Przybliżyć niebo

Pieśń Naszych Korzeni to nie jest zwykły festiwal. Bo Jarosław to nie jest zwykłe miejsce. Tam czuć bogatą historię, genius loci. Dostojne świątynie i stary rynek, choć z pozoru oddalone od głównych nurtów współczesnego życia, na kilka dni stają się ważnym punktem na muzycznej mapie.

11.09.2005

Czyta się kilka minut

Begońa Olavide i Ramiro Amusategui Prado /
Begońa Olavide i Ramiro Amusategui Prado /

W XVII wieku Jarosław słynął z jarmarków; przez kilkutysięczne miasto przewijało się nawet trzydzieści tysięcy kupców. Dlatego pierwsze jarosławskie festiwale (1992-1995) nosiły nazwę Jarmarków Muzyki Dawnej. Ale skojarzenie kupieckie jakby przestało wystarczać; wydarzenie rozrastało się, potrzebowało nowej, pełniejszej przestrzeni i nazwy. W 1995 roku w Jarosławiu zawiązano więc Stowarzyszenie “Muzyka Dawna".

“Celem głównym działalności Stowarzyszenia - czytamy w broszurze wydanej z okazji tegorocznego festiwalu - jest upowszechnianie wiedzy o tradycji poprzez jej czynne praktykowanie. Głównie tradycji z czasów, kiedy z racji znaczenia dla Europy Wschodniej Jarosław porównywany był do Frankfurtu nad Menem... Celem jest również odkrywanie tradycji śpiewu, głównie liturgicznego. Wynika stąd także prezentowanie dorobku artystycznego najlepszych europejskich zespołów, zajmujących się problematyką tradycji".

W tym roku pole eksploracji - po raz kolejny zresztą - rozszerzono o muzykę arabską. Podczas drugiego wieczoru wystąpiła Hiszpanka Begońa Olavide z zespołu Mudéjar (śpiew, psalterium) i Argentyńczyk Ramiro Amusategui Prado (‘ud) - w programie o wdzięcznym tytule “Muzułmanie i Żydzi w królestwie Al Andalus". Całość była delikatna i napięta jak struna, której rezonans zniszczyć może ledwie podmuch, ale lekko choćby wzbudzona potrafi wywołać rzadkie poruszenia duszy. Najpiękniejsze było finalne “Noches noches", które znaleźć można także na płycie Mudéjara “Al-Son" z 2003 roku. Niechby brzmiało i o poranku.

Dzień później arabsko-chrześcijańskie źródła odnajdywali także Włosi Stefano Albarello (śpiew, lutnia, kanun) i Fabio Tricomi (fidel, instrumenty perkusyjne), Libańczyk Ghazi Makoul (śpiew, ‘ud) oraz Marokańczyk Jamal Ouassini (fidel). Grając na zmianę na instrumentach arabskich i europejskich, z wykorzystaniem utworów z obu tych tradycji - łączyli je. Efekt? “Arabskie" wydawało się bardziej uliczne, dzikie, szorstkie; “zachodnie" jakby skodyfikowane, uładzone, matowe. To pierwsze jednocześnie potrafi być słodko szemrzące i tak ciche, jakby go nie było; jakby nie chciało być. Trzeba wytężyć słuch, by nie stracić go z oczu.

Nie można zapomnieć o kolejnej wizycie w Jarosławiu Greka Likurgosa Angelopoulosa - i kolejnym niezwykłym misterium. Tym razem Angelopoulos przywiózł ze sobą młodych przyjaciół z Rumunii - męski chór Byzantion (pod dyrekcją Adriana Sarbu), założony w 1997 r. z inicjatywy arcybiskupa Daniela, Metropolity Mołdawii i Bukowiny. Głównym celem rumuńskiego chóru jest odnowienie przekazywanej ustnie rumuńskiej tradycji śpiewu bizantyjskiego, m.in. przez badanie jego nielicznych pozostałości, których nie zniszczył komunizm, oraz szukanie zależności między idiomem greckim i rumuńskim.

A wspólnych miejsc jest wiele, o czym mogli się przekonać ci, którzy wciąż w uszach mają wspaniałe śpiewy Angelopou-losa z Greckim Chórem Bizantyjskim. Tym razem Główny Protopsaltis Konstantynopola stał jakby z boku; wspierał śpiew Byzantionu, by kilka razy swym potężnym jak rwący górski potok głosem wznieść nas, zebranych, na wyżyny, rozsadzić kopułę jarosławskiej Kolegiaty i przybliżyć niebo.

Kto choć raz zasmakował piękna greckiej czy rumuńskiej muzyki bizantyjskiej, ten z bólem uszu będzie przyjmował “pielgrzymkową", gitarowo-szarpaną tradycję, która z niewiadomych przyczyn i z przyzwoleniem nas wszystkich zalęgła się w polskim Kościele. Pamiętam sprzed kilku lat niezwykłe nabożeństwo w krakowskiej cerkwi prawosławnej przy Szpitalnej, podczas którego Angelopoulos i jego chór śpiewali - modlili się! - prawie siedem godzin bez przerwy. Z naszym śpiewem byłoby to niemożliwe. Uszy by tego nie wytrzymały.

Ale są światełka w tunelu. Jak choćby wspólny koncert zespołu Kantika (pod kierownictwem Kristiny Hofner) oraz łomżyńskiego chóru Voci Unite (opiekun Katarzyna Szmitko). Oto bowiem obok siebie stanęły doświadczone śpiewaczki-muzykolożki (z Niemiec, Włoch, Węgier) oraz młode polskie dziewczęta, które od kilku lat spotykają się w Szkole Podstawowej nr 7 w Łomży, by śpiewać muzykę dawną. Jeżdżą też po Kurpiach, by spotykać się z tradycyjnymi kantorami, zdobywać doświadczenie i wiedzę, i nieść ją dalej, w przyszłość.

W Jarosławiu Kantika i Voci Unite wykonały repertuar monodyczny i polifoniczny z XI- i XII-wiecznych rękopisów z Saint-Martial de Limoges. Jego temat to wywodzące z dawnej tradycji Kościoła rzymskiego “suche dni", podczas których cztery razy w roku, w każdej z jego kolejnych pór, trzy dni tygodnia (środa, piątek, sobota) poświęcone były modlitwom i postom; proszono o urodzaj, o pogodę, o Bożą opiekę i powołania kapłańskie.

Akurat była środa. Telewizyjne informacje przynosiły niepokojące wieści o tym, że całe połacie Europy zalane są przez wielką wodę. Msza na “suche dni" stała się więc prośbą o wstrzymanie deszczu. I chyba śpiew musiał się spodobać tam w górze, bo ulewy ustały. Nie wiem tylko, co z powołaniami, choć tak ładny śpiew młodych dziewcząt powinien im sprzyjać... Cóż, jak nie śpiew?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2005