Ukraińska wojna ojczyźniana i największy błąd Putina

To największy kryzys bezpieczeństwa europejskiego od zakończenia II wojny światowej. I największy błąd Putina w polityce międzynarodowej na przestrzeni ćwierćwiecza jego rządów. Błąd, który może kosztować go władzę.

18.03.2022

Czyta się kilka minut

Prezydent Wołodymyr Zełenski przemawia do członków Kongresu USA.  Waszyngton, 16 marca 2022 r.  / FOT.  J. Scott Applewhite/Pool via Xinhua/Xinhua News/East News  /
Prezydent Wołodymyr Zełenski przemawia do członków Kongresu USA. Waszyngton, 16 marca 2022 r. / FOT. J. Scott Applewhite/Pool via Xinhua/Xinhua News/East News /

Lutowa eskalacja toczącej się ­dziewiąty rok wojny rosyjsko-ukraińskiej to przełom – Zachód wreszcie przyznał, że ta wojna się toczy. Wcześniej, od 2014 r., Zachód udawał, że Rosja nie zaatakowała Ukrainy na Donbasie, a Moskwa w rozmowach pokojowych występowała z Paryżem i Berlinem nie jako strona, lecz mediator.

Tym razem Zachód zachował się tak asertywnie nie dlatego, że Rosja napadła na inny kraj. Mocarstwa napadają na inne kraje (również mocarstwa zachodnie). Zachód zachował się tak asertywnie, gdyż Rosja złamała tabu i wojnę na pełną skalę przywlekła do Europy. Zachód w obliczu ataku na Ukrainę poczuł się zagrożony, bo widzi w Ukrainie nie rosyjską strefę wpływów, lecz ziemię coraz bliższą sobie kulturowo. To jeden z największych sukcesów Ukrainy po 1991 r. – wyjaśnienie części zachodnio- i środkowoeuropejskich elit i społeczeństw, że Ukraina to nie Rosja, wyjaśnienie, że atak na Ukrainę to atak na zachodni ład, i powiązanie losu Ukraińców z losami Niemców czy Amerykanów. Ukraińcy wyemancypowali się duchowo, teraz emancypują się w zachodnich głowach.

Ukraiński agnostyk

Podstawowym błędem Putina jest właśnie to, że nie wierzy w istnienie Ukrainy. Jest ukraińskim agnostykiem i to go zgubiło. W państwa trzeba wierzyć, żeby istniały, a Ukraińcy uwierzyli w swoje – zarówno w 2014 r., jak w 2022. Putin zjednoczył Ukraińców i jest, za przeproszeniem, jednym z ojców ukraińskiej nowoczesnej państwowości.

Ukraińcy przeszli od 1991 r. ogromną drogę. Nie, Ukraina u schyłku ZSRR nie była w tym samym miejscu, co Polska. Była w znacznie trudniejszym położeniu. Moskwa, inaczej niż w przypadku Kijowa, uznała wówczas niezależność Polski, wyprowadziła z niej wojska, a – co chyba najważniejsze – w Polsce panowała zgoda co do kierunku, w którym Warszawa ma kroczyć w polityce międzynarodowej. Polska do 2004 r. miała ogólnonarodowe cele, tymczasem gros Ukraińców i Ukrainek musiało sobie w tym czasie odpowiadać na fundamentalne pytania. Czy lepiej iść z Rosją czy z Zachodem? Czy istnieje naród ukraiński? Czy niepodległość Ukrainy to dobry pomysł? Z czasem odsetek wahających się spadał, ale wymagało to ogromnej pracy, paru rewolucji, lat wojen, rodzin, które się rozpadły.


ATAK NA UKRAINĘ | CZYTAJ WIĘCEJ W AKTUALIZOWANYM SERWISIE SPECJALNYM >>> 


Putin tego nie zauważył i dlatego myślę, że atakując Ukrainę zachował się racjonalnie – to znaczy wyprowadził logiczne wnioski z przesłanek, którymi dysponował. Problem w tym, że dysponował błędnymi przesłankami. Kremlowska propaganda okazała się tak skuteczna, że uwierzył w nią nawet jej autor. Nie docenił sam siebie i swojego, paradoksalnie być może największego i najbardziej trwałego, dzieła – walnego przyczynienia się do powstania nowoczesnego i jednolitego narodu politycznego Ukraińców. Tak. Putin postąpił podobnie jak w 2014 r., tylko że na znacznie większą skalę. Liczył, że rosyjsko­języczni Ukraińcy na południu i wschodzie kraju przywitają Rosjan z kwiatami i nie będą stawiali oporu. Tymczasem skala jednomyślności wśród Ukraińców jest znacznie większa dziś niż przed ośmioma laty, a ludzie z Charkowa nie uciekają kilkadziesiąt kilometrów na północ do Rosji, ale jadą ponad tysiąc do Polski.

