ktoś jest bez sumienia... Ale czym sumienie właściwie jest? Dyskutują: psycholog dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska, filozof prof. Jacek Filek i etyk ks. prof. Andrzej Szostek. Wysłuchali: Maciej Müller, Tomasz Ponikło
Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska / fot. Grażyna Makara /
Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska / fot. Grażyna Makara /

Ewa Woydyłło: Ktoś ma czyste sumienie, ktoś brudne...

Ks. Andrzej Szostek: ...ktoś inny jest człowiekiem sumiennym, np. dobry pracownik zachowuje się porządnie, nawet kiedy nie ma świadków i nikt go nie wynagrodzi za dobro, ani nie ukarze za zło.

Ewa Woydyłło: A gdyby się sobie sprzeniewierzył, gryzłoby go sumienie... Zakładamy bowiem, że chodzi o człowieka, który sam sobie jest probierzem i busolą. Sumienie zostało w nim ukształtowane jako dobry towarzysz, choć inni mogą sumienie odbierać jak wewnętrznego policjanta.

Ks. Andrzej Szostek: Sumienie jawi się zwykle nie jako partner, ale jako zwierzchnik. Rozkazuje, a nie jest kimś, z kim prowadzi się partnerski dialog. Daleki jestem od akceptacji poglądów Freuda na naturę sumienia, ale samą nazwę superego uważam za znakomitą: wskazuje, że jest we mnie równocześnie ktoś, kto chce być nade mną. Osąd sumienia jest moim własnym przekonaniem, choć zarazem ja jestem tym, kto temu osądowi podlega.

Ewa Woydyłło: Mówi się, że jest to "rodzic w nas". Superego to głos, który nakłada na nas powinność - tak jak kontrolowali nas ojciec czy matka.

Jacek Filek: Istnieje także zwrot człowiek bez sumienia, który odsyła wprost do Starego Testamentu. Bez sumienia to tyle, co bez serca. Serce jednak, obecne w myśli chrześcijańskiej, nie zrobiło kariery, a sumienie - tak. W językach greckim i łacińskim sumienie to tyle, co świadomość. Filozofia używa jednak terminu "świadomość" w znaczeniu, które w języku polskim z sumieniem się nie pokrywa. Etymologicznie jednak fenomen sumienia jako władzy sądzenia wywodzi się ze świadomości. Czym więc byłaby świadomość sumienna?

Ks. Andrzej Szostek: W łacinie pojawia się przymiotnik: conscientia moralis, wskazujący na coś więcej niż tylko związek sumienia ze świadomością. Sumienie to współwiedza - samowiedza, która ma wymiar normatywny. Mamy też termin prasumienie, który kojarzy się z pierwszą zasadą praktyczną: "czyń dobro, unikaj zła". Nie należy jej rozumieć banalnie: "należy czynić to, co należy czynić, a unikać tego, czego należy unikać". Prasumienie wskazuje na podstawową zdolność postrzegania dobra jako tego, co należy czynić; co wytrąca mnie z bierności. Domaga się działania, które zmierza do pomnażania dobra i pomniejszania (unikania) zła. Nabudowane niejako na nim sumienie jest sądem w sensie logicznym, pretenduje do prawdziwości. Owszem, towarzyszą mu zwykle silne emocje, ale istotą sumienia są nie emocje, a właśnie sąd, a zarazem osąd. "Ale zrobiłeś świństwo!" - to przykład wywoływania w kimś wyrzutów sumienia. Odwołuje się do tego, co faktycznie miało miejsce i co jest tego osądu-wyrzutu racją.

Ewa Woydyłło: Proponuję jednak myśleć o sumieniu jako świadomości siebie, zgodzie z własnym systemem wartości, a przede wszystkim - jako o wewnętrznym głosie, który ocenia moje postępowanie. Kiedy komuś wyrzucam jego świństwa, nie ma to nic wspólnego z moim sumieniem. Moje sumienie mówi mi, co ja wczoraj zrobiłam. Jeżeli oddam mu głos, mam wgląd w siebie. Czasem mogę wręcz poprosić je, by sumienie się odezwało. Mogę próbować niewyrobione sumienie obudzić, zdobyć się na odwagę i zapytać drugiego człowieka: "czy to, co wczoraj powiedziałam lub zrobiłam, było dobre, czy złe?".

