Sąsiedztwo z widokiem na Cmentarz

Byli przeważnie nastolatkami. Umierali za Polskę. Zasłużyli, aby w ukraińskim dziś Lwowie spoczywać w pokoju. Polska i Ukraina mają trudną historię. Zasłużyły, aby żyć w zgodzie.

27.03.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Władze Ukrainy deklarują chęć rozwiązania konfliktu o Cmentarz Orląt we Lwowie. W oczach wielu Polaków miałby to być dowód wdzięczności za wsparcie udzielone Pomarańczowej Rewolucji. Prof. Jarosław Hrycak, lwowski historyk zaangażowany w rozwiązanie konfliktu wokół Cmentarza, przestrzega: - Jeśli Polacy kierowali się taką logiką, to lepiej byłoby popierać Janukowycza. On dałby rozkaz i sprawę by załatwiono.

Rzeczywiście, Ukraińcy powinni otworzyć Cmentarz z przekonania, a nie z poczucia obowiązku. Tylko czy do otwarcia dojdzie?

W historii tego sporu łatwo się pogubić. Porządkowanie Cmentarza ruszało i było wstrzymywane. Gdy osiągano kompromis w jednej kwestii, pojawiały się inne. Porozumień było wiele. W 2002 r. zapowiedziano otwarcie nekropolii. Okazja była dobra: pięciolecie podpisania przez prezydentów Kwaśniewskiego i Kuczmę “Polsko-Ukraińskiej Deklaracji Pojednania". Wydawało się, że nic nie stanie na przeszkodzie. Ale Cmentarza nie otwarto.

Z tchórzami nie honor

Cmentarz Orląt to część zabytkowej nekropolii Łyczaków. Spoczywają tu polegli w walkach o Lwów w latach 1918-1919, w tym studenci i harcerze. A także ofiary z 1920 r. Rzędy nagrobków, niektóre bezimienne. Nawet zimą na Grobie Nieznanego Żołnierza płoną znicze, leży wiązanka.

Spokój, porządek. Aż nie chce się wierzyć, jak tragiczny był los Cmentarza. Przez lata z polecenia władz sowieckich zamieniał się w ruinę. W 1971 r. przejechał po nim czołg. Zniszczył kolumnadę, zmiażdżył groby. Łuk Chwały, którego nie udało się zburzyć, do dziś nosi ślady dewastacji. Rozbito pomniki żołnierzy amerykańskich i francuskich (sojuszników Polski w wojnie z bolszewikami). W latach 70. przez nekropolię poprowadzono drogę. Część Cmentarza zaadaptowano na parking, część na wysypisko śmieci.

Przełom przyniósł rok 1989. Polska firma Energopol rozpoczęła prace porządkowe. Decyzję o ich wstrzymaniu - do uzgodnienia ostatecznego projektu rekonstrukcji - podjęli w 1995 r. lwowscy radni. Trzy lata później polski konsul złożył projekt odbudowy. Mimo pierwotnej zgody na polską propozycję inskrypcji na Grobie Nieznanego Żołnierza ta kwestia pozostaje sporna. Dyskusja trwała latami, bo strona ukraińska wykluczała takie sformułowania, jak “Obrońcy Lwowa", “Obrońcy Kresów Wschodnich", “Bohaterom poległym w obronie Kresów Wschodnich". Kolejny kompromis osiągnięto w 2001 r. Napis miał głosić: “Nieznanym Żołnierzom Bohatersko Poległym za Polskę w latach 1918-1920". Ale i ta wersja została oprotestowana.

- Problem napisu mnie śmieszy. Po obu stronach byli bohaterowie. Walczyć z tchórzami to niehonorowe - mówi Taras Woźniak, przedstawiciel władz obwodu lwowskiego ds. współpracy z zagranicą i zarazem naczelny pisma “Ji", skierowanego do intelektualistów.

W dyskusji emocje biorą górę nad argumentami merytorycznymi. Obie strony domagają się załatwienia sprawy z korzyścią dla siebie. Nie tylko osobie stojącej z boku, ale i uczestnikom sporu trudno jest cokolwiek zrozumieć. Np. Eugeniusz Cydzik ze Lwowa, prezes Towarzystwa Opieki nad Grobami, domaga się, by oddać Towarzystwu tzw. domek ogrodnika (mieszkał w nim opiekun Cmentarza). Na to odpowiada Andrzej Przewoźnik, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (ROPWiM): - Wyremontowaliśmy domek i jest tam ekipa polska, która opiekuje się Cmentarzem.

