Co się Bogu podoba

Słowa zaklinają rzeczywistość. Nie bez przyczyny wszystkie debaty teologiczno-moralne, jakie toczyły się w Polsce, są debatami o język.

19.02.2008

Czyta się kilka minut

To, jakiego użyjemy wyrażenia, powie o naszym stosunku do opisywanej rzeczywistości. Spór między zwolennikami i przeciwnikami usuwania ciąży toczy się między tymi, co mówią o płodzie, i tymi, co mówią o człowieku. Podobnie jest z eutanazją, którą jej zwolennicy nazywają ulżeniem w cierpieniu, a przeciwnicy zabójstwem bezbronnego.

Język zaklina nie tylko rzeczywistość teologiczno-moralną czy prawno-etyczną. On zaklina także rzeczywistość religijną: "kreuje" tajemnice wiary w świadomości mówiącego. Prawdę teologiczną mówiącą, że lex orandi to lex credendi, zapewne można także wyrazić jako lex dicendi - lex credendi. Nie tylko sposób, w jaki się modlimy, wyraża naszą wiarę, ale i to, jak rzeczywistość wiary nazwiemy w mowie codziennej.

Pan życia i śmierci

O tajemnicy życia i śmierci ludzie (niegdyś?) zwykli mówić w sposób prosty. Gdy człowiek przychodził na świat, mówiono, że Bóg dał dziecko lub nim obdarował. Taka perspektywa daru towarzyszy choćby rytuałowi małżeństwa, w którym kapłan pyta nowożeńców o pragnienie przyjęcia dziecka, którym ich Bóg obdarzy. Początek życia, niepoddany ludzkiej kontroli i władzy, wyrażał się w tej misteryjnej relacji: Bóg daje życie, człowiek je tylko przyjmuje. Ten sposób mówienia odzwierciedlał taką perspektywę wiary, w której to Bóg sam jest bezpośrednim dawcą życia, nawet jeśli w swym biologicznym początku zależne jest ono od dwojga istot ludzkich.

Nieco bardziej skomplikowana wydawała się kwestia końca ludzkiego życia. Gdy życie człowieka kończyło się po wielu latach, w sposób naturalny, formuła, że oto Bóg zabrał kogoś do siebie, wydawała się jasna. Bóg jest przecież panem życia i śmierci. Formuła ta okazywała się jednak niewystarczająca w przypadku śmierci nagłej, tragicznej, samobójczej czy śmierci osoby młodej. Perspektywa Boga, który zabiera niewinne dziecko czy osobę w kwiecie wieku, stawała się nie do przyjęcia i rodziła bunt przeciwko Bogu bawiącemu się ludzkim losem.

Rytuał pogrzebu konsekwentnie przeciwstawia się takiej perspektywie i mówi o przygarnięciu bądź przyjęciu umarłego przez Boga. Wyrażenia te służą budowaniu przekonania o niebezpośredniej roli Boga w akcie umierania człowieka. To śmierć go zabrała, zabiła choroba, być może drugi człowiek, ale nie Bóg. Liturgia nie unika zupełnie odniesienia się do "udziału" Boga w akcie umierania. W modlitwie za zmarłych podczas Mszy św. kapłan prosi Boga, aby pamiętał o tych, których wezwał z tego świata do siebie.

O ile jednak czasownik "wzywać", wpisując się w teologię życia jako powołania, wydaje się nam do przyjęcia, o tyle trudniej już nam zaakceptować czasownik "spodobać się", który pojawia się w formułach pogrzebowych. Czy rzeczywiście można powiedzieć, że "spodobało się Bogu zabrać" kogokolwiek - jak to czasami czytamy w nekrologach?