Jacek Filek: Źródłowym doświadczeniem jest sumienie własne, a najważniejszym pytaniem - to o nas samych. I tu spotykamy się w pół drogi. Zgadzam się, że chodzi o świadomość moralną, ale nie wyłącznie o nią. Spójrzmy szerzej: sumienie to także świadomość egzystencjalna. Jeżeli życie pojmiemy jako zadanie, to fenomen sumienia łączy te dwa wymiary. Kiedy ktoś cierpi niepokój z tego powodu, że nie staje się sobą, to mówimy o sumieniu, które tłumaczy się w kategoriach egzystencjalnych.

Ewa Woydyłło: Kluczową rolę w tym połączeniu odgrywa system wartości. Sumienie działa bowiem w relacji z przyjętym, czasem narzuconym, a czasem ciężko wypracowanym, systemem wartości - chrześcijańskich, humanistycznych, materialnych... Sumienie to instrument, który rezonuje z moim systemem wartości. Bo poza nim brak mi stałych punktów zaczepienia dla samooceny. Postępuję zgodnie z sumieniem, kiedy żyję w zgodzie z wyznawanymi wartościami - traktuję je przecież jako wskazówki na życie.

Część duszy?

Ks. Andrzej Szostek: Oczywiście, moje sumienie odnosi się do mnie i do moich czynów. Mnie nie daje niekiedy spokoju, poruszając mnie jakąś prawdą, niewygodną dla mnie, bo domagającą się zmiany mego postępowania, czasem całego życia. Matka Teresa z polecenia zakonu uczyła w Kalkucie geografii. Szlachetne zajęcie. Ale co dnia przechodziła obok umierających w samotności. I nie mogła spać. Sumienie nie dawało jej spokoju tak dalece, że poprosiła o możliwość zajęcia się nimi. Nie wiem, czy kluczowy był tu system wartości, czy wrażliwość, która nie pozwoliła jej zagłuszyć głosu sumienia, głosu prawdy. Brat Albert, malarz, jakże cenny polski artysta w okresie zaborów, nie mógł z kolei znieść widoku krakowskich nędzarzy. Pytany kiedyś, czy nie żal mu talentu i pięknej artystycznej kariery, odpowiedział ponoć: "rozdałem dzisiaj 200 zup i niech ci to starczy za odpowiedź". Każdemu z nas grozi, że nie chcemy pewnych prawd przyjąć do wiadomości, bo są niewygodne, bo trzeba by zmienić swoje życie. Chcąc uspokoić sumienie, usiłujemy niekiedy tak postrzegać wydarzenia lub ludzi nas otaczających, by usprawiedliwić swoją bierność. Widząc żebraka, a nie mając ochoty mu pomóc, tłumaczę sobie: "to na pewno oszust". Tak próbujemy kupić sobie spokój, ale ceną tego spokoju bywa uśpienie sumienia, próba jego oszukania. A to znaczy: zamknięcie perspektywy własnego moralnego rozwoju. Kazimierz Brandys w latach 50. opisał spacer z dwiema nobliwymi Niemkami po Auschwitz. Widząc jego koszmar, jedna mówi do drugiej: "nie wiedziałam!". Brandys pyta: "nie wiedziałam czy nie chciałam wiedzieć?".

Jacek Filek: Jeśli już wyjaśniać fenomen sumienia poprzez odesłanie do wartości, to koniecznie trzeba odróżnić wartości ogólnie ważne od absolutnie indywidualnej wartości pojedynczego człowieka, której materia stanowi owo ja aksjologiczne. Moje ja empiryczne zawsze pozostaje w tyle za moim ja aksjologicznym. To ostatnie zawsze jest "nade mną", choć nie dysponuje policją, by skutecznie egzekwować jego realizację przez to drugie. Dzięki temu możemy odróżnić sumienie, które jest odpowiedzią na wartości ogólnie ważne, od sumienia, które zmaga się z wyjątkowością mojej własnej osoby. Oba domagają się urzeczywistnienia, z czego rodzi się konflikt wartości ogólnych z wartością indywidualną. Mogę więc być człowiekiem powszechnie szanowanym za działanie na rzecz wartości ogólnych, a jednocześnie zaniedbywać indywidualną wartość mojej osoby, jednak jedno nie powinno odbywać się kosztem drugiego.

Ks. Andrzej Szostek: Wartości wciąż konstytuują się we mnie, ich świat nigdy nie jest mi dany raz na zawsze, więc nigdy nie osiągam momentu, w którym mogę stwierdzić, że jakąś wartość w pełni poznałem. I to jest związek między codziennością a systemem wartości, który wciąż pogłębiamy, kształtujemy na nowo.

