Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Było: międzynarodowe ciało złożone z byłych więźniów i ocalałych, uznawanych w świecie historyków Zagłady, wiarygodnych uczestników dialogu polsko- i chrześcijańsko-żydowskiego, działające do 2018 r. przy premierze, oraz powoływana przez ministra kultury rada nadzorująca wypełnianie „przez muzeum jego powinności wobec zbiorów i społeczeństwa”, oceniająca przedłożone przez dyrektora sprawozdanie roczne itd. Jest: skandal po tym, jak w skład tego drugiego ciała powołano Beatę Szydło (pierwszego od trzech lat Mateusz Morawiecki nie powołuje…).
Skandal na pierwszy rzut oka zaskakujący, bo i w poprzedniej kadencji w Radzie Muzeum Auschwitz zasiadał związany z regionem przedstawiciel PiS, będący m.in. starostą oświęcimskim Zbigniew Starzec. Powołanie na jego miejsce byłej premier – oświęcimianki, w dodatku z racji wykształcenia etnograficznego i niegdysiejszej pracy w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa z pewnością lepiej przygotowanej do pełnienia obowiązków w Radzie niż trener pływania – to jedyna zmiana poza niepowołaniem reprezentującego Marsz Żywych Aharona Tamira. A jednak zaowocowała dymisjami trojga dotychczasowych członków: b. wicedyrektorki muzeum Krystyny Oleksy, Stanisława Krajewskiego i Marka Lasoty.
Skąd to zamieszanie? Zorientowani przypominają, że przed laty Szydło nie kryła ambicji objęcia posady dyrektorki muzeum, z pewnością też bez parasola Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej wokół Auschwitz łatwiej o nieporozumienia. Rząd zbiera żniwo wcześniejszych decyzji – w jego dobre intencje nikt w tym świecie nie wierzy.