Interwencja i opatrzność

Pytanie, jak mówić o Bogu w perspektywie życia i śmierci, jest pytaniem o Jego "udział" w poczęciu i umieraniu, a w dalszej perspektywie pytaniem o Boga jako przyczynę wszystkich zdarzeń naszego życia. To, jaką damy odpowiedź, zależy od tego, jak blisko uplasujemy Boga wobec danego faktu: od tego, czy uczynimy go bezpośrednią, czy też może ostateczną, tzn. pierwszą, przyczyną danego wydarzenia. Z jednej strony mamy koncepcję, którą roboczo można nazwać interwencjonistyczną. Według niej każde zdarzenie jest skutkiem bezpośredniego działania Pana Boga. W skrajnej formie można tutaj Boga widzieć jako tego, kto niejako palcem popycha rzeczywistość świata i nieustannie ingeruje w nasze życie. O ile gotowi jesteśmy przyjąć tę koncepcję w przypadku wydarzeń pozytywnych, trudniej ją zaakceptować przy złych. Sprowadza się to często do obwiniania Pana Boga, do czynienia Go bezpośrednim sprawcą czy autorem zła. Przypomnijmy choćby dyskusję o tsunami na Bliskim Wschodzie, podczas której wielu mówiło o karze zesłanej przez Boga, nie bacząc, że zginęły setki ludzi niewinnych.

Taka koncepcja "udziału" Boga jest też nie do obronienia przy interpretacji śmierci małych dzieci, śmierci nagłej, tragicznej, samobójczej czy też bezpośrednio spowodowanej przez drugiego w wyniku wypadku czy zabójstwa. Czy mordercę można rozumieć jako narzędzie w ręku Boga? Czy to Bóg rzeczywiście chciał "zabrać"? Podobne pytania możemy sobie postawić w kontekście eutanazji. Często wobec osób pomagających w dokonaniu eutanazji używa się pojęć typu "anioł śmierci". Czy rzeczywiście został on zesłany przez Boga?

Koncepcji tej przeciwstawmy teraz wizję opatrznościową, według której Bóg jest przede wszystkim źródłem ostatecznego zamysłu i przyczyną pierwszą, co wcale nie wyklucza istnienia przyczyn wtórnych, bezpośrednich. Optyka ta wcale do łatwych nie należy. Łączy bowiem wszechmoc Boga z wolnością człowieka, doskonałość Bożego działania z niedoskonałością stworzenia. Katechizm przypomina, że Bóg zdolny jest wyprowadzić dobro nawet z samego zła (zło nie staje się mimo to dobrem). W tej perspektywie - dla wielu wcale niełatwej do zaakceptowania - zupełnie inaczej brzmią stwierdzenia, że nic ostatecznie nie dzieje się bez woli Bożej, że wszystko jest łaską. Nabierają one sensu jedynie w wizji opatrznościowej, ukazującej Boga jako tego, który prowadzi swoje stworzenie nawet przez dramaty zła i grzechu do ostatecznego celu: zbawienia człowieka.

Naturalnie i nienaturalnie

Pytania o "rolę" Boga w początku życia i śmierci nabierają szczególnego znaczenia, kiedy w obu tych aktach pomiędzy człowiekiem a Bogiem staje ktoś trzeci, kto "wspomaga" śmierć lub życie. Ale nawet w przypadku takiej śmierci ostatecznie często zgadzamy się na formułę "Bóg go zabrał". Jak jednak sobie poradzić z poczęciem, w którym obok mężczyzny i kobiety jest jeszcze lekarz, dokonujący zapłodnienia in vitro? W odniesieniu do tej techniki można się czasem spotkać ze stwierdzeniem, że prokreacja została zastąpiona reprodukcją. Od tej konstatacji niedaleko już do stwierdzenia, że "dziecko z probówki" to - jak chcą niektórzy - produkt. Niefortunność takiego myślenia okazuje się szczególnie bolesna wtedy, gdy uświadomimy sobie, że w Polsce żyją tysiące ludzi zawdzięczający swoje życie tej technice.