Cydzik dodaje: - Pomniki amerykańskich lotników i francuskich piechurów muszą wrócić na swoje miejsce, jak przed wojną.

Z tym zgadza się Przewoźnik. Ale wie, że to może być trudne: - Słyszałem opinię, i to z ust wydawałoby się poważnych ludzi, że to byli międzynarodowi terroryści. Amerykanie i Francuzi walczyli po polskiej stronie, ale z bolszewikami, nie Ukraińcami. Jednak Ukraińcy są na te argumenty głusi.

Sprawę wzajemnych roszczeń kwituje Hrycak: - Ja nie wiem, o co chodzi w tych groteskowych sporach. Przestałem je śledzić.

I co dalej?

Pomóc może śmiech

- Wiele myślałem o Cmentarzu - mówi Hrycak - i doszedłem do wniosku, że całą sprawę należy wyśmiać. To się nadaje do skeczu Monty Pythona. Racjonalne rozwiązania już zaproponowano. Pomóc może tylko śmiech.

Może Hrycak ma rację? Bo sprawa tkwi w martwym punkcie, wszyscy mówią, że chcą jej rozwiązania, ale ta deklaracja nie przekłada się na rzeczywistość. I wszyscy są też zmęczeni. Woźniak, gdy prosiliśmy o rozmowę o Cmentarzu, jęknął, czy nie ma już innych tematów? O zmęczeniu mówi też Przewoźnik: - Ale muszę tę sprawę doprowadzić do końca - dodaje. - Podjąłem zobowiązania choćby wobec potomków tych, co tam spoczywają. Cmentarz Orląt to prawie trzy tysiące mogił ludzi, którzy szczególnie zapisali się w polskiej historii. Nie możemy godzić się na jej fałszowanie. Polska i Ukraina mogą się różnić w ocenie wydarzeń, ale standardów humanitarnych należy przestrzegać.

Przewoźnik wcale nie domaga się uroczystego otwarcia: - Nie jestem zwolennikiem ani wyznaczania dat, ani ścigania się z czasem, z wyborami itp. Niech zostaną domknięte kwestie sporne. Wtedy można będzie zrobić uroczystość o pojednawczym wymiarze.

Przewoźnik nie jest we Lwowie lubiany. Wypowiadają się o nim nieprzychylnie zarówno Ukraińcy, jak i lwowscy Polacy. Zdaniem krytyków zależy mu na przeciąganiu konfliktu, bo dzięki niemu czuje się niezbędny.

Andrzej Przewoźnik nie chce komentować tych głosów: - Reprezentuję polskie interesy. Tak, jestem uparty, ale nie wymagam nic ponad to, co uzgodniliśmy. Naraziłem się i środowiskom polskim, i ukraińskim. To nie jest tak, że ja sobie coś wymyślam, a polska opinia publiczna popiera stronę ukraińską.

Rozmawiając ze stroną polską trudno oprzeć się wrażeniu, że jest podzielona. Polskie środowiska na Ukrainie mają żal do Warszawy o “apodyktycznie" podejmowane decyzje, same zaś w opinii polskich urzędników żyją resentymentami.

Także dyrektor Cmentarza Łyczakowskiego Igor Hawryszkiewicz twierdzi, że jest znużony powracającym tematem: - Wiem, że mowa o uroczystym otwarciu nekropolii z udziałem prezydentów. Ale przecież ten Cmentarz jest cały czas otwarty! Przyjeżdżają wycieczki z Polski, nikt im nie utrudnia wstępu.

Hawryszkiewicz też nie ma dobrej opinii ani u Ukraińców, ani u Polaków. Cydzik mówi o nim: kanalia. Przewoźnik w ogóle nie chce komentować postawy dyrektora.

W 1998 r. Hawryszkiewicz wydał rozporządzenie o wstrzymaniu prac na Cmentarzu i zastąpieniu polskich napisów na grobowcach ukraińskimi.

Wszystko przez "panów"

Ostatnie miesiące wpłynęły na zmianę postrzegania Polski przez Ukraińców.

