Prawosławny katolik

Dialog ekumeniczny między Kościołami katolickim i prawosławnym znajduje od pewnego czasu w impasie. Jednocześnie na Zachodzie od lat towarzyszy mu bardzo dobry klimat: katolicy życzliwie interesują się Wschodem. To zjawisko, choć może jeszcze nie masowe, wyraźnie widoczne jest i w Polsce.

16.01.2006

Czyta się kilka minut

Przywieziona z Przemyśla ikona Chrystusa przemienionego, umieszczona w poznańskim kościele Dominikanów, 2003 r. (fot. Karolina Sikorska - Agencja Gazeta) /
Przywieziona z Przemyśla ikona Chrystusa przemienionego, umieszczona w poznańskim kościele Dominikanów, 2003 r. (fot. Karolina Sikorska - Agencja Gazeta) /

Oczywiście tak nie jest wszędzie. Wielu ma ciągle jak najgorsze skojarzenia: połączenie historycznych zaszłości z niezrozumieniem czy lekceważeniem ("Nic tylko biją pokłony i się żegnają"). Aby w kościele w Wesołej ocalały malunki Jerzego Nowosielskiego, które parafianie chcieli zamalować jako "ruskie ikony", interweniować musiał konserwator. Ale wśród zaangażowanej religijnie inteligencji czy w duszpasterstwach akademickich zainteresowanie Wschodem jest niemal powszechne.

Jednocześnie często nie widzi się różnic między Cerkwią prawosławną a greckokatolicką czy innymi katolickimi Kościołami wschodnimi, a nawet bez świadomości błędu zamiennie używa się obu nazw. Bo wszystko, co nosi posmak wschodniej tradycji, przyjmuje się z zaciekawieniem.

- Nie całej tradycji - precyzuje ks. dr Jerzy Tofiluk, rektor Prawosławnego Seminarium Duchownego w Warszawie. - Są elementy niedostrzegane. Ale np. ikonografia czy śpiew liturgiczny budzą zainteresowanie nie tylko katolików, ale także protestantów. Rzymscy katolicy są na internetowych forach prawosławnych, na przykład cerkiew.pl, odwiedzają też sanktuaria: nie tylko unitów podlaskich w Kostomłotach, ale także prawosławne monastyry w Jabłecznej czy na Świętej Górze Grabarce.

Bez organisty

Najpopularniejsze są śpiewy cerkiewne - płyty czy koncerty - choć wielu słuchaczy tej muzyki nigdy nie było w cerkwi. A przecież śpiewy są w Kościele wschodnim integralnie związane z liturgią. Barbara Mindewicz śpiewa w scholi duszpasterstwa akademickiego. Od roku uczy się w jedynej w Polsce prawosławnej szkole pisania ikon. - Nam kościół kojarzy się z organistą, którego gra nie zawsze się podoba - tłumaczy. - A tu: cztery głosy. Pierwszy kontakt z muzyką prawosławną miała w Jarosławiu, na festiwalu Pieśń Naszych Korzeni. Pieśni Wschodu i Zachodu występują tu obok siebie, tworząc niepowtarzalny klimat modlitwy: - Często ci sami ludzie interesują się muzyką cerkiewną i tradycyjnymi pieśniami katolickimi - mówi. - Traktują to jako elementy jednego dziedzictwa, które na nowo trzeba odkrywać.

Pieśni inspirowane wschodnim chrześcijaństwem pojawiają się też coraz częściej w katolickiej liturgii. Nie przypadkiem okładkę dominikańskiego śpiewnika "Niepojęta Trójco" zdobi ikona Trójcy Świętej Rublowa. Ogromne znaczenie miała tu działalność André Gouzesa, dominikanina-muzyka, który w Tuluzie stworzył wspólnotę poszukiwań liturgicznych w oparciu o powrót do korzeni muzyki liturgicznej. To tu powstawał chorał o wyraźnie wschodnich inspiracjach, który na polski grunt wprowadzili właśnie dominikanie. Uroczysty hymn liturgii wschodniej, akatyst do Ducha Świętego i Bogurodzicy, bywa śpiewany na akademickich nocach czuwania.

