Wyznaczona godzina

Prezydenci Polski i Ukrainy podczas otwarcia Cmentarza Orląt we Lwowie wygłosili piękne mowy o pojednaniu i konieczności spojrzenia w przyszłość. Nie były to zarazem najbłyskotliwsze słowa, jakie w historii padały z ust przywódców narodów. Być może przy takich okazjach trudno ustrzec się banału. We lwowskiej uroczystości istotne były jednak nie słowa, tylko to, że wreszcie się odbyła.

03.07.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Otwarcie cmentarza i towarzyszący mu list polskich biskupów katolickich i ukraińskich biskupów greckokatolickich o pojednaniu Kościołów można porównać do wymiany listów polskich i niemieckich biskupów w roku 1965, gestu kanclerza Niemiec Willego Brandta, który uklęknął pod pomnikiem warszawskiego getta, oraz do uroczystości upamiętniających ofiary mordu w Jedwabnem. Było to wielkie zadośćuczynienie. W tym wypadku nie tyle za ofiarę złożoną przez spoczywających na Łyczakowie, ile za lata, które przyszło czekać, by miejsce ich pochówku otoczono właściwą czcią. Podczas uroczystości modlono się po ukraińsku i po polsku, w obrządku rzymskokatolickim i greckokatolickim. Modlili się duchowni prawosławni, modlił się również rabin. Uczczono pamięć Strzelców Siczowych i Orląt Lwowskich. Wszystko wyglądało tak, jakby między Polakami i Ukraińcami nigdy nie było waśni. W tym dniu myślano o tym co łączy, a nie, co dzieli. Tak jak piszą biskupi: “Wznieśmy się ponad polityczne poglądy i historyczne zaszłości, ponad nasze kościelne obrządki, nawet ponad naszą narodowość - ukraińską i polską. Pamiętajmy przede wszystkim, że jesteśmy dziećmi Boga. Zwróćmy się do naszego Ojca: »Przebacz nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom«".

Nieprzypadkowo słowa hymnów Polski i Ukrainy są do złudzenia podobne - jak podobne są języki, którymi mówimy - “Jeszcze Polska nie zginęła", “Szcze ne wmerła Ukrajina". Podobna, i tak samo tragiczna, jest historia dwóch narodów. Na otwarcie Cmentarza Orląt przyjechało wielu Polaków, ale też sporo Ukraińców. Przybyli, żeby wreszcie zakończyć wieloletni spór o cmentarz.

Symbol polskości

Otwarcie nekropolii przez lata wymieniano jako podstawę dla ułożenia poprawnych stosunków polsko-ukraińskich. Tymczasem na Ukrainie spór o Cmentarz Orląt był lokalny, nie wykraczał poza przygraniczny Lwów. Zwykli Ukraińcy, odmiennie od polityków, nie żyli sporem. Większości los nekropolii nie interesował wcale, we Lwowie tylko nieliczni orientowali się, co jest istotą konfliktu. W Kijowie prawie nikt o nim nie słyszał. Ukraińcy dość mają własnych problemów z historią. Ale Polaków może dziwić, co na temat Cmentarza mówią niektórzy Ukraińcy ze Lwowa. Są tacy, którym spór o nekropolię leżał na sercu nie mniej niż niejednemu Polakowi. Stefania Dziba, Ukrainka, która od dziecka mieszka we Lwowie, mówiąc o Cmentarzu Orląt nie może powstrzymać się od łez.

W czasach komunizmu rodzinę Stefanii wielokrotnie aresztowano za czytanie znajdującej się na indeksie polskiej i ukraińskiej poezji. Polacy często jej pomagali: - Jesteśmy tacy do siebie podobni, dotknięci i niepotrzebnie poróżnieni przez okrutną historię. Zwykli Polacy i Ukraińcy nawet podczas wojny potrafili być sobie bliscy. Kłócili się politycy, ci na górze, a ludzie żyli po swojemu i razem. Po co przez tyle lat były spory o ten cmentarz?

Polak, Adam Gajda, zna dzieje Cmentarza Łyczakowskiego bardzo dobrze, może jak nikt inny. Przed wojną mieszkał koło cmentarnego ogrodzenia, jego ojciec zarządzał cmentarzem do 1939 r. Opowiadał mu o spoczywających na cmentarzu Orlętach. Aż przyszła II wojna światowa, która zabrała Adamowi dom i dzieciństwo. Gajda pozostał we Lwowie, obserwował degradację nekropolii.