Kreml na wstecznym

Putin poczuł się oszukany przez Zachód i zagrożony. Uznał, że Zachód po 1991 r. wykorzystał chwilę rosyjskiej słabości i odszedł od porozumień jałtańsko-poczdamskich, które dzieliły kawał świata pomiędzy Waszyngton i Moskwę. Putin chce wygrać zimną wojnę, choć ta już dawno się zakończyła. Putin jedzie na wstecznym pod prąd historii, wszyscy na niego trąbią, dają mandaty, a on pędzi i prędzej czy później musi doprowadzić do kraksy.


WOJNA Z KAŻDYM DNIEM STAJE SIĘ CORAZ BARDZIEJ BRUTALNA. Niepowodzenia na polu bitwy Rosjanie rekompensują zbrodniami na ludności cywilnej. | ANALIZA WOJCIECHA KONOŃCZUKA >>>


Staram się założyć putinowskie okulary. Odwracam w tym celu pojęcia. Wyobrażam sobie, że Stany Zjednoczone przegrały w 1991 r. zimną wojnę i się rozpadły. Związek Radziecki triumfuje. Najpierw w 1990 r. RFN przyłącza się do NRD. Później w 1999 r. Francja, Wielka Brytania i Włochy przyłączają się do Układu Warszawskiego, a w 2004 r. w ich ślad idą Meksyk i Panama. Następnie Sowieci przyciągają nawet dawne stany USA, w 2008 r. w Bukareszcie rozważają znaczne zbliżenie z Teksasem i Arizoną, a RWPG ogłasza program Partnerstwa Zachodniego i roztacza wizję podpisania umów stowarzyszeniowych przed Alaską i Kalifornią. Waszyngton w końcu przechodzi do kontrnatarcia i zbrojnie interweniuje w kilku dawnych amerykańskich stanach, w końcu rozpoczyna wojnę na pełną skalę.

Ciekawa konstrukcja? Tyle że idiotyczna i pozorna. Idiotyczna m.in. dlatego, że członkostwo w zachodnich organizacjach – NATO czy UE – opiera się na dobrowolności. Gdy w 1966 r. Paryż zawiesił swoje członkostwo w NATO, na francuskich ulicach nie zjawili się amerykańscy marines. A gdy Londyn zechciał odejść z UE, odszedł. Ta konstrukcja może być jednak pożyteczna, bo niewykluczone, że właśnie w ten sposób rozumuje Władimir Putin.

Do Rosji dobrowolnie mało kto prze. Zachód jest cywilizacyjnie atrakcyjny, a Rosja nie (poza nielicznymi wyjątkami), choć dawniej bywała. Różnie z atrakcyjnością putinowskiej Rosji bywa też wśród samych Rosjan. Dziś nie wiemy, jakim poparciem wśród nich cieszy się rosyjsko-ukraińska wojna. Nie wiemy tego z wielu powodów – m.in. dlatego, że Rosjanie na ogół nie wiedzą, co się dzieje, że sondażownie są niemal bez wyjątku kontrolowane przez państwo, że metodologia sondaży powstała z myślą o krajach liberalnych, nie autorytarnych, że odsetek odmów udzielenia odpowiedzi na pytania jest wysoki i wpływa to znacznie na rezultat sondaży, ale też dlatego, że w badaniach nie może padać pytanie o poparcie dla wojny: to słowo w Rosji zakazane. Miloš Forman powiedział kiedyś, że wolny kraj to taki, w którym można powiedzieć, że jest on nie-wolny.

Orkowie

Rosja ma głównie potencjał destrukcyjny, Moskwa często zyskiwała na niestabilności – finansowo i politycznie. Putin wywołuje lub eskaluje konflikty, po czym zgadza się nieco wycofać, summa summarum zyskując. Dwa kroki do przodu, jeden do tyłu.

