Z sympatią dla niebytu

Choć śpiewają o nieistnieniu, właśnie zaistnieli na światowym rynku. Gdański zespół Trupa Trupa podpisał kontrakt ze słynną wytwórnią Sub Pop.

11.03.2019

Czyta się kilka minut

 / ADAM FURTAK
/ ADAM FURTAK

Sub Pop jest amerykańską oficyną, która walnie przyczyniła się do popularności grunge’u, wydając nagrania Nirvany, Mudhoney, Soundgarden czy The Afghan Whigs. To niewątpliwie chlubna karta i ważny rozdział w historii muzyki popularnej, choć „brzmienie Seattle” narodziło się już dobre 30 lat temu. Obecna pozycja Sub Popu jest jednak dalej bardzo mocna. To tutaj swoje płyty wydają Fleet Foxes, Father John Misty, Shabbaz Palaces czy Low, których „Double Negative” był jednym z najwyżej ocenianych albumów ubiegłego roku.

Co ciekawe, nim Trupa Trupa podpisała z nimi kontrakt i zaczęła odnosić sukcesy za granicą, nie miała większego dorobku w Polsce. Zespół grywał tu niewiele koncertów, nie zdobywał nominacji do branżowych nagród (o laurach nie wspominając), a swoje pierwsze albumy wydawał własnym sumptem. Gitarzysta i wokalista Trupy Trupa Grzegorz Kwiatkowski wyznaje, że jego ulubionym filmem jest „Fitzcarraldo” Wernera Her­zoga. Grany przez Klausa Kinskiego szalony bohater chce wbrew wszystkiemu i wszystkim postawić w środku amazońskiej dżungli operę. Zakorzeniona w Trójmieście Trupa Trupa też wolała historie niemożliwe.

Samuel Beckett Lonely Hearts Club Band

Swoje pierwsze piosenki zaczęli nagrywać dziewięć lat temu. Perkusista Tomasz Pawluczuk oraz basista i wokalista Wojciech Juchniewicz znali się z Akademii Sztuk Pięknych. Kwiatkowski oraz drugi gitarzysta i klawiszowiec Rafał Wojczal byli sąsiadami na gdańskim Wrzeszczu. Choć miasto i jego historia odciska mocne piętno na kolejnych albumach Trupy Trupa, jego słynna trójmiejska niezależna scena muzyczna nie była dla zespołu ważnym punktem odniesienia.

– Kiedy zaczynaliśmy – wspomina Kwiatkowski – tutejszy yass był już tylko legendą. Jego ojcowie założyciele, Tymon, Trzaska, Możdżer i inni, poszli już każdy własną drogą.

Nowe środowisko skupiające klasycznie wykształconych kompozytorów (Stefan Wesołowski), producentów muzyki elektronicznej (Piotr „Hatti Vatti” Kaliński) czy performerów (Nagrobki) połączyły raczej więzy przyjaźni niż estetyczne preferencje. Dla Trupy Trupa od samego początku punktem odniesienia byli dekonstruujący rockowe piosenki muzycy Sonic Youth, jak i gwiazdy psychodelicznego popu pokroju Syda Barretta (tego z początków Pink Floyd) i George’a Harrisona (tego od Beatlesów).

– W zespole panuje ustrój demokratyczny, wszystko, co się dzieje, jest przegłosowywane – tłumaczy Kwiatkowski. – Panuje ożywiony spór. Każdy ciągnie w swoją stronę i mam nadzieję, że to słychać w utworach, które nierzadko mają w sobie po kilka piosenek. Tym bardziej że każdy z nas ma innych muzycznych bohaterów: Rafał – Elliotta Smitha, Wojtek – Swans, a ja – Glenna Goulda. Uważam, że to działa na naszą korzyść, bo muzyka zespołów o wyklarowanym guście szybko staje się przewidywalna.