Ewa Woydyłło: Freud uważał wręcz, że dziecko przychodzi na świat z pierwotną amoralnością. Dopiero wpływ społeczny - wychowanie, autorytety - wytwarza atmosferę, w której rodzi się sumienie, zdolność rozróżniania dobra od zła. Wilczyca, która wykarmiła Romulusa i Remusa, nie przekazała bliźniętom systemu wartości wystarczającego do życia wśród ludzi. Oni jednak jako ludzie posiadali system rozróżniania treści, znajdujący się w korze mózgowej. Neurobiolog prof. Jerzy Vetulani mówi, że źródłem moralności jest biologicznie w nas zapisana empatia. Wykazują to eksperymenty: niemowlęta słysząc podniesione głosy, zaczynają się bać. Mój pięciomiesięczny wnuczek, trzymany w ramionach, słysząc naszego psa husky, który "śpiewa" (co brzmi jak przeciągłe łkanie) - zrobił buzię w podkówkę i zapłakał. Człowiek posiada wrodzony potencjał, który jednak może zostać zdeptany, skrzywiony, zniszczony. Ale dorastając bez nadużyć i krzywdy, każdy dorośnie do sumienia. Intryguje mnie to niezwykle: czyżby sumienie było częścią duszy? W swojej pracy psychoterapeutycznej widzę, że stosunkowo łatwo pomóc komuś wyrobić sumienie. Spotykam ludzi, np. w więzieniach, którzy nie mieli okazji ani doświadczyć dobra, ani go czynić. Pod wpływem troski, zainteresowania, zachęty: "Powiedz mi o sobie, zobaczmy, co się wydarzyło w twoim życiu" - taki człowiek ma łzy w oczach, które pokazują, jak cierpi. Czyli sumienie się obudziło. Może to taka część człowieczeństwa, która jest formą transcendencji, zdolność przekraczania siebie, wyzwalania się z determinacji ku własnym wyborom.

Poczucie

Ks. Andrzej Szostek: Budzenie sumienia to istotny element wychowania moralnego, które trzeba odróżnić od tresury. Zwierzę można nauczyć wielu rzeczy, o ile nie są przeciwne jego naturze. Tresować można również człowieka, a na pewnym etapie wręcz należy - np. by dziecko myło zęby, grzecznie odnosiło się do dorosłych itp. Ale istota wychowania polega na pomaganiu dziecku zobaczenia człowieka tak, by z tego zobaczenia wynikało określone zachowanie. Mała Kasia wali chochlą w patelnię. Mama tłumaczy: "Kasiu, przestań, taki hałas robisz, a babcia chce spać; przygotowała nam obiad, zmęczyła się, pozwól jej odpocząć". Z ust mamy nie pada żadne słowo oceniające, próbuje ona po prostu pokazać babcię - ale tak, by Kasia zobaczyła, czego jej w tej sytuacji robić nie wolno. Nie zawsze taka lekcja pomaga, jeśli nie - odwołujemy się do systemu kar i nagród ("Jak ja ci przyłożę tą chochlą..."). Nie wolno jednak rezygnować z prób pomagania dziecku, by samo zobaczyło, co trzeba, a czego nie wolno robić, nie z powodu spodziewanych kar lub nagród, ale z powodu człowieka, który samym sobą i swą sytuacją domaga się określonego zachowania.

Jacek Filek: Pytanie o wychowanie dzieci od razu ustawia nas w pozycji patrzenia na innych, myślmy jednak o naszym doświadczeniu źródłowym, czyli własnym sumieniu. Jak we mnie rodziło się sumienie? Pytanie jest ciekawe, ale odpowiedź nie zawsze pomoże zrozumieć sam fenomen sumienia. Oczywiście, że jest ono władzą sądzenia i że jego sądy pretendują do prawdy. Ale prawda jest na służbie poznania, akt sumienia jest zaś czymś pełniejszym niż samo poznanie. Sumienie jest też czuciem, jest czułe na wartości, jest aktem serdecznym - sumienny od sumienia, serdeczny od serca. To nie wszystko, potrzebne jest jeszcze zaangażowanie woli. Dlatego używam określenia poczucie. Znajduję w nim zarówno moment poznawczy (coś rozpoznaję), emocjonalny (czuję, że tak "warto" postąpić) i moment wolicjonalny (moja wola jest poruszona i chcę tak postąpić). Wola może być słaba, ale to przeżycie sumienne angażuje nie tylko poznanie (prawdę), ale również uczucie i wolę.