W świecie ikony

W warszawskiej Księgarni Katolickiej św. Jana Chrzciciela ikony stoją obok zwykłych obrazków religijnych. Sprzedają się świetnie.

- Przyjęcie ikony do religijności katolika to już zjawisko masowe - mówi Mateusz Środoń, malarz ikon (a właściwie ikonopis; ikony się pisze). - Coraz więcej ludzi chce, żeby im namalować ikony na chrzest czy ślub.

Mateusz stworzył ostatnio ikonę bł. Józefa Stanki do kaplicy w Muzeum Powstania Warszawskiego, jest także autorem wystroju kościoła w Międzylesiu koło Warszawy. - Pozytywny odbiór wiernych jest dla mnie istotny. Celem sztuki sakralnej jest to, żeby ktoś mógł się przy niej modlić - wyjaśnia.

Jego spotkanie z ikoną zaczęło się na krakowskiej ASP. - Katalizatorem zainteresowań ikoną był dla mnie Nowosielski - mówi. - Dziś odczuwam kontrowersyjność tej postaci, ale w polskiej rzeczywistości kulturowej niosła ona ferment intelektualny, który przyciągnął wielu do wschodnich zainteresowań.

Po skończeniu Akademii Mateusz trafił na ponad rok do Szkoły Agiografii Bizantyjskiej Świętej Metropolii Pireusu. Był jednym z trojga katolików i spotkał się z ogromnie życzliwym przyjęciem.

Barbara Mindewicz w Policealnym Studium Ikonograficznym w Bielsku Podlaskim jest jedyną katoliczką, choć nie pierwszą. Uczyła się tu nawet pewna zakonnica. Gdy Barbara zaczęła interesować się malarstwem, trafiła na warsztaty "Droga ikony" jezuity Jacka Wróbla. - Poszłam tam uczyć się techniki. Zrozumiałam, że ikona to coś więcej - mówi.

Koledzy z Bielska nie dowierzali, gdy mówiła, że w jej środowisku zainteresowanie prawosławiem jest powszechne. Teraz jednak traktują ją "jak swoją". - Szkoła uczy, jak ikona jest rozumiana w prawosławiu - tłumaczy. - Nie jako dzieło sztuki, ale jako obraz święty. Najważniejsze, by ktoś, kto pisze ikony, modlił się i wierzył.

Więcej niż kółko plastyczne

W Krakowie warsztaty podobne do tych Jacka Wróbla prowadzi jego współbrat, ks. Zygfryd Kot. W Kaliszu odbywają się wakacyjne spotkania teoretyczne, od roku u dominikanów na warszawskim Służewie działa Studium Ikony i Chrześcijańskiego Wschodu, którego współorganizatorem jest Środoń. Przychodzi tu łącznie 45 osób, a na wykłady teoretyczne - prawie 130.

Uczestnik warsztatów, doktorant matematyki Marcin Sawicki, wrócił z Hiszpanii zafascynowany tamtejszą sztuką romańską. Zauważył jej podobieństwo do ikony. Zapisał się na warsztaty. Drugi powód był bardziej prozaiczny: - Chciałem sobie porysować - mówi. - Tak ogólnorozwojowo. Z czasem zmieniłem podejście.

Po ćwiczeniach każdy rozpoczął przygotowania do pisania własnej ikony. Marcin wybrał macedońską Matkę Bożą Pelagonitissę. - Szkicowanie kolejnych wersji stało się dla mnie jakąś formą modlitwy, przebywania z Bogiem i Jego Matką. Ikona zaczyna być ważna w moim życiu duchowym - opowiada, choć nie wiąże z nią żadnych poważnych zamierzeń. - Ale to bardzo ambitny plan: skończyć jedną ikonę - mówi. - Nie mogę powiedzieć, że moje zainteresowanie wiąże się z zainteresowaniem duchowością Wschodu w ogóle. Jeszcze nie. Ale mam też poczucie, że gdzieś mnie to prowadzi. Poza tym zachodnie malarstwo religijne jest dziś dużo płytsze.

