Cud w czterech ścianach

Genialnej muzyki napisanej na Wielkanoc jest co niemiara. Genialnych wykonań – również. Szukajcie, to znajdziecie. Również w zakamarkach YouTube’a.

06.04.2020

Czyta się kilka minut

Próba „Pasji wg św. Łukasza” Krzysztofa Pendereckiego w reżyserii Grzegorza Jarzyny, w Alvernia Studios. Alwernia k. Krakowa,  29 marca 2012 r. / JACEK BEDNARCZYK / PAP
Próba „Pasji wg św. Łukasza” Krzysztofa Pendereckiego w reżyserii Grzegorza Jarzyny, w Alvernia Studios. Alwernia k. Krakowa, 29 marca 2012 r. / JACEK BEDNARCZYK / PAP

Wygląda na to, że przed tegoroczną Wielkanocą wszyscy zadumają się nad kruchością życia i niepewnością czasów, w jakich przyszło nam funkcjonować. W takich sytuacjach muzyka naprawdę łagodzi obyczaje, a skoro najgorsze przed nami, warto skorzystać z tej autoterapii.

Straconego sezonu w operach i filharmoniach, odwołanych festiwali, unieważnionych przez siłę wyższą wyjazdów kulturalnych nic już nam nie przywróci. Pierwsze tygodnie epidemii melomani spędzili w przestrzeni wirtualnej, przebierając w bezpłatnych streamingach przedstawień i koncertów.

Satysfakcji było co niemiara, obwarowanej jednak pewnymi ograniczeniami: większość instytucji udostępnia swoje skarby na niespełna dobę, oferta mimo wszystko jest niezbyt szeroka i skierowana przede wszystkim do „wzrokowców”. Wielbiciele kameralistyki, muzyki dawnej oraz współczesnej są w znacznie gorszej sytuacji. Pozostaje im przeczesywać niezmierzone zasoby serwisu YouTube (co wymaga pewnej wprawy i nie zawsze zaspokaja wyśrubowane oczekiwania wyposażonych w najwyższej klasy sprzęt audiofilów, ale warto!), zdać się na gust radiowców albo wysupłać parę groszy na zakupy w sieci.

Choć nikt nie wie, co będzie jutro i czy budowana latami kariera nie rozsypie się jak domek z kart – polecam ostatnie rozwiązanie. Nie tylko z uwagi na atawistyczną przyjemność obcowania z plikami dźwiękowymi najwyższej jakości oraz z elegancko wydanymi i pełnymi cennych informacji książeczkami dołączanymi do płyt CD, krążków DVD i ­Blu-ray – ale również przez wzgląd na późniejsze zmartwychwstanie świata muzycznego. W ten trudny czas trzeba tym dobitniej sobie uświadomić, że artyści nie są maszynkami do grania, śpiewania i komponowania, lecz czującymi i wrażliwymi ludźmi, w przeważającej większości wolnymi strzelcami, których obecny kryzys dotknie bardziej niż biurokratów na ciepłych posadach.

Warto pamiętać, że za ich sukces odpowiadają też bohaterowie drugiego planu, m.in. menedżerowie, pracownicy obsługi technicznej, reżyserzy dźwięku, profesjonalni krytycy, publicyści muzyczni i tłumacze. Jeśli teraz ich nie wesprzemy – choćby niewielkim datkiem dla organizacji pomocowej, rezygnacją z refundacji za niewykorzystany bilet do opery albo właśnie legalnym zakupem w sieci – nie będzie dokąd wracać, kiedy zaraza wygaśnie.

Takie maleńkie dobro z pewnością zostanie wynagrodzone. A ci, którzy muszą liczyć się z każdym groszem, mogą pomóc inaczej: pożyczając płyty, korzystając z bezpłatnych serwisów i niosąc potem nowinę innym melomanom: żeby pamiętali, z jaką twórczością i z jakimi wykonawcami warto mieć do czynienia w lepszych dniach, które z pewnością kiedyś nastaną.