Ks. Andrzej Szostek: Pouczające jest w tym kontekście między innymi doświadczenie wstydu. Pamiętam park w Grudziądzu, przez który w latach 50. wracaliśmy z kolegami po szkole. Sprzątała tam ułomna kobieta, przez wojnę poraniona fizycznie (kulała) i psychicznie. Przezywaliśmy ją "Kula-pyt". Ona wpadała w złość, chwytała grabie i starała się nas nimi zdzielić. Któregoś dnia zaczynamy swą zaczepkę, a ona nic. Siedzi na ławce, z głową spuszczoną, zrezygnowana. Poddała się. Przez resztę drogi słowem o tym nie wspomnieliśmy i nigdy już jej nie drażniliśmy. Coś wtedy, ze wstydem, dojrzeliśmy. Dojrzeliśmy, to znaczy zobaczyliśmy coś, czego dotąd nie dostrzegaliśmy - ale to znaczy też: staliśmy się bardziej dojrzali. Dojrzewanie opiera się na dostrzeganiu dotąd niedostrzeganej i niedocenianej prawdy, prawdy o wartości - drugiego człowieka i własnej.

Jacek Filek: To prawda, ale nie cała. Zamiast mówić o sumieniu pouczynkowym, które jest doświadczeniem winy (a więc doszukujemy się źródeł sumienia w złu), wolę patrzeć na sumienie jako coś, co odsyła nas do przyszłości - to sumienie przeduczynkowe. Nie odpowiada mi jednak, że w ogóle są one uczynkowe - to bowiem rozbijanie człowieka na atomy, jakimi są uczynki właśnie. Uczynki nam się zdarzają, a chodzi przecież o całościowy sposób bycia. Sumienie przeduczynkowe miałoby więc dotyczyć tego, co zrobię ze swoim życiem: jestem świadom swej wolności i pytam się siebie, jak rozporządzić danym mi czasem. To pole dla sumienia egzystencjalnego, które też będzie mnie rozliczać, będzie niepokoić. O tym najciekawszym doświadczeniu sumienia podobnie mówią i Ewangelia, i filozofia: chodzi o zwroty tracić siebie i pozyskać siebie. To sumienie, które dając mi do zrozumienia, że życie jest zadaniem, jednocześnie wysyła mnie w przyszłość, domaga się wyboru sposobu bycia.

Ewa Woydyłło: Sumienie egzystencjalne jest bliskoznaczne z pojęciem świadomości. Sumienie to waga, która przechyla szalę ku dobru, ku złu, ocenia moje uczynki - zarówno te wykonane, jak i te do wykonania. Ale one są ze sobą połączone, bo sumienie na podstawie doświadczenia wytwarza we mnie owo poczucie. Poczucie to jest rezultatem obranej drogi; ono mi podpowiada, wskazuje, wręcz nakazuje. Zależnie od osobowości i temperamentu mała Kasia ucichnie, a Brat Albert zajmie się ubogimi. Ale to nie oznacza, że dziecko nadal hałasujące lub malarz, który tworzy w zapamiętaniu nie dostrzegając ubogich - nie ma sumienia. Sumienie to nie schemat do powielania.

Jacek Filek: Nie można żyć bez sumienia, ale można sumienia nie słuchać.

Ks. Andrzej Szostek: Oczywiście, decyzja Matki Teresy czy Brata Alberta nie jest żadnym osądem innych zakonnic pracujących na misjach ani innych malarzy, którzy zdecydowali się rozwijać swój artystyczny talent. Każdy ma swoją drogę rozwoju i swoją wrażliwość na określone wartości. Znamienne jest jednak, że w sumieniu łączy się wrażliwość na los innych z poczuciem odpowiedzialności za własne, raz dane mi życie, którego nie wolno mi zmarnować. To prawda, że wykracza ono poza konkretny czyn, ale też nie może tego czynu zgubić: dojrzewam, kształtuję swą osobowość poprzez określone decyzje i podjęte działania. Osąd-nakaz sumienia odnosi się do tych decyzji i działań, ale zawsze w perspektywie całościowego (egzystencjalnego) spełnienia lub niespełnienia siebie samego.