- Nie wystarczy usiąść i namalować - wyjaśnia Basia. - Ważne jest uczestnictwo w liturgii i modlitwa. A jednocześnie ikona jest darem dla innych.

Na Akademii Mateusz próbował podjąć tematy religijne na gruncie realizmu, co zawsze kończyło się fiaskiem. - Tradycja ikony jest najprecyzyjniejszym językiem opisu doświadczenia chrześcijańskiego - mówi dziś. - To język najprawdziwszy, bo nie iluzjonistyczny. Uproszczenie w ikonie komunikuje na wstępie: to nie wyglądało dosłownie tak. To nie jest fotografia.

Czy tylko moda?

Moda na Wschód przyszła z Zachodu. To tutaj katolicy zaczęli śpiewać wschodnie pieśni, modlić się przed ikonami. W muzyce ogromne znaczenie miał ośrodek w Tuluzie, ale tak naprawdę Polaków do wschodu zbliżyło Taizé. Wschodnie inspiracje są w ich kanonach, od wspólnoty Polacy nauczyli się medytacji z ikonami.

W Polsce obie tradycje przez wieki stykały się ze sobą, czego świadectwem są choćby lubelska kaplica zamkowa, prezbiterium sandomierskiej katedry i wiślickiej kolegiaty oraz wawelska Kaplica Świętokrzyska.

W trzech pierwszych Władysław Jagiełło, w ostatniej - Kazimierz Jagiellończyk ufundowali freski bizantyjsko-ruskie. Ale dwie tradycje często były dla siebie konkurencją. A współistnienie skłaniało do podkreślania różnic. - To bariera psychologiczna, która rodziła się z podejrzliwości - tłumaczy ks. Tofiluk. - Na Zachodzie prawosławia właściwie nie było. Teraz, gdy świat stał się małą wioską, pojawiła się szansa, aby się poznać.

Wzajemnemu poznaniu służyła coraz liczniejsza obecność prawosławnych w zachodniej Europie i działalność np. paryskiego Instytutu św. Sergiusza, założonego przez rosyjskich teologów, którzy we Francji schronili się przed rewolucją. Książki tutejszych teologów, tłumaczone z francuskiego, rzadziej z angielskiego, trafiają na nasz rynek.

Obok publikacji np. Bractwa Młodzieży Prawosławnej, w księgarniach można znaleźć książki wydawnictw katolickich. Szczególne miejsce zajmuje seria "Bogosłowije" Wydawnictwa Księży Marianów. - Nie mogę powiedzieć, że te książki sprzedają się jak świeże bułeczki - mówi Ewa Jęczkowska z wydawnictwa. - Ale jest na nie od kilku lat stałe zapotrzebowanie.

Na zachodzie Europy zrodziły się pierwsze wspólnoty, które w swoją regułę wpisały duchowość chrześcijańskiego Wschodu. We Włoszech to Wspólnota Bose, we Francji Wspólnoty Jerozolimskie czy modlący się w rycie wschodnim żeński Karmel św. Eliasza w St. Rémy-lés-Montbard. Ostatnio siostry założyły filię w prawosławnej Rumunii. Szczególny jest też Monastere de l'Exaltation-de-la-Croix w belgijskim Chevetogne, gdzie pod rządami jednego opata żyją mnisi benedyktyńscy i prawosławni. Ostatnio koło Kartuz na Pomorzu zamieszkały siostry betlejemki, które kultywują wschodnią liturgię godzin i modlitwę związaną z ikonami.