- Moi starsi koledzy, którzy nie mieli wcześniej tyle sympatii dla Polski, teraz ją odnajdują. Aż sami są zdziwieni - mówi nam Hrycak.

Czy zatem należy oczekiwać postępu w sprawie Cmentarza? Niekoniecznie. Zdaniem Hrycaka Ukraińcy i Polacy żyją w różnych epokach. Ukraina jest w piętnastym roku niepodległości (co odpowiada Polsce z lat 1933-34). W polskim życiu publicznym dominowała wtedy inna logika, inne pola dyskusji. Inne widziano zagrożenia. Ukraińcy dopiero pozbywają się strachu: przed Rosją, rozpadem państwa, utratą niepodległości, upadkiem kultury. Ukraina w całości nie jest nacjonalistyczna, za wyjątkiem Zachodu, który z przyczyn historycznych podobny jest do Polski. Żyjący tam Ukraińcy to uczniowie polskiego nacjonalizmu.

Właśnie narodowa duma, zdaniem Hrycaka, stoi na przeszkodzie rozwiązaniu problemu. Po obu stronach. W Polsce kwestia Cmentarza pojawia się zawsze, gdy mowa o stosunkach z Ukrainą. Stawia się za punkt honoru doprowadzenie do uroczystego otwarcia. Dla wielu Polaków to miejsce święte, upamiętniające ofiary walki o niepodległość. Dlatego trudno im się dziwić, że chcieliby, aby nekropolia w jak największym stopniu przypominała tę przedwojenną, zaprojektowaną przez Rudolfa Indrucha, studenta Uniwersytetu Lwowskiego i uczestnika walk o miasto.

Jednak powrotu do dawnego kształtu Cmentarza już nie ma.

- Rodziny zrezygnowały dobrowolnie z wielu elementów nekropolii, choć miały prawo domagać się przywrócenia grobów w dawnym kształcie - mówi Przewoźnik. - Zaniechano tego, by wyjść naprzeciw stronie ukraińskiej. Stoimy jednak na gruncie porozumienia zawartego z władzami Lwowa w 1998 r. Wszystkie ważne decyzje, łącznie z tą dotyczącą napisu, zostały wynegocjowane we Lwowie przez tych panów, którzy dziś twierdzą, że to nie było we Lwowie, lecz w Kijowie.

O lwowskich radnych mało kto ma dobre zdanie. Woźniak przyznaje, że nie wierzy w ich kulturę polityczną. Hrycak mówi wprost, że lokalni politycy nie sprostali wyzwaniu, jakim jest Cmentarz. - Musi przyjść pokolenie polityków, którzy tę decyzję podejmą lekko i bez strachu - mówi historyk. - Część polityków myśli inaczej, ale boi się radykalnego czynnika podczas wyborów. A teraz zbliżają się kolejne.

Mimo że Cmentarz jest własnością miasta Lwowa, to trudno się dziwić polskiej stronie, że wolała problem omawiać w Kijowie. - Oczywiście, że liczymy na pomoc Kijowa. Polskę i Ukrainę obowiązuje umowa oparta o konwencję genewską dotyczącą troski o cmentarze. W jej rozumieniu partnerem dla nas jest rząd. Nigdzie na świecie cmentarzami wojennymi nie zajmują się samorządy - tłumaczy Przewoźnik. Ale dodaje: - Wierzę, że we Lwowie są ludzie, którzy podejdą do tematu tak, że Kijów przetrze oczy ze zdumienia.

Przewoźnik w przepychankach wokół Cmentarza widzi też pozytywy. Szybko przedyskutowano wiele spornych spraw historycznych. Ujawniły się środowiska chcące budować pomosty między narodami: - Dzięki sprawie poznaliśmy się lepiej.

Ale w postrzeganiu problemu panuje asymetria. Prawie każdy Polak słyszał o Orlętach. Natomiast na Ukrainie to konflikt lokalny, nie wychodzący poza przygraniczny Lwów. Nawet niektórzy mieszkańcy Lwowa przyznają, że nigdy nie byli na Łyczakowie. Przewoźnik uważa, że podobnie mogło być w Polsce. - Zabierając się do odnowy Cmentarza zakładaliśmy, że dokonamy tego w porozumieniu z Ukrainą, bo przecież nie przeciwko niej. To strona lwowska przyczyniła się do nagłośnienia sprawy u nas - przekonuje. - Odbudowę Cmentarza zaczęliśmy “po cichu". Pod koniec lat 80. o Cmentarzu wiedziały de facto tylko środowiska lwowskie w Polsce. To reakcje radykałów wywołały ogromne zainteresowanie.

