Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Już otwierający płytę “Leszek Żukowski"- siedmiominutowy, klasyczny rockowy hymn - wprowadza nas w sam środek akcji. Coma to granie bardzo dynamiczne, mocno grunge’owe. Głównym motorem sprawczym jest Piotr Rogucki - wokalista, autor tekstów, performer, wreszcie student krakowskiej PWST na gościnnych występach w laboratorium teatralnym Grzegorza Jarzyny. Żeby jeszcze zagęścić “sieć rozkojarzeń": choć Rogucki wywodzi się z nurtu piosenki poetyckiej (jest wraz z COMĄ laureatem Wrocławskiego Festiwalu Aktorskiego i nagrody Agnieszki Osieckiej, gdzie zagrał autorskie “10000 jednakowych miast" oraz “Underground" Toma Waitsa), ma cechy rasowego rockowego frontmana - wygląd, głos, ekspresję, a jeśli do tego dodać band - Marcin Kobza i Dominik Witczak (gitary), Rafał Matuszak (bas), Tomasz Stasiak (perkusja) - złożony nie ze zblazowanych wirtuozów, którzy wszystko już życiu zagrali, tylko z pełnych furii i pasji wrażliwców, uzyskujemy rzadkie w Polsce poczucie, że oto gra zespół.
W jednym z wywiadów Rogucki stwierdził, że nigdy nie zaśpiewałby złego tekstu i choć w kontekście faktu, iż śpiewa teksty własne, poczytać to można za objaw zadufania (mamy na płycie do czynienia z “materią słowa" mieszczącą się między poetyką dojmującej codzienności, a nieco publicystyczną wersją gniewu na najpiękniejszy ze światów), coś faktycznie jest na rzeczy. Teksty Roguckiego, być może zbyt inteligentne i przemyślane, mogą w pewnym stopniu wywołać poznawczy dysonans. Zwykle ostry rock posiłkuje się bowiem frazami w rodzaju “Jestem winna, uuu" - w przypadku Comy połączenie ostrych riffów spod znaku Rage Against The Machine, Pearl Jam i System Of A Down z sensownymi tekstami sprawia, że mamy do czynienia z zupełnie nową jakością. I z wiele obiecującym debiutem.