Piękno

U podstaw zainteresowania katolików chrześcijańskim Wschodem leży z pewnością przyzwolenie Kościoła, które przez Jana Pawła II zostało zmienione w zachętę. Soborowy Dekret o Ekumenizmie zapoczątkował otwarcie na inne wspólnoty chrześcijańskie. Wcześniej... dość powiedzieć, że przed wojną wśród katolików panowało przekonanie, iż wejście do cerkwi jest grzechem.

Dużo mocniej zaznacza się istnienie katolickich Kościołów wschodnich. Widać to było choćby w liturgii papieskiego pogrzebu. Ale przyzwolenie to jeszcze mało. Skąd więc fascynacja?

- Trudno postawić diagnozę, zwłaszcza prawosławnemu - mówi ks. Tofiluk. - Po pierwsze inność, a jednocześnie świadomość bliskości. Rodzi się chęć poznania. Poza tym Kościół prawosławny jest bardzo tradycyjny, a we współczesnym świecie ludzie zaczynają potrzebować tradycji.

Barbara Mindewicz: - Prawosławie stwarza poczucie stałości i niezmienności. Panuje przekonanie, że oni cały czas kultywują naukę Ojców Kościoła. Na Wschodzie rzeczywiście przetrwało wiele z tego, co Zachód zatracił. Choćby układ świątyni, ikona.

- W prawosławiu piękno to jeden z najważniejszych przymiotów Boga - tłumaczy Barbara. - To bardzo działa na emocje. Tymczasem w większości przypadków zachodnia liturgia jest surowa. Coraz bardziej. Żadnych śpiewów, Msza skracana czasem do 20 minut. Tu między katolikami a prawosławnymi jest przepaść. Liturgia ma być czasem wyjątkowym. Gesty, kadzidło, procesja z ewangeliarzem - to wszystko jest bardzo ważne.

Niezwykłość liturgii Wschodu została również dostrzeżona przez Jana Pawła II. W Liście Apostolskim "Orientale lumen", poświęconym wschodniej tradycji chrześcijańskiej, Papież pisał: "Modlitwa liturgiczna na Wschodzie wykazuje wielką zdolność do ogarnięcia całej osoby ludzkiej: tajemnica jest wysławiana ze względu na wzniosłość swej treści, ale również z gorącym uczuciem, które wzbudza w sercu zbawionej ludzkości. W liturgii także ciało jest wezwane do oddawania czci, a piękno, które na Wschodzie jest jednym z najwspanialszych sposobów wyrażania Boskiej harmonii i wzorcem przemienionej ludzkości, ujawnia się wszędzie: w kształtach świątyni, dźwiękach, kolorach, światłach, zapachach. Przedłużona celebracja nabożeństwa, powtarzające się wezwania, to wszystko wyraża stopniowe utożsamianie się całej osoby ze sprawowanym misterium".

O. Tomasz Kwiecień, liturgista, z bólem przyznaje: - Ludzie często nie widzą piękna w zachodniej liturgii. Wiąże się to ze stanem zachodniej sztuki sakralnej, architektury, muzyki. Paradoksalna jest rola Soboru - tłumaczy. - Z jednej strony otworzył Kościół na mistyczną wartość Wschodu, a z drugiej, nasz rytuał jest przegadany i łatwo nim manipulować. Nie chcę powiedzieć, że rytuał zachodni jest zły z natury, ale że jest dużo bardziej podatny na zeświecczenie. Mam na myśli pewną atmosferę, która narosła wokół niego przez ostatnich czterdzieści lat i zafundowała nam taką, a nie inną formę celebracji w przeciętnej parafii. Banalną i płaską.

Uzurpacja?

Dla prawosławnych katolicka fascynacja Wschodem to duży znak zapytania. Niepokoi ich zwłaszcza los ikony na Zachodzie, a to ze względu na jej szczególne znaczenie dla ich wiary. Widząc tworzone dla zysku święte obrazy traktowane jako ozdoby albo - jeszcze gorzej - jako lokata kapitału, prawosławni reagują oburzeniem i nie stronią od mocnych słów.

