Cmentarz i co dalej?

Teraz, gdy oficjalnie otwarto nareszcie Cmentarz Orląt, stosunki polityczne polsko-ukraińskie są świetnie. A na poziomie społeczeństw? Co zrobić z kapitałem sympatii, zbudowanej podczas Pomarańczowej Rewolucji?.

03.07.2005

Czyta się kilka minut

Kijów, grudzień 2004 r. /
Kijów, grudzień 2004 r. /

Pytania są aktualne, bo społeczeństwa Polski i Ukrainy to podmiot nadal niedoceniany przez oba rządy.

Od początku niepodległej Ukrainy relacje Warszawa-Kijów były bardzo dobre. Polskie rządy podkreślały znaczenie strategicznego partnerstwa, choć niekiedy odnieść można było wrażenie, że chodzi nie tyle o Kijów, co o Moskwę: wielu polskich polityków traktowało współpracę z Ukrainą tylko jako środek osłabiania wpływów Rosji w naszym regionie.

W kategoriach “mniejszego zła" o stosunkach z Kijowem myślało też chyba polskie społeczeństwo: to było małżeństwo z rozsądku, nie z miłości, a przeszkodę dla zawiązania sympatii między Polakami a Ukraińcami stanowiły zaszłości historyczne. Ciągnąca się od lat sprawa Cmentarza Orląt, konflikty w Przemyślu, sprawa pomników poległych partyzantów z UPA... A także nie zagojone rany: mordy na Wołyniu czy akcja “Wisła".

W dodatku widząc, jak władza nad Dnieprem odchodzi od zasad demokracji i dryfuje w stronę Rosji, z coraz większą rezerwą odnosiliśmy się do kolejnych spotkań i manifestowanej przyjaźni prezydentów Kwaśniewskiego i Kuczmy. Jednak nawet wtedy, gdy po zabójstwie dziennikarza Georgija Gongadze kijowscy studenci rzucili wyzwanie władzy, budując na Chreszczatyku pierwsze “miasteczko namiotowe", i nawet, gdy ich protest został zdławiony, my ciągle skłonni byliśmy przymykać oko i popierać strategiczny sojusz z Ukrainą, ktokolwiek by jej nie reprezentował. Z przyjaźni pozostała chłodna kalkulacja.

Polacy tak mocno dawali się być przekonani o niechęci, jaką darzą ich Ukraińcy, że nie zauważyli zmian. Tymczasem ci z nas, którzy odwiedzali Lwów czy ukraińskie Karpaty, wracali zaskoczeni życzliwością, z jaką zostali przyjęci. Nie rozumieliśmy, że dla wschodnich sąsiadów jesteśmy najbliższym Zachodem. I że podobnie jak my czujemy większą sympatię do Niemców niż oni do nas, tak Ukraińcy lubią nas bardziej niż my ich.

Nowy podmiot: obywatele

I nagle wybuchła Pomarańczowa Rewolucja.

Polacy, co było dla wielu zaskoczeniem, masowo poparli walczących z “kuczmizmem" Ukraińców. Ujawniły się ogromne pokłady sympatii. Demonstracje czy koncerty odbywały się w wielu polskich miastach, a kolor pomarańczowy przez blisko dwa miesiące obowiązywał wśród młodzieży akademickiej. Joanna Skawińska pisała w miesięczniku “Wieź" (w korespondencji z Nowego Jorku), że “jeśli na Manhattanie spotkałam kogoś z pomarańczową wstążeczką, to zazwyczaj okazywał się on Ukraińcem albo polskim studentem". Starsi Polacy z sentymentem wspominali zryw “Solidarności", młodsi poczuli, że przyszedł ich czas walki o wolność. Ponad 3000 polskich obserwatorów spędziło Boże Narodzenie na Ukrainie, monitorując powtórkę II tury wyborów prezydenckich. Ilu zaś Polaków stało na Placu Niepodległości, ile polskich flag tam powiewało - tego nie wie chyba nikt.

Ukraińcy zobaczyli w Polakach przyjaciół. Na widok biało-czerwonej flagi mówili: Poliaky molodci (zuchy Polacy). Powszechne było przekonanie o kluczowej roli prezydenta Kwaśniewskiego w bezkrwawym rozwiązaniu konfliktu. Widok tłumów krzyczących zgodnie Polszcza, Polszcza uświadamiał, że w stosunkach polsko-ukraińskich coś się zmieniło.

I że po obu stronach pojawił się nowy podmiot: społeczeństwo, obywatele.

Dotąd przyjaźń deklarowali prezydenci, teraz - po raz pierwszy - zadeklarował ją Majdan i warszawska Aleja Szucha, gdzie pod ambasadą Ukrainy zbierały się tłumy. Potwierdziły to badania CBOS z grudnia 2004 r.: 81 proc. badanych twierdziło, że pojednanie między naszymi narodami jest możliwe (w maju 2004 r. - 60 proc.). A więc co piątego Polaka to właśnie Pomarańczowa Rewolucja przekonała, że jest szansa na wybaczenie win. Taka szansa może się nie powtórzyć. Tej sympatii nie wolno zmarnować.