Ewa Woydyłło: Co więcej, nakaz ten jest rezultatem wzięcia jako swojej hierarchii wartości, którą mi ktoś - społecznie, rodzinnie, chrześcijańsko - przekazał. Kreacja samego siebie może być negatywna i pozytywna. Człowiek, który żyje zgodnie ze swoim sumieniem - jest zadowolony. Człowiek, który żyje niezgodnie ze swoim sumieniem, jest niezadowolony. Każdy z nas może w dowolnym momencie zapytać: czy jestem w zgodzie ze sobą? Jeżeli uczciwie przyznam, że tak, będę zadowolona. Ale mogę też, mimo spełniania najwyższych standardów, być nieszczęśliwa, bo robię nie to, czego po sobie oczekuję, nie to, do czego czuję, że jestem przeznaczona. Taki konflikt sumienia zawsze ma konotację poznawczą: muszę wiedzieć, co z czym się nie zgadza. Kiedy słyszę zgrzyt, cierpię.

Lustro

Ks. Andrzej Szostek: Ale przecież umiemy siebie samych oszukać. Twierdzenie, że sumienie będzie dręczyć mnie wyrzutami aż do śmierci, jest złudzeniem, bo ja tę busolę potrafię przesterować tak, by już mnie nie dręczyła. Życie zawsze mnie przerasta, stawia coraz to nowe wyzwania, wobec których często jestem bezradny. Wtedy właśnie pojawia się pokusa samooszukania: takiego ustawienia sumienia, by mi już nic nie wyrzucało.

Ewa Woydyłło: Mechanizmy obronne pomagają nam wygładzić ostre krawędzie, o które byśmy się pokaleczyli. Bez tych samooszczędzaczy, samooszukiwaczy - nikt z nas nie przetrwałby zbyt długo. Ale jest i dobra wiadomość: nie żyjemy na bezludnej wyspie. Mogę się wprawić w stan fałszywego błogostanu, zagłuszyć swoje sumienie - ale moje dziecko zacznie płakać, mama przyjdzie z wyrzutem, przyjaciel zapyta: "jak ty możesz tak postępować?". Moje sumienie obudzą inni.

Ks. Andrzej Szostek: Tymczasem krzywdzimy się łatwymi komplementami i obłudą. Kpimy z tych, do których się przed chwilą uśmiechaliśmy. A musimy być - uczciwie - dla siebie nawzajem lustrem. Czasem wręcz możemy je stworzyć: na czym np. polegają rekolekcje? Na wyciszeniu, na otwarciu się na głosy - także ten wewnętrzny, ale też innych, których na co dzień nie słyszę, nie bardzo chcę usłyszeć.

Ewa Woydyłło: Ale pamiętając, że tylko ten, kto kocha, ten, komu na tobie zależy - może uczciwie mówić ci o tobie. Prawdziwe lustro znajduje się w oczach i zachowaniu najbliższych. Nie możemy zakładać, że lustro jest wszędzie tam, gdzie są inni. Od drugiego człowieka przyjmę jakąś treść tylko wtedy, gdy budzi on we mnie szacunek i mu ufam. Jeśli ktoś zachowuje się wrogo, stawiam przed nim mur obronny.

Ks. Andrzej Szostek: Kiedy człowiek jest ospały, to trzeba go obudzić. Bywa, że momenty otrzeźwienia przychodzą same. Co krok spotykamy kogoś lub coś, czego do tej pory nie uwzględnialiśmy. Prof. Filek wspomniał, że jest wrażliwy na tę część prawdy, która nie została jeszcze sformułowana. Słusznie, bo inaczej grozi nam jednostronność, skrzywienie sumienia. Sztuka kształtowania sumienia polega też na tym, by dopowiedzieć to, co przemilczane.

Ewa Woydyłło: Skoro tak, to zapytajmy: czy swojego sumienia pilnować mam ja, czy inni? Życie ludzkie jest ciągłym stawaniem się. Wciąż uczymy się rozpoznawać dobro i zło, ale nie opanujemy tej umiejętności w pełni. Dlatego potrzebujemy luster - rekolekcji, rozmowy, biblioterapii. Nigdy nie nastanie chwila, w której człowiek miałby przestać potrzebować wsparcia. Dążenie do dojrzałości sumienia to proces, który zachodzi z każdą spowiedzią, zadumą, próbą samooceny, z każdym zwróceniem się do kogoś i wysłuchaniem go.