Tymczasem przed nami Wielki Tydzień, w którym nie nacieszymy się muzyką ani w kościołach, ani podczas wielkanocnych festiwali, do których zdążyliśmy się już pochopnie przyzwyczaić. Smutek i żal, ale zarazem wyjątkowa okazja, by ułożyć sobie ten muzyczny czas po swojemu i przeżyć go w pełni w czterech ścianach najprzytulniejszej sali koncertowej świata – swoim własnym domu. Dla pogubionych w natłoku informacji przygotowałam kilka praktycznych wskazówek i nieoczywistych czasem sugestii.

Dzień po dniu

Jeśli ktoś ma potrzebę słuchania muzyki na Wielki Tydzień zgodnie z porządkiem roku liturgicznego, proponuję zacząć od skarbów powiązanych z nabożeństwem ciemnej jutrzni, czyli officium tenebrarum – odprawianego w niektórych świątyniach przed świtem w Wielki Piątek i Wielką Sobotę. Od wieków towarzyszył mu obrzęd ustawiania trójkątnego świecznika, tzw. triangułu, z piętnastoma zapalonymi świecami – oraz dodatkowych sześciu świec na ołtarzu. Po każdym psalmie gaszono jedną świecę na triangule, po każdym wersecie kantyku „Benedictus” – jedną ze świec ołtarzowych. Na dźwiękach antyfony „Christus factus est pro nobis” chowano za ołtarzem ostatnią świecę Chrystusową i w kościele zapadała kompletna ciemność.

Oprawę muzyczną tych nabożeństw stanowiły opracowania starotestamentowych Lamentacji Jeremiasza – w niektórych tradycjach niezwykle kunsztowne. Wielbicielom Thomasa Tallisa polecam klasyczne nagranie Pro Cantione Antiqua z roku 1984, czyli z epoki wyznaczania złotych standardów historycznego wykonawstwa muzyki renesansowej. Z nowszych interpretacji na szczególną uwagę zasługuje mroczne i bardzo wyraziste ujęcie Tenebrae Consort z roku 2014 – warto też wspomnieć, że ten sam zespół rok wcześniej nagrał pełne bolesnych dysonansów i szokujących kontrastów chromatycznych „Tenebrae responsoria” Gesualda.

Barok francuski wykształcił odrębny gatunek leçons de ténèbres – z wirtuozowsko potraktowanymi głosami solowymi z towarzyszeniem basso continuo. Jest w czym wybierać: ja wciąż mam sentyment do zniewalająco pięknych „lekcji” Marca-Antoine’a Charpentiera w interpretacji Il Seminario Musicale pod dyrekcją Gérarda Lesne’a (2008). Modernistom polecam opracowania nieliturgiczne, choćby mało znane „Treny” Strawińskiego (w pierwszej kolejności przychodzi mi do głowy nagranie Collegium Vocale Gent, ze względu na udział fenomenalnej Ewy Wolak), albo dostępny w serwisie YouTube „Kadisz” Krzysztofa Pendereckiego z Festiwalu Warszawa Singera w 2010 r. – utwór, który wobec niedawnej śmierci kompozytora nabrał całkiem nowych znaczeń dla wielbicieli jego twórczości.


KRZYSZTOF PENDERECKI (1933-2020) - CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Pasje

Emblematyczne arcydzieło muzyki pasyjnej, Bachowska „Pasja według św. Mateusza” zabrzmiała po raz pierwszy w Wielki Piątek 1729 r. w lipskim kościele św. Tomasza. Do tego czasu opowieść o męce Chrystusa zdążyła już przejść długą drogę, nie tylko w liturgii.

Misteria pasyjne upowszechniły się w Europie w XII wieku, organizowane przez miejskie bractwa cechowe i specjalnie w tym celu powoływane bractwa Męki Pańskiej. Pod koniec XV stulecia zaczęły się różnicować poszczególne style tej muzyki: styl responsoryjny, oparty na dialogu Ewangelisty z Jezusem oraz innymi postaciami dramatu, polifoniczny styl motetowy oraz styl Summa Passionis, w którym łączono fragmenty Ewangelii z apokryfami.