Rosja może nazwać swój projekt cywilizacyjny Związkiem Radzieckim, Unią Eurazjatycką czy Russkim Mirem, ale widać, że król jest nagi – niemal nikt z Moskwą w żadne osobne moskiewskie cywilizacje nie chce się bawić. Wszędzie na świecie poza Białorusią język rosyjski jest w odwrocie. Rosja staje się pariasem międzynarodowym, a w ONZ rezolucji ją potępiającej sprzeciwiły się jedynie najgorsze reżimy planety – Syria, Korea Północna, Erytrea i Białoruś (być może dołączyłaby do nich jeszcze Wenezuela, ale Nicolás Maduro zalega ze spłatą składek członkowskich i w styczniu Caracas straciło prawo głosu). Moskwa nie mogła liczyć nawet na resztki sojuszników z obszaru poradzieckiego, jak Armenia czy Kazachstan (podobnie było zresztą w przypadku uznania Krymu). À propos Kazachstanu – przypomnijmy, że Rosja w tym roku interweniowała zbrojnie już w dwóch krajach Organizacji Współpracy i Bezpieczeństwa w Europie.

Nie jest jednak też tak, że cały świat poparł Ukrainę. To europejska iluzja. Mój przyjaciel z Chmielnickiego pisze mi odwrotnie – o poczuciu, że świat poparł orków (tak mówi się na Rosjan). Brazylia, Chiny, Indie – to tylko kilka krajów, które nie opowiedziały się po stronie Kijowa. A dziś neutralność oznacza sprzyjanie Moskwie.

Opłacalna moralność

W Polsce niemal całe społeczeństwo opowiedziało się po stronie Kijowa. Wśród wielu przyczyn takiego stanu rzeczy – choćby poczucia zagrożenia ze strony Rosji – ważna jest też ta, że to konflikt czytelny. Trudno połapać się w wojnach jemeńskiej czy syryjskiej, tymczasem tutaj mamy „dobrą” broniącą się Ukrainę oraz „złą” atakującą Rosję, Dawida i Goliata, walczącą o niepodległość dawną prowincję z odczuwającym bóle fantomowe po utraconym imperium agresorem.

W tym kontekście wracam myślami do białoruskich protestów z lat 2020-21. Dziś Białoruś nie jest już suwerennym krajem, została de facto wchłonięta przez Rosję, a polska granica z tą ostatnią nie liczy już 100, lecz 500 kilometrów. Pokazuje to bardzo konkretnie, jak ważne jest wspieranie sił demokratycznych i niedopuszczanie do rządów tyranów. Bagatelizowany często Łukaszenka utorował Rosjanom marsz na Kijów.

Polska stała się jednym z największych beneficjentów pauzy w starciu Zachodu i Moskwy. Stała się częścią tego pierwszego tak instytucjonalnie, jak i do pewnego stopnia mentalnie. Dziś jej położenie jest szczególne. W pierwszej fazie wojny rosyjsko-ukraińskiej (2014-22) dwa kraje graniczyły z obiema stronami konfliktu: Polska i Białoruś. Teraz istnieje tylko jeden kraj, który graniczy z wszystkimi trzema stronami: Polska.

Dziś w Paryżu nie pada pytanie, czy należy umierać za Gdańsk, lecz za Charków – choć odpowiedź jest wciąż ta sama. Błędem Zachodu było jednak to, że nie posunął on się dalej na wschód, gdy był na to czas. Błędem było przyzwolenie Putinowi na aneksję Krymu czy kolejne wojny w Europie Wschodniej. Błędem było nierozpoznanie Rosji jako zagrożenia dla bezpieczeństwa NATO w takim stopniu, w jakim tym zagrożeniem się okazała. Teraz się to zmienia – w sposób bezprecedensowy, choć zobaczymy, na ile trwała będzie to zmiana. To samo dotyczy prywatnego kapitału. Nie mam wątpliwości, że znaczna część zachodnich marek wycofuje się z Rosji, bo akurat dziś moralność im się opłaca.

Cień Pekinu

Putin traci zaś wiele, a Ukrainę może i zdobędzie militarnie (choć jest to coraz mniej prawdopodobne), ale nie będzie w stanie jej kontrolować. Zdobycie kluczowych ukraińskich miast musiałoby skończyć się wariantem znanym z Groznego czy Aleppo (do tych miast symboli dołącza Mariupol), zdobywaniem Kijowa budynek po budynku – opór Ukraińców będzie ogromny. A już na pewno nie zdobędzie Putin ukraińskich dusz. Putinowska Rosja po raz pierwszy walczy na obszarze poradzieckim z przeciwnikiem, który dysponuje silną armią. Jak w czwartym dniu wojny na Face­booku napisała reporterka Małgorzata Rejmer: „Miał być »Czas apokalipsy«, ale póki co tak się ta wojna Ruskim rozłazi, że chwilami wychodzą im »Przygody dobrego wojaka Szwejka«”.