Ale czy rzeczywiście zawdzięczają swoje życie technice? S. Barbara Chyrowicz pisała niedawno, że metoda in vitro nie zastępuje zapłodnienia, nie sprawia, że człowiek powstaje z czego innego niż dotychczas, tzn. z komórki jajowej i plemnika. Wciąż poczyna się tak samo. Celem tej techniki jest stworzenie takich warunków, by zapłodnienie się dokonało, ponieważ z jakichś powodów nie może się to stać w warunkach naturalnych.

Słowo "naturalny" wydaje się tu kluczowe. Bardzo często dokonujemy rozróżnienia na śmierć - naturalną i nienaturalną. Czy nie można analogicznie mówić o naturalnym i nienaturalnym poczęciu? Jak wyrazić rolę Boga w nienaturalnym poczęciu in vitro? Podczas jednej z konferencji usłyszałem, że zapłodnienie in vitro jest "wymuszaniem na Bogu". Czy "udział" w poczęciu można na Bogu wymusić? Jeśli nawet przyjąć takie wyrażenia za prawdę, trzeba pamiętać, że dziecko poczęte in vitro jest takim samym człowiekiem jak to, którego początek dokonał się w organizmie matki. Czy w perspektywie wiary można zaprzeczyć, że ostatecznym dawcą życia i w jednym, i w drugim przypadku będzie Bóg? Czy da się udowodnić, że nie ma tutaj Bożego działania, a lekarze nie są narzędziami w ręku Boga? A co z dzieckiem? Czy nie jest ono potomstwem, którym "Bóg obdarzył"?

Perspektywa, jaką przyjmiemy, może okazać się bardzo - nomen omen - brzemienna. Odpowiedzi potwierdzające "udział" Boga mogą stanowić furtkę dla akceptacji podjętych działań widzianych w optyce współdziałania z Bogiem. Odpowiedzi mniej lub bardziej negujące miejsce Boga prowadzą wprost do urzeczowienia całego procesu, ale przecież w jego wyniku nie powstaje rzecz, ale poczyna się człowiek o niezbywalnej godności. Czy można mu odmówić prawa do świadomości bycia chcianym przez Boga? Czy rzeczywiście nie spodobało się Bogu, by zaistniał, by żył?

Bezradność językowa

W teologiczno-etycznej ocenie zapłodnienia metodą in vitro zastosowana terminologia jest zazwyczaj precyzyjna. W perspektywie wiary nie potrafimy tak samo precyzyjnie i satysfakcjonująco wyrazić tego, co się dzieje w momencie poczęcia w relacji do Boga. O wiele trudniej może być jeszcze w przypadku ewentualnego sklonowania człowieka. Czyż ludzki klon nie będzie człowiekiem i nie będzie chciany przez Boga?

Przyznaję, że powyższy tekst powstał z poczucia osobistej bezradności kaznodziejskiej i duszpasterskiej. Więcej jest w nim pytań niż odpowiedzi. Te pytania są jednak bardzo ważne. Przecież debata o in vitro, eutanazji, aborcji czy klonowaniu człowieka, o ingerencji w początek i kres życia dokonywać się będzie nie tylko w aulach uniwersyteckich, studiach telewizyjnych i w parlamencie, ale także w domu, na katechezie i na ambonie, na ulicy. W bezpośrednim spotkaniu norma etyczna wyrażona precyzyjnym językiem medycyny i teologii zderzy się z ludzkimi emocjami, z rodzinnym dramatem, z konkretnym człowiekiem, który zapyta o Boga. I będzie miał prawo zapytać, gdzie jest Bóg, gdy człowiek zaczyna i kończy swój żywot. Także wtedy, gdy ten żywot zaczyna i kończy w sposób nienaturalny, przy czyjejś "pomocy". I nie da się w to Pana Boga "nie mieszać", bo przecież Bóg tam jest obecny. Tylko jak? I czy da się to wyrazić słowami? ?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2008