Kto ciekaw, niech zajrzy do dyskografii kompozytorów renesansowych ­związanych z różnymi tradycjami (katolicka „Pasja Mateuszowa” Orlanda di Lasso w przemawiającym do wyobraźni nagraniu zespołu Musica Ficta z 2009 r.; luterańska „Pasja Janowa” Joachima a Burck, czerpiąca pełnymi garściami z tradycji polifonii flamandzkiej i z włoskich madrygałów – w pięknym ujęciu Vox Luminis z roku 2017). Warto wrócić do Heinricha Schütza, najwybitniejszego kompozytora niemieckiego przed Bachem, którego pasje zaskakują surowym anachronizmem kontrapunktycznie zestawionych głosów, użyciem skal modalnych, rezygnacją z continuo i zespołu instrumentalnego – gorąco polecam nieskazitelne pod względem wokalnym i rewelacyjne technicznie nagranie Ars Nova Copenhagen pod dyrekcją Paula Hilliera z 2010 r.

Zanim skończy się jak zwykle – czyli na słuchaniu do upadłego niezrównanej „Pasji Mateuszowej” Bacha – zachęcam do pogodzenia się z dziełem, do którego niezasłużenie przylgnęła etykieta utworu niekompletnego, przerwanego w połowie zamysłu. Genialna zapowiedź „Mateuszowej”, czyli „Pasja Janowa” BWV 245, porwie każdego miłośnika Bacha już początkowym, opartym na muzycznych i retorycznych antytezach chórem „Herr, unser Herrscher”, dobitnie uzmysławiającym paradoks chwały i upodlenia Jezusa – zwłaszcza w mistrzowskiej interpretacji English Baroque Soloists i Monteverdi Choir pod batutą Johna Eliota Gardinera (2011). A kiedy już przyjdzie do „Pasji według św. Mateusza”, po oczywistych wyborach w postaci nagrań Gardinera, Jacobsa i Minkowskiego radzę wrócić do nagrań archiwalnych – m.in. interpretacji pod batutą Karla Richtera z 1958 r., z udziałem monachijskich zespołów bachowskich oraz doborowej stawki solistów, na czele z Ernstem ­Haefligerem, Dietrichem Fischerem-Dieskauem i ­Herthą Töpper. Czas epidemii to dobra pora, by wyzwolić się spod obowiązującego dzisiaj dyktatu wykonawstwa historycznego i ocenić przebogatą tradycję ujęć arcydzieł Bacha z nieco szerszej perspektywy.

A potem sięgnąć po rozmaite wersje „Brockes Passion”, czyli pasje do libretta Bartholda Heinricha Brockesa – w pierwszym rzędzie po kompozycję Händla, w świeżej interpretacji Academy of Ancient Music pod Richardem Egarrem z 2019 r., w następnej kolejności po pasję Telemanna z RIAS Kammerchor i Akademie für Alte Musik Berlin pod dyrekcją René Jacobsa (2009).

Dla złaknionych nowszych brzmień proponuję na ten trudny czas oratorium szwajcarskiego kompozytora Franka Martina „Golgotha” z 1949 r. – napisane ponoć pod wrażeniem akwaforty Rembrandta „Trzy krzyże”. To gęste dzieło, pełne odniesień do Bacha – ale też do twórczości Debussy’ego – wyjątkowo pięknie brzmi w wykonaniu Cappelli Amsterdam oraz Chóru i Orkiestry Filharmonii Estońskiej pod batutą Daniela Reussa.

Ciekawe, czy ktokolwiek zna „La Pasión Según San Marcos” Osvalda Golijova – argentyńskiego potomka rumuńskich Żydów, który połączył wszystkie wymienione tradycje w żywiołowym misterium, nagranym w 2010 r. przez solistów i połączone zespoły z Wenezueli, z Maríą Guinand za pulpitem dyrygenckim.

