Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
“Tylko" dobry, ponieważ nastąpił po fantastycznie zakończonym 2004 roku, kiedy doszło do niezwykłego, spontanicznego zjednoczenia Ukraińców i Polaków nad Wisłą i na kijowskim Majdanie Nezałeżnosti, pod triumfującą pomarańczową flagą.
“Aż" dobry, ponieważ korzystne wydarzenia umykają uwadze w klimacie rozczarowania rozwojem sytuacji nad Dnieprem i obaw o marnowanie szans w relacjach dwustronnych.
Po czasie rewolucyjnego romantyzmu następuje czas realizmu, czas konfrontacji nadziei z rzeczywistością. Nie wygląda ona źle.
Polityka: wybory, wybory
Mijający rok w obu krajach zdominowały polityczne rozgrywki. Na Ukrainie - związane z przejmowaniem i dzieleniem władzy przez ekipę “pomarańczowych" oraz przygotowaniami do zbliżających się arcyważnych wyborów parlamentarnych w marcu 2006 r. W Polsce - z wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi. W gorączce tych procesów w obu państwach często brakowało woli i politycznej mądrości, aby skorzystać z pozytywnej energii Majdanu - energii, którą naładowana została zarówno większa część Ukrainy, jak i niemal cała Polska - do realizacji wspólnych projektów.
Dość wspomnieć problemy z realizacją “odwiecznego" projektu rurociągu Odessa-Brody, dyskutowane i nierozstrzygnięte kwestie uregulowania w Polsce statusu emigrantów zarobkowych z Ukrainy, uruchomienia polsko-ukraińskiego uniwersytetu, nieprzemyślane decyzje gospodarcze władz w Kijowie (m.in. w sprawie cofnięcia ulg inwestorom zaangażowanym w specjalnych strefach ekonomicznych) czy kontrowersyjne zachowanie lwowskich radnych w przeddzień uroczystego otwarcia Cmentarza Orląt. Na wielu tych sprawach odciskała swe piętno wielka polityka - ta międzynarodowa i ta krajowa. Polska i ukraińska.
Ustępująca ekipa rządząca w Warszawie nie miała pomysłu na zagospodarowanie sukcesu, jakim było wsparcie dla zwycięskiej Pomarańczowej Rewolucji, o czym przekonywająco pisał już w kwietniu Bartłomiej Sienkiewicz (“Czy będzie Grunwald nad Dnieprem", “Gazeta Wyborcza" z 26 kwietnia).
“Aby ropociąg Odessa-Brody-Płock mógł stać się projektem realnym, musi zostać pociągnięty do Gdańska, z możliwością eksportu do innych państw. (...) Ropa kaspijska ma określone parametry. Trzeba uczciwie powiedzieć, że nie do końca są nią zainteresowane nasze rafinerie, bo mają lepszą marżę i wyniki na ropie rosyjskiej. (...) Rurociąg możemy zbudować w każdej chwili, ale jeśli po dwóch stronach - dostawcy i odbiorcy - nie będzie zainteresowanych, to będzie to decyzja czysto polityczna. Rura może pozostać pusta. Nas nie stać na takie inwestycje" - tak z rozbrajającą szczerością ustępujący minister gospodarki Jacek Piechota opowiadał w listopadzie dziennikarzowi PAP o szansach “sztandarowego", strategicznego polsko-ukraińskiego projektu gospodarczego...
Z drugiej strony, promocja Ukrainy w Europie, prowadzona przez polskich polityków, okazywała się tym mniej efektywna, im bardziej niejednoznaczna okazywała się polityka nowych władz w Kijowie. Podejmowały one kontrowersyjne decyzje, często nieprzemyślane i populistyczne, uwzględniające już perspektywę wyborów parlamentarnych 2006 r. Stąd choćby najbardziej socjalny w historii Ukrainy budżet na rok 2005 (znowelizowany w marcu), stąd też okołobudżetowe decyzje, jak likwidacja z dnia na dzień ulg dla inwestorów w ukraińskich specjalnych strefach ekonomicznych. Miała ona na celu wprowadzenie równych szans dla działalności biznesowej i ograniczenie nadużyć mających miejsce w oparciu o strefy - a uderzała również w uczciwych inwestorów, w tym polskich.