Jacek Filek: Przypomnę dwie moje tezy: że sumienie przeduczynkowe jest pozytywne i istotniejsze; oraz że głos sumienia, nakazy sumienia - odsyłają nas nie do pojedynczego uczynku, lecz do całości naszej indywidualnej egzystencji. Stąd sumienie jest świadomością własnej odpowiedzialności. Odpowiedzialność jest fenomenem pozytywnym, który odsyła mnie do przyszłości. Istnieje odpowiedzialność za innych, za świat, za to, co się wydarzy. Bycie jest dla człowieka nieuchronnie zawsze współbyciem. Jest takim związaniem z innym, w którym ja nie jestem tym pierwszym. Nie wychodzę od siebie, a na początku w ogóle mnie nie ma. Ja jestem dopiero dzięki ty. W filozofii dialogu nie chodzi o trywialny dialog z ludźmi, kulturami, religiami - ale o to, że detronizujemy ego. Zaczynamy myśleć nie od jestem, tylko od jesteś. Ty, który zwracasz się do mnie, oswajasz mnie i dzięki temu uświadamiam sobie, że ja to ja. Mnie nie ma bez Innego. Z tego wynika mocna ontologiczna i etyczna pozycja Innego. A więc bycie oznacza zarazem powinność. Hans Jonas doświadczenie Innego ukazał na przykładzie nowo narodzonego dziecka. Jego jest jest zarazem moim powinienem. I nie chodzi tu wcale o przejście od bytu do powinności - tu mamy jedność! Jego być znaczy, że ja powinienem. Podział na ontologię i etykę jest sztuczny i wytwarza sztuczne problemy. Nie ma też problemu przejścia od ja do ty, bo moje bycie jest nieuchronnie od razu współbyciem. I to na gruncie tego związania powstaje fenomen odpowiedzialności: nie tyle za własne czyny, co za to, co dzieje się wokół mnie.

Ks. Andrzej Szostek: Nie jestem skłonny wyrokować, które sumienie jest wartościowsze: przed- czy pouczynkowe. Myślę, że istotny jest ich wspólny fundament, prasumienie, zdolność postrzegania dobra, które wytrąca z obojętności. Ale to prawda: istotnym momentem budzenia mojej własnej podmiotowości - i mojej moralności - jest drugi. Przejmujące świadectwo i analizę tej "podmiototwórczej" roli drugiego przedstawił Lévinas. Ze śp. ks. Tadeuszem Styczniem pastwiliśmy się kiedyś nad eudajmonizmem właśnie dlatego, że to typ myślenia, który krąży wokół siebie. Tymczasem ja siebie jako siebie nie obudzę inaczej jak przez doświadczenie drugiego.

Wybór

Ewa Woydyłło: Nie jest to takie proste - przywołajmy św. Pawła: "nie czynię dobra, którego chcę, ale czynię zło, którego nie chcę". Zajmuję się leczeniem osób uzależnionych, a więc czyniących zło, którego nie chcą. Tylko jak to się ma do sumienia, które im mówi, że mają czynić dobro?

Jacek Filek: Tu wracam do poczucia. By dotrzeć do wartości, konieczny jest moment poznawczy, emocjonalny i - wreszcie - wolicjonalny. Ale wola jest słaba, a sumienie nie ma policji. "Chciałbym, ale innych rzeczy chcę jeszcze bardziej". I sumienie przegrywa. Jeżeli mówię znajomemu, że "nie mam czasu", to co to znaczy? Czas przecież mam, ale chcę go wykorzystać inaczej. Zgadzam się z określeniem przez Rahnera sumienia jako doświadczenia wolności, w którym uświadamiamy sobie swą odpowiedzialność. Ale już nie powiedziałbym, że wybór dobra jest czymś pierwotnym. Wybór pomiędzy dobrem a złem nie jest prawyborem. Kierkegaard twierdzi, że aby wybranie dobra miało wartość, to najpierw ja muszę być, samookreślić się, tak by ten, który wybiera dobro, był kimś, a nie nikim. Przed wybraniem dobra i zła jest zatem wybranie siebie, czyli wybranie wybierania. Jeśli nie pozyskam siebie, to mój wybór dobra i zła jest czymś abstrakcyjnym. Przy takim namyśle nad człowiekiem dochodzimy do tego, że doświadczenie moralne jest poprzedzone doświadczeniem egzystencjalnym; najlepiej tego nie rozdzielać, tylko rozumieć jako całość. Świadomy wybór wybierania cementuje osobowość, jest aktem pełnym powagi egzystencjalnej. Co do takiego człowieka Kierkegaard jest spokojny, że wybierze on dobro.