Zapowiadający najnowszy album singiel „Dream About” ukazuje kolejną charakterystyczną dla zespołu cechę. To pozornie rozmarzona, psych-popowa piosenka zanurzona w beatlesowsko-barretowskim sosie. Jej pogodny, prosty refren kontrują jednak niepokojące zwrotki. Trupa Trupa, zespół z miasta Arthura Schopenhauera, śpiewa o pokusie nieistnienia. Nie po raz pierwszy w twórczości grupy.

– Ta tematyka ma swoje podłoże w trudności, jaką sprawia mi radzenie sobie z agresją, chorobą i umieraniem. Chodzi nam o rodzaj współczucia, którego rezultatem jest rosnąca sympatia dla niebytu. Ta piosenka to dla mnie takie Samuel Beckett Lonely Hearts Club Band – mówi Kwiatkowski.

Miasto wojny i romantyzmu

Literackie nawiązania nie powinny dziwić w przypadku artysty, który najpierw dał się poznać jako poeta. W swoich ostatnich tomach poetyckich Kwiatkowski podejmuje tematy ludobójstwa, przemocy, cierpienia. Jego wcześniejsza trylogia nosiła zaś tytuł „Powinni się nie urodzić”, która to myśl powraca raz za razem w twórczości zespołu. Choć sam zastrzega, że jest jednym z dwóch tekściarzy w Trupie Trupa, znajomość jego literackiego dorobku jest jednym z kluczy, który pomaga lepiej zrozumieć ich twórczość. Być może jedynym, biorąc pod uwagę, że pozostali członkowie grupy konsekwentnie i bezwzględnie unikają mediów.

Jeśli w twórczości Kwiatkowskiego nie leje się krew, to dlatego, że już zastygła. Nam zaś pozostaje przyglądanie się ofiarom Holokaustu, samobójcom, sarnom złapanym w sidła. Autor obserwuje z nami, oddając głos i miejsce prześladowanym. Być może ta potrzeba pojawiła się u niego podczas jednej z wielu wizyt na terenie obozu Stutthof, którego więźniem był dziadek Kwiatkowskiego: – W dzieciństwie moimi miejscami były Westerplatte i obóz koncentracyjny, do którego chodziłem z dziadkiem. Fascynowały mnie również gruzy, powojenne ruiny, które do dziś straszą w centrum Gdańska. Na moją wyobraźnię i poczucie estetyki wpłynęło pewnie również to, że mój drugi dziadek był inwalidą. Miał powyginane nogi i ręce. Dla kogoś z boku to mógł być drastyczny widok, ale we mnie budził tylko sympatię i miłość – byłem przecież jego wnukiem.

Gdańsk ukształtował wyobraźnię artysty, dając mu z jednej strony traktaty Schopenhauera i wiersze Eichendorffa, a z drugiej – Stutthof i Westerplatte. Podczas jednej z leśnych wędrówek Kwiatkowski z Wojczalem natrafili na hałdę butów przesłanych z nazistowskich więzień do obozu w Sztutowie, gdzie funkcjonowały warsztaty szewskie i kaletnicze. Muzycy nagłaśniali sprawę, by obuwie zostało uznane za artefakty Holokaustu, a nie przydrożne śmieci. Tematyka Zagłady pojawia się w utworze „Never Forget” z 2017 r., gdzie w rytm marszowej perkusji Kwiatkowski śpiewa o potrzebie pamięci, o upokorzeniu oraz śmierci, która panoszyła się w getcie.

W przeciwieństwie do wierszy poprzedzanych badaniami i godzinami spędzonymi na cmentarzach, teksty piosenek autorstwa Kwiatkowskiego powstają w czasie prób. Pewnie dlatego są zwykle krótkie, hasłowe, bazują na powtórzeniach. – Gramy próbę i nagle zaczynam coś sobie mruczeć pod nosem. U Wojtka to wygląda inaczej, ale ja wychodzę z założenia, że albo się to ułoży w ciągu pięciu minut, albo nie ułoży się nigdy.

Być może właśnie dlatego uparcie krąży wokół podobnych tematów.