Gospodarka: wbrew politykom
Czy po wyborach nad Wisłą i wiosną 2006 r. nad Dnieprem, nastanie era pragmatyzmu we wzajemnych relacjach?
Już dziś, w cieniu wielkiej polityki, miało miejsce wiele ważnych i pozytywnych wydarzeń. Dotyczy to także współpracy gospodarczej, która rozwijała się już w dużym stopniu niezależnie od polityki władz w Warszawie i Kijowie.
Ukraina stała się zatem w ostatnich latach dla Polski głównym rynkiem inwestycyjnym i najważniejszym - po Rosji - rynkiem eksportowym (w 2003 r. sprzedaliśmy nawet nad Dnieprem więcej niż w Rosji). Polskie inwestycje na Ukrainie rosną w tempie kilkudziesięciu procent rocznie.
Z drugiej strony, jeśli chodzi o inwestycje ukraińskie w Polsce, po dwuletniej prywatyzacyjnej epopei w 2005 r. sukcesem zwieńczone zostały starania spółki Związek Przemysłowy Donbasu o przejęcie Huty Częstochowa. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że decydowała tu w większym stopniu determinacja ukraińskiego inwestora aniżeli otwartość Polski na ukraińskie inwestycje i kalkulacja ekonomicznych i politycznych korzyści zaangażowania nad Wisłą czołowego podmiotu gospodarczego z Ukrainy.
W ślad za Donbasem do Polski wędrują inni ukraińscy potentaci: motoryzacyjny AvtoZAZ z Zaporoża przejął Fabrykę Samochodów Osobowych na Żeraniu, ratując warszawskie zakłady przed perspektywą bankructwa; finansowy - Prywatbank - nabył warszawski Budbank; do Polski “wybiera się" też jeden z ukraińskich wódczanych liderów, winnicka spółka Niemiroff.
Duże ukraińskie inwestycje w Polsce poprawiają statystykę współpracy inwestycyjnej, opierającą się dotąd na inwestycjach małych i średnich polskich firm na Ukrainie. Wypełniają treścią ekonomiczny wymiar współpracy, mocno do niedawna “odstający" od politycznego. Te inwestycje oznaczają ukraińską ekspansję na - nowe - unijne rynki i formę ekonomicznej integracji z Europą.
Warto odnotować jesienne uruchomienie gazociągu z Ukrainy do najbardziej na wschód wysuniętego polskiego miasta: Hrubieszowa. Ma on szansę na rozbudowę z lokalnego źródła zaopatrzenia w gaz i na włączenie do systemu ogólnokrajowego.
W październiku polsko-ukraińska kandydatura organizacji Mistrzostw Europy w 2012 r. nieoczekiwanie zakwalifikowana została przez jury do finałowego, przyszłorocznego etapu rywalizacji o tę wielką imprezę. Inspirująco na jury nie wpłynął na pewno druzgocący raport, wytykający zapóźnienia infrastrukturalne obu państw (choć Ukraińcy dysponują przynajmniej kilkoma stadionami z prawdziwego zdarzenia), ile pozycja Ukrainy i jej futbolowego kierownictwa w Europie. “To cud, że tak niewielkim kosztem dostaliśmy się do finału" - komentował prezes PZPN Michał Listkiewicz i dziękował swemu ukraińskiemu odpowiednikowi za skuteczność w “piłkarskiej dyplomacji". Jak donosiła polska prasa, wcześniej prezes PZPN już pogodził się z porażką, uznając za sukces samo zgłoszenie wspólnej kandydatury...
Społeczeństwo: od euforii do codzienności
Niezwykłe emocje, jakie nad Wisłą wywołały wydarzenia ubiegłego roku na Ukrainie - niemal powszechne poparcie dla Pomarańczowej Rewolucji i spontaniczne, bezpośrednie zaangażowanie dziesiątków tysięcy Polaków - więcej uczyniły dla pojednania niż wiele wcześniejszych przedsięwzięć polityków obu państw.