Cydzik pokazuje plik zdjęć: czaszka z grobowca, zdewastowana mogiła, groby oblane farbą. Na kolejnej członkowie partii UNA-UNSO (Ukraińskie Zgromadzenie Narodowe-Ukraińska Narodowa Samoobrona) odkuwają polskie napisy z nagrobków. Te zdjęcia obiegły polskie media. Cydzik twierdzi, że rada miejska słucha się radykałów.

Czy grupka nacjonalistów może dyktować warunki w dużym mieście? - Nie odnoszą sukcesów politycznych. Natomiast wpływają na opinię publiczną i w czasie wyborów politycy ulegają ich presji - ocenia Hrycak.

Wspólna odpowiedzialność

Kto jeszcze wpływa na nastroje we Lwowie? Woźniak: - Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Gdy prześledzimy konflikty we Lwowie albo Przemyślu, zobaczymy, że w tle zawsze się ktoś czai. Nikogo nie złapano za rękę, a mi nie wypada mówić głośno.

Woźniakowi chodzi o Rosję, której ma zależeć na jątrzeniu między Polakami a Ukraińcami. Nie zgadza się z tym Hrycak: - Rosja już nie odgrywa roli w tym konflikcie. Po Pomarańczowej Rewolucji jej obecność jest słaba. Nie trzeba szukać trzeciej strony, jeśli idzie o odpowiedzialność. Tę ponosimy razem.

Polacy i Ukraińcy uczą się żyć w zgodzie od kilkunastu lat. Po II wojnie światowej Polska zniknęła ze świadomości sąsiadów. - Dla nas wyjazd do pobliskiego Przemyśla był ciężką wyprawą za granicę - mówi Hrycak. - Zgadnijcie, który Polak jest najbardziej popularny na Ukrainie?

Zgadujemy: papież? Nie. Wałęsa? Pudło.

- Anna German, spopularyzowana przez sowiecką estradę piosenkarka. No, znano jeszcze czterech pancernych - dopowiada lwowski historyk. - Gdy Wałęsa występował na Majdanie, ludzie pytali, kto to jest.

Ale Polacy też nie wiedzą, co dzieje się u wschodniego sąsiada. Na Ukrainie sprawa Wołynia czy Cmentarza Orląt nie jest tak ważna, bo Ukraina stoi przed wyzwaniem pogodzenia Wschodu kraju z jego Zachodem. - W porównaniu z tym problemem porozumienie polsko-ukraińskie jest dużo bardziej zaawansowane - twierdzi Hrycak.

Zarazem stosunki państwowe między Polską a Ukrainą są dobre. To Polska w 1991 r. pierwsza uznała niepodległość Ukrainy, otwierała konsulaty w jej miastach, potem nie wprowadzała wiz, choć inne kraje to robiły. A gdy wizy wymusiło nasze członkostwo w Unii, Ukraina nie wprowadziła obowiązku wizowego. - Możecie różnie mówić o Kwaśniewskim, ale my doceniamy, co robił w najtrudniejszych dla nas czasach - mówi Woźniak. - Nie chodzi o Pomarańczową Rewolucję, ale o to, co działo się 2-3 lata temu. Kwaśniewski nie utrzymywał stosunków tylko z Kuczmą, ale z 50-milionowym narodem. Polska pełniła misję łącznika Ukrainy z Unią i USA.

Z tej perspektywy, zdaniem Woźniaka, problem Cmentarza jest mały istotny.

Jeszcze szerzej postrzega to Hrycak: - Dla mnie Polacy nie muszą już robić ustępstw w sprawie Cmentarza. Róbcie to, co dotychczas, wspierajcie nasze aspiracje europejskie i euroatlantyckie. To są strategiczne sprawy. Pomarańczowa Rewolucja była pierwszą kwestią, w jakiej od dawna Bruksela i Waszyngton się zgodziły. I to dzięki Polsce. Sami rozumiecie, że z tego poziomu sprawa napisu na tablicy nie jest aż tak ważna...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2005