Ks. Andrzej Szostek: Lévinas i Jonas dodają, że budzenie zdolności wybierania pochodzi niekoniecznie ode mnie, ale bierze się z doświadczenia kogoś, kto - nieproszony - pojawia się w moim świecie. Ale ta zdolność wybierania, to ja chcę ma bardziej złożony charakter. Oto Jezus modli się w Ogrójcu. "Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie". Co tu znaczy ja chcę? Jedno "chcę" stoi w opozycji do kielicha, a drugie oznacza, że chcę, aby nie stało się to, czego ja chcę, ale to, czego chce Bóg. W jakiejś mierze dotykamy tu tego, co Karol Wojtyła nazwał transcendencją osoby w czynie. Wolność rozumie on jako samoopanowanie, co zachodzi też w sumieniu: to jest wprawdzie mój sąd, ale też mnie obowiązujący jako adresata. I to doświadczenie słabości nie jest specyficznie chrześcijańskie. Podobną refleksję jak św. Paweł wyraził wcześniej Owidiusz swoim video meliora proboque, deteriora sequor. Także miłość jako zasada życia nie jest monopolem chrześcijan. Przypomnijmy Antygonę, która na wyrzuty króla odpowiada: "współkochać przyszłam, nie współnienawidzić". Miłość bywa trudna, czasem boli, ale fatalnie, jeżeli celem człowieka staje się, by przestało go boleć to, co boleć powinno. Antoni Kępiński kiedyś opisał korespondencję między pilotem, który zrzucił bombę atomową na Hiroszimę, a psychiatrą, który się nim opiekował. I pytał, który z nich domaga się leczenia: żołnierz, który nie może spać, czy lekarz, który przekonuje pilota, że nie ma czym się przejmować?

Ewa Woydyłło: Właśnie ugruntowałam swoje przeczucie, że sumienie wymaga wielkiego hartu. Wielkiej mocy, siły, wielkiego człowieczeństwa. Prawe sumienie jest osiągalne dla każdego, ale z wielkim trudem. To nie jest ani automatyczne, ani naturalne. Nawet kiedy przyjmiemy kantowski model myślenia - choć lepiej się do tej teorii nie odwoływać, bo stwarza pole do uników - w którym sumienie to postępowanie w taki sposób, jak byśmy chcieli, aby stało się normą powszechną.

Jacek Filek: Co do "kielicha": w filozofii subiektywności, filozofii egologicznej, moja wola jest sama, jest samo-wolą. Nie prowadzi do wolności, lecz do przemocy. W filozofii dialogu moja wola nigdy nie jest sama, ale jest naprzeciw twojej woli. Znakomitą ilustracją są tu słowa modlitwy: "bądź wola Twoja". To jest właśnie wolność - moja wolność. W tym byciu jako związaniu, w relacji ja-ty są dwie wole - a moja wola dochodzi do wolności poprzez ustąpienie twojej woli. W tym właśnie związaniu szukać trzeba fenomenu sumienia.

Ks. Andrzej Szostek: Poruszamy tu problem sumienia w relacji do autorytetu. Jan Paweł II zwrócił uwagę, że człowiek często domaga się, by Bóg wytłumaczył mu ten sens, a wówczas będzie on gotowy pójść drogą Chrystusowej męki. Tymczasem odpowiedź Chrystusa brzmi: "najpierw pójdź za mną, bo tylko tą drogą choć trochę zrozumiesz to, czego teoretycznie wytłumaczyć się nie da". Są doświadczenia, które można zrozumieć wyłącznie wchodząc w nie. Są prawdy, których nie odkryję inaczej, jak przez akt zaufania drugiemu. Wracam pełen zachwytu z tatrzańskich szlaków, ale nie wyjaśnię swej radości człowiekowi, który mówi: "mogłeś przecież te szczyty obejrzeć przez lunetę". Mogę prosić tylko, by mi zaufał, by poszedł ze mną, poczuł wysiłek wspinaczki, fascynację zmaganiem z sobą i osiąganiem szczytów. Poddanie się woli Bożej to oczywiście sprawa znacznie poważniejsza. Modlitwa "bądź wola Twoja" nabiera często szczególnego znaczenia dopiero w świetle upartych i nędzne skutki przynoszących prób czynienia woli własnej. Takie doświadczenia uczą pokory.