Nasz rozmówca pokazuje ziemię, na której - jak opowiadał mu ojciec - przed I wojną światową rósł gęsty sad. To właśnie na tej ziemi, części Cmentarza Łyczakowskiego, utworzono Cmentarz Orląt Lwowskich, polskich ofiar walk o miasto w latach 1918-1919 i wojny polsko-bolszewickiej z 1920 r. Gajda wspomina, jak w 1934 r. odsłaniano najpiękniejszą część cmentarza - Pomnik Chwały. Tworzył go Łuk Triumfalny, przy którym stały posągi dwóch lwów trzymających w łapach tarcze z napisami “Zawsze wierny", “Tobie Polsko". Łuk z pylonami łączyła ozdobna kolumnada. Przed oknami domu Gajdy rzeźbiarz wykuwał z piaskowca francuskiego piechura (Francuzi i Amerykanie wspierali Polskę podczas wojny polsko-bolszewickiej). Cmentarz był pomyślany jako symbol polskiego oręża i polskiej dominacji na tych terenach.

Nekropolia w przedwojennych wspomnieniach Gajdy jest piękna: zadbane groby, świeże kwiaty. Podczas wojny cmentarz nie uległ zniszczeniu. Polacy przychodzili go pielęgnować, tylko kilka kul trafiło w kolumnadę. W 1943 r., po śmierci gen. Władysława Sikorskiego żołnierze Armii Krajowej położyli wieńce z biało-czerwonych kwiatów i flagę polską na Grobie Nieznanego Żołnierza. Zatrzymała ich ukraińska milicja. Sam Gajda rozrzucał tu biało-czerwone ulotki “Polski walczącej". Po wojnie przyszły czasy najcięższe: i dla rodziny Gajdy, i dla Cmentarza Orląt. Całą rodzinę aresztowano. Matka dostała wyrok dziesięciu lat zesłania na Syberii. Adam uciekł z aresztu i do chruszczowowskiej odwilży w 1956 r. ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem Władysław Wolski.

Po wojnie, w czasach radzieckich rozpoczęła się dewastacja Cmentarza Orląt. Wjeżdżały na niego spychacze i buldożery. Nagrobki równano z ziemią. W latach 50. znikły pomniki francuskich piechurów i lotników amerykańskich.

Cmentarz zamieniał się w ruinę. Rosły sterty gruzu, pochodzącego ze zniszczonych grobowców. Ocalałe mogiły porastały chaszczami. Powstawało wysypisko śmieci. W 1971 r. na nekropolię wjechał czołg, zdemolował cmentarz, zburzył kolumnadę - łuku nie zdołał zburzyć.

W 1989 r. rozpoczęły się polsko-ukraińskie rozmowy na temat renowacji, a w 1990 r. firma Energopol rozpoczęła prace porządkowe. Odbudowę cmentarza, która - jak chcieli Polacy - miała mu nadać przedwojenny wygląd, zakończono w 2002 r. Od tamtego czasu nekropolia czekała na uroczyste otwarcie. Nie mogło do niego dojść, ponieważ spierano się m.in. o treść napisu na Grobie Nieznanego Żołnierza. Ukraińcy nie zgadzali się, by głosił on: “Obrońcy Lwowa", “Obrońcy Kresów Wschodnich", “Bohaterom poległym w obronie Kresów Wschodnich". Ostatecznie przystali na wersję: “Tu leży żołnierz polski poległy za ojczyznę".

Spierano się też o przywrócenie posągów lwów. Chcieli tego Polacy, dla Ukraińców zwierzęta były symbolem polskości Lwowa. Figury nie stanęły więc na cmentarzu. Zgodzono się natomiast na pomniki francuskiego piechura i amerykańskiego lotnika. Wszystkie te kwestie strona ukraińska wykorzystywała, by przeciągać spór: kiedy już miało dojść do otwarcia nekropolii, lwowscy radni blokowali je, przywołując któryś z argumentów. Nieprzypadkowo więc prezydent Aleksander Kwaśniewski powoływał się po uroczystości na rzadką wśród Polaków cechę: cierpliwość.

Nie oczekujmy więcej

Najważniejszy postulat Polaków został zatem spełniony. Podobno cmentarz otwarto niejako w podzięce za polskie poparcie dla Pomarańczowej Rewolucji. Może jest w tym element prawdy, ale takie spojrzenie wykrzywia obraz. Wprowadza do relacji obu narodów element “coś za coś", Ukraińcom przypisuje rozumowanie, że gdyby nie zaangażowanie Polaków w zwycięstwo Wiktora Juszczenki, pamięć poległym przed ponad osiemdziesięciu laty nie należałaby się. Takiej postawie przeczyły zresztą poprzedzające uroczystości przepychanki w Radzie Najwyższej Ukrainy. O otwarciu cmentarza tym razem nie zdecydował Kijów, lecz radni Lwowa - ci sami, którzy wcześniej blokowali uroczystość.