Polskie zaangażowanie było przyjmowane na Ukrainie entuzjastycznie; biało-czerwone flagi na Majdanie Nezałeżnosti przejdą do historii. Z kolei żyjący w Polsce obywatele Ukrainy mogli poczuć się wreszcie pewniej i normalniej: wśród przyjaciół, niemal jak w domu, a nie tylko “w drodze do..." - jak często moi ukraińscy znajomi (studenci czy emigranci zarobkowi) oceniali swój “polski etap" życia. Zostali dostrzeżeni i docenieni, tak jak doceniona została Ukraina - jako państwo pełnowartościowe, obywatelskie, które na wiele dni znalazło się w centrum światowej uwagi.
Wyniki badań CBOS z grudnia 2004 r. świadczą, że Pomarańczowa Rewolucja zaowocowała bardzo silnym wzrostem sympatii Polaków do Ukraińców, wzmacniając powolną wcześniej, choć konsekwentną poprawę “notowań" Ukraińców w oczach Polaków.
Także Polacy zyskali w oczach Ukraińców, przede wszystkim wśród aktywniejszej części społeczeństwa. Daje się to odczuć zwłaszcza na Ukrainie zachodniej i w Kijowie - tam, gdzie największe było poparcie i zaangażowanie po stronie rewolucji. W ankiecie telewizji “Kanał 5" - rok temu głównego medialnego zaplecza ówczesnej opozycji - przeprowadzonej przed niedawną wizytą w Kijowie prezydenta Kwaśniewskiego, blisko 90 proc. spośród kilkuset dzwoniących, na pytanie, kim jest dla Ukrainy Polska - wybrało odpowiedź: “przyjacielem" (tylko po kilka procent uznało, iż “konkurentem" bądź po prostu “sąsiadem").
Przez pierwsze pół roku polscy komentatorzy rozgrzewali swoich czytelników ciepłem energii, wyzwolonej pod koniec 2004 r., a Polacy mogli czuć satysfakcję. Im jednak dalej, tym gorzej, ponieważ gorzej działo się nad Dnieprem. Błędy “pomarańczowej" ekipy i ukraińskie “wojny na górze" przyczyniły się do zagubienia opinii publicznej - nie tylko w Polsce zresztą - w ocenie wydarzeń nad Dnieprem. Komentatorzy, którzy niedawno z zachwytem opiewali rewolucję i jej liderów, zaczęli coraz częściej pisać o “gniciu", “gorzkim smaku pomarańczy", “pomarańczowym neokuczmizmie" i zgodnym chórem donosić o narastającym rozczarowaniu samych Ukraińców.
Młodzież: Kijów i Rzym
Niezależnie jednak od dzisiejszej krytyki i sceptycyzmu - obraz triumfującej Ukrainy i Ukraińców pozostaje punktem odniesienia, ważnym składnikiem wizerunku współczesnej Ukrainy, zwłaszcza wśród ludzi młodych, wśród młodych Polaków.
To oni, młodzi, tworzyli awangardę polskich narodowych pielgrzymek minionego roku: najpierw na Ukrainę (w charakterze obserwatorów wyborów), a potem do Rzymu na pogrzeb Jana Pawła II, o czym tak pięknie pisał Michał Olszewski (“Gazeta Wyborcza" z 25 kwietnia).
Ci młodzi, nieobciążeni tak mocno jak starsze pokolenie silnymi wciąż stereotypami na temat Ukrainy, dostali szansę “odkrycia" zupełnie innego kraju. I nie chodzi o to, czy jest to wizerunek “zupełnie inny" w rzeczywistości: chodzi o to, że przyszłe polskie elity wyrastają na gruncie zupełnie innego wyobrażenia o Ukrainie. Jest to wyobrażenie o Ukrainie zwycięskiej, dzielnej, obywatelskiej, zasługującej na szacunek i godne miejsce w Europie.