Memy z Putinem czy zdjęcia pokazujące rosyjskich żołnierzy, którzy utknęli w windzie, potrafią skutecznie zagłuszać strach i mobilizować Ukraińców do obrony ojczyzny, szczególnie przy świadomości militarnej przewagi przeciwnika. Aż się chce wykrzyknąć za Asteriksem i Obeliksem „ale głupi ci Rzymianie!”, bo dziarska Ukraina może się kojarzyć z komiksową wioską niepokonanych Galów. Czytaj rozmowę z Olgą Drendą


 

Horyzont planowania Putina może być jednak krótki. Niewykluczone, że chce on zdobyć Ukrainę za wszelką cenę, a koszty jej kontrolowania przerzucić już na przyszłych przywódców Rosji. Niewykluczone też, że nie planuje zająć całego kraju, lecz zatrzyma się np. na linii Zbrucza i pozostawi kadłubowe państewko ze stolicą we Lwowie. Najpewniej ma oba te plany i wiele innych, i – jak na ogół Kreml robi – będzie realizował te bądź inne w zależności od rozwoju sytuacji. Ta zaś jest, na razie, niesprzyjająca dla Moskwy.

Rosyjska agresja najpewniej umocni świat blokowy. Waszyngtonowi nie udało się wykonać „odwróconego Nixona” i odciągnąć Moskwy od Pekinu. Dziś Rosja i Chiny są ze sobą bliżej niż kiedykolwiek. W skali globalnej to Pekin jest największym politycznym zagrożeniem. Rosja chce zrewidować ład międzynarodowy, podczas gdy Pekin – wywrócić go do góry nogami. Rosja, oddalając się od Zachodu i stając się coraz bardziej klientem Chin, osłabia samą siebie. Rosja, ta agresywna stacja benzynowa planety, nie jest bowiem samodzielnie w stanie zagrozić światu w takim stopniu, w jakim zrobiły to Niemcy nazistowskie (a lubimy takie analogie przeprowadzać). W 1939 r. Niemcy były światową potęgą gospodarczą, tymczasem Rosja to kraj o PKB wielkości Korei Południowej.

Podpalacz świata

Chaos, który sieje Putin, na długo odwróci też uwagę świata od takich kluczowych spraw jak katastrofa klimatyczna. W ten sposób cała planeta zapłaci za obsesję kagiebisty.

Putin jest podpalaczem świata i wielu zastanawia się, gdzie jeszcze może uderzyć, jeśli go nie zatrzymamy. Na ogół mówi się o Polsce lub Bałtach, ale on wcale nie musi ryzykować ataku na terytorium natowskie – zamiast tego może długo podpalać Europę przy samych granicach sojuszu. Istnieje kraj, który, po pierwsze, jest częścią Zachodu, po drugie, nie jest częścią NATO (choć UE już tak), po trzecie, był częścią Imperium Rosyjskiego, po czwarte, graniczy z Rosją. To Finlandia i to ją atakując Putin mógłby uderzyć już bezpośrednio w Zachód, nie narażając się na uruchomienie artykułu piątego.

Być może też uwaga świata niebawem przesunie się na Bałkany. Te należą już w całości do NATO, poza trójką krajów stanowiących jeden z najbardziej zapalnych regionów w Europie – Serbią, Bośnią i Kosowem. W ubiegłym tygodniu rosyjski ambasador w Sarajewie skomentował natowskie aspiracje Bośni: „Jeśli ona zdecyduje dołączyć do czegoś, to jej sprawa. Inna kwestia – nasza reakcja. Na przykładzie Ukrainy pokazaliśmy, czego oczekujemy. Jeśli pojawi się niebezpieczeństwo, zareagujemy”.

Wybitny ukraiński historyk Jarosław Hrycak pisał ostatnio na łamach „Ukraińskiej Prawdy”, że wojna rosyjsko-ukraińska potrzebuje języka, którym moglibyśmy ją opisać. Proponował nazwanie jej Wojną Ojczyźnianą. Ukraińska Wojna Ojczyźniana zastąpi w głowach Ukraińców niemiecko-sowiecką Wielką Wojnę Ojczyźnianą. Zastąpi ją, bo dziś Ukraińcy mają inną ojczyznę – i wierząc w nią, już stali się symbolem XXI-wiecznej walki o zachodnie wartości. Dziś to Zachód musi równać do Ukrainy, nie Ukraina do Zachodu.      © 

Autor jest reporterem, laureatem Nagrody Nike za książkę „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku”. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz zajmujący się Europą Wschodnią, redaktor dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”. Autor książki „Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium”, Czarne 2018.  Za wydany w 2020 r. reportaż „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” otrzymał podwójną… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Ukraińska wojna ojczyźniana