Czas wewnętrzny

Jarosławski festiwal to miejsce spotkania. Dawnego ze współczesnym, mistrzostwa ze spontanicznością, modlitwy z tańcem, śpiewu ze słowem. Ludzi różnych pokoleń, nacji i wyznań. Takich miejsc jest u nas niewiele, za mało.

29.08.2004

Czyta się kilka minut

Łącznikiem jest oczywiście muzyka, choć znaczy tu ona coś więcej - modlitwę. Jednocześnie formuła festiwalu jest na tyle pojemna, że pozostawia każdemu z uczestników swobodę wyboru, miejsce na własne poszukiwania i spotkania.

Uszy szeroko otwarte

Gdyby po tegorocznych koncertach tworzyć olimpijską tabelę, pierwsze miejsce bezwzględnie zajęliby Grecy. Grecki Chór Bizantyjski z wielkim Likurgosem Angelopulosem wykonał “Akatyst" - jeden z najpopularniejszych hymnów Greckiego Kościoła Prawosławnego. Jego tekst, w całości lub fragmentach, pochodzi z ok. X wieku, muzyka zachowała się w dwóch kodeksach z XIII wieku. “Akatyst" prawdopodobnie śpiewany był już w 626 roku, kiedy podczas letniej nocy lud Konstantynopola dziękował Maryi Matce za ocalenie miasta i rozbicie floty Persów i Awarów. Wykonywany jest na stojąco (wskazuje na to sens greckiego słowa akathistos) - i tak też powinien być słuchany.

Grecy śpiewali niemal bez przerwy przez trzy i pół godziny, jednym i wieloma głosami, dostojnie, pochwalnie, wspaniale. Są takie momenty, w których słuchacz (krytyk) jest bezradny, staje z szeroko otwartymi uszami i zamkniętymi ustami. Kiedy słowo przestaje mieć znaczenie, bo nie zdoła zbliżyć się do muzycznego zdarzenia. Cała rzecz nie rozgrywała się bowiem tylko w muzyce, w dźwiękach. Śpiew zanurzony został w jakimś innym wymiarze, był pozbawiony czasu, jakby niematerialny. Choć nie był liturgią, tylko koncertem, stał się modlitwą. Najwspanialszą, bo w miejsce samotności wprowadzała szczególną Obecność.

Dzień wcześniej w dominikańskim kościele “Rozmowy z Cudowną Figurą" przedstawiła Márta Sebestyén, znana z krakowskiego Festiwalu Kultury Żydowskiej. Węgierka stała na środku świątyni, zwrócona ku średniowiecznej Piecie, wśród świec, w skupieniu. Wśród utworów znalazły się pieśni religijne i świeckie pisane w języku całkowicie dla nas niezrozumiałym, ale dzięki muzyce - kierunkom melodii, charakterowi fraz - docierały do nas sygnały tematów, rodziły się znaczenia. Słowa modlitw, jak ta za niedawno zmarłego ojca pieśniarki, słowa miłości, cierpienia i zdrady były coraz bliższe.

Festiwal w Jarosławiu jest zawsze szkołą muzyki, nieraz trudną. Choćby wtedy, kiedy Grecy bez cienia zmęczenia przez kilka godzin wprowadzali nas w swój niezwykły świat, wyprowadzali na głębię; słuchacze, chcąc być jak najbliżej źródła, siedzieli na posadzce, niewygodnie, ale wkrótce zapominało się o bólu ciała, przestawało się je czuć, jak podczas lewitacji. Albo wtedy, gdy Márta Sebestyén prowadziła specyficzną rozmowę, a my powoli uczyliśmy się nieznanego języka, nadawaliśmy słowom znaczenia. Rodził się język nowy - wspanialszy, bo wspólny. Choć każdy rozumiał go na swój sposób.

Wszystkie koncerty świata?

Przyjazdowi Jordi Savalla towarzyszyło gorączkowe oczekiwanie. Pierwotnie miał spędzić w Jarosławiu kilka dni, był zaledwie kilkanaście godzin. Jeszcze w piątkowy poranek udzielał w Krakowie wywiadu dla... “TP". Podczas próby, krótkiego czasu na rozpoznanie przestrzeni, dźwięki nie układały się jeszcze w muzykę. Były osobne, choć szukały tajemnych (alchemicznych) wzajemności. Natomiast pierwsze pół godziny koncertu w wypełnionej po brzegi jarosławskiej Kolegiacie było popisem maestrii. Utwory przechodziły w siebie płynnie, wynikały jeden z drugiego.