Komu bardziej po drodze z Ewangelią św. Jana, niech sięgnie po pasję Sofii Gubajduliny (choćby w prapremierowym wykonaniu ze Stuttgartu, z 2000 r., pod dyrekcją Giergijewa), kto woli św. Mateusza, niech posłucha, co zrobił z tym tekstem Chińczyk Tan Dun w utworze „Water Passion After St. Matthew”, wykorzystując m.in. mongolski śpiew alikwotowy i brzmienie chińskiej okaryny xun (zarejestrowanym w 2002 r., z udziałem muzyków solowych oraz RIAS Kammerchor pod batutą kompozytora).

Penderecki i inni

W te święta nie powinno też zabraknąć w naszych domach „Pasji Łukaszowej” Pendereckiego – najlepiej w premierowej rejestracji pod kierunkiem Henryka Czyża, ze wstrząsającą kreacją Andrzeja Hiolskiego w roli Jezusa (reedycja na płytach CD ukazała się w 2010 r.). Właśnie w ten utwór Penderecki włączył wcześniejsze „Stabat Mater” na trzy chóry mieszane, zasługujące na uwagę choćby ze względu na znamienny zwrot w jego stylu kompozytorskim i nawiązanie do wielowiekowej tradycji opracowań ­XIII-wiecznej sekwencji franciszkańskiego mistyka Jacoponego da Todi.

Od niezmierzonego korpusu twórczości Pendereckiego proponuję wrócić przede wszystkim do wersji „Stabat Mater” Antonia Vivaldiego, na której tle blednie większość pozostałego dorobku Rudego Księdza z Wenecji (albo w klasycznej interpretacji Christophera ­Hogwooda z 1978 r., albo w nowszym o prawie trzy dekady ujęciu Ricercar Consort ze znakomitym kontratenorem Carlosem Meną). Osobiście mam wielki sentyment do „Stabat Mater” Pergolesiego i z ciekawością sięgnę po świeżo wydaną płytę Les Talens Lyriques pod dyrekcją Christophe’a Rousseta.

Wielbicielom arcydzieła Rossiniego, o którym Heinrich Heine pisał z przekąsem, że zważywszy na tematykę jest „zbyt przyziemne, zmysłowe i beztroskie”, przewrotnie polecę sześciopłytowy boks przedwojennych nagrań Duńskiej Radiówki, gdzie znajdą wprawdzie tylko niewielki fragment tego „Stabat Mater”, ale za to z udziałem wielkiego austriackiego tenora Juliusa Patzaka i pod batutą Egista Tanga. A oczywiście i tak skończę zasłuchana w „chłopskie requiem” Karola Szymanowskiego – zapewne w ujęciu Simona Rattle’a z 1993 r., z lśniącą jak klejnot na tle reszty obsady Elżbietą Szmytką w partii sopranowej. To nagranie „Stabat Mater” – jeden z czterech monograficznych albumów City of Birmingham Symphony Orchestra poświęconych twórczości kompozytora – przyczyniło się walnie do przywrócenia jego muzyce zasłużonej pozycji na mapie kultury światowej.

Cicha Sobota, głośna Niedziela

W tym roku Wielka Sobota ma szansę naprawdę stać się dniem ciszy i oczekiwania. Melomani mogą ten czas wykorzystać na słuchanie zaniedbywanych utworów „świątecznych”. Miłośnikom kameralistyki polecam gorąco powrót do „Siedmiu ostatnich słów Chrystusa na krzyżu” Haydna – dzieła na wskroś retorycznego, zgodnego z oświeceniową wizją świata jako mechanizmu skończonego, w którym nawet rozpamiętywanie męki Zbawiciela przebiega w spokojnej, nieledwie pogodnej atmosferze spełnienia. Jeśli ktoś przegapił barwną i pełną niuansów interpretację katalońskiego Cuarteto Casals z 2014 r., warto nadrobić zaległości.