Błogosławione potknięcia

Pokusa nieistnienia zapisana w tekstach i kompozycje ciągnące w kilka stron jednocześnie są dowodem na to, że Trupa Trupa nie walczyła o sukces za wszelką cenę. Z pewnością zespołowi nie zaszkodziły PR-owe doświadczenia Kwiatkowskiego, który dba o to, by każdy dziennikarz wiedział o kolejnym kroku zespołu czy przychylnej recenzji pod jego adresem. Niezależnie od tego muzycy prowadzą normalne życie, traktując wspólne granie jako „zabawę duchową” – jak to nazywają.

Sukces zawdzięczają też przypadkowi oraz licznym przyjaciołom zespołu. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności można nazwać wysłanie płyty „++” kilku zagranicznym dziennikarzom, z których jeden okazał się właścicielem niewielkiej londyńskiej wytwórni. Brytyjczykowi album spodobał się tak bardzo, że zaproponował Trupie Trupa wydanie następnej płyty. Zespół obawiał się utraty niezależności. Ostatecznie kontrakt został podpisany, a wytwórnia Blue Tapes okazała się przepustką do szpalt anglojęzycznych gazet i portali. Szczęście w nieszczęściu towarzyszyło grupie również podczas koncertu na teksańskim festiwalu South by Southwest. Występ przykuł uwagę zagranicznych krytyków i wydawców.

– Na minutę przed rozpoczęciem spalił nam się piec [wzmacniacz – red.]. Ktoś próbuje go naprawić, czas mija, a do knajpy wchodzą dziennikarze NPR, „Rolling Stone’a” – śmietanka amerykańskich mediów. I kiedy myśleliśmy już, że będziemy musieli odwołać koncert, ktoś z publiczności zaproponował, że pożyczy nam piec. Z przewidzianych 35 minut zostało nam 20, ale byliśmy tak zdesperowani, wściekli, że zagraliśmy wszystko, co mieliśmy w planach. To był najszybszy koncert w naszym życiu. Wojtkowi w połowie występu przestała działać gitara. Podniósł ją i wymachiwał nią nad głową, a my graliśmy dalej. To była jakaś dzicz. Po koncercie pod sceną zgromadzili się dziennikarze, którzy chcieli nam pogratulować. Później „Rolling Stone”, „Chicago Tribune” i NPR uznały nasz występ za jeden z najlepszych koncertów festiwalu – a tam gra przecież kilka tysięcy zespołów! Jakoś tak u nas bywa, że potknięcia okazują się błogosławieństwami.

Trupie Trupa pomagali też przyjaciele i przedstawiciele branży muzycznej. Mikołaj Trzaska podarował założycielowi Sub Pop Jonathanowi Ponemanowi album „++” , a Artur Rojek zaprosił go na OFF Festival, na którym występowała Trupa Trupa. Od tego czasu sam Amerykanin stał się przyjacielem zespołu. Bywał na jego próbach w Gdańsku, komplementował go w mediach i doradzał mu przy kolejnych ruchach. Być może już prędzej wydałby album trójmiejskiej grupy, ale musiał jeszcze do tego przekonać pozostałych członków zarządu. Po zamieszaniu, jakie stało się udziałem Trupy Trupa w ostatnim roku, musiał mieć jednak świadomość, że jeśli nie podejmie takiego kroku, zespół przechwyci ktoś inny. Ostatecznie do takiej sytuacji nie doszło, Trupa Trupa trafiła pod skrzydła Sub Popu.

– Ucieszyliśmy się, ale nie było otwierania szampanów i picia do późnej nocy. Mieliśmy nawet pewne wątpliwości, bo baliśmy się zderzenia naszej muzyki z realiami korporacji. Tego, że ktoś będzie chciał nam nałożyć jakiś mundurek. Szybko się jednak okazało, że Sub Pop trwa przy swoich ideałach i z nimi nie stanie się nam żadna krzywda – mówi Kwiatkowski.

Trupę Trupa w brytyjskiej rozgłośni BBC Radio 6 Music prezentował sam Iggy Pop. Należało się. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2019