Gdy oburzamy się na Ukraińców za przeszkody, które piętrzyli na drodze do kompromisu, zapominamy, jak zachowują się polscy parlamentarzyści czy radni, gdy mają okazję wykorzystać sferę symboli dla politycznych celów.

19 czerwca w Warszawie i 26 czerwca we Lwowie biskupi greckokatoliccy z Ukrainy i rzymskokatoliccy z Polski wystosowali apel o pojednanie. Do tej pory w stosunkach polsko-ukraińskich słowa przeprosin i przebaczenia nie padały lub padały nader rzadko i nieśmiało. Dzięki wypadkom z listopada i grudnia 2004 r. oba narody w kierunku pojednania pokonały jednym skokiem przestrzeń kilkudziesięciu lat. Tę przestrzeń trzeba jednak wypełnić. Inaczej patrzenie w przyszłość, o którym tak ochoczo mówią prezydenci, będzie patrzeniem ponad głowami obu narodów. Wszak dla wielu Ukraińców piątkowa uroczystość była jedynie polskim świętem na ich terytorium.

Jeśli jednak chcemy pozostać wierni przesłaniu biskupów, nie oczekujmy już więcej od Ukraińców. Polscy żołnierze, polskie symbole państwowe, polskie pieśni i modlitwy na lwowskim cmentarzu 24 czerwca to wiele. Ważne, że Polakom udało się zachować równowagę między symboliką narodową, a umiarem, jaki obowiązuje gościa.

Teraz, gdy oczekiwaniom pokoleń Polaków stało się zadość, gdy już nic nie zagraża lwowskim Orlętom ze strony polityków i urzędników (choć wciąż można się obawiać jakichś chuligańskich prowokacji na cmentarzu), nic nie stoi na przeszkodzie, by zadać sobie trud spojrzenia na historię walk o Zachodnią Galicję ukraińskim okiem. Dziś Polska ma ten komfort, że pierwsza może powiedzieć: “przepraszamy".

Walka dwóch równych racji

Eklezjasta pisze: “Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem. / Jest czas rodzenia i czas umierania / (...) czas zabijania i czas leczenia / czas burzenia i czas budowania (...) czas miłowania i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju" (Koh 3, 1-8). Od czasu walk o Lwów minęło ponad 80 lat, lecz dopiero teraz - wraz z otwarciem Cmentarza Orląt - dla ofiar tamtego konfliktu nastał czas pokoju. Nie były nim lata II Rzeczypospolitej ani późniejsze dekady. Bo walki o Lwów nie były wydarzeniem pozbawionym przyczyn ani wydarzeniem bez dalekosiężnych skutków. Nie możemy oceniać ich nie znając historii poprzedzającego je konfliktu polsko-ukraińskiego w habsburskich Austro-Węgrzech, nie możemy czcić poległych nie wiedząc, że zwycięstwo polskiego oręża przypieczętowało na 70 lat los ukraińskich dążeń niepodległościowych, że było początkiem dyskryminacji Ukraińców w II RP, że źródłem tragedii na Wołyniu i akcji “Wisła" było także polskie zwycięstwo w walkach o Lwów.

Oddajemy cześć poległym w walkach o Lwów, ale pamiętamy, że idea niepodległości kosztowała życie nie tylko zawodowych żołnierzy, lecz również dzieci. Nie pyta o to polonistka, Helena Warda, która przyjechała na uroczystości otwarcia cmentarza, bo czuła, że to jej patriotyczny obowiązek. Myśli o Orlętach zawsze, gdy prowadzi lekcje w przemyskim liceum. Jej uczniowie mają po kilkanaście lat - jak niegdyś Orlęta walczące o miasto. Harcerze biorący udział w uroczystości deklarują, że nawet dziś byliby gotowi na śmierć w obronie ojczyzny. Anna Stańko z 7. Jarosławskiej Drużyny “Orły" ma 15 lat. Mówi, że gdyby wybuchła wojna, poszłaby walczyć. - Nie można czuć strachu, bać się śmierci, tak jak nie bały się jej Orlęta.

Pytamy, o co walczyły Orlęta, nie interesuje nas, o co walczyli Ukraińcy. A we Lwowie starły się przecież ze sobą dwie równe racje: patriotyzm ukraiński i patriotyzm polski, identyczne jak słowa hymnów narodowych.