Anonimowe “Lamento di Tristano" (Savallowi towarzyszył bębniarz Pedro Estevan) było czystą goryczą. Cudownie nuconej przez Ferrana Savalla (syna) hebrajskiej kołysance “Nuomi, nuomi yaldatii" wtórował... płacz dziecka dochodzący z głębi świątyni. “Muzyka czasu i chwili" (taki tytuł nosił koncert) wydawała mi się tak piękna, że gotów byłem za nią oddać wszystkie koncerty świata. Czwarty z kolei “Danza ritual" był lekki, skoczny, żwawy. Po nim musiały rozlec się brawa. Solowe “Musicall Humors" Tobiasa Hume’a jeszcze uwodziło - podobnie humorzaste, jak dziecko, które znów zaczęło płakać... Ale kiedy młody Ferran (śpiew i teorba) rozpoczął swoją pierwszą improwizację, czar prysnął.

Nie wiadomo tylko, czy Jarosław stał się San Remo, czy miejscem eliminacji do festiwalu piosenki studenckiej. Teorba jak współczesna gitara, dwa ciągle powtarzane akordy, żałosne zawodzenia, a wśród słuchaczy pomruki niezadowolenia i nawet chichoty. Nastrój święta powrócił jeszcze podczas żywiołowej neapolitańskiej galliardy Antonio Valente: Jordi Savall rozpędza się, jego palce pokonują kolejne progi, głowa wiruje do taktu. “Pičces de viole" Marina Marais było kulminacją liryzmu - niemym śpiewem instrumentów, pełnym szlachetności i tańca. Po chwili Ferran znów zaczął swoją śpiewkę, brawa były coraz głośniejsze, hiszpańscy muzycy wychodzili sześć razy do bisu.

Dyrektor festiwalu Marcin Bornus-Szczyciński opowiadał mi o nocnej rozmowie z Jordim Savallem. Pytania dotyczyły także syna. Do niedawna Ferran kontestował muzykę dawną, kształcił się na gitarzystę. Właśnie rozpoczął studia lutniowe, zaczął odkrywać świat, po którym przewodnikami - jednymi z najwspanialszych - są jego rodzice. Jordi Savall świadomie pozwala na bunt, jak stary mistrz patrzy z politowaniem na zachowanie ucznia. Po koncercie Ferran Savall, otoczony wianuszkiem dziewcząt, do późna w nocy śpiewał, przygrywając na gitarze. Rano powiedział do ojca: “nie wiem jak ty, ale ja przyjeżdżam tu za rok". Nie uwierzę, póki nie zobaczę... Syndrom groopies pojawia się wszędzie, bez względu na okoliczności.

***

Festiwal zakończył recital fińskiej skrzypaczki Sirkki-Liisy Kaakinen Pilch (koncertmistrzyni gandawskiego Collegium Vocale Philippe’a Herreweghe), którego słuchałem już przez radio. Pierwsza była “Suita g-moll" z anonimowego XVII-wiecznego rękopisu klagenfurckiego (choć ostatnio jego autorstwo przypisuje się Johannowi Heinrichowi Schmelzerowi). Wirtuozowska, choć w wykonaniu Finki jakby nieśmiała. Druga była “Sonata A-dur »Nighean donn an ŕraidh«" - szkocki anonim z XVIII wieku wykorzystujący popularną piosenkę “Niezwykła dziewczyna o brązowych oczach". Lekka, skoczna, niemal ludyczna.

Dalej “Partita g-moll" Johanna Josepha Vilsmayra z 1715 roku i spełniająca rolę Litanii do Najświętszej Maryi Panny “Passacaglia" Bibera - melancholijna, zanurzona w retorycznym języku swojego czasu. Wspaniały w koncercie Sirkki-Liisy Kaakinen Pilch był ruch, rozwój: muzyka z powierzchni, zarysów, przechodziła do samej głębi, rdzenia. Dążeniem był oczywiście Bach i jego nieśmiertelna “Partita d-moll" (BMV 1004). Bach to las, las to tajemnica. Ale ten las miał ściśle wytyczone ścieżki, rozświetlone plany; jeśli ich dotąd nie widzieliśmy, właśnie zostały nam wskazane.

Przypomniały mi się słowa Bohdana Pocieja: “Wewnętrzny czas fenomenu muzycznego jest innym czasem niż czas tzw. codziennej czy potocznej rzeczywistości, inna jest jego szybkość, upływ, zwrot, rodzaj przepływu. Czas muzyki uzależniony jest od stopnia intensywności muzycznego fenomenu, gęstości zdarzeń". Festiwal to święto, czas niezwykły i niespotykany, podczas którego zawieszone zostają inne wydarzenia. W Jarosławiu jest to zawsze mocno odczuwalne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2004