Potrzeba (także) gestów

Aby przyjaźń dojrzewała, wymaga troski. Nie przetrwa bez gestów dobrej woli, z obu stron. Nie sposób przecenić porozumienia w sprawie Cmentarza Orląt. Sprawa ta była dla Polaków największą chyba przeszkodą. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że lwowscy radni nie do końca zrozumieli, jak wielka ciąży na nich odpowiedzialność. Ale i Polacy muszą zrozumieć, że dla Ukraińców zgoda na monument walczących nie tylko o polski Lwów, ale także przeciw Lwowowi ukraińskiemu, była czymś niezwykle trudnym. Wypada przypomnieć, że i my mamy swoje moralne obowiązki: stan ukraińskich cmentarzy po tej stronie granicy kontrastuje, niestety, z odnowionym Cmentarzem Orląt.

To jednak nie koniec wyzwań dla obu stron. Najwyższy już czas na wyraziste gesty pojednania. Wielu oczekiwało, że to właśnie oficjalne otwarcie Cmentarza Orląt może być wydarzeniem o takim znaczeniu. Niestety w trakcie polsko-ukraińskich pertraktacji otrzymaliśmy solidną dawkę Realpolitik, w której każda strona wyszarpała, ile była w stanie. Dla wielu zaangażowanych w proces pojednania to była gorzka pigułka. Czy można się więc spodziewać, że łyczakowskie uroczystości, choć niewątpliwie niezbędne dla dalszego pojednania, będą tym przełomowym gestem? Czas pokaże.

Skłania to do pytania, do kogo należy decydująca rola w dalszym procesie pojednania? Zwłaszcza że odeszli wielcy: Jerzy Giedroyc, Jacek Kuroń i Jan Paweł II, który w czasie pielgrzymki na Ukrainę mówił we Lwowie: “Niech dzięki oczyszczeniu pamięci historycznej wszyscy gotowi będą stawiać wyżej to, co łączy, niż dzieli, by razem budować przyszłość opartą na wzajemnym szacunku, braterskiej współpracy i autentycznej solidarności".

Otóż rola taka przypaść może właśnie Kościołom - nasze pojednanie ma być aktem ewangelicznej odwagi, a nie (tylko) sygnałem poparcia dla ukraińskich dążeń europejskich czy dobrym znakiem dla inwestujących we współpracę gospodarczą. Wprawdzie katolicy obu obrządków stanowią na Ukrainie tylko 15 proc. ludności, ale Kościół greckokatolicki jest największy na Ukrainie pod względem praktykujących wiernych. Co więcej, unici przeważają na zachodnich obszarach państwa, gdzie żywa jest ciągle pamięć o bolesnej historii.

Kościoły zrobiły już dla sprawy pojednania dużo i praca ta trwa. Od kilku lat 1 listopada na Cmentarzu Orląt i graniczącym z nim Cmentarzu Strzelców Siczowych biskupi obu obrządków wspólnie prowadzą modlitwy. Przykłady ostatnie, to ogłoszony 19 czerwca wspólny list o pojednaniu, podpisany przez biskupów rzymskokatolickich z Polski oraz greckokatolickich z Ukrainy albo słowa o pojednaniu, wypowiedziane podczas uroczystości otwarcia Cmentarza. Czy będą oddziaływać społecznie tak, jak wymiana listów między biskupami polskimi i niemieckimi w 1965 r.? Czas pokaże.

Nie tylko rurociąg

Pomarańczowa Rewolucja przyniosła też wzrost zainteresowania Ukrainą. Choć moda ta po części już minęła, dziennikarze uważniej niż kiedyś patrzą w stronę Kijowa. Duże nadzieje przynosi pierwszy numer czasopisma “Ukraďna" (wydawanego po polsku przez lwowskich intelektualistów), które może stać się dla obrazu Ukrainy w Polsce tym, czym dla obrazu Polski w Rosji jest “Nowaja Polsza". W Polsce z kolei rozpoczął się Rok Ukrainy.

Przy okazji wsparcia dla Pomarańczowej Rewolucji okazało się też, jak wiele działa w Polsce stowarzyszeń czy fundacji nastawionych na rozmaitą współpracę, organizujących wymianę młodzieży czy kontakty organizacji pozarządowych. Wielu z tych, którzy wspierali zimą Ukraińców, chce to robić dalej, widząc w tej współpracy szansę na budowanie nad Dnieprem społeczeństwa obywatelskiego. A więc to już nie tylko życzliwość, ale też konkretne działania.

Problem polega na tym, że władze obu krajów chyba jeszcze nie odnalazły się w nowej sytuacji: nie widzą, że dla stosunków polsko-ukraińskich ważniejsze niż rurociąg Odessa-Brody i równie ważne co poparcie dla wstąpienia Ukrainy do NATO i UE, jest budowanie stosunków międzyludzkich na poziomie najniższym, lokalnym. Organizacje pozarządowe, które wypełniają tę lukę, zasługują na wsparcie państwa. Bo nasze przyszłe relacje z Ukrainą zależą także od tego, czy znajdą się pieniądze na stypendia dla studiujących w Polsce Ukraińców. I od tego, jak Ukraińcy są traktowani na polskiej granicy.

GRZEGORZ PAC jest studentem historii UW, działa w Inicjatywie “Wolna Ukraina" (www.wolnaukraina.pl), która wspierała Pomarańczową Rewolucję i współorganizowała Polską Misję Obserwacyjną w czasie powtórzonej II tury wyborów w 2004 r. “Wolna Ukraina" działa dalej, obecnie m.in. pomaga w organizacji Roku Ukrainy w Polsce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2005