Odpowieź

Jacek Filek: Ale tu znów trzeba przełomu. Klasyczne myślenie filozoficzne toczyło się pod znakiem zmysłu wzroku - metafor światła, obrazu, widzenia. Zaś myślenie starotestamentowe i myślenie filozofii dialogu odwołuje się głównie do słuchu - fenomen sumienia polega na głosie. Trzeba usłyszeć sumienie. Czyli posłuchać sumienia. A więc: być posłusznym. Tego elementu nie ma w metaforze światła, obrazu, widzenia - ale jest w metaforze głosu. To nie przypadek, że ten, który słucha - posłucha, i będzie posłuszny temu, co usłyszy. Posiadać sumienie to mieć wolę i wyrażać gotowość do słuchania, które pociąga za sobą posłuszeństwo. Czym jest zatem odpowiedzialność? Odpowiedzialność to odpowiedź. Pierwsze jest wezwanie, głos, prośba. Ja słyszę to Twoje wołanie i odpowiadam na nie, tym samym odpowiadając za Ciebie.

Ks. Andrzej Szostek: Rzeczywiście, zmysł wzroku, który dostarcza 90 proc. wszystkich zmysłowych danych, odsyła nas na zewnątrz, a słuch nas niejako uwewnętrznia. Specyficznym doświadczeniem związanym z głosem i słuchaniem jest dialog w konfesjonale. Do spowiedzi przybywa ktoś, kto chce przyznać się do zła, które popełnił. Z wiarą przychodzi do Boga, nie do księdza. W konfesjonale doświadczyć można szczególnie głęboko ludzkiej wielkości. Bo spowiednik nie słucha grzechów, słucha grzesznika - a to nie to samo. Dobry spowiednik, odwołując się do miłosiernego Boga, stara się zarazem postawić przed penitentem mądre i życzliwe lustro.

Ewa Woydyłło: Lustro dla ludzi - tak wnioskuję z moich doświadczeń z osobami pokaleczonymi, udręczonymi wyrzutami sumienia - których nęka sześć ludzkich problemów. Zdrada siebie, sprzeniewierzenie się sobie. Zdrada - okłamanie, zaniedbanie, odrzucenie - tych, których kocham. Niezadbanie o dobro, którego nie pomnożyłam, ale zaprzepaściłam. Nienawiść - gniew, złość, nieumiejętność wybaczenia - tkwiąca we mnie jak ość w gardle. Niekochanie nikogo, uczuciowa jałowość, która może zapanować nawet w małżeństwie. I poczucie, że krzywdzę ziemię, że przyczyniam się do brzydoty, robię coś, co plugawi świat wokół mnie.

Tylko że jeśli przychodzę do spowiedzi, by wyznać winy, ale trawi mnie jednak konflikt sumienia, proszę o pomoc, wyznaję swój ból, to dowiaduję się, że mam z tym bólem odejść, bo żaden duszpasterz owym konfliktom nie zaradzi; najwyżej nakieruje sposób myślenia. Sumienie nie zostaje uciszone, w efekcie może skłonić człowieka do buntu. Bo pozostaję ze swoim rozdarciem, niezgodą na siebie - i co wtedy? Czy mnie sumienie zadręczy, aż zechcę unicestwić siebie, aż zrezygnuję z czynienia dobra?

Ks. Andrzej Szostek: W konfesjonale - by wrócić jeszcze do tej szczególnej sytuacji otwarcia sumienia i jego głosu - dotyka się ludzkiej słabości: "nie daję sobie rady sam ze sobą". Czasem ksiądz powinien odesłać do psychologa, ale i odwrotnie. Martin Buber przypominał kiedyś, żeby psychiatra nie zapomniał, iż nie ma on władzy odpuszczania win. Pani jako terapeutka wie, o jakim doświadczeniu mówię: "popełniłem wielkie zło, którego nie da się naprawić". To ciężkie doświadczenie. Tu ani psycholog, ani ksiądz nic nie pomoże, ksiądz odsyła do Boga. Bo tajemnica krzyża polega na tym, by uwierzyć, że naprawdę - a nie w sensie metaforycznym tylko - ktoś niesie ciężar, który dla mnie jest nie do uniesienia. Wtedy tylko da się wyjść z sytuacji po ludzku nie do rozwiązania.

Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska jest psychologiem i terapeutką. Ostatnio opublikowała książkę "Buty szczęścia". Laureatka Medalu św. Jerzego przyznawanego przez redakcję "TP".

Prof. Jacek Filek jest filozofem, pracuje w Zakładzie Etyki IF UJ, wydał m.in. "Filozofię odpowiedzialności XX wieku" (2003), a w tym roku "Życie. Etyka. Inni".

Ks. prof. Andrzej Szostek jest etykiem, kierownikiem Katedry Etyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, byłym rektorem tej uczelni. Należy do zgromadzenia marianów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2011