Wielbiciele dużych form mają wreszcie pretekst, by nasłuchać się do woli II Symfonii Mahlera – muzycznego traktatu o kondycji ludzkiej, opatrzonego później podtytułem „Zmartwychwstanie”, od tytułu wiersza Klopstocka, wykorzystanego we fragmentach w piątej części utworu. Ja bez namysłu wybiorę nagranie Concertgebouw pod batutą Bernarda Haitinka z 1968 r. – z udziałem Aafje Heynis, jednego z najpiękniejszych głosów ubiegłego stulecia.

Entuzjaści opery mogą dalej zachwycać się Cudem Wielkopiątkowym z III aktu „Parsifala” Wagnera (choćby w legendarnym wykonaniu z Bayreuth z 1964 r., z Hansem Knappertsbuschem za pulpitem) albo wyprzedzić czas liturgiczny i przeżyć Wielkanoc w sycylijskiej wiosce z „Rycerskości wieśniaczej” Mascagniego (polecam niesłusznie zapomnianą rejestrację z 1957 r. pod dyrekcją Alberta ­Eredego, z udziałem Tebaldi, Björlinga i Bastianiniego).

Tym, co powinno w pierwszym rzędzie zmartwychwstać w tegoroczną Wielkanoc, jest nadzieja. Myślę, że nikt z sąsiadów nie będzie miał za złe, jeśli odrobinę podkręcimy potencjometry i poczujemy się choćby przez godzinę jak w prawdziwej świątyni albo sali koncertowej. W ten dzień lepiej nie eksperymentować z repertuarem, warto za to poszukać wykonań wyjątkowych. Z zaskakująco nielicznych rejestracji „Oster-Oratorium” BWV 249 Bacha wybrałabym na tę okazję albo przejrzystą i pełną wigoru interpretację Retrospect Ensemble pod dyrekcją Matthew Hallsa z 2014 r., albo – prawem kontrastu – porywające archiwalne nagranie pod batutą Eugene’a Ormandy’ego: z chórem Temple University i Filadelfijczykami oraz Maureen Forrester i Richardem Lewisem w obsadzie (z 1963 r., dostępne także na płytach CD i w plikach dźwiękowych MP3).

Za to w nagraniach „Mesjasza” Händla – ze słynnym chórem „Hallelujah” i tradycją wstawania z miejsc, kultywowaną w Wielkiej Brytanii od czasu, gdy na równe nogi zerwał się król Jerzy II podczas prawykonania w Londynie – można przebierać jak w ulęgałkach. Ja proponuję soczystą lukasówkę w postaci ujęcia The Sixteen pod dyrekcją Harry’ego Christophersa z 2008 r. lub aromatyczną bonkretę w słodkiej zalewie Collegium 1704 pod batutą Václava Luksa z roku 2019 – także ze względu na udział naszego znakomitego tenora Krystiana Adama. A jeśli komuś jeszcze mało, może pójść na całość i kupić 32-płytowy boks nagrań Fritza Wunderlicha dla Deutsche Grammophon (2016) – słuchania będzie na cały sezon, włącznie z tegoroczną Gwiazdką, oby już nie w kwarantannie.

Zdaję sobie sprawę, że moje sugestie są skrajnie subiektywne. Z drugiej jednak strony może nakłonią Państwa do dalszych poszukiwań. Każdy słyszy inaczej, inaczej też przeżywa tajemnicę Męki i Zmartwychwstania. W tym roku doceńmy cud życia, bez którego stracą znaczenie wszystkie sekrety ludzkiej egzystencji. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Latynistka, tłumaczka, krytyk muzyczny i operowy. Wieloletnia redaktorka „Ruchu Muzycznego”, wykładowczyni historii muzyki na studiach podyplomowych w Instytucie Badań Literackich PAN, prowadzi autorskie zajęcia o muzyce teatralnej w Akademii Teatralnej w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2020