Niepokój ten rozumieją katoliccy pisarze ikon. - Ja też bardzo często mam poczucie, że wielu katolików zabiera się za ikonę powierzchownie - mówi Mateusz Środoń. - Pojawiają się nowe tematy ikonograficzne, ale potraktowane płytko. Bierze się styl, bez tradycji.

Barbara Mindewicz tłumaczy jednak, że strach prawosławnych nie jest samolubny. Bierze się nie tyle z troski o własne dziedzictwo, ile z pragnienia, aby to, co najwartościowsze, oddać w dobre ręce. - To nie wynika z obawy, że ktoś zniszczy coś mojego, ale że zniszczy coś, co jest święte - mówi.

Dlatego ks. Tofiluk z życzliwością przygląda się katolickim zmaganiom. - Nie mam obaw, gdy katolik próbuje pisać ikony, jeśli będzie wykonywał je na potrzeby świątyń katolickich, nawet ze świętymi katolickimi. Jeżeli robią to szczerze, z potrzeby, jeśli to odpowiada ich pobożności, to czegóż więcej trzeba? Wszak Zachód przyjął orzeczenia kończącego ikonoklazm VII Soboru. To daje katolikom prawo, aby zajmować się ikoną.

Ale nie znaczy to, że można tolerować całkowitą dowolność poszukiwań. - Jeżeli widzi się bizantyjską ikonę podpisaną Hagios (gr. święty) Mahatma Gandhi, to musi budzić sprzeciw - mówi ks. Tofiluk. - Jeżeli pewne formy tradycji staną się wspólnym dobrem, to nie widzę w tym nic złego. Natomiast trzeba jasno powiedzieć, że jest ona od wieków związana ze Wschodem.

O. Kwiecień przypomina czasy, gdy prześladowani na Wschodzie przez ikonoklastów twórcy ikon znaleźli schronienie w Italii, u papieży. I że liczni teologowie katoliccy badają teologię wschodnią, a w Rzymie istnieje Collegium Russicum. - Świetnym tego przykładem jest najlepsza chyba książka o ikonie Rublowa, "Inny Paraklet" Gabriela Bunge, benedyktyna. Zachwycony nią rosyjski literaturoznawca Siergiej S. Awerincew pisał: "Czy mam żałować, że ze strony rosyjskiej (...) niczego równego nie dokonano? Czy też wręcz przeciwnie - dać wyraz czystej radości, że ikona (...) została tak znakomicie objaśniona przez benedyktyńskiego mnicha z Zachodu? Zapewne to ostatnie".

Wedle całości

Intensywność wymiany między Wschodem a Zachodem każe spytać o tożsamość obu nurtów. - Eklektyzm nigdy nie wychodził na dobre. Nie ma obawy, że cały Zachód przejmie tradycję Wschodu lub na odwrót - mówi ks. Tofiluk. - Niczego się nie wyzbywamy. Jeśli prawosławni wezmą pewne elementy pobożności z Kościoła zachodniego, by pomóc w pielęgnowaniu własnej tradycji, to bardzo dobrze.

Przytakuje mu o. Kwiecień: - To jest normalne i tak było zawsze. Jest jedno chrześcijaństwo, jedna ortodoksja, różnice są detaliczne.

Jan Paweł II, wielki promotor komplementarnego myślenia o "dwóch płucach chrześcijaństwa" - jak nazywał tradycje Wschodu i Zachodu - pisze w "Orientale lumen": "Niektóre aspekty objawionych tajemnic czasem znajdują stosowniejsze ujęcie i lepsze naświetlenie u jednych niż u drugich, tak że trzeba powiedzieć, iż te odmienne sformułowania teologiczne nierzadko raczej się wzajem uzupełniają, niż przeciwstawiają".

