Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pod względem tempa rozprzestrzeniania się koronawirusa Indie wyprzedziły USA: aktualnie choruje tam ponad milion osób, gdy w USA liczba aktywnych przypadków spadła do 859 tysięcy.
W wielu indyjskich miastach, włącznie z finansową stolicą kraju, Mumbajem, przywrócono lockdown, gdzieniegdzie wprowadzono też godzinę policyjną. Przyczyną ponownej eksplozji epidemii jest – jak głosi oficjalna rządowa wersja – powszechne lekceważenie reguł reżimu sanitarnego, zwłaszcza przez mieszkańców licznych slumsów okalających metropolie.
Fatalne warunki higieniczne wraz z potwornym zagęszczeniem (slums Dharavi w Mumbaju, największe takie osiedle w Indiach, liczy ok. 3 km kwadratowych i zamieszkiwany jest przez co najmniej 600 tys. osób) z pewnością sprzyjają transmisji koronawirusa wśród najuboższych Indusów, z których wielu wędruje w dodatku w poszukiwaniu dorywczych zajęć dziesiątki kilometrów od domu.
Na początku roku liczba nowych przypadków spadła do ok. 10 tys. dziennie i władze większości stanów poluzowały obostrzenia, także w poruszaniu się po kraju. W marcu rząd w Delhi mówił wręcz o końcu epidemii. Dziś wiadomo, że najgorsze Indie mają dopiero przed sobą. Szczepienia idą jak po grudzie: dotąd co najmniej jedną dawkę dostało raptem 100 mln osób, a dwie – mniej niż 1 proc. populacji (Indie mają ponad 1,3 mld ludności). W zachodnich i centralnych stanach już ponad 80 proc. nowych przypadków wywołuje tzw. wariant brytyjski.
W prowincji Maharasztra, gdzie notuje się aż 62 proc. wszystkich nowych zachorowań, błyskawicznie rośnie też liczba przypadków wywołanych przez nową indyjską mutację, która może być jeszcze bardziej zaraźliwa od brytyjskiej. Nadal brak też pewności, czy będą przed nią chronić opracowane dotąd szczepionki. ©℗
CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>