Nie możemy wreszcie mówić o bohaterstwie Polaków zapominając, że nazajutrz po odsieczy dla miasta - 22 listopada 1918 r. - doszło we Lwowie do pogromu Żydów. Pochłonął on około stu ofiar, do pogromu tego nie pchnęła Polaków żadna “trzecia siła", a co więcej - brali w nim udział także polscy żołnierze.

Nie pojmiemy ukraińskich obaw - nawet jeśli były one rozgrywane przez lokalnych politykierów - nie patrząc krytycznie na polską historię. W państwie habsburskim Polacy woleli trzymać z Wiedniem przeciw Ukraińcom, to my odrzuciliśmy ukraińskie propozycje ugody. Nasza niepodległość przetrąciła kręgosłup ukraińskiej niepodległości. Nie pomógł jej nawet późniejszy sojusz Piłsudskiego z atamanem Semenem Petlurą - Ukraina bez Galicji Wschodniej nie miała szans przetrwania. Piłsudski mógł jedynie rzec: “Panowie, ja was bardzo przepraszam". Tak oto ukraińskim żołnierzom, którzy od 1920 r. walczyli u boku Polaków przeciw sowietom i którzy uczestniczyli w wyprawie kijowskiej, po pokoju ryskim kazano przestać marzyć o niepodległej Ukrainie. Wielu żołnierzy Petlury - sojuszników Polski - zostało w Polsce internowanych. Na emigracji pozostali już do końca, bezsilnie zza kordonu śledząc horror, jaki w latach 30. XX w. ich rodakom zgotował Stalin. Gdy więc zarzucamy aliantom, że po 1945 r. sprzedali Polskę Stalinowi, pamiętajmy, że nie byli pierwsi... Cenę za niepodległość Polski zapłacili Ukraińcy.

II Rzeczpospolita była dla pięciu milionów żyjących w niej Ukraińców państwem nieprzyjaznym. Państwem, w którym wpływy endecji na politykę wobec mniejszości narodowych były duże. Administracja rządowa tłumiła aspiracje Ukraińców, ograniczano ukraińskie szkolnictwo i narzucano język polski (między rokiem 1919 a 1939 liczba ukraińskich szkół zmniejszyła się z ponad 3,5 tysiąca do niespełna 150), burzono cerkwie (ponad 200) lub przekazywano je katolikom (ok. 150), polityka rolna służyła polskiej kolonizacji. Jeśli więc w 1929 r. powstała OUN - Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów - to jest ona w dużej mierze dzieckiem polskich nacjonalistów. To polityka II RP była wiatrem, zaś rok 1943 r. na Wołyniu - burzą, którą przyszło Polakom zebrać.

Jeszcze w 1918 r. Ignacy Daszyński mówił w parlamencie wiedeńskim: “Niechaj nas Bóg uchowa przed mieszaniem się trzeciego, przed tą austriacką biurokracją, która żyła z tego, że myśmy się zwalczali ze sobą!". Bóg nie uchował, a “trzeci" - czy byli nim Austriacy, hitlerowcy czy sowieci - rozgrywał spory polsko-ukraińskie do całkiem niedawna. Żadna ze stron specjalnie się nie opierała. Wszak do walki z UPA, a potem do akcji “Wisła" Polacy przystąpili ochoczo. Polskie zbrodnie w Pawłokomie czy Zawadce są nie mniej przerażające od działań banderowców.

I długo potem polskie elity nie miały Ukraińcom wiele do zaproponowania. Aż do czasów paryskiej “Kultury", Jacka Kuronia, uznania przez Polskę - jako pierwszej - niepodległej Ukrainy w 1991 r., ukraińskiej polityki Kwaśniewskiego, która, choć w czasach Leonida Kuczmy budziła kontrowersje, przyniosła skutek podczas Pomarańczowej Rewolucji.

Jacek Kuroń mówił przed dwoma laty w rozmowie dla “Gazety Wyborczej": “Jakkolwiek byśmy bilansowali wzajemne winy - liczbą zabitych, litrami przelanej krwi - tylko jeden bilans nie pozostawia żadnej wątpliwości. To nie Ukraińcy pozbawiali nas niepodległości, ale my Ukraińców, tylko w XX w. dwa razy, a może trzy, pomagając sowietom akcją »Wisła« i wcześniejszymi deportacjami polskich Ukraińców na Wschód. Z tak podstawowymi faktami nie ma co dyskutować".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2005