To, co na Wschodzie lub Zachodzie najpiękniejsze, stanowić może dar dla całego Kościoła. - Chrześcijaństwo z natury jest apostolskie i otwarte. To, co jest bogactwem jednej tradycji, powinno być bogactwem całego chrześcijaństwa - ocenia ks. Tofiluk. - Żeby poznać samego siebie, żeby zrozumieć i przyjąć własną tradycję jako pewną i autentyczną, trzeba również poznać inną tradycję.

Czy jednak katolicki kapłan nie wolałby, aby wierni szukali "na własnym podwórku"? - Oczywiście, że wolałbym - odpowiada o. Kwiecień. - Natomiast często przez tradycję wschodnią dochodzi się do zachodniej. Tak było choćby z nami, polskimi dominikanami: od inspirowanych tradycją wschodnią śpiewów Taizé, potem André Gouzesa, przeszliśmy aż do chorału gregoriańskiego i coraz lepiej się w nim odnajdujemy. Do tradycyjnego, hieratycznego śpiewu tradycji łacińskiej łatwiej się dostać z chorału Gouzesa niż z popularnych, oazowych piosenek religijnych - dodaje. - Między śpiewem greckim czy koptyjskim a chorałem można dostrzec wiele podobieństw. Kultywując tradycję łacińskiego śpiewu nie oddalimy się od tradycji wschodniej, ale zbliżymy się do niej dużo bardziej niż przez współczesny melanż, który miewamy w naszych kościołach. Wolę inspirowaną rosyjskim prawosławiem polifonię niż szansonetki przy gitarze.

- Zresztą - kontynuuje dominikanin - nie mam poczucia, że to obca tradycja. To moja tradycja! Tradycja niepodzielonego chrześcijaństwa, pierwszych sześciu wieków i pierwszych orzeczeń doktrynalnych. Gdy mówię "Wierzę w Boga", to mówię Credo ukute w IV w. także na Wschodzie, w Nicei i Konstantynopolu.

Mateusz Środoń: - Jak mówił Jan Paweł II, naturalne dla organizmu jest oddychanie dwoma płucami. Poprzez grzech podziału byliśmy tego przez wiele set lat pozbawieni.

O. Kwiecień: - Przecież "katolicki" znaczy kathakolon, "wedle całości".

Ku jedności

Jan Paweł II pisał w "Orientale lumen": "Jestem przekonany, że ważną drogą wzrastania we wzajemnym zrozumieniu i w jedności jest pogłębianie wiedzy o sobie nawzajem. Synowie Kościoła katolickiego znają już drogi, jakie Stolica Apostolska im wskazała, aby mogli osiągnąć ten cel: poznawanie liturgii Kościołów Wschodu; pogłębianie znajomości tradycji duchowych Ojców i Doktorów Wschodu chrześcijańskiego".

- Papieżowi chodziło o to, aby był "przepływ" - tłumaczy Mateusz. - Aby pokłady wiary chrześcijan Wschodu były dla nas istotne, budowały nas i Kościół jako całość.

Ks. Tofiluk komentuje papieską metaforę dwóch płuc: - Przez wieki narosło wiele nieporozumień i nadinterpretacji z winy jednej lub drugiej strony. W wyniku podziału straciliśmy wiedzę o sobie nawzajem. Poznanie pozwala przybliżyć się, zrozumieć, że różnice czasami nie są tak bardzo duże. Podkreślanie wspólnych elementów tradycji pozwala też lepiej pokazywać jego bogactwo współczesnemu światu. Ale do prawdziwej jedności to jeszcze za mało. Potrzebny jest dialog teologiczny, dogmatyczny.

Mateusz Środoń wyznaje: - Wychował mnie Kościół rzymski. To moja Matka, której nie mogę się wyprzeć. A jednocześnie wiem, że moją dojrzałą wiarę w bardzo istotny sposób budowałem w oparciu o doświadczenie duchowe Kościoła wschodniego. Czuję się dzieckiem obu Kościołów i członkiem Kościoła, dla którego Chrystus pragnął jedności. Utożsamiam się z określeniem "prawosławny katolik".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2006