Czas działa na korzyść Ukrainy

Rosnąca z każdym dniem ukraińska pewność siebie staje się kluczowym czynnikiem wojny. Sytuację Rosjan pogarsza z kolei oparcie na jednej koncepcji: spodziewano się, że będzie jak w Bagdadzie czy Kabulu.

27.02.2022

Czyta się kilka minut

Ukraińscy żołnierze w obwodzie ługańskim, 26 lutego 2022 r. Fot. ANATOLII STEPANOV/AFP/East News /
Ukraińscy żołnierze w obwodzie ługańskim, 26 lutego 2022 r. Fot. ANATOLII STEPANOV/AFP/East News /

Wszystko wskazuje na to, że plan podbicia Ukrainy przez Putina zupełnie się załamał. Nie ma wątpliwości, że przesądził o tym twardy opór Ukraińców. On sam mógłby jednak nie wystarczyć, gdyby nie coraz powszechniejsze wsparcie zewnętrzne.

Pierwsze komentarze zachodnich polityków – szczególnie niemieckich – miały w sobie stałą nutę defetystycznej bezradności. Wpisywało się to w strategię „czterech etapów” z serialu BBC „Yes, Minister” – w oryginale przypisywaną brytyjskiemu MSZ, lecz rozsławioną jako recepta Borisa Johnsona na pandemię. Na pierwszym etapie mówimy, że nic się nie wydarzy, na drugim – że coś się może wydarzy, lecz nic nie powinniśmy z tym robić, na trzecim, że coś powinniśmy z tym zrobić, lecz nic nie możemy, na czwartym – coś moglibyśmy z tym zrobić, lecz jest już za późno.


Atak na Ukrainę: Korespondencje, analizy, zdjęcia, wideo i podkasty. Sytuację w Ukrainie śledzimy na bieżąco, w aktualizowanym serwisie specjalnym


 

Nie jest niczym zaskakującym, że pomaganie skazanej na porażkę ofierze jest bardziej wymagające, niż układanie się z wygrywającym bandytą. To, do czego doprowadził ukraiński opór, nie jest już jednak żadnym dylematem. Każdy woli pomóc wygrywającej ofierze, niż wyrażać zrozumienie dla przegrywającego bandyty. Szczególnie, gdy sytuacja wpisuje się w schemat Dawid-Goliat. Właśnie ta dysproporcja, będąca źródłem wcześniejszego defetyzmu, jest dziś atutem Ukrainy. Żeby teraz odmówić z nią solidarności, trzeba byłoby mieć determinację. Nawet wielu etatowych „usprawiedliwiaczy” w rodzaju Matteo Salviniego czuje już, skąd wieje wiatr.

Narastająca z każdym dniem ukraińska pewność siebie stała się kluczowym czynnikiem tej wojny. Widać ją w dzisiejszych nagraniach z walk ulicznych w Charkowie. Rosyjscy żołnierze poruszają się niepewnie i reagują strachliwie. Ukraińcy są zdecydowani i całkiem wyluzowani jak na sytuację, w której się znaleźli. Tak się zachowuje wygrywająca armia.

Sytuację Rosjan pogarsza oparcie całej tej wojny na jednej koncepcji. Najwyraźniej spodziewano się, że będzie jak w Bagdadzie czy Kabulu – w obliczu niepodważalnej militarnej przewagi wszyscy Ukraińcy się rozpierzchną lub powitają Rosjan wiernopoddańczym ukłonem. To, że tak się nie stało, nałożyło się na drugą ważną cechę tej wojny, poza oczywistą dysproporcją sił. Jest nią społeczne podobieństwo stron. Zrozumiały język (a niejednokrotnie po prostu ten sam), brak znaczących różnic religijnych (nie mówiąc już o rasowych) czy wreszcie wspólne doświadczenia i upodobania wymuszają na agresorze ograniczenie środków. Widać to w scenach zatrzymywania czołgów przez zdesperowanych Ukraińców czy wrzucanych do sieci słownych utarczkach cywili z najeźdźcami.


Czytaj także: Kremlowscy specjaliści od propagandy w sieci to mistrzowie swojego fachu, ale gdy Putin rozpoczął wojnę w Ukrainie, chyba nikt nie zawiódł go bardziej.


 

Gdyby ćwierć wieku temu jakiś Czeczen położył się przed rosyjskim czołgiem, ten by pewnie jeszcze przyspieszył. Choć przecież leżący byłby obywatelem tego samego kraju. To, że Putin uwierzył w swoją propagandę dotyczącą Ukrainy, było najwyraźniej przyczyną braku „planu B”. Lecz to, że jego żołnierze wierzą, że Ukraińcy to tylko chwilowo zagubieni bracia Rosjanie, uniemożliwia stosowanie takich środków, które względem Czeczenów czy Kazachów byłyby pewnie oczywiste – systematycznych powierzchniowych bombardowań i regularnego strzelania do cywili. Stąd zapewne alternatywnego planu nie dało się po prostu stworzyć.

Czas działa na korzyść Ukrainy. Pozostaje pytanie o koszty, jakie musi ona jeszcze ponieść, zanim sytuacja atakujących stanie się tak zła, że będą musieli uciekać z podkulonym ogonem. Atomowe groźby Putina są przerażające – w końcu pięć dni temu nikt sobie nie wyobrażał, że można oblegać kilkumilionową europejską stolicę. Lecz są one najwyraźniej oznaką jego słabości.

Jedno się chyba Putinowi udało – przejdzie do historii. Tyle tylko, że nie jako ten, który odbudował sowiecko-rosyjskie imperium, tylko ten, który tego upiora przebił osikowym kołkiem. Przecież jeśli Rosji Putina nie udało się przez te cztery dni rzucić Ukrainy na kolana, to znaczy, że jest słabsza niż ktokolwiek sądził. Teraz zaś – poza obnażeniem słabości – dojdzie jeszcze powszechna pogarda dla jej imperialnych ciągot. Mamy za co dziękować Ukraińcom – Слава Україні!

Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Jarosława Flisa Zygzaki władzy

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2022